poniedziałek, 28 lutego 2011

O dziesięciu pchnięciach prosto w serce

Syn mój wyszukał w Internecie informację, że tygodnik Time Magazine opublikował wyniki jakiegoś bardziej dogłębnego sondażu, zatytułowanego Top Ten of Everything 2010, w którym przedstawia dziesięć najważniejszych wydarzeń w całej kupie wszelakich dziedzin naszego życia. A więc jest dziesięć najpiękniejszych zdjęć, dziesięć największych zbrodni, dziesięć politycznych gaf, a nawet dziesięć wydarzeń, które okazały się wcale nie tak ważne, jak wcześniej prognozowano. Są zatem w tej całej masie zdarzeń i rzeczy ważne i szokujące i straszne i śmieszne i mądre i głupie. Jest nawet filmik, gdzie jakiś reporter-amator filmuje podwójną tęczę, jaka wyrosła na jego niebie i płacze jak dziecko ze szczęścia. Bo prawdopodobnie dotychczas jedynie słyszał, że jest coś takiego jak tęcza, a tu proszę – od razu dwie.
Kiedy dowiedziałem się, że Time ogłosił te wyniki, od razu – i pomyślałem, że to wcale niekoniecznie musi być moją obsesją, ale że u wielu innych osob mogła pojawić się podobna myśl – przyszło mi do głowy, by sprawdzić, czy w jakiejkolwiek z narzucających się kategorii nie znalazła się przypadkiem katastrofa w Smoleńsku. Wydawałoby się, że coś takiego jak śmierć prezydenta i całej politycznej elity dużego europejskiego kraju w katastrofie lotniczej, powinno być zauważone na przykład w kategorii ‘Wydarzenia ze świata’. No ale ponieważ zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że świat traktuje nas tak jak traktuje, brałem pod uwagę, że smoleńska katastrofa może trafić do grupy zdarzeń mniej ważnych, a nawet stosunkowo peryferyjnych. W grę więc wchodziły kategorie takie jak: ‘Wydarzenia niedocenione’, ‘Wydarzenia przecenione’, ‘pasjonujące momenty’, ‘zdjęcia’, czy ‘okładki magazynów’. Kategorię ’10 największych zbrodni’ skromnie odrzuciłem.
Proszę teraz sobie wyobrazić, że katastrofa, jakiej polski samolot uległ 10 kwietnia zeszłego roku w smoleńskiej mgle, katastrofa w której zginął nasz prezydent, jego żona, najważniejsi ministrowie, całe dowództwo polskiego – i natowskiego – wojska, katastrofa otoczona kontekstem tak niecodziennym i wyjątkowym, że trudno znaleźć coś tej wielkości w powojennej historii Europy i świata, zostało przez tygodnik Time całkowicie zlekceważone. Nie okazała się interesująca ani sama tragedia, ani liczba ofiar, ani funkcje, jakie poległe osoby pełniły przed śmiercią, ani nawet jedno choćby zdjęcie z tego wydarzenia. Nie znalazło się także na liście magazynu Time choćby jedno zdjęcie z pogrążonego w żałobie Krakowskiego Przedmieścia, czy z pogrzebu Prezydenta. Nic. Zero. 10 kwietnia 2010 roku i dni które nastąpiły po, w świadomości świata, w którym żyjemy, okazały się nic nie wartym, codziennym podmuchem kapryśnego losu.
Ktoś powie, że może ja sobie za dużo wyobrażam. Może każdego roku w świecie dzieją się dziesiątki rzeczy co najmniej tak samo istotnych dla przyszłości tego świata, jak katastrofa smoleńska, i nikt przecież nie zgłasza tu swoich pretensji. Bo wie, że nie wszystko co wzrusza nas, musi też wzruszać innych. No ale w tej sytuacji, popatrzmy na to, co się znalazło w głównej interesującej nas kategorii, a więc w „Wydarzeniach ze świata roku 2010”. Na pierwszym miejscu jest trzęsienie ziemi w Haiti. Dobra. Rozumiem. Dalej idą przecieki z Wiki. No dobra, niech będzie. Powodzie w Pakistanie. Górnicy z Chile. Skoro tak, zgoda. Ale mistrzostwa w piłce nożnej? Jakieś czerwone koszule w Tajlandii? Wojna narkotykowa w Meksyku? Kryzys finansowy w Europie? To wszystko jest ważniejsze od tego naszego biednego Smoleńska? Rozumiem, że tak. Tylko że to właśnie o to mi chodzi.
