Dziś jest już mi bardzo trudno
powiedzieć, kiedy to było, a nie mam ochoty przeprowadzać tu jakiejkolwiek
kwerendy, faktem jest jednak że jakieś dziesięć może lat temu napisał do mnie
pewien człowiek z Lublina – którego nazwiska również dziś już nie pamiętam – i
opowiedział mi swoją historię o tym, jak to w jakimś momencie swojego życia
postanowił uruchomić biznes, którego natury również dziś już nie pamiętam, i
został niemal w jednej chwili wykończony przez nieznane sobie interesy, i to
wykończony do tego stopnia, że stracił dokładnie wszystko co miał, poza sprawą
sądową. Czemu ów człowiek zwrócił się ze swoim problemem akurat do mnie? Otóż,
jak sądzę, pierwszym powodem owej decyzji było to, że głównym kontaktem z
tamtej strony, z jakim on miał do czynienia, był znany nam skądinąd były poseł
niesławny Artur Zawisza, no a skoro przed nami staje człowiek pobożny o
poglądach prawicowych, to gdzie lepiej uderzyć niż na mój blog?
Ponieważ historia opowiedziana mi przez
człowieka z Lublina zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie, postanowiłem całą
sprawę opisać, i to nie tylko tu na moim blogu, ale również w osobnym tekście
opublikowanym w „Warszawskiej Gazecie”. Jako że sprawa robiła faktycznie
wrażenie czegoś bardzo poważnego, „Warszawska Gazeta” nie dość że opublikowała
samą relację z owego przekrętu, ale również zwróciła się z prośbą o komentarz
do samego Artura Zawiszy, który odpowiedzi co ciekawe jak najbardziej udzielił,
oczywiście wszystkiemu zaprzeczając, a przy okazji powiedział coś, co gdy
chodzi o niego akurat zapamiętam do końca życia, a mianowicie: „Papista każe
zarabiać (‘Bóg, pieniądze i ojczyzna - trafne hasło, każdy przyzna’) i rozdawać
od serca, gdy wyżywimy rodzinę”.
Jak się cała sprawa rozwinęła dalej,
tego już niestety nie wiem, tyle że w pewnym momencie, o ile pamiętam, człowiek
z Lublina przysłał mi maila, w którym poinformował mnie, że w sądzie sprawy
idą w dobrym kierunku, no i na tym koniec. I oto, proszę sobie wyobrazić, po
tych wszystkich latach, ledwie co wczoraj, otrzymałem maila od niejakiej
Eweliny Tadrzak reprezentującej kancelarię Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy,
która „działając w imieniu Green Energy Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie
oraz Pana Artura Zawiszy [wzywa mnie] do natychmiastowego zaprzestania rozpowszechniania
jakichkolwiek informacji lub spekulacji na temat moich Mocodawców naruszających
ich dobra osobiste, w postaci dobrego imienia, renomy, niezwłocznego, nie
później niż w terminie 24 godzin od chwili doręczenia niniejszego wezwania,
usunięcia Artykułu oraz wszelkich linków, mirrorów, podstron oraz podobnych
publikacji zawierających nieścisłe i nieprawdziwe informacje dotyczące moich
Mocodawców”, a dalej już samo najciekawsze, gdzie wzywa się mnie do „natychmiastowego,
nie później niż w terminie 3 dni od momentu doręczenia niniejszego wezwania,
opublikowania oraz utrzymania przez nieprzerwany okres 30 dni od dnia
opublikowania, na stronie głównej Portalu w ramce o rozmiarze nie mniejszym niż
500x500 pixeli (px), na białym tle, czarną czcionką Times New Roman 12, z co
najmniej pojedynczą interlinią, w górnej części wymienionej strony, w sposób
umożliwiający zapoznanie się z tekstem wyjaśnienia niezwłocznie po otwarciu
strony internetowej, z wyłączoną możliwością komentowania niniejszego tekstu
oświadczenia, bez zastosowania jakichkolwiek zabiegów umniejszających
znaczenie, rangę i powagę tekstu, oświadczenia następującej treści:”. No i
tu następuje tekst oświadczenia: „Ja, niżej podpisany Krzysztof ‘Toyah’
Osiejuk przepraszam...”, no i dalej już tak jak można się domyślać.
A
ja w tym momencie przypominam sobie jak to może z pięć lat temu banda
satanistów zaplanowała sobie urządzić artystyczne wydarzenie z wykorzystaniem
paru krakowskich kościołów, a ja odpowiednio wcześnie tu na blogu zareagowałem,
o wszystkim poinformowałem krakowską kurię i cały projekt został zduszony w
zarodku. Pamiętam do dziś owo poruszenie, tak wielkie, że o tym blogu pisano
nawet w „Los Angeles Times”, „New York Timesie” oraz „Guardianie”, nie
wspominając o lokalnych mediach, takich jak „Gazeta Wyborcza”, a ja po pewnym
czasie drogą e-mailową otrzymałem od organizatorów festiwalu informację, że
jeśli natychmiast na konto fundacji imienia księdza Józefa Tischnera nie wpłacę
12 tys, zł., to spotkają mnie znacznie poważniejsze kłopoty, już ściśle prawne.
W odpowiedzi na ów e-mail wysłałem tym dziwnym ludziom jedynie następujący
tekst:
„Sancte Michael Archangele,
defende nos in proelio;
contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium.
Imperet illi Deus, supplices deprecamur:
tuque, Princeps militiae Caelestis,
satanam aliosque spiritus malignos,
qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo divina virtute in infernum
detrude.
Amen”.
I w tym momencie kontakt się urwał.
Przyznaję, że nie wiem, kim tak
naprawdę jest ta cała Ewelina Tadrzak, ale zakładam, że to jest miła i skromna
osoba, która pracuje jak my wszyscy, by wykarmić dzieci i siebie. Podobnie, nie
mam bladego pojęcia, co to takiego owa Zielona Energia i kto tym kręci.
Natomiast doskonale się orientuję w kwestii Artura Zawiszy i to jemu dziś
dedykuję słowa owego egzorcyzmu, z informacją dodatkową, że poza tym nie mam już
nic więcej do powiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.