środa, 16 lutego 2011

Redaktor Ziemkiewicz, kapitan Sawa - czyli wieczna reaktywacja

Od pewnego czasu nie wkładam, tu starych tekstów, Niemniej wczoraj stało się coś, co każe mi na moment chociaż odnowić ten stary zwyczaj. Otóż we wstępie do mojej poprzedniej notki zaczepiłem tak zwane dziennikarstwo prawicowe, i w odpowiedzi na to ktoś mnie zganił, że jednak powinienem potencjalnych sojuszników oszczędzać, a z kolei ktoś inny poprosił, bym przypomniał, co ja takiego kiedyś pisałem o Ziemkiewiczu. Zajrzałem więc do starych tekstów i trafiłem na wpis, który moim – jak najbardziej skromnym oczywiście – zdaniem, jest przede wszystkim bardzo zabawny, a przy okazji może się świetnie nadawać na uzupełnienie i odpowiednie wyjaśnienie tego, co było wczoraj. A zatem tekst sprzed ponad już dwóch lat, odrobinę tylko zmodyfikowany.

Wszystko wskazuje na to, że, po raz pierwszy chyba, od czasu jak zacząłem prowadzić bloga, nie nadążam. Autentycznie nie nadążam. Ktoś powie, że się zdarza. Jednak ja mam ciekawiej, bo nie umiem nadążyć za Rafałem A. Ziemkiewiczem. Pisałem o Owsiaku, a tu już w kolejce stoi pan Rafał Ziemkiewicz. Szybciutko coś na jego temat napisałem, a on już czeka na mnie z nowym tekstem. Zabieram się do tego dzisiejszego tekstu, a wiem już na 100%, że Ziemkiewicz pisze dwa kolejne teksty. Co najgorsze, oba na swoim ostatnio mocno eksploatowanym poziomie.
Gdyby ktoś mi jednak chciał powiedzieć, żebym się odpieprzył od Ziemkiewicza i znalazł sobie inną obsesje, to przede wszystkim chciałem się pochwalić, że jeszcze wczoraj, kiedy zapoznałem się z jego wybitną refleksją na temat WOŚP, pomyślałem, że słowem się na ten temat nie odezwę, bo nie warto. A dzisiaj rano, w moim dworcowym kiosku kupiłem sobie Rzepę, otwieram ją zziębniętymi rękoma – a tu Semka. Piotr Semka. I też ciekawie. Więc co mam robić? Udawać, że oni mnie nie obchodzą? I zacząć wyłącznie polemizować z Tomaszem Wołkiem i Piotrem Najsztubem? Aż tak nie upadłem. Więc dziś będzie o nich obu. O moich dwóch – a mówię to bez żadnej ironii – ulubionych dziennikarzach. Wciąż moich dwóch ulubionych dziennikarzach.
Leżą przede mną te dwa artykuły, a właściwie króciutkie komentarze wybitnych polskich dziennikarzy, Rafała A. Ziemkiewicza i Piotra Semki, oba na tematy bieżące i bardzo ważne:
http://www.rp.pl/artykul/83298,246748_Rafal_Ziemkiewicz__Mieszane_uczucia.html, oraz
http://www.rp.pl/artykul/9157,247383_Piotr_Semka__Esbecka_metoda_domina_.html, a
a ja się zastanawiam, jak można skomentować coś tak, można by sądzić ważnego, a w gruncie rzeczy tak okropnie małego. Kiedy wczoraj czytałem notkę Ziemkiewicza zatytułowaną ‘Mieszane uczucia’, najpierw złapałem się za głowę, później się troszeczkę pośmiałem, a na końcu – jak już wspomniałem – machnąłem ręką. Gdyby Rzepa jeszcze wczoraj trafiła na esbecką współpracę arcybiskupa Sawy, a Piotr Semka jeszcze wczoraj napisał swój komentarz, to ja oczywiście tą ręką bym nie machał, tylko wziął się za obu właśnie wczoraj jeszcze. I o Ziemkiewiczu napisał coś takiego:
Ja sobie wyobrażam, że atmosfera redakcyjna Rzeczpospolitej jest następująca. Siedzi sobie Rafał Ziemkiewicz przy biurku i pisze tekst o tym, że Palikot to cham, ale Gęsicka niepotrzebnie go sprowokowała. I w ten sposób Kaczyński kopie sobie grób. I w tym momencie dzwoni do niego Paweł Lisicki i mówi tak:
„Słuchaj no, Rafale, czy mógłbyś napisać coś na temat Orkiestry? Na teraz.”
„Jakiej Orkiestry?”
„No wiesz, owsiakowej…”
„A niby po co?”
„No, żeby tam, wiesz… no… coś powiedzieć. Komentarz jakiś…”