A może Time uznał, że śmierć polskiego prezydenta w być może zbrodniczym zamachu znajdzie się wśród najbardziej niedocenionych wydarzeń 2010 roku? Ależ skąd! Tam jest nawet gaz łupkowy, tyle że w Ameryce. Nie tu. No to w takim razie, może ktoś uznał, że tyle było zamieszania wokół tego Smoleńska, a tu pudło? I umieścił nas w części poświęconej największym bzdurom? Też nie. I myślę sobie, że może i dobrze, bo gdyby reporterzy magazynu Time uznali, że smoleńska mgła była większym głupstwem od ślubu córki byłego prezydenta Clintona, lub mniejszą bzdurą od szaleństwa na punkcie Justina Biebera, to już chyba byłoby lepiej, żeby nam powiedziano prosto w oczy i oficjalnie, że Polska to niemiecka prowincja i złożono nam w tej sprawie szczere gratulacje.
Patrzę na tę piękną, przygotowaną przez Time Magazine stronę, czytam o tych najróżniejszych wydarzeniach, od czasu do czasu mój syn zawoła mnie, żeby mi pokazać jakiś film, ilustrujący któreś z nich, taki jak ta podwójna tęcza i czuję się, jakbym dostał w łeb. I przypominam sobie, jak kiedyś dawno, dawno temu, kiedy jeszcze Lech Kaczyński żył i prowadził dla nas, tak dzielnie jak tylko potrafił, swoją politykę zagraniczną, tak by Polska była krajem szanowanym i traktowanym z powagą, wielu z nas rozumiało, że świat jest tak zbudowany, że wszystkie miejsca są już dawno pozajmowane. Że takie kraje jak Polska, Węgry, Czechy, Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Bułgaria, Rumunia, Gruzja – ale także nawet i Szwecja, Dania, czy Grecja – z punktu widzenia tego świata mają bardzo ograniczone prawa, żeby się o cokolwiek dopominać. A zatem, jedyne co możemy zrobić – ale też coś co na pewno powinniśmy robić – to pokazywać światu, że nawet jak mamy tak mało do powiedzenia globalnie, to nie ma powodu, żeby nami gardzić. Że mamy swoją dumę, swoją historię i swoje własne plany. Ale również, że możemy robić coś jeszcze: walczyć mianowicie o to, by jako największe z tych państw, o niezwykłej historii i o niepodważalnych zasługach dla dziejów tego miejsca, stać się przynajmniej liderem właśnie tu, na miejscu. A jeśli nawet i nie liderem, to przynajmniej ważnym, środkowoeuropejskim krajem, a nie wycieraczką dla francuskich i niemieckich butów. Po prostu.
Tymczasem miesiące, które minęły od smoleńskiej katastrofy, udowodniły nam dwie rzeczy. Że świat się naszą tragedią w ogóle nie przejął i że polskie władze zrobiły dokładnie wszystko, żeby temu światu pokazać, że postąpił jak najbardziej słusznie, i że gardzi nami jak najbardziej zrozumiale. Że jesteśmy tego świata pokornymi sługami i ta rola jest nam miła i prosimy o jeszcze. Oczywiście, podejmując najróżniejsze kroki, by jednak nasza krzywda została doceniona, przynajmniej my mieliśmy nadzieje, że może to wszystko jest jedynie kwestią czasu. Że jeśli tylko nasz krzyk będzie wystarczająco głośny, świat go jakoś usłyszy. Dziś, kiedy patrzę na wyniki tej zabawy, jaką dla całego świata zorganizował tygodnik Time, widzę, że nie ma już o czym mówić. To już koniec. Globalny porządek jest taki, że decyzje zapadają na poziomie oficjalnym i dopóki nie wybuchnie rewolucja, tak jak ostatnio w północnej Afryce, głosem społeczeństw nie przejmie się nikt. A kiedy ów oficjalny poziom jest opanowany przez zdrajców i gangsterów, dopóki pieniądze są zabezpieczone, wszystko się bezpiecznie utrzyma.
A zatem przed nami tylko rewolucja. Jest taka szansa, ze odbędzie się ona już za pół roku w sposób spokojny, demokratyczny, w powszechnych wyborach. Jeśli jednak nie, obawiam się, że będzie się musiała polać krew. I wtedy może się zdarzyć wszystko. A jedno na pewno. Świat usłyszy. Wtedy usłyszy. Może nawet trafimy do pierwszej dziesiątki czołowych międzynarodowych wydarzeń. Zaraz za Egiptem i Libią. A kto wie, czy również jakieś fajne zdjęcie nie trafi na pierwsze miejsce kategorii „Najlepsze zdjęcie”. Już je sobie wyobrażam. I choćby z tego względu mam apel do tych, co wiedzą. Nie majstrujcie przy tych wyborach. Tak będzie dla was lepiej. Choćby właśnie przez wzgląd na to zdjęcie.

