Platforma Obywatelska zorganizowała wczoraj
konferencję na temat polskiej polityki zagranicznej, która jej zdaniem pod
rządami prawicy prowadzi Polskę ku kompletnej międzynarodowej anihilacji, a o
oczywistym bezsensie owej inicjatywy świadczyć może choćby to, że, jak słyszę,
uwagę na to wydarzenie zwróciły wyłącznie – w ramach swoich codziennych
obowiązków – „Gazeta Wyborcza”, oraz – dla codziennego szyderstwa – telewizja
publiczna. Ów brak zainteresowania wystąpieniami Radosława Sikorskiego oraz
Borysa Budki był tak dojmujący, że odezwała się, wydawałoby się dawno już
zmumifikowana, posłanka Śledzińska- Katarasińska i na ów brak poskarżyła się na
swoim profilu na Twitterze, pisząc:
„Trudno dociec co tak naprawdę interesuje nasze media.
Znakomita debata Bezpieczna Polska, pełna konkretów o wychodzeniu z
dyplomatycznej izolacji i zapaści obecnych relacji międzynarodowych od UE po
USA, nie doczekała się transmisji ani komentarzy. Ciekawe dlaczego. Polityka
zagraniczna to działania wszystkich instytucji państwa w relacjach ze światem
zewnętrznym”.
Gdy chodzi o mnie, to muszę przyznać, że wczorajszy
dzień również minął mi we wspomnianej przez panią poseł nieświadomości, i
dopiero pod wieczór dowiedziałem się, że wspomniana debata w ogóle miała
miejsce, natomiast mogę zapewnić, że gdybym wcześniej o niej usłyszał, ze
szczególnym uwzględnieniem słów o „działaniu wszystkich instytucji państwa w
relacjach ze światem zewnętrznym”, swoją drogą wyjętych prosto z ust
przemawiającego w jej trakcie Radosława Sikorskiego, z całą pewnością bym swoje
zainteresowanie zademonstrował, choćby i na rzeczonym Twitterze. Za to dziś,
zamiast zwyczajnie splunąć, chciałbym przypomnieć pewien swój dawny, bo
pochodzący jeszcze z roku 2011, tekst, gdie owo współdziałanie przedstawiłem
najlepiej jak potrafiłem. Zapraszam więc.
Bardzo, bardzo bardzo dawno temu, bo jeszcze w grudniu
2008 roku, prezydent Kaczyński, premier Tusk oraz minister Sikorski mieli w
Brukseli wspólną konferencję prasową. Nie pamiętam już w tej chwili, z jakiej
okazji ta konferencja była zorganizowana, jakie ją poprzedzały wydarzenia i
jakie wydarzenia po niej nastąpiły, ale biorąc pod uwagę skład i miejsce, myślę że mogło chodzić o jakieś stosunkowo ważne dla Polski kwestie. To jednak nie ma
dziś dla nas większego znaczenia. To jednak co się liczy, to z całą pewnością
fakt, że oficjalnie autoryzowana atmosfera zbudowana wokół prezydentury Lecha
Kaczyńskiego i samej jego osoby, stawała się pomału wystarczająco gęsta, by
stopniowo otwierać już tę drogę, która ostatecznie miała doprowadzić do tego,
co się ostatecznie nam zdarzyło prawie półtora roku później w Smoleńsku, a owa
konferencja pokazała nam to w stopniu aż nadto wystarczającym.
A zatem było tak, że kiedy Prezydent odpowiadał na
jedno z pytań, siedzący obok niego Donald Tusk w najlepsze sobie gawędził z
siedzącym z kolei obok niego ministrem Sikorskim. Oto nasi politycy siedzieli
przy konferencyjnym stole, na publiczności siedzieli polscy i zagraniczni
dziennikarze, telewizja transmitowała tę konferencję na całą Polskę, ludzie
patrzyli, Prezydent odpowiadał na pytania, a Sikorski tymczasem rozśmieszał z
boku Tuska, ten wybuchał chichotem, i w odpowiedzi rozbawiał Sikorskiego. W
pewnym momencie, Prezydent nie wytrzymał i PUBLICZNIE upomniał Premiera, żeby
nie gadał.
Tu mała dygresja. Jestem nauczycielem i zachowanie,
jakiego nam nie oszczędzili Sikorski z Tuskiem, miałem okazję obserwować
wielokrotnie. Kiedy gadają małe dzieci, jakoś można to znieść. Kiedy już jednak
gadają licealiści, nawet jeśli starają się robić to cicho, ich niskie głosy tak
wibrują, że jest to po prostu nie do wytrzymania. Te głosy buczą, dudnią,
chrypią i są zwyczajnie irytujące. Przeszkadzają. Kiedy gadał Tusk z Sikorskim,
nie wiadomo było, co oni do siebie mówią, bo mówili cicho. Ale cały czas widać
było ich rozbawione twarze i słychać było to niskie mruczenie, które wibrowało
w ten sposób, że Prezydent w końcu przerwał i powiedział panom, żeby nie
gadali. Nie umiem sobie przypomnieć, jak brzmiały jego słowa, ale on im po
prostu powiedział, żeby nie gadali.
