I znów za nami kolejny
miesiąc, a przed nami kolejna część serii, jaką od paru już lat zamieszczam w
„Polsce Niepodległej” pod tytułem „Wezwani do tablicy”. Zachęcam zarówno do
czytania tych moich kawałków, jak i do kupowania owego miesięcznika.
Jak czytelnikom „Polski Niepodległej” wiadomo, rubryka ta stara się od samego początku utrzymywać nastrój raczej pogodny, tym razem jednak chciałbym zacząć od refleksji zdecydowanie ponurej i oto od razu – zachowując oryginalną pisownię – przedstawiam zamieszczoną na Facebooku wypowiedź znanej nam aż nazbyt dobrze pisarki Marii Nurowskiej:
„Od roku jestem
tzw. niepełnosprawna. Udar głowy, ze wszystkim można sobie poradzić.ale nie z
udarem głowy w godzinach nocnych. Budzsisz się i nie bardzo wiesz, co cię
obudziło.Po chwili czujesz b:ól rozsadzający połowę czaszki!Ból nie do
wytrzymania.Budzisz opiekunkę. ona mierzy ci ciśnienie; pani Mario wysokie.
chronimy wątrobę! No jasne... znosić te igły na połowie głowy, które są jakieś
jak nie z tego świata...Może uda się zasnąć....wiem,że nie, że będę jakimś
strzępem ludzkim,który musi doczekać godziny, gdy Można Wziąć lek”.
Wiadomość straszna, a
jeśli zwrócimy uwagę na formę jej podania, wręcz wstrząsająca, przy okazji
jednak zmuszająca do sięgnięcia nieco głębiej, bo kiedy to zrobimy, trafimy na
dość dawny, bo jeszcze sprzed trzech lat, komentarz Nurowskiej zamieszczony na
tym samym Facebooku, następującej treści:
„Stało się,
zrobiłam laleczkę prokuratora Piotrowicza i wbijam w nią szpilki. Jego dni są
policzone”.
Ktoś powie, że
rozważanie owej serii, jak widać, nadzwyczaj niefortunnych wypadków, ma w sobie
coś z bardzo paskudnego okrucieństwa, jednak nie o okrucieństwo tu chodzi.
Żaden bowiem normalny człowiek, który ma w sobie choć odrobinę współczucia, nie
będzie tu próbował tryumfować, zwłaszcza gdy, jak sądzę, niemal każdemu z nas
zdarzylo się, i to nie raz, przekląć kogoś kim szczególnie mocno gardzimy. Tu jednak
mamy do czynienia z czymś znacznie gorszym niż zwykłe życzenie komuś
wszystkiego najgorszego; tu stoimy wobec jak najbardziej realnej modlitwy do
Szatana, a tu już nie ma mowy o odruchach. Dlatego zachęcam wszystkich
czytających mój dzisiejszy komentarz, by przekazali tę wiadomość jak najszerzej,
by nie dali sobie wmówić, że mają do czynienia z jakąś „karmą”. Nie tym razem i
nie w tym wypadku.
***
Żeby chwilę jeszcze
pozostać przy temacie, chciałbym zwrócić uwagę na dalszy ciąg owej zabawy
Nurowskiej i na słowa, jakimi zareagowała na nią znana nam niestety równie
dobrze Agnieszka Holland, apelując do swojej przyjaciółki:
„Marysiu, ja
to zrobiłam w młodości 2 razy, za każdym razem ze skutkiem
śmiertelnym. Obiecałam sobie i mojej córce, że już nigdy żadnego
voodoo nie wykonam. Jestem przeciwna karze śmierci!”
I tu Nurowska ani
drgnęła i, choć najwyraźniej zgadzając się co do tego, że kara śmierci to gest
niehumanitarny i stojący w sprzeczności z wartościami europejskimi, powtórzyła:
„Więc ja jestem za
laleczką voo-doo, nie musi od razu zabijać, wystarczy mały wylew i paraliż.