44 komentarze:

  1. Drogi Toyahu

    Twoje komentarze,są jak zwykle nadzwyczaj inspirujące.
    Jako, że odpowiadam tylko za siebie, to powiem, że obecnie jestem w takim miejscu na świecie, że biorę sobie Twoją stronę i puszczam offline.
    By wysłać ten koment musiałem się niestety włamać do systemu (nie Systemu).

    Więc sobie czytam wszystko, ale pisać tak za bardzo nie mogę.
    Ale to się wkrótce zmieni, bo nie ma tak, by Polak nie mógł sobie czegoś zorganizować.

    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  2. @jazgdyni
    No to, jak idzie dawny klub, jest nas już trzech. Ty, Kruk i ja. Reszta się rozpierzchła. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah
    sprowadzono nas do roli maleńkiego pionka.
    Pewnie hitem było by skazanie Jaruzela, kolegi Kadaffiego?

    OdpowiedzUsuń
  4. @raven59
    Wtedy by nas wykluczyli z tak zwanej społeczności międzynarodowej na najbliższe lata.

    OdpowiedzUsuń
  5. 10 kwietnia to było najważniejsze wydarzenie zeszłego roku, niejako poza konkurencją w tym zestawieniu. Od 11 września 2001 roku nie było takiej sytuacji, żeby na każdym niemal kanale telewizyjnym na świecie było to samo. Podobnie było podczas pogrzebu. No i również uziemiono cywilne lotnictwo, za to wojskowe wręcz przeciwnie. Wojskowym samolotom pył nie szkodził. Świat wstrzymał oddech na kilka długich dni, a teraz niechętnie o tym wspomina. Coś chyba poszło nie tak, więc na World Press Photo też nie ma szans. Ani na Oscara.

    Świat dobrze wie, co się stało w Smoleńsku. Sprawcy też nie starają się zbyt gorliwie tłumaczyć i bronić. Jakby celowo puszczali oczko "I co nam zrobicie?" Nawet jeśli ktoś zostanie skazany, jakiś kontroler czy inny Krasnokucki i pojedzie do gułagu, nic się nie zmieni.

    To była wojna i już się skończyła. Przegranej wojny nie zmienią wybory.

