poniedziałek, 18 stycznia 2021

Sześć krótkich kawałków na zasypanego śniegiem koronawirusa

 

Po dwumiesięcznej, świątecznej przerwie przedstawiam swój najnowszy zestaw krótkich kawałków do zabawy, które już niedługo ukażą się w kolejnym wydaniu miesięcznika „Polska Niepodległa”. Swoją drogą polecam.

 

 Dziś wprawdzie większość z nas żyje przejęta sposobem w jaki System dał nam do zrozumienia, że jesteśmy nikim i że można nam to pokazać, gasząc nas dokładnie tak jak się gasi światło i pewnie wypadałoby powiedzieć coś na ten temat, zanim jeszcze nasze słowa zostaną zamienione w nic nie znaczącą papkę, ja jednak spróbuję – zgodnie z zaleceniami nieśmiertelnego Norwida – owemu złu się „odejrzeć” i robić swoje, jak gdyby nigdy nic. A przyznać należy, że rozmawiać jest o czym. I to nie wychylając się poza te nasze polskie poletko. Róbmy więc. Swoje.

 

***

 

Oto, proszę sobie wyobrazić, kierowany przez niejaką Aleksandrę Sobczak portal wyborcza.pl opublikował list pewnej mamy, która postanowiła się podzielić troską o to w jaki sposób jej córka jest traktowana przez swoje szkolne koleżanki. A jest mianowicie tak, że w klasie do której owo dziecko uczęszcza zapanowała moda na tak zwaną „nowoczesność”, w związku z czym rządząca w klasie grupa zażądała od całej reszty, by ta przestała się identyfikować jako „chłopak”, czy „dziewczyna”, i od dziś występowała jako „osoba”. Jak rozumiem, presja była tak duża, że owo szkolne towarzystwo solidarnie przyjęło nowy styl, z wyjątkiem córki owej skarżącej się pani, która uparła się, że jest dziewczynką. W efekcie jest ona przez większość koleżanek dręczona do tego stopnia, że jej życie w klasie stało się udręką, no i w obronie swojego dziecka jej mama napisała do redakcji „Wyborczej” swój list.

Czytałem to co owa mama napisała i muszę przyznać, że ów list jest tak łagodny, uprzejmy i pełen zrozumienia dla wrażliwości drugiej strony, że ja bym tak zwyczajnie nie potrafił. Można wręcz odnieść wrażenie, że owa kobieta bardziej niż z pretensjami, zgłasza się do „Wyborczej” z prośbą o dyskusję, w jaki sposób można by było doprowadzić do zgody między zaangażowanymi w sprawę stronami. I oto, proszę sobie wyobrazić, najpierw na list zareagował na Twitterze znany w środowisku artysta-homoseksualista Jacek Dehnel publikując komentarz, w którym ową mamę i jej córkę brutalnie wyszydził, po nim odezwała gromada wspierających go hejterów, na końcu redakcja „Wyborczej” list wspomnianej mamy usunęła, a naczelna Sobczak opublikowała następujące wyjaśnienie:

„Usuwamy ten list. Bardzo przepraszam za tę publikację. Nie mam nic na nasze usprawiedliwienie. W czwartek fundacja Trans-Fuzja zrobi szkolenie dla naszej redakcji. Mam nadzieję, że to pomoże zwiększyć naszą wrażliwość. Jeszcze raz bardzo bardzo przepraszam”.

A mnie już nie pozostaje nic więcej jak wyrazić nadzieję, że owo szkolenie zaczęło się w czwartek o 7 rano i trwało do 21, z przerwą na podwieczorek, podczas której również można było skorzystać z toalety i szybkiego seksu.

 

***

 

Przyznać tu jednak muszę, że z tym seksem to chyba jednak mnie poniosło, bo diabli wiedzą co z tego wyniknie. Wprawdzie oni wszyscy robią wrażenie jakby byli w kondycji, gdzie o jakiejkolwiek prokreacji być nie może, ale kto wie, co natura może wymyślić, nawet gdy trafi na jakiegoś Jasia Kapelę. Kapela ów, człowiek w towarzystwie, owszem, popularny ogłosił niedawno, że jego „osoba partnerska” zaszła w ciążę, a w związku z tym nawet zdecydowała się zlecić owego dziecka zabójstwo, i on z niej dziś jest bardzo dumny. Ja oczywiście – mając okazję owego Kapelę widzieć raz na żywo – nie wierzę, żeby cała ta historia, włączając w to wspomnianą „osobę partnerską”,  miała cokolwiek wspólnego z prawdą, niemniej, jak mówię, diabli wiedzą. A zatem, może lepiej by było gdyby tej całej bandzie w jakiś sposób ograniczyć prawo do seksu. W jaki sposób? Tego oczywiście nie wiem, ale w końcu od czego mamy polityków Prawa i Sprawiedliwości? Oni nie takie problemy potrafili  rozwiązywać.

