Wszyscy czekamy na
decyzję brytyjskich władz w sprawie przekazania skazanego przez tamtejszy
system na śmierć Polaka w polskie ręce, a ja chciałbym przypomnieć jedno życie
i jedną śmierć sprzed grubo ponad trzech już lat, prosząc jednocześnie o
cierpliwość, bo odpowiedni komentarz nastąpi na koniec.
Dotychczas o
sprawie Charliego Garda ani nie pisałem, ani choćby jednym słowem nie
wspominałem, bo zwyczajnie nie miałem odwagi, bojąc się, że jedno moje słowo
sprawi, że wszystko runie. Gdyby ktoś nie wiedział – co zresztą jest w tych
mocno wypełnionych emocjami czasach nadzwyczaj prawdopodobne – o co chodzi,
spieszę wyjaśnić. Otóż Charlie Gard to niespełna roczny chłopczyk, który
wczoraj właśnie biał być i zapewne już został w majestacie prawa zamordowany,
bo był chory, a dzisiejsza służba zdrowia nie była w stanie znaleźć dla niego
lekarstwa.
Ktoś powie, że
to nic nowego. W końcu każdy z nas wie, co to takiego eutanazja, a poza tym to
nie pierwszy przecież raz, jak się dowiadujemy, że gdzieś ktoś umarł, bo był
chory, a lekarze nie potrafili na jego chorobę znaleźć sposobu. To prawda, tego
typu przypadków mieliśmy przez ostatnie lata wystarczająco dużo, by się z
nerwów spocić. Tym razem jednak stoimy wobec jakości całkowicie nowej: oto po
raz pierwszy to nie człowiek mający już dość tego życia, czy choćby i jego
rodzina, wołają o śmierć, ale owej śmierci żąda System. Wbrew choremu, wbrew
rodzinie, wbrew tym wszystkim, którzy twierdzą, że to życie jest święte, a nie
śmierć. Przypadek Charliego Garda to sytuacja całkowicie nowa, gdzie rodzice
tego biednego dziecka błagają, by to dziecko im zostawić, uruchamiają
ogólnoświatową akcję w obronie prawa ich dziecka do życia, a System decyduje:
„Ma umrzeć”.
Powtarzam,
dotychczas było tak, że kiedy – zachowajmy już może to imię, jak symbol –
Charlie był zbyt mały, zbyt niedołężny, ewentualnie zwyczajnie zbyt chory, by
artykułować swoje oczekiwania od świata, który go zdecydował się przyjąć, ów
świat uznawał, że ostateczna decyzja należy do rodziny. To rodzice, rodzeństwo,
dzieci, dziadkowie, krótko mówiąc, osoby najbliższe, mają prawo decydować, co
jest dobre dla tego, kogo kochają najbardziej. I przyznaję, że za tym stała
jakaś – owszem, nie do końca ludzka – ale jednak logika. Dziś nagle się
okazuje, że to było tylko takie gadanie, na które można było sobie pozwolić do
czasu, gdy sprzyjała temu sytuacja. Dziś nagle okazuje się, że kiedy zabrakło
argumentów, zostało owo słynne pragnienie śmierci i wspierająca je naga siła.
Dziś nagle okazuje się, że to co nam zostało, to nie prawo do życia, lecz prawo
do śmierci.
O zabójstwie
Charliego Garda dowiedziałem się z portalu tvn24.pl, a więc od ludzi
reprezentujących wspomniane życzenie śmierci. Proszę posłuchać:
„Brytyjski sędzia, po rozpatrzeniu racji wszystkich stron,
musiał postawić ultimatum: albo rodzice ustalą ze szpitalem do czwartkowego
popołudnia, gdzie ich niespełna roczny syn dożyje swoich dni, albo zostanie
przewieziony do dziecięcego hospicjum, gdzie zostanie odłączony od aparatury
podtrzymującej życie”.
