Nie potrafię powiedzieć, jak to się
stało, ale po tym jak dla uczczenia przejścia roku 2020 w wieczność, rozegrałem
najpierw z moją żoną partię Scrabble, a po obejrzeniu większego fragmentu
piątej części „Rocky’ego”, zamiast pójść spać jak Pan Bóg przykazał,
postanowiłem zobaczyć co słychać w Sieci i trafiłem na relację z tak zwanego
„Sylwestra pod domem Jarosława Kaczyńskiego”. Dziś się dowiaduję, że wszystko było transmitowane na żywo przez portal onet.pl, co oczywiście całości dodaje
wyłącznie dodatkowych walorów, ja jednak chciałbym podzielić się tu paroma
refleksjami, które chodziły mi po głowie jeszcze zanim się okazało, że tam na
miejscu nie byłem tylko ja, policja i tych kilkunastu opętańców, ale również
zaprzyjaźnione niemieckie media. A daję słowo, że jest o czym rozmyślać.
Otóż obserwując kolejne wydarzenia na scenie
publicznej, nie mogłem nie zauważyć, jak wygląda dziś relacja między policją, a
ludźmi oraz organizacjami walczącymi z tak zwanym „terrorem” rządów Prawa i
Sprawiedliwości. Nie mogłem więc też nie zauważyć – a jestem pewien, że nie
jestem tu jedyny – że gdy chodzi o policję, ona niezmiennie i w sposób wręcz
zachowuje się jak ktoś kto widząc podpalacza z pudełkiem zapałek w akcji,
zamiast mu te zapałki odebrać, zdmuchuje każdy kolejny płomyk, a gdy ten
wyciąga kolejne pudełko, zamiast mu dać w łeb i sprawę zakończyć, dalej jedynie
dmucha, dmucha i dmucha, ewentualnie od czasu do czasu apelując o opamiętanie;
jeśli natomiast mówimy o owych „podpalaczach”, ci nie dość że z szyderczym
uśmiechem wyciągają kolejne pudełka, to jeszcze owo szyderstwo wzmacniają
równie szyderczym demonstrowaniem poczucia pełnej bezkarności. To więc znamy
już bardzo dobrze, jednak muszę przyznać, że to co zdążyłem zaobserwować w
sylwestrową noc pod domem Jarosława Kaczyńskiego, nie dość że mnie zwyczajnie
zszokowało, to jeszcze pozostawiło w poczuciu najgłębszego smutku.
Skąd szok, to sprawa jasna. Jest bowiem
coś niewątpliwie szokującego w sytuacji gdy tak naprawdę dwoje ludzi, jeden z
kamerą, a drugi z mikrofonem, staje naprzeciwko policyjnego kordonu i przez
parę godzin, bez chwili przerwy, z policjantów szydzi, obraża ich, tworzy wokół
nich – zwróćmy uwagę na to, że mówimy o ludziach będących w tę często bardzo
rodzinną noc, na służbie – swego rodzaju okrutny kabaret i każda kolejna minuta
kompletnego braku reakcji jedynie wzmacnia owo poczucie bezkarności, a z nim
poziom owego wstrząsającego szyderstwa. Smutek natomiast bierze się stąd, że,
jak wiemy, nie tylko ten ktoś z kamerą i ten drugi z mikrofonem są głęboko
przekonani nie tylko o swoim niezrównanym poczuciu humoru, ale również o
niewyobrażalnej wręcz determinacji i odwadze, wszak, jak wiemy, Polska znalazła
się dziś w miejscu w którym była w roku 1981 i w latach kolejnych. Z jednej strony
więc mamy to bezczelne szyderstwo, a z drugiej od początku do końca wymuszoną
bezradność i to jest coś co naprawdę jest bardzo trudno wytrzymać, no a skoro
tak, to nie pozostaje nic innego jak ów dojmujący smutek.