    OdpowiedzUsuń
  6. @redpil
    Okropnie to co mówisz wygląda. Ale myślę że się mylisz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mam taką nadzieję. Że się mylę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Toyahu! Zwątpiłeś we mnie? Toż jestem i wobec tego melduję się.Podbudowały mnie ostatnio rozmowy z młodymi, wykształconymi z dużych miast.Nie zaczynają od pogardliwego: Pani Krysiu, to pani za tym pisem? Chcą wyjaśnienia Smoleńska.I to może być nasz atut.Tak jak podwójna tęcza.Też ją sfotografowałam. A że świat dalej durniej i bez wojny ani rusz, to myślę,że może być ta krwawa rewolucja. Oby nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. @kryska
    A cóż to za dziwadła, co Cię tak pytają? Jacyś podstawieni?

    OdpowiedzUsuń
  10. @toyah

    Trochę mam teraz antysystemowej roboty i na widok klawiatury dostaję ... niechęci.

    Ale nawet nie myśl, że się rozpierzchłem.

    PS. Jakieś zjazdy upierdliwców u Ciebie?
    Nie przejmuj się (raven też), to są skutki popłochu. Ichni świat się wali bez względu na doraźne powodzenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Toyahu,

    ależ ja też tu jestem i nie mam zamiaru się rozpierzchać! Tylko ,widzisz, nie zawsze komentuję, bo przyznam się, że bardzo często jestem przygnębiona tym wszystkim co się dzieje i nie chcę jeszcze dodawać więcej smutku. W mojej rodzinie też są nastroje nieciekawe,właściwie tylko czekamy. Na co?...Trudno mieć nadzieję ,bo system się domknął i jest szczelny. Ale jednak ta nadzieja jest. Czekamy więc.

    Wydaje mi się,że nie masz racji,mówiąc,że świat ma nas głęboko. Oni tam wiedzą,co się zdarzyło,ale strach przed Rosją i chęć robienia z nią interesów zwyciężyła. Jak zawsze. Temat Smoleńska to TABU. Nikt za Smoleńsk umierać nie będzie. Sami musimy sobie poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  12. @orjan
    Jacy tam upierdliwcy? Dzieci. Ja ich lubię.
    Ale cieszę się, że jesteś. Nawet nie wiesz (i Wy wszyscy też!!!), jak to jest ważne.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Agnieszka Moitrot
    To dobrze. To znaczy, dobrze że w ogóle jesteś, a nie, że jesteś przygnębiona. A więc dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  14. jak piszesz:'i dopóki nie wybuchnie rewolucja, tak jak ostatnio w północnej Afryce, głosem społeczeństw nie przejmie się nikt.'
    czy jestes pewien ze tam jest jakas rewolucja? mnie sie wydaje, ze zarowno rozruchy w tunezji jak i egipcie byly tylko po to zeby dobrac sie muamarowi do d'ropy. zaslona dymna.jeszcze 7 lat temu , ludzie w wieku lat 30....40 w Benghazzi naprawde nie byli zainteresowani zeby ginac w imie zmian (nikt mi o tym nie mowil w robocie, na plazy,w silowni czy kafejce ). to taka sama ' rewolucja' jak ta nasza (z tym okraglym stolem) , czy niedawno w afganistanie .

    OdpowiedzUsuń
  15. @AdamAnd
    Możliwe. Tego nie możemy wiedzieć. Natomiast faktem jest, że ludzie giną, a świat to słyszy.

    OdpowiedzUsuń
  16. 1.swiat slyszy to co jest na CNN, itd...
    2.ludzie gina
    3.robimy 'zmiane'
    4.robimy 'kase'
    5.szukamy nowego wroga (GOTO1)

    OdpowiedzUsuń
  17. @AdamAnd
    No ale czego to dowodzi? To jest jakaś polemika z moim wpisem? Nie bardzo rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Toyahu,

    oczywiście to,że oni(świat) wie i nic nie mówi poniekąd potwierdza to, co mówisz. W sumie mają nas w d. Przeczytałam sobie jeszcze raz to co napisałam i mogę dodać tylko,że to są tchórze. Ale czy za jaruzela było inaczej ? Tylko śp.prezydent Reagan był OK. Reszta tak jak zawsze. Czyli na zachodzie bez zmian.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Agnieszka Moitrot
    E tam, tchórze. Biznesmeni. Ot i cała tajemnica.