 

***

 

Swoją drogą dyskusja na temat tego kto jest głupszy, politycy , dziennikarze, czy artyści, trwa od lat i wydaje się nie mieć końca. W ostatnich latach politycy jakimś cudem zostali przez artystów i dziennikarzy odsunięci na dalszy plan, po pewnym czasie na pewien czas wrócili, głównie za sprawą Borysa Budki oraz Marcina Kierwińskiego, by znów przegrać, tym razem z Tomaszem Lisem i Bartoszem Węglarczykiem, ostatnio jednak wydaje się, że pod – swoją drogą bardzo niepokojącą – nieobecność Daniela Olbrychskiego, na czoło wysuwa się ekipa artystów. O pisarzu Dehnelu wspominałem w pierwszej odsłonie dzisiejszej „Tablicy”, tymczasem nie mogę nie wspomnieć o wystąpieniu znanego powszechnie Krzysztofa Materny. A wszystko zaczęło się od tego, że na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, uznając że lekarze jako twardzi zawodnicy, mogą poczekać, zaszczepiono cała grupę artystów właśnie, w tym wspomnianego Maternę. Kiedy sprawa przybrała rozmiary ogólnopolskiej afery, głos zabrał Minister Zdrowia i wezwał wszystkich tych przedstawicieli sztuk wszelakich, by w ramach ekspiacji zgodzili się przepracować określoną liczbę godzin jako wolontariusze na oddziałach szpitalnych, gdzie toczy się walka o życie osób zakażonych koronawirusem. Propozycja jak propozycja – wyjątkowo niemądra, zwłaszcza gdy wyobrazimy sobie katastrofę do jakiej musiałoby dojść gdyby nagle szpitale zostały opanowane przez bandę półprzytomnych pijaków, to natomiast co na mnie osobiście szczególnie poruszyło, to reakcja na ów apel wspomnianego Materny, który bardzo rozsądnie uniknął zastawionej na siebie pułapki. Posłuchajmy:

Jestem wolontariuszem od bardzo dawna, ja pomagam służbie zdrowia od lat, ja w okresie pandemii przekazałem swoją emeryturę na rzecz pielęgniarek, ja wspierałem razem z Krystyną Jandą strajk lekarzy-rezydentów, ja interesuję się służbą zdrowia i wszystkimi niedoskonałościami w tej służbie od lat. Wziąłem udział, tak samo jak cała grupa moich przyjaciół, którzy uczestniczą w tej całej aferze, w tysiącach akcji charytatywnych. Ja, zanim się szczepiłem przypadkowo, mogę powiedzieć bardzo śmiało, że na temat szczepień publicznie mówiłem tysiące razy, napisałem na ten temat felieton”.

Ja oczywiście pozostaję pod ogromnym wrażenie tego „tysiąca akcji charytatywnych”, w których wziął udział Krzysztof Materna, a zwłaszcza wspomnianego „felietonu”, który on napisał na temat szczepień, niemniej muszę przyznać, że najbardziej mnie jednak cieszy to, że on – podobnie jak większość jego kolegów artystów – zamiast na terenie szpitali, będzie dalej pił u siebie w domu. W końcu, nawet w nowych, tak szybko zmieniających się czasach, pewne granice powinny zostać zachowane.

 

***

 

A przyznać trzeba, że z tym nie jest łatwo. Oto, gdy wydawało się że przynajmniej wspomniany wcześniej Daniel Olbrychski nie będzie się już nam pokazywał na oczy, okazało się że wykrakałem, bo w dokładnie w tej samej chwili gdy piszę te refleksje, ów ciekawy człowiek jednak się nam objawił i to nie na plotkarskich portalach z plastrem na czole, ale u samej redaktor Moniki Olejnik w kultowym gdzieniegdzie programie „Kropka nad i”. Choć muszę z góry zastrzec, że ze względu na wyjątkowo egzotyczną naturę bohaterów wspomnianego zdarzenia, nie jesteśmy w stanie ogarnąć faktycznego przebiegu zdarzeń i ich sensu, niemniej wydaje się, że było tak iż poproszony przez Olejnik o opinię na temat afery ze szczepionkami dla celebrytów, stwierdził, że „Krysia” na tę szczepionkę zasłużyła, ale Polacy nie potrafią tego przyjąć do wiadomości, bo są „bezdennie głupi”, ktoś tam na Wiertniczej zadecydował, że tego akurat ludziom puścić nie można, Olbrychski na to dostał jasnej cholery, zadzwonił do Olejnik i ją zwyzywał, ona się obraziła i zażądała przeprosin... no i obecnie państwo prowadzą ze sobą wymianę za pośrednictwem emisariuszy, czyli z jednej strony, „partnera” Olejnik, niejakiego Tomka, a z drugiej, którejś z żon Olbrychskiego, czyli Olbrychskiej.

 

***

 

Ja akurat bym na tę Olbrychską dziś jeszcze większej uwagi raczej nie zwracał, jednak uważam, że nie zaszkodzi mieć na nią oko. Otóż ona w reakcji na tę awanturę wewnątrz szajki, która, jak się zdaje, zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, opublikowała na Facebooku sążnisty elaborat na ponad tysiąc słów, w którym wspomina coś o „szanowanej hierarchii” i robi to tak, że można poczuć ów słynny „zapach napalmu o poranku” Coppoli. Proszę posłuchać:

Cała ta ‘szczepionkowa afera’ została bardzo precyzyjnie przygotowana żeby po raz kolejny uderzyć w ludzi ważnych, szanowanych, cenionych i lubianych. Zasłużonych. Atak na wartości, na ważne zasady życia społecznego, na szanowaną hierarchię, zwykle zaczyna się od uderzenia w kulturę. Tego jesteśmy świadkami. Pamiętamy, tak było w Chinach. Uderzyć w kulturę to zachwiać najtrwalszym porządkiem rzeczy”.

A więc, jak mówię, śpijmy z jednym okiem otwartym, bo oni chyba dopiero nam pokażą, co im leży na tych ich czarnych sercach.

 

 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...