W tle
mamy cały czas owo jedenaste już wspomnienie Smoleńskiej Katastrofy, nie
wiadomo który już raport Antoniego Macierewicza, no i wręcz zalew dramatycznie nieznośnych
komentarzy z wszystkich możliwych stron. No i oczywiście nie ma mowy o tym, byśmy
w tym całym szumie usłyszeli choć jedną świeżą, oryginalną i choćby troszeczkę
pogłębioną refleksję na temat tego co się stało w kwietniu 2010 roku i co owo
zdarzenie nam wszystkim przyniosło. W tej sytuacji pomyślałem sobie, że
przypomnę prawdziwie unikalny tekst naszego księdza Rafała Krakowiaka, napisany
przez niego jeszcze tamtej wiosny i w ten sposób może uda mi się przynajmniej
tu przywrócić odpowiednią miarę rzeczom tak naprawdę podstawowym. Bardzo
proszę.
Najpierw dorzucę swój kamyczek do
metafizycznych interpretacji Katastrofy. Jest odwiecznym zwyczajem, że od 5
niedzieli Wielkiego Postu, w naszych świątyniach zakrywa się krzyże, albo wręcz
wynosi się je z kościoła. Istnieje wiele interpretacji tego zwyczaju (zasłona
jako znak tajemnicy, którą jest Boża miłość do człowieka; „post dla oczu”; znak
uniżenia się Syna Bożego), ale mnie osobiście zawsze odpowiadała ta, której
sensem było pytanie: „Wyobraź sobie, co by się stało ze światem, z ludźmi, z
Tobą, gdyby nie było tego wszystkiego, co krzyż sobą wyraża?”
Ta myśl o braku obecności krzyża i
wynikających z tego konsekwencjach, przyszła mi do głowy w sobotę, 10 kwietnia,
gdy w telewizyjnych relacjach opisujących mordercze cechy smoleńskiej mgły,
pokazywano katyński krzyż, jego cień i te puste krzesła, na których nikt już
nie usiadł… Przyszła mi ta myśl do głowy, bo ktoś powiedział, że w prezydenckim
samolocie była cała Polska. Była tam cała Polska (taka, jaką Ona w swej
różnorodności jest, w wymarzonych przez śp. Prezydenta ideowych proporcjach,
oraz z tym, co z owych proporcji może wynikać), ponieważ Lechowi Kaczyńskiemu –
i pewnie Bożej Opatrzności – zależało, by cała Polska (właśnie taka!) pokłoniła
się Ofiarom Katynia i by cały świat to zobaczył. No i zobaczył…
I ta Polska została zasłonięta, zabrana.
Pozostała pusta przestrzeń (albo jak chce Lech Wałęsa: Polska z obciętą głową i
wyrwanym sercem, tzn. trup), w którą żałobnie się wpatrujemy, mając okazję by
zastanowić się, co się stanie ze światem, z Polakami, jeśli Polski (z wiadomymi
ideowymi proporcjami i różnorodnością) nie będzie i nie będzie tego
wszystkiego, co taka Polska sobą stanowi.
I Pan Bóg w dobroci swojej pokazuje nam
co się stanie. Pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup), jest wreszcie
państwem, które tak dobry człowiek jak premier Putin, traktuje z należytą
atencją. Może to już czynić, ponieważ – jak to wczoraj ocenił moskiewski
dziennik „Kommiersant” – po tragedii w Smoleńsku powstała sytuacja, w której
możliwy jest prawdziwy przełom w stosunkach między Rosją i Polską, a – cytuję: „ci
politycy w Polsce, którzy opowiadają się za pojednaniem z Rosją, otrzymali taką
swobodę manewru, o jakiej tydzień temu mogli tylko marzyć”.
Prawda, że to jest piękne?
Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca
(tzn. trup) może być zarządzana bez głowy i serca, co unaocznia nam wszystkim
biedny i jakoś taki zdziwiony premier Tusk (dlaczego zdziwiony? Przecież jako
dobry chrześcijanin, głęboko przeżywający w niedawnym Wielkim Tygodniu
tajemnice Męki Pańskiej, powinien był wiedzieć, że gdy dzieje się jakieś zło,
to działa wtedy ręka szatana, posługująca się niekiedy ręką całkowicie
materialną, oraz Ręka Bożej Opatrzności, która – z szacunku dla ludzkiej
wolności – zło dopuszczając, z tego zła dobro wyprowadza. Czyżby Pan Premier poczuł
się zaskoczony obecnością ręki, pisanej z małej litery?). Oczywiście, premier
Tusk osobiście bardzo się stara i na pewno bardzo dba o zachowanie Majestatu
Rzeczypospolitej. Stąd też tylko i wyłącznie głupocie jego niefrasobliwych,
pozbawionych wyobraźni doradców można przypisać fakt, że wszystkie asy dzierży
w swych dobrych dłoniach premier Putin.
Skoro jednak ambasador Polski w Moskwie,
razem ze wszystkimi swoimi ludźmi nie rozpoczął „okupacji” smoleńskiego
lotniska, skoro nie podjęto próby (być może naiwnej), by jak najszybciej
polskimi siłami to lotnisko zabezpieczyć, skoro nikt z rządu Pana Tuska nie
zwrócił się z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji (choćby NATO-wskiej)
d.s. zbadania okoliczności śmierci Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP i najwyższych
polskich dowódców wojskowych, no to co tak prostolinijny i szczery człowiek jak
premier Putin miał zrobić? Pozwolić, by we wraku zderzonego ze smoleńską mgłą
prezydenckiego samolotu, grasowały jakieś cmentarne hieny? Oczywiście, że nie
mógł na coś takiego pozwolić. A to, że przy okazji wpadła mu w ręce możliwość
by sprawić (np. sugestią, iż w smoleńskiej katastrofie, miały swój „ręczny”
udział polskie służby specjalne), aby premier polskiego rządu przytulał się do
niego skwapliwie, ufnie i na zawołanie, świadczy tylko o tym, że Premier Rosji
wie doskonale, iż polityka to m.in. sztuka wykorzystywania możliwości.
Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca
(tzn. trup), jest już gotowa na to, by usłyszeć rosyjskie „przepraszamy za
Katyń”. Co prawda, do niedawna oficjalne stanowisko Kremla (równoległe do
klękania premiera Putina w Katyniu) wyrażone przed sądem w Strasburgu było
następujące: „Nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich
oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono, ani
też tego, czy Polaków w ogóle rozstrzelano” – ale cóż, sytuacja rozwija się w
sposób dynamiczny.
Gdy w minioną sobotę, o godz. 8:56
pojawiła się owa wspominana już, a wymarzona swoboda manewru, nic nie stoi na
przeszkodzie (nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, ze strony bezczelnych
i chciwych potomków katyńskich ofiar, chcących swymi roszczeniami oskubać
biedne rosyjskie państwo na sumę przynajmniej 22 miliardów dolarów), by
prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć, że katyński mord został dokonany z
polecenia najwyższych władz radzieckich, w tym Józefa Stalina. Możemy tylko
domniemywać, dlaczego sobotnia katastrofa w sposób tak nagły zwiększyła
bezpieczeństwo naszych rosyjskich przyjaciół, ale tak czy inaczej czują się
bezpieczniejsi i już.
Bóg pokazuje także i to, że Polska bez
głowy i serca, jest znakomitym, pragmatycznym i elastycznym partnerem
gospodarczym. Wymarzona swoboda manewru, która jakże niespodzianie (żeby nie
powiedzieć: szczęśliwie) pojawiła się w minioną sobotę, daje możliwość
chociażby sfinalizowania polsko-rosyjskiej umowy o dostawy gazu ziemnego do
Polski. Dzięki temu obecny i następne polskie rządy, nie będą sobie musiały
zaprzątać głowy dywersyfikacją dostaw (te wszystkie kosztowne, nie mające
ekonomicznego uzasadnienia gazoporty, azerbejdżańskie rury, czy mityczne
łupkowe gazy), bo i faktycznie, sama myśl o innych źródłach paliw niż
rosyjskie, jest nadużyciem zaufania i wielką krzywdą wobec tych, którzy okazują
nam tak wielkie zrozumienie i solidarność.
Na tę nową, ekonomiczną jakość Polski,
rynki finansowe zareagowały pozytywnie, czego znakiem było to, iż w miniony
poniedziałek, na warszawskiej giełdzie „WIG20 po spokojnej sesji wzrósł o
prawie 1 proc., czym ustanowił nowy rekord zwyżki i pokazał swoją siłę”. I
trzeba się z tego cieszyć, bo jak mówi jeden z finansowych analityków (Piotr
Kuczyński), po sobotnich wydarzeniach
„rządząca koalicja (przez rynki odbierana jako dla nich korzystna) umocniła
się. Pamiętać też trzeba, że wybór nowego szefa NBP zapewni jednolitość opinii
na linii RPP – NBP – rząd. Znikną swary. Dlatego też, brutalnie mówiąc,
inwestorzy zagraniczni mogą niedługo jeszcze lepiej oceniać sytuację w Polsce”.
Coś pięknego!
No i na koniec, Bóg pokazuje nam, że Polska
bez głowy i serca, będzie Polską ruskich buców (powodowany ostrożnością
procesową wyjaśniam, że określenie „ruski buc”, jest na blogu toyaha terminem
technicznym, opisującym coś co jest bardzo osobiste, intymne, wręcz
ontologiczne - a skutkujące mentalnością charakteryzującą się wewnętrzną
pustką, kulturowym wykorzenieniem, pobłażliwym stosunkiem do fałszu i
lekceważeniem dla prawdy, swego rodzaju bezwzględnością i innymi tym podobnymi
przymiotami).
Oczywiście, biorąc pod uwagę to, co
napisałem wyżej, należy zauważyć, że te nasze swojskie, ruskie buce, to jednak
druga liga, w porównaniu ze wschodnimi mistrzami. Tym niemniej pomysł,
propagowany przez tak wiele znakomitych autorytetów, by nienawiść i szaleństwo
w imię jedności społeczeństwa podnieść do rangi normy powszechnej, ze wszech
miar zasługuje na uznanie.
Czy to już wszystko, co dobry Bóg nam
pokazuje? Oczywiście, że nie. Bóg pokazuje także i to, że nadszedł czas, by się
na coś zdecydować: albo na żywą (w wiadomych ideowych proporcjach i
różnorodności) Polskę Kaczyńskiego, (i tu trzeba się liczyć chociażby: z zimnym
wiatrem i mgłą z Rosji, niezadowoleniem inwestorów zagranicznych, rechotem i
fuckami ruskich buców), albo na święty spokój Polski martwej, nie mającej
wpływu na bieg spraw politycznych, gospodarczych czy społecznych.
Nie wiem dlaczego właśnie teraz nadszedł
czas wyboru. Ale wiem, że Bóg pokazując nam to wszystko pragnie, byśmy wybrali
dobrze. Już wkrótce zasłona będzie zdjęta. Czas namysłu minie. Polska nie jest
jeszcze trupem. Na razie śmierć dotknęła Jej symbole. To jest bolesne, ale
Polska jest, żyje. Patrząc na tłumy chcące pokłonić się Prezydenckiej Parze,
jestem optymistą. Tych ludzi żadne wulkaniczne pyły nie przykryją.
No i jest Pan Jarosław, który owych
ludzi – daj Boże! – poprowadzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.