    OdpowiedzUsuń
  20. Toyahu,

    no tak.

    "Poza tym jak zwykle
    handel i kopulacja".Ze powtórzę za Herbertem.

    OdpowiedzUsuń
  21. A kto typował do tych "10"?
    Pamiętam jak okazało się, że stałymi komentatorami z terenu Polski któregoś z wiodących anglojęzycznych magazynów są Olga Tokarczuk i ktoś jej podobny. Nie był to Gross, może Osiecki? Wyleciało mi.
    Przypuszczam, że oni nie mają nas w dupie. Po prostu tak jak RMF lub Zetka nabywa sześciopaki muzyki, oni serwują top ten.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Agnieszka Moitrot
    Tego nigdy za wiele.

    OdpowiedzUsuń
  23. @2,718
    Fakt niestety jest faktem.

    OdpowiedzUsuń
  24. @2,718
    dotknąłeś istotnej sprawy, przecież każdy wydawca ma "swoich" korespondentów w większości krajów i to oni typują. Kto jest takim korespondentem "Yime"a jest w Polsce?
    Na pewno nie Ziemkiewicz...

    OdpowiedzUsuń
  25. All, cz.1

    Ależ z tego toyaha jest hipokryta! Z jednej strony lamenci, a propos sondażu w Time Magazine, „że świat się naszą tragedią w ogóle nie przejął”, a z drugiej strony, nieustannie wali jak w bęben w rządzących Polską, podważając ich autorytet i wiarygodność. Nie wiem czy ze strony toyaha mamy w tym przypadku do czynienia ze złą wolą, czy głupotą – dość powiedzieć, że każde dziecko wie, iż świat nie może się przejąć „wydarzeniem smoleńskim”, ponieważ nie wiadomo, co się w tym całym nieszczęsnym Smoleńsku wydarzyło. Rząd z całą energią i odpowiedzialnością próbuje wszystkie okoliczności tzw. katastrofy wyjaśnić (także m.in. po to, by świat ową tragedią się przejął), ale niestety, ów wspomniany, kierowany niskimi pobudkami bloger, nieustannie – jak wspomniałem – podważa, a nawet opluwa. To jak w takiej sytuacji świat ma potraktować wyjaśnienia Rządu, skoro ów Rząd klawiaturą toyaha (i nie tylko toyaha…) jest zupełnie odarty z autorytetu, wiarygodności i innych tym podobnych rzeczy, które rządom się przydają? Oczywiście, świat wyjaśnienia takiego odartego Rządu potraktuje w najlepszym przypadku jak humoreskę i się nie przejmie. I to toyah (oraz inne jemu podobne podłe indywidua), jest temu winny. Ale to mu oczywiście nie przeszkadza, by obłudnie ubolewać nad nieczułością świata.
    Owych antyrządowych wystąpień toyaha jest całe mnóstwo. Dość zwrócić uwagę na jego nawoływanie do krwawych – na wzór państw Maghrebu – rozruchów, poczynione w obecnej notce. Warto też przypomnieć jego dziką napaść na Pana Marszałka Schetynę („O zbrodni bezwstydnej”), któremu zarzucił zakłamanie, bezczelność i zbrodnicze w swym bezwstydzie skłonności. A powodem tego brutalnego ataku, było niewinne zdanie wypowiedziane przez Drugą Osobę w Państwie: „Dziś się nie uda. Wojna to za mało by znowu wygrać”. Toyah, znany ze swego manipulanckiego skrzywienia, zinterpretował owo zdanie następująco: „Schetyna przyznaje, że odpowiedzialność za wojnę z PiS i za będące efektem tej wojny rozdarcie polskiego społeczeństwa, ponosi PO, oraz zapowiada jakieś straszności, które PiS-owi ze strony PO i „zaprzyjaźnionych” grożą”. Prawda, że śmieszne? Bo przecież na pierwszy rzut oka widać, że Pan Marszałek w swej wypowiedzi ma na myśli tylko i wyłącznie wzmożone wysiłki Parlamentu i Rządu - wysiłki, których skuteczność będzie większa od skuteczności działań wojennych i których efekty wpłyną na wzrost społecznego poparcia dla koalicji rządzącej.

