Kiedy byłem jeszcze na studiach, przyjaźniłem się mocno z pewnym kolegą,
z którym wspólnie podkochiwakiśmy się w pewnej bardzo miłej koleżance, wnuczce
wielkiego polskiego aktora Mrożewskiego, oraz córce dwojga prowincjonalnych
aktorów z Katowic. Pewnego dnia postanowiliśmy się z nią wspólnie umówić i
zajść do niej do domu. Poleźliśmy tam więc zgodnie, zadzwoniliśmy do drzwi i
otworzyła nam owa Kasia, a obok niej stali jej rodzice. On piękny w garniturze,
ona jeszcze piękniejsza w eleganckiej sukience. Stali jak na scenie, dyskretnie
uśmiechnięci, wyciągnęli w naszym kierunku dłonie na powitanie, a myśmy w tym
momencie spojrzeli po sobie, powiedzili, że właściwie to my tak tylko na
chwilę, żeby poznać słynnych rodziców i zwialiśmy gdzie pieprz rośnie.
Przypomniała mi się tamta przygoda, kiedy
przeczytałem w Sieci, że niesławna Krystyna Janda udzieliła wywiadu
warszawskiemu odpryskowi „Gazety Wyborczej”, gdzie wypowiedziała następujące
słowa:
„Przez
45 lat dorosłego życia mam problem ze znalezieniem gosposi. Wolę zagrać w
teatrze i w nim zarobić pieniądze, żeby dobrze zapłacić gosposi. Ale nie ma
takich osób. Na szczęście są panie z Ukrainy”.
Kiedy już doszedłem do siebie, pomyślałem
sobie, że to właściwie zrozumiałe z tymi „paniami z Ukrainy”. To są osoby po
wielu niełatwych przejściach, które niejedno w życiu widziały i dla nich
bliskie spotkanie trzeciego stopnia z kimś takim jak Krystyna Janda, to często
chleb powszedni. Dla tych z nas jednak, których owa dziwna kobieta od progu
drzwi swojego domu wypatruje od 45 już lat, tego rodzaju przeżycie to musi być naprawdę
coś. Weźmy moją córkę, która ostatnio jest bez pracy, na naszym utrzymaniu i
powiem zupełnie szczerze, że dla niej ta sytuacja jest nadzwyczaj
niekomfortowa. Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że gdyby ona znalazła
gdzieś ogłoszenie, że Krystyna Janda poszukuje tak zwanej „dziewczyny” i „dobrze”
płaci, wsiadłaby w pociąg, pojechała do tej Warszawy, zapukała do tych drzwi, a
jej otworzyłoby to dziwadło, to ona by wiała stamtąd dokładnie tak jak my wtedy
od drzwi tych aktorów, rodziców naszej ślicznej koleżanki Kasi, prosto na
Dworzec Centralny, gdzie by była gotowa nawet żebrac po 50 groszy na pociąg do
Katowic, byle nie musieć sprzątać w tym piekle.
Nie przeczytałem wywiadu z Krystyną
Jandą, bo do warszawskiego wydania „Wyborczej” nie mam dostępu, a aby
przeczytać tę rozmowę, musiałbym im podać swoje dane bankowe, natomiast,
owszem, znalazłem na Facebooku inny, moim zdaniem równie ciekawy, fragment refleksji,
którymi zapragnęła się z nami podzielić nasza słynna ktorka. Proszę posłuchać:
Może
na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowali ci, którzy chcieli żyć jak wygrani
transformacji? Mieć swoją sferę symboliczną,
jeździć na wakacje.
– Co to znaczy: wygrani transformacji? Każdy mógł sobie z
tą wolnością zrobić, co chciał. To był raptownie kraj wielkich, oszałamiających
możliwości. Mogli sobie na to zapracować.
Nie wszyscy mieli
taką możliwość.
– Wszyscy.
Nawet ci w małych
wsiach z zamkniętymi PGR-ami?
– Nawet oni, jeżeli się uparli. W Polsce nie ma
pozytywnego snobizmu na pracę, wiedzę, lepsze życie, przesuwanie się wyżej w
hierarchii społecznej. Szkoda.
