Od roku
2013, a więc od czasu gdy poniższa notka się po raz pierwszy tu ukazała, minęły
wielki, a mimo to mam wrażenie, że wciąż jesteśmy w tym samym miejscu. W
związku z tym wspomnieniem, chciałbym wywołać na nowo pewną refleksję. Zapraszam.
Nie wiem, czy
poniższy tekst nie będzie najkrótszym, jak dotychczas napisałem, ale biorę bardzo
mocno pod uwagę, że tak – ten będzie najkrótszy. No, ale są rzeczy, które, szczególnie
na tym blogu, nie dość, że nie wymagają dodatkowych słów, to od niepotrzebnych
komentarzy wręcz cierpią.
Otóż moja
młodsza córka opowiedziała mi coś, co się jej przydarzyło, a ja od razu sobie
pomyślałem, że byłoby najlepiej gdyby ona to mogła opowiedzieć tu na tym blogu.
Ponieważ jednak jest to niemożliwe, to ja postaram się, najlepiej jak potrafię,
odtworzyć tę historię.
Proszę posłuchać, co mi opowiedziała moja młodsza córka.
Postaram się być możliwie dokładny:
„Szłam sobie po Mariackiej, a przede mną szła pani z
malutkim, takim może trzyletnim chłopczykiem. Nagle chłopczyk zapytał: ‘Mamusiu,
a gdzie my idziemy?’, na co ta mama zaczęła na niego ryczeć: ‘Ile
razy mam ci powtarzać? Idziemy zapłacić rachunki i wymienić mamusi kolczyk w
języku! Zapłacić rachunki i wymienić mamusi kolczyk w języku!!! Czy ty w ogóle
rozumiesz, co się do ciebie mówi? Zapłacić rachunki i wymienić kolczyk w
języku!!!! Co za dziecko! Co za dureń!!! Ile razy mu trzeba powtarzać
najprostsze rzeczy?'”
I tak bez końca.
Zapytałem moje dziecko o coś, co akurat dla mnie zawsze
stanowi kwestię podstawową – jak wyglądała ta kobieta? Na co usłyszałem: „No
właśnie tak”.
A zatem tak. Jak? No tak. Ile razy trzeba powtarzać tę
jedną, jedyną rzecz. Trzeba zapłacić rachunki i wymienić kolczyk w języku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.