Nie wiem, jak jest w innych częściach kraju, ale u nas w Katowicach za darmo rozdają tzw. Metro. Oczywiście, ile razy mam okazję, to – podobnie jak ulotki od dzieci – biorę ten papier, składam go do wielkości kieszeni i wrzucam do najbliższego kosza na śmieci. Dlaczego ‘oczywiście’? No bo czemu nie? W końcu ci ludzie tam stoją po to, żeby wszystkie je rozdać, prawda? A mnie to wyciągnięcie ręki przecież nic nie kosztuje? Czy nie tak? Dlaczego natomiast nie czytam Metra? Swoje powody mam od bardzo dawna, a dzisiaj opowiem zaledwie o ostatnim z nich. Niezwykle mocnym. Jak pięść Lenina.
A więc, tak się składa, że moja starsza córka, dojeżdżając na uczelnię do Sosnowca, zawsze bierze Metro i czyta je od deski do deski w autobusie. Tak ma. Ja nic na to nie poradzę, a poza tym – jej sprawa. Jest dorosła i odpowiada za siebie. Co ja miałem do zrobienia, to już starałem się zrobić wcześniej. Dalej moja rola się kończy. Następnie przywozi Toyahówna to Metro do domu i, już pewnie bardziej z nudów, czyta je do obiadu. Później ono się pałęta po stole, aż trafi do śmieci. Wczoraj jednak leżało jakoś dłużej i trafiło na mnie. Zajrzałem, przeczytałem… i oto co już wiem. Najpierw tytuł: „Pielęgniarka Ewa jednak istniała”. A poniżej tak:
„W debacie wyborczej w 2007 r. Donald Tusk, mówiąc o zarobkach pielęgniarek, powołał się na rozmowę z panią Ewą ze szpitala w Skarżysku-Kamiennej. Dziennikarz TVN Tomasz Sekielski w filmie Władcy Marionetek dowodzi, że taka osoba nie istnieje. Na stronie internetowej premiera opublikowano oświadczenie z 2007 r. w którym kobieta imieniem Ewa zezwala na podanie jej pensji do publicznej wiadomości. W imieniu premiera rozmawiali z nią współpracownicy szefa PO. Zamieszczono także list dyrektora szpitala do Sekielskiego z 2008 r., w którym dyrektor informuje dziennikarza, że kobieta pracuje w skarżyskim ZOZ-ie”
Ponieważ powyższa informacja zrobiła na mnie wrażenie wręcz porażające, zwróciłem się do mojego syna, który i jest bardzo zainteresowany tym co się u nas dzieje i w dodatku jeszcze wykazuje w tych sprawach niezwykłą czujność i zdrowy rozsądek, żeby rzucił na to okiem. On spojrzał, przeczytał i powiedział coś w stylu: „O kurcze, niedobrze!” Kiedy go spytałem, co niedobrze, powiedział mi, że niedobrze, bo okazuje się że Sekielski został przyłapany na kłamstwie. Właśnie tak.
Podkreślam jeszcze raz. On nie jest pierwszym z brzegu przypadkowym obserwatorem. Interesuje się polityką, stawia bardzo dobre diagnozy, no i – co równie ważne – oglądał dokument Sekielskiego. A więc wie, co tam było, a przynajmniej wiedzieć powinien. I teraz, przy tym wszystkim, przeczytał mój syn informację z Metra i ją łyknął dokładnie według zamierzeń polityków Platformy, autorów, redaktorów, a pewnie i władców Metra. A więc mamy zmartwienie. Bo skoro on łyknął, to łyknęło mnóstwo innych, nie wykluczam że może i wszyscy. A skoro łyknęli, to znaczy że to jednak działa. I to już może martwić.
