Mam tu wprawdzie pewne niedobre
podejrzenia, ale zakładam że istnieje jednak pewna szansa, że nie tylko ja
lubię od czasu do czasu skorzystać z usług niemieckiej sieci pod nazwą Lidl i to
że tam bywam, ujdzie mi na sucho. A to że bywam to jest fakt, choćby z tego
względu że nigdzie nigdzie nie mogę liczyć na to że w cenie co najmniej
rozsądnej znajdę tam porządne sery, porządną whisky, oraz oczywiście klasyczne
angielskie baked beans. Bywam więc w Lidlu ile razy chce mi się wsiąść w
tramwaj i zrobić te parę przystanków, stało się jednak tak że parę dni temu
skoczyłem tam po flaszkę i kiedy podszedłem do kasy by za nią zapłacić,
najpierw z przerażeniem zauważyłem że kasjer miał na sobie koszulkę z grafiką
Wielkiej Orkiesttry Świątecznej Pomocy, obok stała puszka z odpowiednią szparą
i taką samą grafiką, a w dodatku, kiedy zapłaciłem za zakup, wraz z rachunkiem
otrzymałem nalepkę z odpowiednim serduszkiem, którą normalnie, o ile mi
wiadomo, można od Jerzego Owsiaka wyłącznie kupić.
Nalepkę wraz z rachunkiem
oczywiście wyrzuciłem zaraz po opuszczeniu terenu sklepu, jednak nie mogłem
przestać myśleć w pierwszej kolejności na temat tego, jak to się dzieje że w
sieci takiej jak Lidl pracownicy zobowiązani są do tego by się prowadzać w
koszulkach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a co ciekawsze, na jakiej
zasadzie ja dostałem to serduszko. Czy to jest możliwe, że Jerzy Owsiak, w
ramach swojej dobroczynnej działalności, podpisał z Lidlem umowę zgodnie z
którą, część pieniędzy jakie ja wydam na alkohol, zostanie przeznaczona na jego
biznesowe przedsięwzięcie, a ja sam, mimo że nikt mnie nie pytał o o to czy
chciałbym się zaangażować w tak zwaną działalność dobroczynną, zostanę
zakwalifikowany jako jedną z milionów osób wrażliwych na potrzeby innych?
Myślę sobie o tym serduszku, które
dostałem wraz z rachunkiem i mam coraz większe podejrzenie, że ono nie zostało
mi wręczone tylko dlatego że ja wpadłem do Lidla i kupiłem od nich flaszkę. A
skoro tak to ja się obawiam, że jeśli Jerzy Owsiak za miesiąc ogłosi, że Wielka
Orkiestra Świątecznej Pomocy zaliczyła kolejny rekord zbierając powiedzmy 150,
albo 200 milionów złotych, to w tych milionach jest również moje parę złotych,
a to mi się bardzo nie podoba. Dlaczego? Dlatego mianowicie że ja bardzo nie
lubię jeśli ktoś mi wydziera przez gardło moje serce, a za to mi daje kawałek
jakiejś gównianej przylepki.
Wiedzieliśmy to już od pewnego
czasu, dziś jednak mam wrażenie, że wszystko się odbywa zdecydowanie bardziej
niż kiedykolwiek wcześniej na tak zwanego chama. A ja w tej sytuacji
postanowiłem opowiedzieć pewną historię, o której pewnie mało kto słyszał. Otóż
jesienią zeszłego roku pojawiła się informacja że we Wrocławiu działał niejaki
„pan Kazio”, prowadząc działalność gospodarczą w postaci ulicznej sprzedaży
wypełnionych helem balonów, któregoś dnia wspomnianemu panu Kaziowi z
nieopisanych powodów spalił się samochód z balonami i pan Kazio został bez
środków do życia. W tym momencie, jak się dowiadujemy, pan Kazio, jako osoba
nigdy się nie poddająca, ogłosił publiczną zbiórkę na samochód, utracone balony
oraz, jak rozumiem, butlę z helem, i nie
dość że w jednej chwili zebrał 150 tys. złotych, to jeszcze prezydent Wrocławia
tak wzruszył sie jego losem, że mu podarował mieszkanie.
Czytam historię „pana Kazia” i nagle
czuję, że nie znam słów, dzięki którym mógłbym przekazać to co mnie dręczy, a w
tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak zacytować całą informację podaną
przez lokalne wrocławskie media i ogłosić, że reszta jest milczeniem. Się
ma!!!!!!