Tusk się zamknął, Sikorski zresztą podobnie, i tylko
warto było widzieć minę Tuska, jego twarz, jego oczy, jak nagle – pozostawiony
bez opieki swych medialnych i wizerunkowych doradców – kompletnie zbaraniał,
nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. I oto nagle, po krótkiej chwili, kiedy Lech
Kaczyński udzielał odpowiedzi na jedno z pytań, Radosław Sikorski ponownie nachylił
się do Premiera i zaczął znów mu coś gadać do ucha. Tusk się roześmiał...
A ja się zacząłem zastanawiać nad następującą kwestią.
Sikorski na sto procent musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli on jeszcze
raz zrobi taki numer, Prezydent może się autentycznie zdenerwować. Nie mogę
uwierzyć, żeby on – a nawet i premier Tusk – po prostu nie mogli się opanować i
gadać musieli. Oni oczywiście potrafią wiele, ale nie przesadzajmy – ten
chłopak z książki Hanny Ożogowskiej, który cierpiał na „goniosłowomatyzm”, to
żart i fikcja. Ale nawet jeśli przyjmiemy, że to ani nie był żart, ani fikcja,
tylko fragment autentycznych doświadczeń Ożogowskiej z dziećmi, które
przewinęły się przez jej życie, u osób dorosłych tego typu zachowania mają
miejsce wyłącznie w sytuacjach, kiedy ktoś jest bardzo pijany, albo – jak to
się mówi w pewnych środowiskach – „urajany”. Tę możliwość, przy całej swojej
elastyczności, gdy idzie osobę Sikorskiego, z góry odrzucam. Nie tym razem i
nie w tym miejscu.
Jestem więc prawie pewien, że, jeśli po tym już
pierwszym upomnieniu, Sikorski zdecydował ponownie się popisać, musiał to
zrobić celowo. On musiał bezwzględnie wiedzieć, że to co on robi, może Lecha
Kaczyńskiego wyprowadzić z równowagi. Nie wiem naturalnie, na co liczył
dokładnie. Czy na to, że Prezydent po raz kolejny powie, żeby ci dwaj przestali
gadać, a oni się zamkną i za chwilę spróbują raz jeszcze, czy może podniesie na
nich głos i powie coś w rodzaju, że on sobie nie życzy, czy może – i to by było
oczywiście najlepsze – wstanie i zacznie wrzeszczeć. Wiem natomiast, że on
musiał mieć na oku coś bardzo szczególnego.
Ale mogło też być inaczej. Może być tak, że Sikorski
zawsze świetnie wiedział, że Lech Kaczyński jest człowiekiem kulturalnym,
eleganckim i poukładanym, i nie ma takiej możliwości, żeby stracił w
jakiejkolwiek sytuacji nerwy tak, by go to mogło skompromitować. Mógł więc –
jeśli jest tak jak przypuszczam – spodziewać się, że Prezydent – przez swoją
delikatność – za drugim razem nic im już nie powie, tylko będzie w sobie to
oburzenie przetrawiał, ukrywał je, robił dobrą minę do tej czarnej gry, i na
przykład z tego wzruszenia dostanie zawału serca. I weźmie, i tak bardzo
spektakularnie wykituje. I dlatego się na tę grę zdecydował.
Ktoś powie, że przesadzam. Że cokolwiek sobie myślimy
o Radosławie Sikorskim, to nie jest tak, że on jest człowiekiem aż tak
zepsutym. No, może i tak jest. Może i to racja. To znaczy, nie chcę tu
powiedzieć, że biorę pod uwagę taką możliwość, że on jednak nie jest zepsuty,
bo – moim zdaniem – jest zepsuty, jak ruska maszynka do golenia. Ja biorę
natomiast pod uwagę, że on faktycznie mógł się nawciągać i go poniosło. I jeśli
przyjmiemy tę opcję, to już mu właściwie mogę dać spokój. Jeśli okaże się, że
tak to właśnie było, że tych dwóch tam jednak się upaliło, z tym że
najwidoczniej Sikorski bardziej, to ja im nawet jestem w stanie za ten wybryk
podziękować. Bo on by właściwie mógł nam pomoc znaleźć odpowiedź na wszystkie
nurtujące nas pytania, które dziś – niemal trzy lata później – dręczą nas, jak
nigdy wcześniej. A w końcu, o cóż innego chodzi, jak o to, by umieć zrozumieć
coś, czego zrozumieć się pozornie nie da?
A zatem może być tak, że oni są ludźmi uzależnionymi
od kokainy, czy innego świństwa, i to uzależnieni bardzo, bardzo mocno.
Wszyscy. I Sikorski i Tusk i Kopacz i Graś i Nowak i cała ta banda. To by była
jakaś odpowiedź. Ale, jak mówię – prawdziwej pewności wciąż nie mam.
Niedawno, w programie Moniki Olejnik Radek Sikorski
skarżył się, że internauci brzydko o nim piszą, co niszczy jego reputację i go
doprowadza do szewskiej pasji. Mam więc do niego jedno pytanie – proszę mi
powiedzieć, co Pan wybiera? Crack, czy zwykłą podłość? Bo jestem przekonany, że
nawet Pan, jeśli przypomni sobie tamto zachowanie, będzie musiał przyznać, że
nie dał Pan nam – zwykłym, skromnym obywatelom, wylewającym swoje żale w
Internecie – zbyt dużego wyboru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.