wtorek, 8 kwietnia 2008

Zrób to sam, czyli zrób sobie telewidza

Kto choćby tylko niekiedy zagląda do telewizora, kiedy na ekranie bryluje TVN24, na pewno zauważył jak niekiedy, między jednym a drugim programem, realizatorzy pokazują klipy przedstawiające migawki albo z wystąpień polityków, albo z co ciekawszych wydarzeń archiwalnych. Klipy te, jak się domyślam, pokazując, że TVN24 jest stacją obiektywną, wszechstronną, szybką i bardzo interesującą, mają w założeniu zachęcać obecnych i ewentualnych przyszłych widzów programu do stałego korzystania z jej oferty. Od pewnego czasu, w ramach tych właśnie krótkich reklamówek, TVN24 prezentuje fragment konferencji prasowej Aleksandra Szczygły i jedno zdanie wypowiadane przez ministra: “TVN-u Bogu dzięki już nie ma”. Tu też tylko mogę zgadywać, że celem tego zabiegu jest zasugerowanie, że dziennikarze TVN zapewne swoimi szybkimi i niezwykle celnymi pytaniami sprawiali ministrowi Szczygle kłopot, więc, kiedy już sobie poszli, Szczygło mógł nieco odetchnąć. Jakie były faktyczne intencje, nie mam pewności. Tu może należałoby się poprosić któregoś z przedstawicieli tzw. targetu, żeby nam powiedział, jaki był efekt, to i wtedy dowiedzielibyśmy się też, jaki był cel.
Tak się składa, że widziałem tę konferencję, pamiętam to zdanie, a co najważniejsze, pamiętam kontekst całego zdarzenia. Otóż poszło o to, że kiedy Aleksander Szczygło odpowiadał na pytania dziennikarzy, z jakiegoś powodu red. Knapik z TVN24 nieustannie i głośno gadał. Był tak hałaśliwy, że jego buczenie słychać było wyraźnie nawet z tej strony szkła. Minister Szczygło w pewnym momencie poprosił redaktora Knapika, żeby mu nie przeszkadzał, bo nie wypada, a poza tym to go rozprasza. Reakcja była mniej więcej taka, jaką można zaobserwować na lekcjach w gimnazjum, gdy nauczyciel prosi klasę, żeby nie rozmawiali, a dzieci albo gadają jeszcze głośniej, żeby zademonstrować nauczycielowi swoją autonomię, albo gadają równie głośno co wcześniej, bo się zagapili i nie wiedzą, że gadają. Albo ewentualnie gadają dalej, z tym że część zaczyna rechotać, bo jakoś im się zrobiło wesoło. Nie wiem, czy red. Knapik chichotał, faktem jest, że buczenie nie ustało ani na moment. W każdym razie, Aleksander Szczygło już więcej nie interweniował, może dlatego, że nie chciał się awanturować, albo po prostu było mu wstyd. Dopiero po jakimś czasie wypowiedział to zdanie, które tak skrupulatnie obecnie cytują redaktorzy TVN-u.
Nie mam pojęcia, czy osoby, które przygotowywały ten klip wiedzą, jaki był kontekst całej sprawy. Nie wiem, czy nie było po prostu tak, że otrzymali to zdanie z odpowiednim komentarzem i je po prostu wkleili, uznając, że to ciekawe. Czy może też zdarzyło się, że wiedzieli, w czym rzecz, lecz postanowili, że to akurat jest w ogóle nie ważne i uznali, że gra jest warta świeczki? Wydaje się jednak, że zdrowy rozsądek nakazuje sądzić, że doszło do nieuwagi. W końcu, jeśli wiemy, o co chodzi, to cała sprawa raczej kompromituje red. Knapika, a nie Szczygłę. Więc trudno zgadnąć, czym się TVN chce chwalić.Ale, jak mówię, możliwe, że redaktorzy odpowiedzialni mieli jeden cel. Puścić to zdanie i liczyć na to, że potencjalna klientela TVN zakrzyknie: “Ale koleś!”, albo “No nie... oni są genialni”, co oczywiście i tak wychodzi na jedno.
W gruncie rzeczy, nie to jest jednak ważne. Co istotne, to to, że jak wiemy jeszcze z zamierzchłych czasów komunistycznych, główną zasadą manipulacji jest wcześniejsze doprowadzenie ofiary manipulacji do tego, by wiedziała jak najmniej. Jeśli wie mało, to bardzo dobrze. Świetnie jest, jeśli nie wie nic. Natomiast z sytuacją idealną mamy do czynienia wtedy, gdy nasz obywatel jest poinformowany w stu procentach o wszystkim, tyle że przez nas. Wówczas między manipulatorem i osobą manipulowaną dochodzi do tak pełnej symbiozy, że obaj stają się jednym i od tego czasu żywią się wzajemnie, bez żadnej niepotrzebnej interwencji. Takie bardziej nowoczesne perpetuum mobile. Redaktor Miecugow widzi Romana Giertycha i myśli “koń”. W tym momencie dzwoni Waldemar z Włocławka, albo Barbara z Gliwic, mówi “koń” i wszyscy są bardzo zadowoleni. A za rok Sekielski z Morozowskim dostają Telekamerę.