Od
poniedziałku pan od balonów ma nowe, przejściowe lokum. Cudowni ludzie pomogli.
Był już na spotkaniu z dyrekcją wrocławskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy
Społecznej i został włączony do programu „Droga do domu”.
„Pan Kazik wybiera właśnie samochód, którym będzie mógł wozić balony i
butle z helem. Podchodzimy do sprawy sensownie, żeby koszt ubezpieczenia auta
nie przerósł możliwości Pana Kazika. Dziś od rana, przecudowna Ania -
organizatorka zrzutki, biega po urzędach, wykonuje setki telefonów i załatwia
wszystkie sprawy administracyjne, aby m.in wyrobić Panu Kazikowi zagubiony
dowód osobisty, czy złożyć wniosek o rentę. Zamówiliśmy też nową dostawę
balonów z hurtowni + idą do nas z całego świata paczki z balonami, które
wysyłacie za własne pieniądze! 20% finalnej kwoty, Pan Kazik zdecydował się
przekazać dwóm organizacjom - Wrocławskiemu Hospicjum dla Dzieci i
Wrocławskiemu Centrum Opieki i Wychowania (dla każdej po 10%).” - napisali
organizatorzy zbiórki, której efekty przerosły wszelkie oczekiwania.
Pieniędzy zebrano tak dużo, że mężczyzna zdecydował, że powinien
podzielić się nimi z innymi potrzebującymi i postanowił przekazać nadwyżkę dla
chorych dzieci. Pan Kazio dziękował za pomoc ze łzami w oczach.
Obietnica pomocy ze strony miasta to dodatkowy wspaniały gest. Wsparcie
dla pana Kazia w wychodzeniu z bezdomności, zadeklarował prezydent w
wystąpieniu do internautów w piątek wieczorem, w którym Jacek Sutryk chciał się
podzielić najnowszymi informacjami z wrocławskiego magistratu, którym przez
ostatni tydzień musiał zawiadować zdalnie z powodu kwarantanny.
Pan Kaziu zasługuje na te pomocne gesty. Przez wiele lat mężczyzna zmaga
się dzielnie z problemem alkoholowym. Swoje stoisko z balonami na Rynku traktuje
nie tylko jako sposób na zdobycie środków na życie, ale również jako terapię.
W pomoc po tym, jak za jednym zamachem ogień zabrał mu samochód, spory
zapas towaru i miejsce, które często zastępowało mu sypialnię, zaangażowali się
jako pierwsi młodzi wrocławianie pracujący w lokalach na Rynku. Ruszyła zbiórka
pieniędzy na portalu zrzutka.pl.
Plan był taki, by zrekompensować panu Kazimierzowi stratę zapasów
balonów. Organizatorzy zbiórki zapowiadali też zamiar zakupienia jakiegoś
pojazdu, który mógłby zastąpić tamten spalony wóz. A kolejny krok, miał
zmierzać do znalezienia dla niego pokoju do wynajęcia, aby zimą nie musiał
koczować na działkach. Rezultaty, jak się okazało, były oszałamiające.
Deklaracja ze strony prezydenta dotyczy zaproszenia pana Kazia do
miejskiego programu wychodzenia z bezdomności „Droga do domu”, prowadzonego
przez gminę wraz z Towarzystwem Pomocy im. Brata Alberta i Miejskim Ośrodkiem
Pomocy Społecznej.
Powrót pana od balonów na Rynek ucieszy wiele dzieci, dla których pan
Kazio jest dostarczycielem wypełnionych helem przedmiotów pożądania - bohaterów
kreskówek, samochodów, kwiatów. A dorosłych, którzy wiedzą o trudnym życiu
sprzedawcy balonów i jego zmaganiach, zadowoli wiadomość, że działania
mieszkańców nie pozostaną odosobnione i że można liczyć także na wsparcie
systemowe dla takich osób jak pan Kazio.
Myślę, że mimo wszystko to nie jest jednak Twoje ostatnie słowo w temacie.
OdpowiedzUsuńChociaż, myślałem, że akurat o tematach około orkiestrowo-charytatywnych napisałeś już wszystko co można było napisać.
@Mateusz
UsuńTeż tak myślałem.