„A co ja mam o tym cyrku pisać?”
„No, takie tam, że niby potrzebne i w ogóle…”
„A mogę napisać, że niepotrzebne?”
„Lepiej nie.”
„A czemu ja? Semka nie może?”
„Powiedział że nie będzie pisał. A poza tym dla niego mam na jutro coś innego.”
„To poproś Wildsteina.”
„Nie wygłupiaj się.”
„Teraz jestem zajęty. Piszę o Palikocie. I o Kaczorze.”
„Ale to tylko chwila, proszę.”
„Czemu znowu ja? Ja nie lubię Orkiestry. To jest ruina.”
„No proszę…”
Ziemkiewicz, zły jak nie wiadomo co, siada do klawiatury i myśli nad tytułem. Myśli, myśli, myśli. Pustka. W końcu stuka: „M i e s z a n e u c z u c i a”. Siedzi i patrzy dalej w literki - Microsoft Word. Za chwilę zaczyna stukać dalej. „Właściwie od zawsze mam mieszane uczucia wobec Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”. Teraz już idzie łatwiej: „Z jednej strony…”, no i to co trzeba pisać. Że ładnie, efektywnie, że chore dzieci, że sprzęt. A później, oczywiście: „Z drugiej strony…”. I stop. Siedzi Rafał Ziemkiewicz, patrzy w to co napisał dotychczas, zły jak cholera, a tu red. Lisicki znów dzwoni i pyta: „No i jak tam? Masz już?” „Nie”, odpowiada ponuro Ziemkiewicz i stuka: „Nie podoba mi się uczynienie charytatywnej zbiórki propagandowym show na wzór peerelowskiego ‘Banku miast’.” I dzwoni do Lisickiego. Lisicki się zgłasza i pyta „Gotowy?” „Chciałem tylko spytać, czy tak może być?” I czyta Lisickiemu, co napisał. Lisicki marszy nos, drapie się po głowie i mówi: „No, dobra. Tylko już więcej się nie czepiaj. Napisz coś tak bardziej… wiesz… no, żeby tam nie za bardzo… wiesz.”
Ziemkiewicz znów zaczyna się wpatrywać w ekran swojego laptopa. Pustka. Pustka. Pustka. Wreszcie zaczyna stukać: „Telewizje wpychają sobie ramówki, żądne reklamy firmy […] Najgorsze zaś jest…”. Stop. Jeszcze raz: „Najgorsze zaś wydaje mi się traktowanie WOŚP przez rzesze Polaków…”. Stop. Wróć. „…przez rzesze prostych Polaków jako swojego rodzaju alibi dla własnej bierności.”
I znów dzwoni Lisicki. Ziemkiewicz mu czyta, a Lisicki słucha, słucha, słucha… i robi się jakiś smutny: „No dobra. Może tylko nie trzeba było tych Polaków tak rugać. W końcu, dają te pieniądze, lubią pomóc. A tu wychodzi, ze ty masz do niech pretensje.”
Ziemkiewicz podnosi się znad biurka, i ponurym wzrokiem rzuca do Lisickiego: „Odpieprz się.”
Wszyscy smutni wychodzą. Kurtyna opada.
Tak bym napisał wczoraj, gdyby mi się chciało i gdybym miał jeszcze dodatkowy powód, żeby się znów brać za moich ulubionych dziennikarzy. No i dzisiaj kupuję z samego rana Rzepę i od razu na pierwszej stronie widzę tekst: „Cerkiew w rękach SB”. Trochę się zdziwiłem, bo dotychczas wiedziałem, że Cerkiew jest w rękach KGB, ale w końcu czemu nie. Jeśli w rękach KGB, to trudno się spodziewać, żeby nie w rękach SB przy okazji. Więc okazuje się, że „spośród dziewięciu biskupów prawosławnych, SB jako tajnych współpracowników zarejestrowała aż pięciu [a arcybiskup Sawa był] jednym z najbardziej gorliwych, noszący pseudonim Jurek”.
Jak mówię, mnie ta informacja o tyle zaskakuje, ze ja sądziłem, że jeśli prawosławny pop, albo biskup, albo prawosławny organista, ewentualnie prawosławna sprzątaczka w lokalnej cerkwi współpracują ze służbami specjalnymi, to raczej bezpośrednio z centralą, a nie z naszą polską, rodzimą i bliską. Przez pewne rodzinne związki, na temat Cerkwi wiem pewnie więcej, niż przeciętny czytelnik mojego bloga. Wiem na przykład, jak dojechać do Jabłecznej, z której arcybiskup Sawa kapował na swoich braci w wierze. Wiem też, że do Jabłecznej oczywiście furmanką można było jeździć, ale – jak się nie było Sawą – to autobusem nawet szybciej. Więc Sawa może kiwać innych, ale nie mnie.
