Właściwie jest już tradycją, że około niedzieli publikuję tu tekst wcześniej drukowany w Warszawskiej Gazecie. Tym razem bardzo chciałem opowiedzieć Wam coś świeżego, ale po całym dniu – i nie tylko – jestem makabrycznie zmęczony, więc jednak dziś poczytajcie sobie to, co Warszawa miała okazję czytać już w piątek. Zwłaszcza że to tekst przyjemny i wesoły. No i tytuł trochę zmieniłem. A ja tymczasem obiecuję, że jutro będzie bardzo poważnie.
Niedawno, przy okazji bieżących zdarzeń, wspominałem trochę Onet. I myślę sobie, że mógłbym ten Onet trochę i dziś pociągnąć. Tym razem jednak w odniesieniu to spraw bardziej, przynajmniej historycznie, ogólnych. Otóż trzeba nam wiedzieć, że ze względu na dramatyczną zmianę w ofercie Cyfrowego Polsatu i przeniesienie czterech kanałów telewizji BBC do telewizji N, zmieniliśmy operatora. A w związku z tą zmianą, poza zachowaniem anglojęzycznych programów BBC, wpadła nam również, w ofercie Polsatu akurat nieobecna, TVP Historia.
I jak się oto okazuje, codziennie po 19 TVP Historia przypomina stare Dzienniki Telewizyjne. Dla kogoś w moim wieku jest to doświadczenie nie lada i nie lada gratka. Oglądamy więc te Dzienniki i… no, słów brakuje. Autentycznie nie wiem, co powiedzieć. Całą rodziną gapimy się dzień w dzień jak zaczarowani w ten obraz, podziwiamy kiedyś jakże kultowych, a dziś już – poza mistrzem Szaranowiczem – zapomnianych spikerów, w ich pełnej formie i czystej akcji, dzieci pokładają się ze śmiechu, a my z najprawdziwszej nostalgii, i tak nam mijają te minuty.
Gdyby ktoś mnie poprosił, bym obok tego opisu zechciał przedstawić jakąś na ten temat refleksję – a więc może na przykład coś, na co nie zwróciłem uwagi wtedy, a co nabiera szczególnego wymiaru dopiero z wieloletniej perspektywy – to przychodzą mi do głowy dwie rzeczy. Przede wszystkim, zadziwiające w Dzienniku Telewizyjnym z roku 1985 było to, że znaczna część podawanych tam informacji to liczby. Nieustanne ciągi nic nie znaczących, nikomu niepotrzebnych, i tym bardziej niemożliwych do zapamiętania liczb. W wymiarze praktycznym wygląda to tak, że na przykład spiker mówi w ten oto sposób: „W miejscowości Turek kontrolerzy brygad robotniczo-chłopskich przeprowadzili serię kontroli w zakładach rzemieślniczych. Skontrolowano 786 zakładów i zbadano pracę 15682 pracowników. W wyniku kontroli stwierdzono 2356 różnego rodzaju uchybień, a wobec 356 spraw skierowano 832 wnioski o ukaranie bumelantów”.
Albo: „W związku z zimową akcją „Harcerze dzieciom” 1284 harcerzy i harcerek wyruszyło do 235 miejscowości, gdzie będą organizowane najróżniejsze spotkania i zabawy z myślą o dzieciach, które pragną tegoroczne ferie spędzić z pożytkiem i przy okazji w dobrej atmosferze. Jak się dowiadujemy, harcerzom w ich służbie pomagać będzie 234 milicjantów i 435 strażaków”.
I tak dalej. I proszę mnie nie poprawiać, że liczby, które ja dziś podaję, są bez sensu i niezgodne z jakąkolwiek rzeczywistością, bo ja to świetnie wiem. Tyle że to jest akurat zupełnie nieważne. Zwłaszcza, że tamte liczby też były jakby wzięte z kosmosu, kapelusza, albo brązowej dziury red. Bronikowskiego. Jeden diabeł.
Ale jest jeszcze coś, co po latach robi wrażenie, choć już zupełnie innego rodzaju. Bo z jednej strony czujemy ów swąd tej strasznej, nieprzeniknionej wręcz nudy, tę szarość i pustkę, a z drugiej nie możemy odpędzić od siebie wrażenia, że temu akurat brakuje tej aury, jaką daje czysta egzotyka. A więc widzimy jakąś zastawioną stołami i krzesłami salę, na tych stołach stoją jakieś szklanki i chorągiewki, za stołami siedzą panowie w garniturach, a głos spikera informuje… i tu już za bardzo nie wiadomo o czym. Biegną więc i te słowa, ale też całe zdania – kompletnie puste i nic nieznaczące – ani do zapamiętania, ani tym bardziej do zrozumienia. I jednocześnie czuje się w tym nutkę czegoś bliskiego.
I oto wracam do wspomnianego na początku Onetu. Zajrzałem tam dziś, w sumie nie umiem powiedzieć, po co. Może żeby sprawdzić, czy oni tam dalej się cieszą z „wpadki” Czarneckiego, a może bez powodu. Zaglądam więc tam dzisiaj i oto informacja zatytułowana: „Spotkanie na szczycie w Polsce. Sarkozy chwali Komorowskiego”. I tym razem już się nie będę wygłupiał. Żadnych żartów. Oto trzy pełne cytaty. Jak najbardziej dosłowne. Słowo w słowo. Najpierw nasz prezydent. Proszę posłuchać:
„Chciałem wyrazić satysfakcję, że wspólnym wysiłkiem udało się wzmocnić współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego Jest zgoda na pogłębienie współpracy w polityce społecznej. Zgoda na wymianę młodzieży. Chcielibyśmy, żeby wymiana młodzieży funkcjonowała jak najlepiej. Uzgodniliśmy wspólne działania w ramach szkolenia dyplomatów. Mówiliśmy o możliwości pogłębiania współpracy w ramach niemiecko-francuskich instytutów naukowych, żeby stały się także polskimi. Uzgodniliśmy, że będziemy dążyli do odbudowania współpracy telewizji publicznych Polski, Niemiec i Francji w ramach budowania wizerunku i wiedzy o naszych krajach i społeczeństwach”.