Proszę zwrócić
uwagę, z czym my tu mamy do czynienia. Oto sędzia „rozpatrzył” rację
wszystkich stron i „musiał” postawić ultimatum: albo rodzice Charliego
sami wskażą miejsce egzekucji, albo owo miejsce wskaże System.
Ale oto dalszy
ciąg tej niezwykłej relacji: „We wtorek rodzice zgodzili się na przerwanie
uporczywej terapii”. A ja w tej sytuacji już tylko się dziwię, że oni nie
napisali, że, przekonani argumentami sędziego, który „rozpatrzył racje
wszystkich stron”, nie tyle się zgodzili, co wręcz zwrócili się z łaskawą
prośbą o przerwanie terapii.
Ale jest coś
jeszcze. Otóż, jak nas informuje ten sam portal, rodzice Charliego, pragnąc go
ochronić przed karzącą ręką Nowego Wspaniałego Świata, z prośbą, by nie zbijać
ich dziecka zwrócili się do instytucji, wydawałoby się w tego typu sprawach
najwyższej, a więc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, no i proszę sobie
wyobrazić, że ów trybunał również ogłosił, że prawem człowieka nie jest żyć,
lecz umrzeć.
To nie wszystko.
Kiedy już wszystkie próby uniknięcia tej masakry okazały się bezskuteczne,
rodzice Charliego, który tymczasem leżał sobie gdzieś w brytyjskim szpitalu,
czekając na egzekucję, zwrócili się do Systemu, by ten pozwolił im zabrać
swojego synka do domu, by on umarł tam, u siebie, w swoim łóżeczku. No i
również tym razem okazało się, ze to nie te czasy. Okazało się, że „względy
proceduralne” nie pozwalają na tego typu ekstrawagancje, a Charlie ma
umrzeć na łonie Systemu. Tego, że przede wszystkim liczą się znaki, już naturalnie
nikomu się wspomnieć nie chciało.
Ponieważ zrobiło
się tak upiornie, że jeszcze chwila, a ja zwyczajnie eksploduję, proponuję
byśmy wrócili na powierzchnię i przyjrzeli się temu, co tam, panie, w polityce.
Jak wiemy, rząd Prawa i Sprawiedliwości, wbrew bardzo stanowczym protestom
pewnej części społeczeństwa, a przede wszystkim europejskich instytucji, chciał
przeprowadzić reformę sądownictwa, niestety ową reformę zawetował Prezydent,
swój ruch tłumacząc tym, że on wprawdzie uważa, że reforma jest pilna i
niezbędna, niemniej, wprowadzając ją, należy postępować rozważnie. Otóż nie.
Przypadek chłopczyka, zamordowanego wczoraj gdzieś w którymś z brytyjskich –
jakaż to ironia – hospicjów, pokazuje nam bardzo jednoznacznie, że tu nie ma
czasu na dąsy. Toczy się wojna dwóch kompletnie różnych światów i stawką jest
życie, albo śmierć. A kiedy już dojdzie do tego, że przegramy, to oni nas jako
swoich jeńców zwyczajnie dobiją. Też nowość.
Jak już wspomniałem,
Charlie Gard został skazany na śmierć, a wyrok został wykonany jeszcze w roku
2017, a ja jakimś cudem znalazłem w sobie siłę by o tym co się stało wspomnieć
tu na tym blogu. Dziś, kiedy tak bardzo czekamy na to aż uda się sprowadzić do
Polski umierającego w szpitalu w Plymouth Polaka, chciałbym ze smutkiem wyrazić
obawę, że oni go ze swoich lepkich rąk nie wypuszczą, i to wcale nie dlatego, że - jak nam niektórzy tłumaczą - ci co go najbardziej kochają, czyli żona i dzieci, sobie tego nie życzą. Przyczyny są daleko bardziej proste. Oni zwyczajnie nie mogą. Teraz
już nie mogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.