Jeszcze w roku 2008, z myślą o tym
blogu napisałem tekst zatytułowany „Ach ta słodka ignorancja!”, w którym
wyraziłem swoje rozczarowanie tym, jak bardzo wielu z nas tonie w dramatycznej
wręcz niewiedzy na każdy praktycznie temat i jak bardzo każdego niemal dnia owa
niewiedza rujnuje nas i nasz kraj. Od tego czasu minęły lata, a ja w tych
dniach, podczas pewnej rozmowy, przyłapałem się na tym, że jak gdyby nigdy
nic zacząłem powtarzać niemal dosłownie
to co wtedy pisałem, tyle że w odniesieniu do sytuacji już jak najbardziej obecnej.
Przyszło więc mi do głowy, by kontynuując przypominanie wybranych tekstów
sprzed lat, powrócić również do tamtej notki i po paru koniecznych choć
drobnych modyfikacjach, przedstawić ją w wersji uwspółcześnionej. Bardzo
proszę.
Pewna pani któregoś dnia zajrzała do
kościoła, gdzie akurat odprawiano Mszę Świętą i zdębiała. Z przerażeniem
zauważyła, że jeden z ministrantów miał rude włosy, a to wywróciło do góry
nogami całą jej wiedzę na temat świata. Kończyła szkoły, czytała gazety,
oglądała telewizję, dyskutowała ze znajomymi, ludźmi tak samo jak ona
wykształconymi i kulturalnymi, i zawsze wiedziała, że ministrant nie może być
rudy. Dlaczego? To oczywiste: bo rudy był Judasz i z tego powodu katolicka
doktryna nie dopuszcza do ołtarza rudych chłopców.
Pani, o której mówię i tak jeszcze
pozwoliła sobie na zdrowy odruch. Uznała, że jej dotychczasowe informacje mogły
być nieścisłe, skonsultowała się z paroma znajomymi, i od tego intelektualnie
urodzajnego dnia wiedziała, że ministrant, jak się okazuje, może jednak być
rudy. A ja nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby na jej miejscu znalazła
się większość uczestników toczącej się dziś w naszym kraju debaty,
prawdopodobnie widząc rudego ministranta doszliby do wniosku, że albo to wina
światła, albo że to jakiś dziwny kościół, albo „co z tego?”
Choć zacząłem dzisiejszy felieton w tonie
dość żartobliwym, sprawa jest jak najbardziej poważna, co gorsza wspomniana
pani realnie istnieje, a opowiedziana historia jest jak najbardziej
autentyczna. Rzecz w tym, że kiedy się obserwuje wspomnianą już przeze mnie
debatę i przeżywa temperaturę sporu, nie sposób nie dostrzec, że ogromna część
odpowiedzialności za kompletny intelektualny bałagan spoczywa właśnie na
najzwyklejszej ludzkiej ignorancji. Kiedyś mawiało się, że wszyscy jesteśmy
lekarzami; obecnie tę samą regułę można by odnieść do komentowania życia
publicznego. Ktoś coś przeczytał, ktoś inny coś usłyszał, jeszcze ktoś coś
sobie przypomniał i to wszystko wystarczy, żeby wszyscy ci specjaliści natychmiast
włączali się do dowolnej dyskusji, czy to na temat aborcji, gospodarki,
Kościoła, kary śmierci, czy oczywiście polityki.
A każda nowa dyskusja tworzy natychmiast
nową rzeczywistość, która zaczyna żyć własnym życiem i już nie sposób powstrzymać
biegu zdarzeń. W ten sposób nagle okazuje się, że były kiedyś gdzieś jakieś
wieśmaki i był też pewien pies o imieniu Saba, Lech Kaczyński myślał, że nasz
bramkarz Boruc ma na nazwisko Borubar i że kiedyś Lech Wałęsa biegał po Sejmie
z siekierą, żeby zniszczyć rząd Tadeusza Mazowieckiego, czy jakoś tak, nieco
później rząd Macierewicza dokonał zamachu stanu, Jan Paweł II wprowadził
przepis, że nienarodzone dzieci mają dusze, a Jarosław Kaczyński zdelegalizował
związki partnerskie, choć obecnie jest szansa na zmianę, bo mamy wreszcie
demokratycznie wybraną opozycję, która szanuje Konstytucję, różnorodność i w
ogóle wszystko. I nie ma absolutnie żadnego sposobu, żeby powiedzieć: wiem,
byłem, widziałem, jest tak i tak, bo oni również gdzieś już byli i coś już widzieli,
a więc wiedzą, a nawet, jeśli nie wiedzą, to się domyślają, bo zdaje im się, że
gdzieś coś czytali, albo ktoś im coś powiedział.
Jak mówię, jest to sytuacja niewesoła, ale
to co najbardziej przykre to fakt, że ten stan rzeczy jest z pewnego bardzo
szczególnego punktu widzenia bardzo korzystny. Tak jak niewątpliwie są pewne
interesy i środowiska, dla których lepiej jest, jeśli jak najwięcej obywateli
sądzi, że ministrant nie może być rudy, a na przykład – zupełnie już z innej
beczki – galerie handlowe są po to, żeby ludziom żyło się lżej i przyjemniej,
są też grupy, w których interesie jest to, żeby jak najwięcej osób na temat
tego co się w Polsce i na świecie dzieje, wiedziało jak najmniej. I w ogóle,
żeby jak najwięcej ludzi wiedziało jak najmniej.
Bo tylko w ten sposób można zapanować
nad tą planszą i w miarę potrzeb, które przecież nieustannie się modyfikują,
dokonywać odpowiednich posunięć dla osiągnięcia z każdą chwilą coraz bardziej
pożądanych celów.
No ja myślę, że w czasach wielkiej pandemii tekst nabrał jeszcze większego znaczenia i stał się jeszcze bardziej aktualny.
OdpowiedzUsuń@Kozik
OdpowiedzUsuńJest strasznie dużo przestrzeni, gdzie on jest coraz bardziej aktualny.