Dziś zachęcam do czytania najnowszego wydania „Warszawskiej
Gazety”, a w niej mojego cotygodniowego felietonu. Powinno być dobrze.
O tym że chorzowskie planetarium zostanie
zamknięte na dwa lata, po to by po całkowitej przebudowie, przybrać formę
czegoś na kształt wielkiego centrum nauki, mówiło się od dawna. Plan zakładał,
że już w roku 2020 przy dotychczasowym obiekcie powstanie nowy budynek o
powierzchni niemal 3 tys. m2, w którym będzie się mieściła wielka interaktywna
wystawa edukacyjna. W starym budynku znajdzie swoje miejsce stanowisko z
przekrojem Ziemi, platforma z makietą miasta, kolumna pogodowa oraz symulator
lotu w kosmos i platforma wstrząsów. Na początek prac wyznaczono dzień 1 lipca,
większość pracowników została wysłana na bezpłatne urlopy… i w tym momencie
okazało się, że nie ma firmy, która by przyjęła to zlecenie. Czy może poszło o
pieniądze? Nic podobnego: wszyscy ci, którzy mogliby się do tej roboty nadawać,
akurat byli bardzo zajęci czymś innym, a przed sobą mieli kolejkę nowych
terminów. Z tego co wiem, dziś Planetarium stoi puste i szuka kogoś, kto
pragnie zarobić 100 milionów złotych, z obawą, że jako pierwszy pojawi się ktoś
z masą wolnego czasu i pustym portfelem.
Nie trzeba być bacznym obserwatorem
sytuacji na rynku pracy, nie tylko w branży budowlanej, by wiedzieć, że Polska
weszła w okres poważnego kryzysu, którego dalszy los stanowi prawdziwą zagadkę.
Tuż obok mnie w błyskawicznym tempie i z tego co widzę, nadzwyczaj fachowo,
odremontowana została kamienica wcześniej stanowiąca typąwą ruinę regularnie
podpalaną przez okoliczną menelownię. Parę kroków dalej we wszystkich możliwych
kierunkach dzieje się dokładnie to samo, a to co interesujące to fakt, że owe
prace prowadzone są ukraińskimi rękami.
Widzimy też coś jeszcze. Oto w moim
mieście powstały właśnie dwie fantastyczne wręcz egzotyczne restauracje, jedna
– kolejna już zresztą – z kuchnią indyjską, druga, być może jeszcze
smaczniejsza i bardziej przyzjazna, serwująca potrawy libańskie. Nie wspominam
tu oczywiście całej serii tureckich kebabowni. O rzut kamieniem stąd wyrosły
dwa biurowce IBM, gdzie znaczna część obsługi to Hindusi. I nic nie wskazuje na
to, by ta tendencja miała się zmniejszać.
Czy to jest coś, co nas powinno
martwić? Dopóki nie będzie na tym cierpieć Polska, jedynym realnym zmartwieniem
jest to, że wśród części z nas doszło do
autentycznej histerii, której symbolem są kolejne – kompletnie niedorzeczne
zdjęcia – kobiet w muzułmańskich chustach na głowach. Tymczasem statystyki za
rok 2017, gdy chodzi o pozwolenia na prace wyglądają nastepująco: 200 tys.
Ukraińców, 10 tys. Białorusinów, 15 tys. obywateli Indii, Bangladeszu oraz
Nepalu, z 400 osobami z Afryki na końcu. Czterysta osób z Afryki i to jest, jak
rozumiem, powód do rozpaczy?
Tymczasem Planetarium czeka aż wreszcie
pojawi się jakiś porządny polski narodowiec, założy firmę budowlaną i udowodni,
że Polak potrafi nie gorzej, a kto wie, czy nie lepiej. A jego żona otworzy
sieć polskich restauracji, gdzie pokaże światu co potrafi porządny polski
gołąbek.
Tu na miejscu zostały mi już tylko dwa tytuły: „Rock
and Roll, czyli podwojny nokaut” oraz dwie ostatnie „Zyty”. Oczywiście, wciąż można
korzystać z oferty księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl. Niezmiennie
zachęcam.
Mnie to dziwi że ludzie zrównują sprowadzanie murzynów pontonami z Afryki z legalnym zatrudnianiem cudzoziemców.
OdpowiedzUsuńPod Wrocławiem są centra handlowe gdzie można spotkać Azjatów (pewnie z tych rożnych LG) i skubańce po polsku potrafią gadać. Mówię o klientach bo na kasach siedzą ludzie z Ukrainy raczej.