piątek, 4 kwietnia 2008

Platforma forever?

W dzisiejszej Rzeczpospolitej znakomity artykuł Piotra Goćka zatytułowany "Platforma na wiele lat".
Refleksje zawarte w artykule w sumie niezwykle przygnębiające, i to wcale nie ze względu na polityczną opcję reprezentowaną przez wielu czytelników Rzepy, w tym wypadku pisowsko-konserwatywną, lecz przez po prostu coś, co obiektywnie, z punktu widzenia rozsądnego obserwatora sceny politycznej, stanowi tak zwany "bad news". Gdybym ja na przykład był zwolennikiem Platformy Obywatelskiej, to główna informacja płynąca z artykułu raczej nie zbudziłaby we mnie radosnych uczuć.
Chodzi mianowicie o to, że zdaniem pana Goćka, Platforma Obywatelska przez wiele najbliższych lat może nie mieć jakiejkowlwiek realnej konkurencji na politycznym rynku w Kraju. Liderzy i PR-owcy Platformy bowiem potrafili w sposób idealny trafić w społeczne pragnienie życia w świecie całkowicie zdeidelologizowanym, świecie, który nie wymaga absolutnie jakiejkolwiek refleksji, sporu, czy w ogóle uczestnictwa. Pan Gociek przewiduje, że idąc do wyborów z ofertą tego rodzaju, Platforma najprawdopodobnie będzie wygrywała kolejne wybory, a PSL będzie im w tej drodze dzielnie towarzyszył.
Artykuł w Rzepie jest wart przeczytania w całości, niemniej chciałbym tu przytoczyć kilka fragmentów:
"Brak jasnej tożsamości ideowej PO, brak jednoznacznych deklaracji światopoglądowych, wytykany jej przez krytyków, dla wyborcy był ogromną zaletą. Platforma wygrała wybory nie tylko jako doraźnie skrzyknięta koalicja antykaczystowska, ale także jako piewca bezideowości: nie musisz mieć poglądów, bo poglądy są nieważne, wystarczy, żebyś chciał lepiej żyć. Kto by nie chciał?"
I dalej:
"Ale długie rządy zagwarantuje Tuskowi dbałość o pospolite ruszenie wyborców zachwyconych perspektywą “rozdziału poglądów od państwa”. Rząd Platformy ma być normalny, to znaczy ma nie mieć poglądów. Nie pouczać, tylko administrować. Nie wymagać, tylko zrobić coś (nieważne, że nie wiadomo co), żeby było lepiej.
Tak na naszych oczach rodzi się nowa generacja: pokolenie “świętego spokoju”. Mantra, którą wbito jej do głowy, brzmi tak: “poglądy są niebezpieczne, kto ma poglądy, ten zieje nienawiścią – patrzcie na Jarosława Kaczyńskiego, widzicie, jak kończą ci, którzy mają poglądy? W ramionach ojca Rydzyka!”.

I jeszcze dalej:
"...ale co, jeśli założymy, że większość społeczeństwa rzeczywiście uważa konflikt ideowy, starcie światopoglądowe czy nawet wymianę przeciwstawnych opinii za warcholstwo, a nawet działanie na szkodę Polski? Może kupiło wizję polityki, jaką serwują mu media: chamskiej pyskówki ziejących nienawiścią frustratów, którym “nie wiadomo o co chodzi”? I doszło oczywiście do wniosku, że taką politykę trzeba odrzucić, bo to jakieś ohydztwo, trzeba za to wybrać “normalność”, choćby nikt nie wiedział, co ona dokładnie oznacza".
"Recepta na miłość wyborców jest prosta. Zamiast zmieniać bieg rzeki, trzeba płynąć z jej nurtem. Platforma postanowiła więc zostać partią sondaży. Z ankiet wynika, że mamy wyjść z Iraku? Oczywiście wyjdziemy z Iraku. Z badań czytamy, że większość Polaków chce bojkotu ceremonii otwarcia olimpiady? Tusk zbojkotuje. Połowa chce bezpłatnej służby zdrowia? Obieca się, że nadal będziemy mieć bezpłatną służbę zdrowia. Druga połowa myśli, że prywatna i płatna byłaby lepsza? To się ogłosi, że płatne wizyty u lekarza też nie są wykluczone. Potem zwoła się biały szczyt dla lekarzy, czarny szczyt dla górników, zielony szczyt dla ekologów i w ogóle szczyt wszystkiego dla wszystkich. Premier pokaże, że słucha głosu społeczeństwa i powie, że wszyscy mają rację, ale na razie budżetu państwa nie stać, żeby każdemu tę rację sfinansować. I doda, że jak kiedyś będzie można, to sfinansuje".