    OdpowiedzUsuń
  26. All, cz.2

    To wszystko jest jednak niczym, wobec podłych insynuacji, które toyah zawarł w notce: „Stara pieśń na nowe czasy”. W tekście tym, ten mały, pełen kompleksów człowiek twierdzi, że skoro „Tomasz Turowski, osobisty kumpel Bronisława Komorowskiego, zrobił wszystko, by maksymalnie opóźnić wylot Sasina, a tym samym umożliwić Komorowskiemu skuteczne przejęcie obowiązków prezydenta i powołanie Michałowskiego na stanowisko szefa swojej kancelarii”, to biorąc pod uwagę „szybkość tej akcji i zaangażowanie w niej z jednej strony ruskiego agenta, a z drugiej Bronisława Komorowskiego” należy uznać, że jest to „wystarczająca poszlaka na rzecz tego, że śmierć Prezydenta była wynikiem zaplanowanego zamachu. Zaplanowanego. Nie takiego, gdzie nagle jakiś dwóch pijanych ruskich kontrolerów coś sobie wymyśliło, ale prawdziwego, odpowiednio wysoko zorganizowanego zamachu.” Jeśli bowiem owej „pamiętnej soboty właściwie wszystko zostało przez stronę polską spieprzone, z wyjątkiem tego, by Bronisław Komorowski w przyspieszonym tempie, nie czekając nawet na oficjalny komunikat o śmierci Prezydenta, obwołał się pełniącym obowiązki, i praktycznie w jednym momencie wyznaczył człowieka, który mu zrobi porządek w Kancelarii, a jedną z głównych ról w tym wszystkim pełnił wysoko postawiony, wieloletni agent sowieckich służb, to nie mamy zbyt wielkiego pola manewru.”
    Skoro toyah coś takiego mówi, to my, komentujący na jego blogu, uważani za toyahowych akolitów, czy wręcz klakierów, powinniśmy szefowi przyklasnąć i jak zwykle przybiec z wazeliną. Tymczasem, zapadła cisza. Od kilku dni, z komentarzami jest dość kiepsko. Nawet toyah to zauważył i zaczął się niepokoić. I jak sądzę, ten niepokój jest uzasadniony, ponieważ rozsądny człowiek po zetknięciu się z wyżej zaprezentowanymi „przemyśleniami”, nie będzie już chciał mieć z „miszczem” nic do czynienia. Nasza cierpliwość i wyrozumiałość względem dziwactw „blagiera roku” wyczerpały się!
    Nie chcę oczywiście wypowiadać się za innych, ponieważ nikt mnie do tego nie upoważnił, tym niemniej wyrażam ostrożną nadzieję, że poczucie osamotnienia, którego toyah na tym blogu ostatnio doświadcza, jest nieprzypadkowe i trwałe.
    Wróćmy jednak do toyahowej hipotezy o „zaplanowanym i odpowiednio wysoko (po polskiej stronie) zorganizowanym zamachu”, w efekcie którego doszło do smoleńskiej tragedii – i spróbujmy wyjaśnić, dlaczego przedstawienie tej hipotezy jest swego rodzaju gwoździem do trumny toyaha.
    Wyjaśnienie jest zaś bardzo proste i jak mniemam, z jego treścią zgodzi się wielu komentujących. Myślę bowiem, że powodowani nienawiścią i ulegający atakowi nieodpowiedzialnej, typowo polskiej rusofobii, bez większych problemów jesteśmy gotowi – choćby biorąc pod uwagę te ohydne ohydztwa, które FYM wypisuje na swoim blogu – obwinić za katastrofę smoleńską (nawet w formie zamachu) ruskich czekistów, natomiast Polaków, zwłaszcza tych „odpowiednio wysoko zorganizowanych” – nie.
    Jeśli bowiem do grona owych „odpowiednio wysoko zorganizowanych” zaliczymy np. panów Komorowskiego, Arabskiego i Tuska (że przypomnę „KAT”-a – podły tekst Łażącego Łazarza), oraz Sikorskiego i Klicha, to patrząc na nich (pomijając p. Arabskiego, na którego nie da się patrzeć, ponieważ ów się nie pokazuje) jestem pewny, że ze smoleńską tragedią (zwłaszcza rozumianą jako mord) nie mają nic wspólnego. Na czym opieram tę pewność? Opieram ją na jednej, jedynej przesłance, która sprowadza się do konstatacji, że wyżej wymienieni Panowie po prostu nie wyglądają jak zbrodniarze.

