niedziela, 7 marca 2010

E-tyczka, e-czasy i zwykłe słowo



Skoro jesteśmy w temacie, to chciałem opowiedzieć o czymś jeszcze, co, jeśli idzie o telewizję, załatwiło mi tę niedzielę. Cóż takiego się stało, że nagle zacząłem słuchać Magdaleny Środy, jak tłumaczy red. Miecugowowi tajniki swojego przebiegłego umysłu, nie będę opowiadał. A to z tej prostej przyczyny, że jednych to nie interesuje, a z kolei ci, którzy chcieliby to wiedzieć, i tak mi nie uwierzą. Ale, jak mówię, stało się. Zobaczyłem dziś w telewizorze Magdalenę Środę, usłyszałem jak mówi, i jej słowa oplotły mnie i oblepiły, i pozostawiły ślad, który sprawia, że już nigdy nic nie będzie takie jak było.
Kim jest Magdalena Środa nie będę tłumaczył, i to nie koniecznie dlatego, że już tu kiedyś poświęciłem jej swój cały wpis, ani też dlatego, że już tu o niej wspominałem przy innych okazjach. Przede wszystkim, każdy wystarczająco obyty we współczesnych zawirowaniach naszego polskiego życia – a przecież do takich głównie osob jest kierowany ten blog – zna tę dziwną osobę wystarczająco dobrze. Poza tym, wydaje mi się, że to co chcę tu dziś opisać jest tak wyjątkowe w swoim szaleństwie, że może nawet lepiej by było odbierać to jako czysty, obiektywny i niesplamiony nawet okruchem uprzedzeń przekaz. A więc tak. Tak by było najlepiej. Odnaleźć w sobie tę czystość doświadczeń, którą dysponuje na przykład moja najmłodsza córka, i wsłuchać się w ten szum wydobywający się z ust Magdaleny Środy. Właśnie tak jak to moje dziecko, które słuchało ze mną przemawiającej Środy, z coraz większymi oczami, i w końcu zapytała: „A czemu on jej nie powie, żeby już przestała?” Bo najgorszą rzeczą będzie chyba reakcja, sprowadzająca się wyłącznie do wzruszenia ramionami i wzgardliwego zdania: „E tam! Środa.”
To nie była długa chwila, kiedy wsłuchiwałem się w ten szum, czy może chrobotanie, a może syk. Jakieś dziesięć, może piętnaście minut. Ale daję słowo, działo się wiele. Magdalena Środa opowiadała głównie o jednym zjawisku, z którym ona sobie nie umie poradzić i które ją w dzisiejszej Polsce zwyczajnie dręczy. Otóż, przyznając że właściwie wszystko idzie w dobrym kierunku, że kultura liberalna postępuje prostą i gładką drogą, młodzi ludzie mają umysły nastawione – jak należy – na doraźne przyjemności i przyszłe sukcesy, a nawet system edukacyjny w Polsce wreszcie zaczyna wyglądać tak jak systemy w innych cywilizowanych i nowoczesnych krajach, Środa z przykrością stwierdza, że na poziomie aksjologicznym jest bardzo niedobrze. Właśnie tam, gdzie mowa o wartościach, jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu gdzie byliśmy w XIX wieku, a mianowicie z jednej strony z Ojczyzną, a z drugiej z Rodziną pod pachą. Środa skupiła się na Rodzinie.
Opowiada Środa – jak głosił dźwięczny podpis, „etyczka i filozofka” – jak to ona ma zajęcia ze swoimi studentami i zawsze przy pierwszej okazji zadaje im pytanie, co jest dla nich najważniejsze. I niestety, ona z prawdziwym bólem musi za każdym razem stwierdzać, że dla nich – ludzi poza tym nowoczesnych, inteligentnych, ambitnych – na pierwszym miejscu jest rodzina. Ona zawsze stara się im tę rodzinę wybić z głowy, ale jedyny tego efekt jest taki, że oni zmieniają temat, a wszystko pozostaje jak było. A to, wedle Środy, jest okropne, bo nie da się przecież budować nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego, jeśli człowiek jest w pierwszej mierze nastawiony na rodzinę jako wartość. Pomijając już fakt, że to staroć i zabobon, to tak zwane wartości rodzinne w sposób oczywisty rozwojowi szkodzą. Środa podaje nawet przykład. Weźmy młodego człowieka, który na przykład kradnie. Przecież system wartości w tradycyjnej rodzinie jest taki, że nie ma mowy o tym, by w takiej sytuacji rodzice donieśli na swojego syna, czy córkę, na policję. Oni będą ich bronić, bo taki jest dla nich ów chory system wartości. W efekcie, wszystko co zżera naszą cywilizację, a więc korupcja, układy, kolesiostwo, nepotyzm nie zostanie z naszego życia wyrugowane, dopóki nie wykształci się w społeczeństwie przekonania, że rodzina co najwyżej może pełnić funkcje pomocnicze, a nie decydujące. Tak mówiła etyczka i filozofka Magdalena Środa.