[...] To się dzieje natychmiast, albo bardzo powoli, ale dolegliwie!
Nauczyła mnie tego specjalistka!”
A mnie już tylko
pozostaje powtórzyć to co już powiedziałem wcześniej: Owszem, można się od
czasu do czasu głupio zabawić, jednak najlepiej robić to samemu, a jeśli już w
towarzystwie, to dobrze jest wcześniej owo towarzystwo dokładnie sprawdzić, bo
ci którzy pojawią się jako pierwsi potrafią być bardzo nieprzewidywalni i wybitnie
okrutni. Jak okrutni, wystarczy jeszcze raz uważnie się przyjrzeć temu, w jaki
to sposób Maria Nurowska poinformowała nas o swoim nieszczęściu.
***
Swoją drogą, to
naprawdę robi wrażenie jak nie tylko Nurowska, Holland i wspomniana przez Nurowską
specjalistka, ale wiele innych, wydawałoby się przynajmniej w stopniu
podstawowym inteligentnych osób, z takim zacięciem uznaje za stosowne kręcić
się po owych tak bardzo niebezpiecznych ścieżkach. Oto branżowa koleżanka
Nurowskiej, Manuela Gretkowska, również na Facebooku, opublikowała swoje
zdjęcie z popularnym na muzycznym rynku satanistą Adamem Darskim, podpisując je
słowami „Nergal pan ciemności i ja anioł zagłady”. Na ową demonstrację
głupiej odwagi zareagowała natychmiast telewizyjna dziennikarka Karolina
Korwin-Piotrowska i również pochwaliła się zdjęciem z Darskim, a dalej to już
tylko cała kupa miłośników aniołów śmierci oraz panów ciemności, z
deklaracjami, jak oni zazdroszczą owej znajomości i jak bardzo też by chcieli
mieć takie samo zdjęcie. A ja bym już tylko chciał zwrócić uwagę na to, że ów
przekaz, choć skierowany niby w stronę Darskiego, najprawdopodobnie zostanie
przekazany pod bardziej konkretny adres i tam może zostać wysłuchany wbrew
wyobrażeniom każdego tego czy owego miłośnika owych igraszek. Sam Darski bowiem
nie robi wrażenia jak by był zainteresowany swoją kreacją i nawet jeśli tu i ówdzie
udziela wypowiedzi, w których zapewnia, że gdyby istniał termometr do badania
temperatury religijnych uczuć, to on by go sobie „wsadził w dupę i w ten
sposób sprawdzał, kiedy przekracza granice”, jego podstawowym celem jest
wyciągnięcie od durniów w rodzaju wyżej wymienionych pań jak najwięcej
pieniędzy na tak zwaną „obronę przed katolickim fundamentalizmem”. Jak donoszą
wszystkie możliwe media, włącznie ze światowymi gigantami takimi jak BBC, czy
„The Guardian”, dotychczas udało mu się już w ten sposób zarobić 160 tysięcy złotych,
a my wiemy, że to z całą pewnoscią nie jest jeszcze koniec, zwłaszcza gdy
weźmiemy pod uwagę, że wśród odbiorców wspomnianego BBC, czy „Guardiana” jest
znacznie więcej idiotów, gotowych do tak zwanego „wydojenia” niż w Polsce.
***
Może jednak przestańmy
się zajmować większymi czy mniejszymi satanistami i wróćmy na Ziemię, bo tam
czekają na nas osoby zaledwie aspirujące do tego by się znaleźć w tym
towarzystwie. Weźmy choćby takiego Donalda Tuska. Ja sobie oczywiście zdaję
sprawę z tego, że gdzieniegdzie od czasu do czasu pojawia się podejrzenie, że on
akurat stanowi przykład klasycznego opętania, ja jednak sądzę, że kim jak kim,
ale Donaldem Tuskiem Szatan by się nie zainteresował. No bo co ktoś taki jak Tusk
miałby mu do zaoferowania? Że raz na tydzień na Twitterze będzie publikował
idiotyczne komentarze? Że w wypowiedzi dla TVN-u poobraża prezydenta Dudę, czy
prezesa Kaczyńskiego? Nie żartujmy. W końcu, nawet gdyby przyjąć że by mu
zależało na wyszydzeniu kolejno wszystkich polityków PiS-u, to po cholerę
miałby szukać kogoś do tej roboty aż w Brukseli, skoro tu na miejscu ma posłów
Szczerbę i Jońskiego, że już nie wspomnę o takim Kazimierzu Marcinkiewiczu?