    OdpowiedzUsuń
  27. All, cz.3

    Mówiąc o wyglądzie zbrodniarzy, nie mam wcale na myśli tego, że każdy przestępca musi wyglądać jak Pan Poseł Niesiołowski mówiący coś o Kaczyńskich. Raczej chodzi mi o to, że zbrodnia (każda zbrodnia, a już zwłaszcza taka, której efektem jest straszliwa śmierć wielu osób) jest powodem wielkiego wstrząsu nie tylko u tych, którzy w jej efekcie ponieśli stratę, lecz także u tych, którzy jej dokonują. I nie ma na to silnych. Reakcją na mord jest wewnętrzne wzburzenie u sprawcy, które może się przejawiać w postaci trudnego do opanowania zdenerwowania, niepewności, rozbieganych oczu, silnego zarumienienia, trudności związanych z koordynacją ruchów i wysławianiem się, a nawet torsji. Oczywiście, morderca reaguje w ten sposób przy tzw. „pierwszym (ewentualnie drugim) razie”. Z każdą następną „robotą” – zwłaszcza, gdy jest ona poparta odpowiednim szkoleniem psychologicznym – jest mu łatwiej: emocje są coraz mniejsze, a lód w sercu i umyśle coraz większy. Gdy w końcu tych emocji już nie ma (albo jest całkowite nad nimi panowanie), mamy do czynienia z profesjonalistą.
    I teraz popatrzmy sobie na tych naszych „odpowiednio wysoko zorganizowanych”, a mówiąc ściśle, na ich po-smoleńskie reakcje. Otóż są one tego rodzaju (spokój, wyważenie, pewność siebie, twardy wzrok, przemyślane słowa i swobodny, wyluzowany sposób bycia), że stoimy wobec dwóch możliwości: albo mamy do czynienia z profesjonalnymi zbrodniarzami całkowicie panującymi nad swymi emocjami, albo z czystymi jak aniołowie, godnie wypełniającymi swoje funkcje politykami. Od razu widać, że pierwsza możliwość jest niedorzecznością, ponieważ nawet jeśli kierowałaby nami czarna nienawiść i jeszcze czarniejsza zła wola, nie możemy tym panom zarzucić wiadomego profesjonalizmu, bo niby gdzie mieliby się go nauczyć? Jeśli stali za tragedią smoleńską, to był to ich „pierwszy raz”, a w takim razie reakcja wyżej wymienionych na śmierć pasażerów TU 154, powinna być zupełnie inna.
    Powie ktoś, że przywiązuję zbyt dużą wagę do owych reakcji, ponieważ są one typowe dla bezpośrednich wykonawców, a nie dla patrzących na wszystko z oddali zleceniodawców. Cóż… Trzeba by to udowodnić. Tak „na oko” sądzę jednak, że ów „pierwszy raz” (zwłaszcza przy takiej skali ewentualnej zbrodni, z jaką mieliśmy do czynienia 10 kwietnia) musiałby wywołać wspomniane wyżej emocje także u zamawiających przestępstwo.