Ale wiem coś jeszcze. To mianowicie, że w tym klasztorze w Jabłecznej jest oczywiście bardzo ładnie, ale – pomijając okolice – atmosfera tam zawsze była, jak na Komendzie Miejskiej Milicji Obywatelskiej w Sosnowcu, czyli obca, zimna i pełna podejrzliwości. Ja tam do dziś boję się wchodzić, bo mam nieustanne obawy, że mnie albo wyrzucą na pysk, albo każą płacić. Wiem też – i to jest pewnie najważniejsze – że ze wszystkich prawosławnych osób, jakie w życiu spotkałem (z wyjątkiem jednej) – wszyscy równo uwielbiali komunę i nienawidzili Solidarności. Podejrzewam, że podczas tych pierwszych powszechnych wyborów prezydenckich w Polsce, w roku 1990, wszystkie nędzne głosy, jakie otrzymał Cimoszewicz, pochodziły albo od komuchów, albo od tzw. społeczności prawosławnej.
I dziś otwieram Rzeczpospolitą i czytam, jak Piotr Semka ubolewa nad tym, że Cerkiew Prawosławna w Polsce była taka biedna, samotna i zdana tylko na swoje siły. I że jak to by było źle, gdyby „wspólnota polskich prawosławnych odebrała nasz tekst jako atak na prawosławie”.
Przez cały okres PRL-u, polscy prawosławni – podobnie zresztą jak polscy protestanci, polscy żydzi i polscy muzułmanie – w swojej dużej większości, mieli niepodległą Polskę głęboko w nosie, a ich duchowni, jeśli się nią interesowali, to tylko pod kątem tego, co z tego będą mieli. Kiedy już ta Polska przyszła, to uczepili się tego Cimoszewicza, jak ostatniej deski ratunku i nagle dziś chcą, żebym ja się dziwił, że oni współpracowali. A kiedy już się podziwię, to żebym im zaczął współczuć, a potem ewentualnie przeprosił. Mowy nie ma.
Na razie, wokół prawosławnych postanowił się zakręcić Piotr Semka. I podejrzewam, że zrobił to z takim samych serdecznym zaangażowaniem, jak Ziemkiewicz w sprawie Owsiaka. Już pierwsze zdanie jego tekstu wskazuje na to, że proces pisania komentarza, u obu panów wyglądał podobnie. Zadzwonił Lisicki do Semki, kazał mu pisać, Semka siedział, siedział, siedział, aż w końcu wydusił z siebie to pierwsze – absolutnie genialne pod każdym względem – zdanie: "’Rzeczpospolita’ nie ucieka od tematu inwigilacji Kościołów przez komunistyczne służby specjalne”. Mój Boże! Oto kwestia wystukana przez jednego z najwybitniejszych polskich dziennikarzy. A dalej niemal identycznie. I wcale nie jest tak, że zdanie „To nietrafny zarzut”, jest tu akurat stylistycznie najbardziej krępujące.
Mam zatem propozycję dla naczelnego Rzeczpospolitej. Czy do specjalnych zadań nie mógłby Pan kierować dziennikarzy o mniejszym kalibrze, niż Semka i Ziemkiewicz. Przecież tego typu robotę może wykonywać byle kto. Zatrudnijcie tak dorywczo paru blogerów. Oni z pewnością potrafią pisać tak jak Ziemkiewicz i Semka wczoraj i dziś. Tymczasem obaj panowie będą mogli się zająć poważnymi sprawami. A jest ich trochę. Zwłaszcza że reżimowe dziennikarstwo ostatnio się tak rozbestwiło, że naprawdę wypadałoby mu trochę postukać w czoła.
Jeśli ktoś myśli, że ja się próbuję wkręcić do tej roboty, to od razu zapewniam, że nie. Choćbyście mnie tam zrobili królem, to takich tekstów jak wyżej wskazane nie firmowałbym. Nawe gdybyście mi mieli płacić za moje teksty codziennie i gotówką, a w ramach bonusu dokładali flaszkę whisky. Ale, jak mówię, w Sieci znajdziecie na pewno znajdzie się paru chętnych. Wystarczy tylko, żeby im jasno powiedzieć o co chodzi, i przypomnieć, żeby na zakończenie komentarza nie pisali: „Pozdrawiam”.