Jakiś czas temu, na tym blogu napisałem tekst wychwalający dziennikarski kunszt Moniki Olejnik. Mówiąc krótko, szło o to, że red. Olejnik potrafiła uzyskać tak pełną symbiozę ze swoimi słuchaczami i widzami, że nie musi już ani wysłuchiwać politycznych wskazówek swoich przełożonych, ani też szczególnie manipulować samą informacją, bo dzięki swojemu talentowi, w każdym momencie kontaktu z odbiorcą zna jego dowolne pragnienie, każdą jego emocję, każdy moment zawodu, każdy uśmiech, każdy skurcz wściekłości, z tej prostej przyczyny, że ten uśmiech i to pragnienie są jednocześnie jej pragnieniem i jej uśmiechem. Monika Olejnik stała się dziennikarzem idealnym, podobnie zresztą jak i większość głównych prezenterów i komentatorów TVN-u. Wszyscy oni posiedli wspólną umiejętność uzyskiwania pełnej jedności z widzem, i w ten sposób, z punktu widzenia oczekiwań nowych, post-politycznych czasów, gdzie rządzą już tylko media i supermarkety, tworzą stację bardziej doskonałą nawet, niż Radio Maryja. Bez porównania doskonalszą.
Ktoś mi powie, że tak nie jest. Że ludzie jednak swoje wiedzą. Nawet jak się od czasu do czasu dadzą nabrać, to i tak zdrowy rozsądek zawsze bierze górę. Może i tak. Może się mylę. Zupełnie niedawno zdarzyło się jednak tak, że obejrzałem sobie w telewizji program Jana Pospieszalskiego, poświęcony częściowo wizycie w naszym Kraju dwóch amerykańskich pederastów. W pewnym momencie zaproszony do studia Szymon Hołownia powiedział coś w tym stylu – cytuję z pamięci: “To pewnie zaraz mi powiesz, że tych homoseksualistów do Polski zaprosiła jakaś telewizja. Co za absurd!” I wtedy prowadzący Pospieszalski wyjaśnił Hołowni, że faktycznie, przyjechali oni i mieszkali w Polsce za pieniądze TVN, co TVN sam wielokrotnie przyznał. Hołownię najpierw zamurowało, a później wyjąkał: “No, tego to nie wiedziałem”.A ja się zastanawiam, czy Hołownia nie wiedział, bo się tym po prostu nie zainteresował, czy może dlatego, że miał inne ważne rzeczy na głowie i nie zdążył, czy może najpierw wiedział, ale później jakoś zapomniał i tak głupio wyszło. Nieważne. Ważne to, że Hołownia nie wiedział czegoś, co powinien był wiedzieć, choćby z racji tego, że pracuje w TVN-ie, no i w ogóle wiedzieć, to, wydawałoby się, jego branża.
I teraz tak. Jeśli profesjonalista Hołownia nie wie, to w jaki sposób mamy wymagać cokolwiek od nieprofesjonalistów? Skąd oni mają wiedzieć, jak to było ze Szczygłą i Knapikiem, i w ogóle z setkami innych rzeczy, skoro najprawdopodobniej Hołownia też tego nie wie? A jak nie wie, to może skorzystajmy z okazji i spytajmy go. Czy zechce nam wyjaśnić? Jak się Panu podoba ten TVN-owski greps ze Szczygłą. Może by Pan nam coś opowiedział na temat celu i efektu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...