Kto miałby taki
snobizm stworzyć?
– Szkoły, politycy. Tak jak we Francji: przychodzi pan do
fryzjerki, a ona pyta, czy widział pan ostatni film.
Każda?
– Pewnie nie, ale mnie to spotkało dwukrotnie. Ona uważa,
że powinna być na premierze w teatrze, w kinie i przeczytać gazety, żeby mieć o
czym rozmawiać z klientkami.
Jednak jak ktoś nie
miał pieniędzy na życie, to za co miał chodzić do kina?
– Są tacy, co nie mają pieniędzy, a czytają poezję.
Przepraszam za
bezczelność, ale czy czasem na progu transformacji nie miała pani lepszego
startu?
– No tak, sprzedałam dom i kupiłam teatr. Taki miałam
start.
Ja mam
oczywiście świadomość, że tam mogą być jeszcze lepsze kawałki, mnie jednak to
co wyżej, jak najbardziej wystarczy. Zwłaszcza że tam jest coś jeszcze. Otóż,
kiedy już pożaliła się Krystyna Janda na to, że od 45 lat jedyni, którzy chcą
dla niej pracować to Ukrainki, dorzuciła coś takiego:
- Z drugiej strony
znam osoby, które pochodzą z absolutnego dołu i stały się wybitnymi profesorami
czy lekarzami. Słowem, jak ktoś chciał, to sobie poradził.
A ja to już mogę
skomentować w jeden tylko sposób. „Wybitnymi profesorami czy lekarzami”? Hmmm…
Rozumiem, że również aktorami. Moje najszczersze gratulacje i proszę pozdrowić
panią fryzjerkę.
Moje książki są
tam gdzie zawsze, podobnie jak mój adres mailowy: k.osiejuk@gmail.com
Jak będziesz oglądać twórczość Pani Krysi to się przesuniesz wyżej w społecznej hierarchii, od razu o trzy miejsca.
OdpowiedzUsuńJedno pytanie: czy Pani Krysia zatrudnia te osoby z Ukrainy legalnie?
@Remo
UsuńTeż sobie o tym pomyślałem. Że ona musi być nieźle głupia, że wyskoczyła publicznie z tymi Ukrainkami.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń@Chudy Cienki
OdpowiedzUsuńNic nie usuwałem. Proszę wrzucić swój komentarz raz jeszcze.
Ojej. Pani Krysia = Rover 75 T. Tak mi się skojarzyło. Niedawno szukałam mechanika. Pierwszy spytał o markę i jęknął: ojej, roverów nie robimy. Drugiemu od razu powiedziałam. Jak tylko usłyszałam "ojej" miałam jedno pytanie: wy też nie robicie? no dooobra, niech pani przyjedzie. Tak to widzę. Przychodzi pani z absolutnego dołu, bardzo pozytywnie nastawiona do całego świata, widzi w drzwiach panią Jandę, krzyczy "ojej" i ucieka. I tak przez 45 lat. Jak tu nie zwariować? Mnie się już za drugim razem udało. Tak, że ten znak równości można przekreślić.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
UsuńPrzekreślamy.
Sprzedaż domu przez panią Jandę by kupić teatr, to ma jeszcze - głębię; teatr a właściwie dawno zamkniętą budę zwaną teatrem - wynalazł Jerzy Bończak. Chciał do spółki z kumplem kupić i ożywić to miejsce - robić tam teatr. Pamiętajmy to jest czas początku transformacji pookrągłostołowej czyli naszego dzikiego zachodu. Jerzy Bończak mocno podekscytowany jako przyszły udziałowiec i na swoim, zaangażowany w pozyskanie środków, aktu własności, w przypływie euforii ze szczęścia jakie go czeka ...nie podejrzewając najgorszego, dzieli się informacjami o tym - co właśnie robi - chcąc błysnąć w środowisku. Za jęzor pociągnęła Bończaka Krystyna Janda, on jej wszystko wyjawił, a ona pobiegła mu to odebrać ...znając tego i owego. Nie ma w tym nic dziwnego, przecież wszystko czym była to: kilka kostek szkła, kilka kropli zła.
OdpowiedzUsuń