***
Inna sprawa, że
Niemiec (swoją drogą, to bardzo ciekawe, że w polskiej ludowej tradycji Diabeł
bardzo często występuje jako Niemiec właśnie) również do Marcinkiewicza nie
mógłby mieć żadnego interesu. Co ja mówię, Niemiec! Trudno sobie wyobrazić, że
do niego akurat interes miał ktokolwiek. A jednak, proszę sobie wyobrazić, chętni
się znaleźli, w postaci czegoś, co się nazywa Fundacja Braci Collins i
zaprosili Kaza do osobistego udziału w walce bokserskiej z jednym owych
Collinsów, która ma się stać wielkim hitem zorganizowanej przez Fundację
dobroczynnej gali. Do Marcinkiewicza jeszcze przejdziemy, teraz natomiast parę
słów na temat działalności i celó owej fundacji:
„Fundacja Braci
Collins powstała z potrzeby serca, aby pomagać tym, którzy mają w życiu mniej
szczęścia. Pełni empatii, pokory i oddania pragniemy nawiązywać i pielęgnować
trwałe relacje, oparte na uczciwości, honorze i wzajemnym poszanowaniu.
Pracujemy z pasją i dzielimy się dobrem, które - w co wierzymy - tkwi w każdym
z nas”.
Są Państwo pod
wrażeniem? Spokojnie, to jeszcze nie koniec. Otóż na temat zbliżającej się
walki, w wywiadzie dla Onetu, wypowiedział się sam Kaz. Proszę się trzymać
foteli:
„Sport daje
możliwość odbicia się od różnego rodzaju problemów. Dodaje sprawności i
kreatywności. Jest parę rzeczy w życiu, które budują kreatywność człowieka, a
jedną z nich – obok znajomości języków obcych i podróży – jest sport. Kreatywność
jest człowiekowi niesamowicie potrzebna, bo daje możliwość podejmowania fajnych
decyzji w różnych sytuacjach. Wiem, że mam to w dużej mierze dzięki sportowi
[...]. Na razie uczę się kroku, trzymania gardy i wyprowadzania ciosów. To
musi trochę potrwać. Na szczęście mam dużą wytrzymałość, jestem dosyć sprawny
sportowo. Nie spodziewałem się natomiast tego, że boks to jest sport
techniczny. To nie jest bicie się po gębach. Tu w odpowiedni sposób muszą
pracować ręce i nogi. Trzeba uczyć się zadawania ciosów, robienia uników. To
bardzo trudne, ale myślę, że dam sobie radę”.
Ja akurat wątpię, czy
Kaz da sobie radę. Zwłaszcza teraz, gdy dopiero teraz się dowiedział, że boks jest
sportem technicznym, gdzie chodzi o coś więcej niż żeby walić się po gębach, a
bez pracy rąk i nóg boksu nie ma. A i tak znacznie większym problemem jest to,
że bez głowy też.
Podoba mi sie dobor zdjec pod Twoimi wpisami.
OdpowiedzUsuńDzisiejsze jest rewelacyjne, oddaje caly idiotyzm tej postaci.
Jak ktos taki mogl byc premierem? To ja juz wole Buzka.
@Tobiasz11
UsuńNa podstawie tego co słyszałem od Ciebie, jest bardzo możliwe, że to była propozycja samego Lecha, oczywiście za podpowiedzią kolegów.