A teraz Onet: „Komorowski poinformował, że podczas spotkania omawiane były także sprawy związane z walką z kryzysem w UE, a także priorytety naszego przewodnictwa w UE ze szczególnym uwzględnieniem polityki bezpieczeństwa i obrony. - Polska konsekwentnie opowiada się za pogłębieniem tej polityki - oświadczył Komorowski. - Trójkąt Weimarski funkcjonuje na wielu poziomach - podkreślił prezydent. Jak ocenił, wspólnym wysiłkiem udało się wzmocnić współpracę Paryża, Berlina i Warszawy. Polski prezydent zwracał uwagę, że Trójkąt funkcjonuje na kilku poziomach - ministrów spraw zagranicznych, ministrów obrony narodowej, premierów, a także parlamentów. Według niego to wyraz naszego wspólnego dążenia, aby wspierać integrację europejską. Jak tłumaczył, dla Polski to ważne także ze względu na zbliżające się przewodnictwo naszego kraju w Radzie UE”
I wreszcie sam prezydent Sarkozy:
„Popieram propozycję, aby Trójkąt Weimarski oznaczał nie tylko organizację szczytów, ale dotyczył także rozbudowy współpracy między naszymi społeczeństwami obywatelskimi - stwierdził. - Europa musi pamiętać, aby wzmocnić swoją politykę obronną. (...) Chciałbym również podkreślić odwagę i determinację prezydenta Komorowskiego, który chce doprowadzić do zacieśnienia współpracy między Polską a Rosją - kontynuował. Sarkozy określił działania polskiego prezydenta jako 'inteligentne'.”
I tu już brakuje mi dalszych słów. Powtórzę więc jeszcze raz: „- Chciałbym powiedzieć, kierując te słowa do prezydenta Polski, że bardzo przyjemnie jest być na tym szczycie - powiedział Sarkozy po spotkaniu przywódców państw Trójkąta Weimarskiego w Warszawie”.
Nie tak chyba dawno temu przypomniałem u siebie na blogu słowa Marksa, który stwierdził, że historia toczy się w swoistej pętli, raz po raz wracając jako kpina. Oto absolutnie porażający dowód na to, że ten Niemiec może i był bękartem Belzebuba, ale przynajmniej raz w życiu trafił w dziesiątkę.
Nie podobaja mi sie takie zarty :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
a
@adthelad
OdpowiedzUsuńJakie żarty Ci się nie podobają? Pytam, bo mam nadzieję, że te same, co mnie.
A mnie się podobają :)
OdpowiedzUsuńBest post in ages!
Pozdrawiam,
M.
PS: True Grit?
@Michał Dembiński
OdpowiedzUsuńWidzieliśmy jak najbardziej. Jestem porażony!
@Toyah
OdpowiedzUsuńNiedługo Rezydent będzie recytował: "Dla przykładu podam kilka liczb: 1, 4, 15, 27... numeru banderoli niestety zapomniałem".
A onet będzie to z całą powagą cytował.
Drogi Toyahu
OdpowiedzUsuńWe wskazanym przez ciebie roku 1985, oraz dookulnych, na tą naszą telewizję patrzyliśmy inaczej.
Wszystkie dzienniki, wiadomości, czy relacje z posiedzeń, to była uciążliwa dekoracja. Chyba coś takiego, jak teraz wszechobecne reklamy.
Niby się na to patrzało, ale bez koncentracji i uwagi. Prawdziwych wiadomości i tak słuchało się z Wolnej Europy.
Naród czekał na ulubione seriale lub inną rozrywkę. Polityka i gospodarka, co się wówczas łączyło, nie była domeną poszukiwaną przez ludzi w tv.
Dlatego teraz to sprawia takie dziwne wrażenie i chyba oni dobrze wiedzieli, że jeśli będą podawać nie wiadomo jakie liczby, to pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje.
Liczby też, jak kartofle, miały wypełnić brak istotnej treści w serwowanych wiadomościach.
@toyah
OdpowiedzUsuńNo bo miało byc śmiesznie a jest patetycznie i 'pathetic' - mówie rzecz jasna o opisanej sytuacji. A może to tylko moje poczucie humoru.
Pozdrawiam,
a
Meksyk 1531.
OdpowiedzUsuńW czasie konkwisty miały tu miejsce objawienia maryjne. Neoficie azteckiemu,Juanowi Diego ukazała się M.Boża powierzając misję do przekazania biskupowi franciszkańskiemu Zummaradze.
W trakcie tych objawień nazwała się Ona - Matką z Guadalupe.To m.innymi uwiarygodniło w oczach hiszpanów opowiadanie Juana, bowiem każdy z nich znał i czcił wizerunek z estramadurskiej(hiszpańskiej)Guadalupy, a nawet posiadał w bagażu Jej figurkę.
I tak Matka Boża z dalekiej Hiszpani "zawędrowała" do Meksyku, znalazła tu czcicieli i dokonała masowych nawróceń na większą skalę, niż szalejąca wówczas w Europie reformacja, sprawiła odejście od Kościoła.
Historia jest fascynująca,trudna do opisania w istniejących tu ramach. Polecam lekturę: K.Osiński "Autoportret z Guadalupe", tam opisany jest cud Guadalupy, wizerunek pełen szokujących treści oraz związek hiszpańskiej, meksykańskiej i kodeńskiej Morenity.