Ów potok nowoczesnych myśli był tak intensywny i tak porażający w swej wyjątkowości, że w końcu nawet – delikatnie jak tylko on potrafi – musiał zainterweniować sam redaktor prowadzący, i zasugerował Środzie, że może dopóki nie możemy mieć pewności co do słuszności większości zjawisk, nie należy podejmować gestów i wygłaszać sądów zbyt radykalnych. W końcu już nie raz się okazało, w najróżniejszych dziedzinach życia, że coś co nam się wydawało pewne i oczywiste, po jakimś czasie jawiło się jako błąd. I w tym momencie, Magdalena Środa wygłosiła opinię naprawdę mocną i znaczącą. Otóż prawdziwa odwaga nie polega na podejmowaniu kroków wtedy, gdy co do słuszności naszych przekonań mamy pewność. Tak to potrafi każdy głupiec. Człowiek odważny podejmuje działania właśnie wtedy, gdy za tym działaniem stoi silnie wyposażona w wiarę niepewność.
Stoję więc w obliczu tego co dziś usłyszałem trochę bezradny, a jednocześnie zdeterminowany przynajmniej do wypowiedzenia kilku słów, co do słuszności których oczywiście nie mam pewności, ale za to mam w sobie na tyle odwagi, by je tu zaryzykować. Myślę, że – zwłaszcza że za tymi słowami nie idzie czyn – mogę liczyć na ewentualne zrozumienie ze strony choćby samej Magdaleny Środy. Chodzi mianowicie o to, że od jakiegoś czasu, w środowiskach, które są mi bliskie krąży opinia, że współczesna cywilizacja w dużym stopniu konstytuuje się na planowanym niszczeniu rodziny. Że zarówno pornografia, eutanazja, aborcja, rozwody, powszechna promocja homoseksualizmu – można wymieniać – mają tak naprawdę jeden cel. Zniszczenie rodziny. Aczkolwiek można starać się w tej teorii dojrzeć sens, czy choćby jakąś myśl, zawsze mamy skłonność traktować ją jednak bardziej jak pewną przypowieść, czy symbol, niż rzeczywisty gest. Mam oto jednak wrażenie, że to co dziś powiedziała Magdalena Środa po raz pierwszy, przynajmniej w naszej przestrzeni publicznej, zabrzmiało jak faktycznie potwierdzenie tej obawy, że są ludzie i systemy, które pragną zniszczyć rodzinę. I że to jest realne. Po prostu. Nie przy okazji, nie w ramach tak zwanych wiór, które muszą lecieć, kiedy się tnie te deski, ale bezpośrednio i na pierwszym miejscu. Jako coś od czego się właściwe działania dopiero zaczną. A przecież nie jest tak, że Magdalena Środa to sobie wszystko sama w swojej głowie ułożyła. O nie! Ona jest wybitna, ale przecież nie aż tak, żeby tworzyć całe systemy. Ona wszystko co mówi, gdzieś wcześniej usłyszała. Ktoś od niej większy i mądrzejszy – czy jak kto woli – bardziej obły musiał jej to wcześniej powiedzieć. Ona jest tu wyłącznie emisariuszem.
Wiem, że mógłbym całą sprawę obrócić w taki trochę publicystyczny żart i przypomnieć jak to jeszcze nie tak dawno, cała Polska emocjonowała się nagraniami z jakiegoś wykładu, który ojciec Rydzyk adresował do swoich studentów. Przypomnieć tamtą histerię i wyrazić przypuszczenie, że gdyby tak ktoś dziś przemycił do mediów zapis któregoś z wykładów Magdaleny Środy, też moglibyśmy się tym co ona tam wygaduje – a tego że wygaduje, jestem pewien już na 100% - pobawić. Ale przecież my nie żartujemy. My staramy się być odważni. I choć to są tylko słowa, to przy całkowitym brak pewności, co do ich słuszności, staramy się być dzielni. Bo – jak sama nam dziś powiedziała etyczka i filozofka, Magdalena Środa – na tym właśnie polega prawdziwa odwaga. A więc mówię dalej. Ja nie wiem, kim naprawdę jest Magdalena Środa. Może ona jest przybyszem z kosmosu? To się wydaje niemożliwe, ale kto wie? Gdybym wiedział to na pewno, że tak jest, poinformowałbym o tym odpowiednie instytucje, i ktoś by po nią przyjechał, zabrał ją i przebadał w jakimś laboratorium. A może ona jest po prostu czarownicą? Nie wierzę w czarownice, ale przecież są ludzie, którzy mówią, że niewiara w czarownice to rzecz nieroztropna. Co się robi z czarownicami? Kiedyś się je paliło na stosach, a dziś? Zdaje się, że się diagnozuje i zamyka się w zakładach psychiatrycznych. Stoję, wspominam tę moją przygodę z Magdaleną Środą i chcę coś powiedzieć. Przyszedł mój syn,. A ponieważ jest bardzo inteligentny, a przy tym dowcipny, powiedział, że to są takie czasy. Komputery, Internet, informacja, etc. Że ta etyczka, mogłaby być pisana jako e-tyczka i ze to by było zabawne.
A ja nie jestem nowoczesny. Mnie ten żart, owszem, bawi, ale już nie przekonuje. A tym bardziej nie uspokaja. Do mnie znacznie bardziej przemawiają ogniska. Ja jestem dzikim katolikiem, rycerzem Chrystusa, dumnym sługą Bożym. Ja jestem radykalnym Polakiem. Wciąż mi brakuje tej odwagi, o której dziś nauczała Magdalena Środa, a więc stać mnie tylko na słowa. Ale słowa też się liczą, prawda? Więc powtarzam. Do mnie bardziej przemawiają ogniska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...