Wszystkim tym, którzy nie oglądali filmu Sekielskiego, ale też tym, którzy go oglądali, ale niewiele im to dało, przypominam. Początkowa sekwencja o pielęgniarce Ewie wygląda tak, że Sekielski rozmawia z Adamem Łaszynem, zawodowym kłamcą, który w roku 2007 pomagał Tuskowi prowadzić kampanię, i chyba też przygotowywał go do debaty z Kaczyńskim. Poza Łaszynem, rozmawia Sekielski z pielęgniarkami w Skarżysku-Kamiennej, dyrektorem tamtejszego szpitala, no i próbuje o tę Ewę pytać Tuska, choć tu akurat bez efektu. A więc wszystko zaczęło się od tego, że w telewizyjnej debacie Tusk, chcąc pokazać, że jest człowiekiem bliskim zwykłym ludziom, mówi, że rozmawiał z „pielęgniarką Ewą” ze Skarżyska i ona mu powiedziała, ile zarabia. Sekielski próbuje się na to dowiedzieć od wszystkich swoich rozmówców, czy jest tam jakaś Ewa, z którą rozmawiał Tusk, i wszyscy mu tłumaczą, że nie ma takiej możliwości. Że Ew jest dużo, ale gdyby któraś z nich rozmawiała z kimś takim jak Tusk, to z pewnością cały szpital by o tym wiedział. Sam dyrektor szpitala – ewidentny krętacz – staje na głowie, żeby nic nie powiedzieć, ale i tak w końcu wyjaśnia, że tam kręcili się jacyś przedstawiciele sztabu wyborczego Platformy i on im jakieś kwity tam dał. Jak idzie o Łaszyna, ten wyłącznie uśmiecha się głupkowato i zaklina się, że pomysł z Ewą nie był jego, tylko pewnie kogoś ze sztabu Tuska. Że on akurat by czegoś tak marnego nie wymyślił. Ani w jednym punkcie tego filmu nie pada informacja, że żadna pielęgniarka o imieniu Ewa nie istnieje. Wręcz przeciwnie, że pewnie takich jest kilka, bo Ewa to popularne imię. Tyle tylko, że z całą pewnością żadna z nich nie rozmawiała z Donaldem Tuskiem. Ani Sekielski, ani nikt inny, ani przez moment nie sugeruje, że żadna z tych Ew czegoś nie podpisywała. Odwrotnie, pielęgniarki opowiadają, jak one podały wysokość swoich pensji, i z tych pensji ktoś obliczył średnią, i ta średnia została przypisana do jakiejś pielęgniarki Ewy. Dyrektor – jak już pisałem – w sposób oczywisty kręci, ale i tak, z tego co pokazuje Sekielski, wynika wyłącznie, że sztab Platformy przeprowadził jedną ze swoich akcji w szpitalu w Skarżysku, do tej akcji wykorzystał pomoc dyrekcji szpitala, a Tusk bezczelnie kłamał. I tyle.
Już pisałem w jednym z poprzednich wpisów, że sprawa pielęgniarki Ewy w ogóle nie jest istotna. Przy tych zmielonych podpisach, czy przy kasie obiecanej piekarzowi przez Palikota, czy choćby nawet przy tych kilku ujęciach, na których widzimy Donalda Tuska bez maski, ta Ewa to nic. To zero. Ale, ze zrozumiałych powodów, akurat właśnie owo Skarżysko znalazło się w samym oku dyskusji. I akurat to, zostało wykorzystane do – tandetnego i tak wyjątkowo niskiego – uderzenia w film Sekielskiego. I właśnie to pokazało nam tak dobitnie, jak to właśnie dziennikarze kłamią co najmniej równie intensywnie jak politycy. Tyle że, niestety, skuteczniej. I o tę skuteczność chodzi. Politycy, jak wiemy, rozliczani są z każdego słowa. Każde ich kłamstwo, każde oszustwo, prędzej czy później, zostanie im wyciągnięte. I jeśli zbierze ich się wystarczająco dużo, może doprowadzić nawet do końca ich nędznej kariery.
Dziennikarze robią wszystko, żeby tę sprawiedliwość powstrzymać. Robią to w poczuciu absolutnej bezkarności i – co gorsza – w słusznym przekonaniu o skuteczności tych swoich brudnych aktów. Gdyby moje obawy, wyrażone w dedukcji, że skoro mój syn, to czemu nie wszyscy, okazać by się miały słuszne, to niech nas Bóg broni. I przed politykami i jeszcze bardziej przed dziennikarzami. I przede wszystkim, przed naszym osobistym lenistwem. A jak już idzie o Sekielskiego, to apel może być tylko jeden – niech on jednak zacznie pracować nad kolejnym filmem. Wprawdzie najprawdopodobniej nic z niego nie wyjdzie, ale może chociaż trafi do Internetu. W końcu po coś ten Internet mamy, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.