Ja oczywiście wiem, że sposób w jaki
zachowuje się wobec owej – głównie emocjonalnej – agresji policja, nie ma
alternatywy. Każdy gest, choćby jak najbardziej nie dość że usprawiedliwiony,
to wręcz konieczny wobec przepisów prawa, jest w obecnej sytuacji z wielu
względów wykluczony, jednak widok tych idiotów i sposób w jaki oni się
zachowują, aż prosi o reakcję. A biorąc pod uwagę poziom tego rozwydrzenia, i
to jak daleko ono już zaszło, nie widzę rozwiązania. I to powoduje tę
bezradność i wspomniany smutek.
I w tym wszystkim chodzi mi już tylko po
głowie jedno wspomnienie z czasów, które demonstrującym pod domem Jarosława
Kaczyńskiego jest tak bliskie i drogie. Otóż miałem kiedyś ucznia, chłopca może
17-letniego, który miał dziewczynę mniej więcej w swoim wieku. To był bardzo
mądry, sympatyczny chłopak, a ona była bardzo miłą i, co należy podkreślić,
bardzo atrakcyjną dziewczyną. Był Stan
Wojenny, a oni, jak wiele innych w tym czasie dzieci, byli zaangażowani w tak
zwaną „działalność”. W sumie nic szczególnego – jakiś tam udział w demonstracjach
pod „Wujkiem”, no i ewentualnie kolportaż nielegalnej prasy. Otóż, proszę sobie
wyobrazić, że któregoś dnia, kiedy władza postanowiła się bardziej zdecydowanie
wziąć za tych, co się tam rok w rok pojawiali pod kopalnią, dziewczynę mojego
ucznia wsadzili do radiowozu i zawieźli na komendę, tu obok, na Kilińskiego.
Nie wylegitymowali jej, nie zarzucili jej próby obalenia siłą ustroju, nie
kazali podpisać deklaracji o współpracy, nawet jej nie pobili. Jedyne co
zrobili to kazali się jej rozebrać do naga i skakać po pokoju jak żabka. Ona
więc zrobiła co jej kazali, a potem skakała, a oni siedzieli i się patrzyli. Czemu
tak postąpiła? Ona wie, ja wiem i wie wielu jeszcze... poza tymi, którzy
oczywiście nie wiedzą i są z tego powodu strasznie dumni. A tymczasem nasi
milicjanci, gdy już im się znudziło, to powiedzieli dziewczynie mojego ucznia,
żeby się ubrała i wypierdalała. Nawet jej nie spisali. Nawet jej nie dotknęli.
I to jest oczywiście wiadomość dobra, a
mimo to jest mi smutno jak jasna cholera.
Dawno temu funkcjonował taki dowcip:
OdpowiedzUsuń- Dlaczego w poznańskim nie było partyzantki?
- Bo była zakazana.
Teraz odchodzi coś na odwyrtkę z tym, że w przestrzeni więcej, niż trójwymiarowej:
- Skąd demonstranci mają tyle odwagi?
- Bo nie pałkę, a rubelka zarobić można
Dałbym temu radę. Niestety, nie jestem osobą ustosunkowaną, niemniej - gdybym był - proponowałbym taki wariant: namówić Sakiewicza na poszerzenie Gazety Polskiej o zakłady on-line. Polegałyby one na prezentacji obrazu z kamery i obstawianiu, który z manifestantów (jak wyżej) wytrzyma najdłużej, drze się najgłośniej, ewentualnie przoduje w innej, równie wybitnej kategorii.
OdpowiedzUsuńNa koniec prezentowałbym wyniki typowań na łamach Gazety, wraz z listą przyznanych nagród.
@2,718
UsuńW tym celu należy wydać przepis, że kto chce demonstrować mimo pandemicznego zakazu ma obowiązek zdjąć maseczkę.
@orjan Mi nie zależy na precyzyjnej identyfikacji zawodników, a tylko na tym by byli elementem igrzysk Gazety Polskiej.
OdpowiedzUsuń