Wpis który w tym momencie powstaje, od samego początku jest wynikiem pomyłki. Pomyłki błogosławionej, ale o tym na koniec. O co poszło? Otóż kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że Małgorzata Domagalik do kolejnego programu zaprosiła lidera czarno-metalowego zespołu o dźwięcznej nazwie Behemoth, Adamem Darskim, uznałem że muszę najpierw ten wywiad obejrzeć, a następnie skomentować go na tym blogu. Ktoś mnie spyta, jak to możliwe, że jeszcze przed zapoznaniem się z wymianą między Domalgalikową a tym Darskim, wiedziałem że będę w ogóle miał powód, by o czymkolwiek pisać? Tu właśnie tkwił ten błąd. Ja znam trochę Małgorzatę Domagalik i równie trochę Darskiego, i to czym on się zajmuje. I z tej wiedzy mogłem wnioskować, że zapowiadana rozmowa potoczy się w bardzo jednoznacznym kierunku. Domagalik będzie go pytała o diabła, a on będzie ją sobie skutecznie owijał wokół palca, i na koniec programu zostawi ją w takim stanie, że ona będzie wiedziała tylko jedno. Żadnego diabła nie ma, jest tylko słońce i drzewo i wieczna pustka, albo coś równie chorego, a sam Nergal – on sam na siebie tak woła – jest przemiłym, oczytanym i wybitnie inteligentnym chłopcem o ujmującym uśmiechu. A wiedząc że tak będzie – nawet nie dlatego że Domagalik jest zwyczajnie głupia – ale z tej prostej przyczyny, że na kogoś takiego jak ten Nergal można wyłącznie wysyłać doświadczonego egzorcystę, a jak egzorcysta nie da rady, to po prostu snajpera, a nie jakąś telewizyjną gwiazdkę, pomyślałem sobie, że będzie trzeba dać świadectwo. Żeby przynajmniej w ten sposób spróbować zrównoważyć publiczne szkody, jakie niewątpliwie Domagalik swoją blond-bezmyślnością narobi.
I oto, od samego początku programu widać biło, że nic z tego nie będzie. Że nawet ja – ze swoim naprawdę bardzo krytycznym poglądem na intelektualne możliwości Małgorzaty Domagalik – nie doceniłem stanu w jakim ta nieszczęsna kobieta się znajduje. Od samego początku, od pierwszego spojrzenia, od pierwszego słowa, widać było że Domagalik jest w najbardziej przykry sposób w tym Nergalu zakochana. Zakochana w taki sposób, jak pewien typ nauczycielek zakochuje się w niektórych bardziej przebiegłych uczniach, czy panie psychoterapeutki w psychopatach, których miały zbadać i już w pierwszym dniu okazało się, kto tu w tym pojedynku jest intelektualnie sprawniejszy. Od momentu jak ona wybłagała, żeby Darski pozwolił do siebie mówić „Adamie” i do niej zwracał się per „Małgorzato”, przez prośbę, żeby pozwolił sobie zrobić z nią zdjęcie, po finałowe „Fajnie z tobą rozmawiać”, to co Małgorzata Domagalik odstawiła na oczach telewidzów było tak straszne, że w pewnym momencie zacząłem się autentycznie obawiać, że ona za moment poprosi go nagle, żeby pozwolił jej dotknąć swojego tatuażu, albo wręcz żeby ją pocałował. Teraz już wiem, dlaczego program, który na samym początku był nadawany na żywo, od pewnego czasu jest już nagrywany. Widocznie kierownictwo TVN-u zna Małgorzatę Domagalik odpowiednio dobrze, a głupio zrywać umowę.
Skoro nie było o diable, to o czym było? O wszystkim. O życiu, o muzyce, o dzieciństwie, o szkole, o ukochanej gitarze, o miłości, o pięknie, o książkach. Domagalik mówiła mu o tym, jak jej się podoba jego muzyka, jej intensywność i ta „ściana dźwięku” i te emocje, a sam Darski przez cały czas był cudownie elokwentny, sympatyczny, uśmiechnięty, elegancki… no i piękny. Przepiękny. Dlaczego? Skąd? W jaki sposób? Domagalik go o to nie pytała. Nie miała ani siły, ani chęci, ani potrzeby. W końcu on sam, widząc że traci czas, i zamiast mówić o sprawach ważnych, musi odpierać awanse jakiejś pani, nie wytrzymał i parę razy powiedział nam, o co chodzi. Sam z siebie. W końcu on tam też nie był po to żeby się polansować – jemu to jest naprawdę niepotrzebne – ale żeby, tak jak my, dawać świadectwo. A więc powiedział na przykład, że jego wszystkie piosenki są „o miłości i Jezusie”. Czy o miłości do Szatana i nienawiści do Jezusa? On tego nie powiedział, a ona oczywiście nie spytała. Ale z uśmiechu – jej i jego – widać było, że jest dobrze. I cudownie. Ale wspomniał też i o samym Szatanie – bez pytania, bez potrzeby. Że jest mądry i elegancki, i sympatyczny i wyszczekany. I że jego bardzo bawi, kiedy widzi jak ludzie ulegają temu urokowi bardziej niż choćby tej jakiejś Biblii.
Pod sam koniec rozmowy, Małgorzata powiedziała, że to taki paradoks, że on swoją pierwszą gitarę kupił za pieniądze, które otrzymał z okazji Pierwszej Komunii. A Mistrz jej na to z miłym uśmiechem, że to rzeczywiście piękne. Naprawdę piękne. I na to mój syn, o którym już tu wspominałem, że on z całą pewnością ma w sobie coś szczególnego, zawołał wesoło: „O! To on jest ochrzczony! W ten sposób jest, jak my, Dzieckiem Bożym. I już go nic nie uratuje”.
Przed chwilą pewien mój bardzo bliski kolega powiedział mi, żebym się tak nie cieszył. Bo choć wszyscy należymy do Boga, to jednocześnie jesteśmy doskonale wolni i możemy Bogu powiedzieć „nie”. No tak. To jest prawdziwa tajemnica. To jest tajemnica naszej wiary, naszego upadku i Jego miłości. Okazuje się, że jednak warto czasem oglądać ten TVN. Dla takich refleksji? Jeśli idzie o mnie, gotów byłbym nawet za to płacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.