Lata mijają, a „Warszawska Gazeta” wciąż z niepojętym dla mnie uporem
utrzymuje w stałym miejscu mój felieton. Tym sposobem i ten tydzień przyniósł
nam nowe refleksje, a ja je z najwyższa radością prezentuję i tu. Bardzo
proszę.
Zakładam, że większość czytelników
„Warszawskiej Gazety sprawie słyszała, na wszelki wypadek jednak przypomnę.
Otóż 8 marca tego roku w Poznaniu, podczas antyrządowej demonstracji, żona
prezydenta Jacka Jaśkowiaka, Joanna, wygłosiła płomienne przemówienie skierowane
przeciwko działaniom pisowskiej władzy i w pewnym momencie tak się nakręciła,
że użyła słów powszechnie uważanych za wulgarne w stopniu wyjątkowym. W reakcji
na to wystąpienie, pewien obecny na miejscu obywatel skierował przeciwko pani
Jaśkowiak sprawę do sądu i po kilku miesiącach sąd uznał tę dziwną kobietę za winną
i kazał zapłacić 1000 zł grzywny. Tysiąc złotych to niewiele, powiedzmy tyle
ile ona by dostała, gdyby się publicznie wysikała, albo walnęła flaszką po
piwie w przejeżdżający tramwaj, jednak obrona złożyła apelację i oto
dowiadujemy się, że sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu, Sławomir Jęksa, panią
Jaśkowiak uniewinnił.
Ktoś powie, że zdarza się i ja się tu nie
zamierzam spierać, natomiast to co mnie w tym akurat przypadku zainteresowało,
to uzasadnienie wyroku. Oddajmy głos sędziemu:
„Obwiniona użyła słów
wulgarnych, które były słyszane przez dzieci, co jest
oczywistym złem. Ale znacznie większym złem jest to, co dzieje się w Polsce. […]
Sąd okręgowy musiał zmierzyć się z problemem społecznym,
gdzie z jednej strony mamy do czynienia z ciężkim naruszeniem najwyższego
prawa, czyli konstytucji przez przedstawicieli władzy wykonawczej i ustawodawczej,
a z drugiej strony z zachowaniami obywateli, szczególnie obwinionej, które
wyczerpują znamiona czy to wykroczenia, czy też przestępstwa. […] Jeśli zestawimy ten czyn z czynami, w stosunku, do których stanowił on
reakcję, to jedynym możliwym stwierdzeniem Sądu Okręgowego było to, że ten czyn
obwinionej z takiego punktu widzenia pozbawiony był społecznej szkodliwości w
rozumieniu czynu karnego”.
Postawę rozgrzanego sędziego skomentował sam małżonek pani Joanny:
„Nie mam wątpliwości, że zapłaci on za to cenę. Wielki
szacunek, że są sędziowie, którzy nie boją się Ziobry i w takich trudnych
sytuacjach potrafią zachować się tak, jak sędzia Sławomir Jęksa. Jednocześnie
jest to o tyle ważne, że daje wiarę w wymiar sprawiedliwości, który mimo tylu
działań PiS-u, nie został jeszcze złamany. Cieszę się z wyroku
uniewinniającego, ale czuję radość, że są sędziowie, którzy nie boją się wydać
takiego wyroku”.
A mnie, przyznam, bardzo się to wszystko
podoba. Bo skoro sędzia Jęksa wyznaczył takie właśnie standardy, to ja już nie
mogę się doczekać, aż przy pierwszej lepszej okazji nakładę panu sędziemu po
pysku, tak by ten się nakrył nogami. A wtedy, mam nadzieję, stanę przed sądem i
któryś z równie rozgrzanych sędziów, tyle że w przeciwnym kierunku, uniewinni
mnie, ogłaszając, że „jeśli zestawimy ten czyn z czynami, w stosunku, do których stanowił on
reakcję, to jedynym możliwym stwierdzeniem Sądu Okręgowego było to, że ten czyn
obwinionego z takiego punktu widzenia pozbawiony był społecznej szkodliwości w
rozumieniu czynu karnego”.
I będzie git!
Moje książki są do kupienia w księgarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl, a częściowo też i tu u mnie,
pod adresem k.osiejuk@gmail.com. Gorąco zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.