7 komentarzy:

  1. Dzięki za przypomnienie. Stylizowany dialog Ziemkiewicza z Lisickim świetny i wielce zabawny. Tak to pewnie tam jest. Dla mnie przewodnikiem w siedzeniu okrakiem jest Zaremba. Co do tzw. prawicowych dziennikarzy to ja mam kłopot, bo poza nimi są wyłącznie kanalie, zwykłe kanalie, którymi nie warto się zajmować. A proszę tu Wildsteina nie mieszać, dla mnie to jedyny z głównego nurtu niezależny.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah

    Fajnie jest mieć takie archiwum pod ręką i w momencie dyskusji podrzucić odpowiedni cymesik.

    Ale aluzju paniał.
    Niby ja to ten nakłaniający Lisicki, a Ty zmuszany Ziemkiewicz ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. @jazgdyni
    Bez przesady. Aż tak przewrotny to ja nie jestem.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Jerzy Sosnowski
    Jeśli ja Wildsteina w coś brzydkiego wmieszałem - a nie przypominam sobie - to zapewniam, ze o nim na ogół myślę dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah

    Nieważne. Czasami lubię sie droczyć jak panienka.
    Głupie, ale taki jestem.

    Ale dialog świetny.

    OdpowiedzUsuń
  6. podsumowując ostatnie notki warto przyjąć pewien "stan" realiów. Tak Jak napisał Don Esteban to jest kwestia obciążenia hipoteką. Jest jeszcze jedna podpórka postawy. Jak już kiedyś pisałem to są osoby co robią w.... Jak Owsiak co robi w dobroczynności Ołdakowski w patriotyzmie , tak nasi pupile robią w publicystyce prawicowej...

    No cóż nowy tygodnik też będzie robił w patriotyzmie siłą inercji swoich piór, a paper typu eco doda kilka zielonych punktów.

    Poncyliusza nie chcę nawet wymieniać, pewnie jakaś blond lala z całą dobę całą prawdę mu do ucha wyszeptała, że jak teges to +4 do atrakcyjności i uwodzenia jak zaczarowana mandolina dla łotrzyka. Zwykła próżność i powiązana z nią w sposób ścisły głupota.

    I jeszcze mała biznesowa uwaga, jakbym ja się brał do eco uważam rze... to za powiedzmy 2000 netto bym miał raz w tygodniu (4-5 świetnych świeżych tekstów np Toyah Coryllus Seawolf Rosseman Uparty Rolex)...

    Więc tu nie chodzi o biznes i lukę, raczej o zapchaj dziurę bo świeże powietrze bron Boże nie wlazło.

    Osobiście marzy mi się stock z artykułami, (teraz z racji uprawianej profesji wykorzystuje stocki multimedialne foto, muzyka, animacja, grafika)...,
    chciałbym taki stock w którym za np 20 gr kupuję artykuł na dany temat lub danego autora. Ściągam powiedzmy 8-10 potem system robi mi z tego pdfa formatu a4 z kolumnami, a ja sobie drukuje , albo do czytnika i jest piknie....

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...