I już na koniec:
"Dziś naprzeciwko stoi nie przeciwnik pragnący dyskusji, tylko kwestionujący sam sens tej dyskusji prowadzenia. Nie partner, tylko gumowa ściana, od której ciosy pałek i kule będą się odbijać.
Oto sedno podwójnego nelsona, który Platforma pospołu z PSL założyła polskiej debacie publicznej. Nie jest to wcale taka sensacyjna nowość, przecież u narodzin Platformy leżał bardzo podobny chwyt: nie jesteśmy partią, partie są złe, bo ciągle politykują. Precz z polityką! My jesteśmy obywatelską inicjatywą i dbać będziemy o los obywateli. Dlatego PO konsekwentnie buduje swój wizerunek w kontrze do “partyjnych sporów”, “ideologicznych kłótni”, “politycznego zacietrzewienia”. Dlatego nawet gdy coś zawłaszcza, nazywa to pięknie “odpolitycznieniem”. Platforma chce być ugrupowaniem Wszystkich Rozsądnych Polaków.
A skoro rozsądni ludzie są za tym, żeby było normalnie, to przeciwko nim mogą występować tylko jednostki nierozsądne i nienormalne. Skoro jest za wzrostem i rozwojem, to jej przeciwnicy są za karleniem i uwiądem. Bo kto może być wrogiem miłości? Tylko siewca nienawiści. W ten sposób opozycja zostaje zagoniona do rezerwatu, w którym może najwyżej powoli zdychać".
Prawda, że uderzenie było mocne?
Jak już pisałem, artykuł pana Piotra Goćka robi wrażenie. Niemniej pozwoliłbym sobie tu na wytknięcie jednego, jednak moim zdaniem kluczowego niedopatrzenia.
Pan Gociek sugeruje jednoznacznie, że Platforma odniosła swój sukces przede wszystkim, jako "piewca bezideowości". Uważam, że samo opiewanie tego stanu zidiocenia, który znamy choćby z powieści "Nowy wspaniały świat", by nic nie dało, gdyby za całą operacja jednak nie stała antykaczystowaska histeria. Żeby osiągnąć swój wynik wyborczy, Platforma przede wszsytkim musiała skłonić tych właśnie miłośników ntelektualnej pustki do udziału w wyborach. Musieli im wmówić, że "tearz, albo nigdy"; że "ten jeden raz w życiu trzeba pójść i oddać głos. I to im się udało.
Już kiedyś chyba o tym pisałem, ale powtórzę: Platforma i jej spin doktorzy (albo może ktoś jeszcze inny; ostatnio red. Morozowski twierdził, że to on tak potrafi), mieli do wykonania dwie rzeczy - sprowadzić problem Kaczorów do sfery kultury popularnej, doprowadzić do tego, że o Kaczyńskich będzie się mówiło, jak o Dodzie Elektrodzie, albo o braciach Mroczkach, z tym że wyłącznie szyderczo - a następnie, gdy już jak najwięcej obywateli zanurzy się w tej tzw. informacji, trzeba będzie tylko zachęcić ich do udziału w wyborach.
Jak mówię, i jak wiemy - to im się udało. Na szczęście tylko ten jeden raz. Postpolityka, jak to nazywa pan Piotr Gociek, udziału w wyborach nie bierze. Postpolityka pracuje przez cały tydzień, a w weekend idzie na zakupy - to wszystko. Myślę, że i Platforma to wie. Dlatego tak bardzo chce wprowadzić możliwość głosowania przez Internet. Myślę, że gdyby mogli bez wstydu apelować o takie rozwiązanie, w ktorym obywatele nawet nie muszą klikać, żeby oddać, głos, ale wystarczy splunięcie, albo jedna krótka myśl, też by zaczęli o tym mówić głośno.
Na szczęście, takie rozwiązania, przynajmniej do najbliższych wyborów, nie wchodzą w grę. Później - kto wie? Póki co - nie.
I to jest nadzieja na normalną Polskę. Polskę, gdzie się rozmawia, myśli, spiera, i to spiera ze znajomymi, a nie tylko z ochroniarzem w supermarkecie, że coś pisnęło, a miało nie piszczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...