    Chciałbym być dobrze zrozumiany: ja naprawdę nie potrafię pojąć jakie są źródła tego wręcz nienaturalnego spokoju i opanowania, w porywach przechodzących wręcz w „luzik”, którymi emanowali nasi Przywódcy. Jestem jednak przekonany, że tym źródłem nie mogło być profesjonalne obycie z „mokrą robotą”, ponieważ trudno sobie nawet wyobrazić, gdzie i w jakich okolicznościach, interesujący nas panowie mogliby takiego obycia nabyć. Jeśli zakładamy ich sprawstwo, to tym samym zakładamy ich „pierwszy raz”, a w takim razie już dawno powinni „pęknąć” (albo przynajmniej niektórzy z nich).
    Cóż więc nam pozostaje? Pozostaje nam uznać anielską czystość „wysoko zorganizowanych”, albo przynajmniej skonstatować, że bardzo oni tej anielskiej czystości pragną.

    OdpowiedzUsuń
  28. All, cz.4

    A propos owej anielskości, przypomina mi się pewna anegdota, której bohaterem jest jeden z moich wujków.
    Otóż ów wujek (szwagier mojego świętej pamięci Ojca) lubił zaglądać do kieliszka. Pamiętam z czasów dzieciństwa, że nie upijał się zbyt często, ale jeśli już postanowił wypić, to robił to z wielkim zapałem, z oddaniem i dokładnie. Gdy się zaś upił, to zazwyczaj rozrabiał: a to kogoś pobił, a to płot przewrócił, a to komuś bydło z obory powypędzał, lub wozem wyładowanym sianem do stawu wjechał. I inne, tym podobne facecje wyczyniał - krótko mówiąc: robił wstyd całej rodzinie.
    Następnego dnia niczego nie pamiętał i kiedy ciocia w złości wielkiej usiłowała przemówić mu do rozumu, reakcją wujka był śmiech, oraz pełne niedowierzania kręcenie głową i powtarzanie ze spokojnym uporem: „Przestań kobieto wymyślać!” Ciocia wpadała wtedy w jeszcze większy gniew, rzucała w wujka ścierką i krzyczała: „Pewnie! Ja wymyślam, a ty jesteś istny anioł!”
    I z biegiem czasu tak się w naszej rodzinie utarło, że jeśli chcieliśmy opisać kogoś, kto rozrabia, a przy tym uważa, że wszystko jest w porządku, to mówiliśmy o takim człowieku: „istny anioł”. Trzeba tu zaznaczyć, że określenie to odnosiliśmy nie tylko do pijaków. „Aniołami” byli „fachowcy” partaczący jakąś robotę, piłkarze beznadziejnie kopiący piłkę, pegeerowcy sprzedający „na lewo” paliwo, faceci stojący przez całą niedzielną Mszę Świętą na zewnątrz kościoła, a przy tym gadający i palący papierosy, i wielu, wielu innych (np. komuniści).

    Co sugeruję tą opowieścią? Właściwie nic. Może tylko to, że proces angelizacji jest dość złożony, ale to wcale nie oznacza, że niemożliwy. Wręcz odwrotnie! Jeśli odważnie zapragniemy anielskości, to może ona objąć rozmaite grupy społeczne.
    Niestety, toyah tego nie rozumie. Nie zależy mu na tym, by żyć wśród aniołów, ani też na tym, by aniołowie nami rządzili. A jeśli nawet jakiegoś anioła spotka (czy choćby kogoś do anielskości aspirującego), to zaraz musi go utaplać w błocie i oskubać z tego, co szlachetne.
    Dlaczego tak jest? Nie wiem. Mogę co najwyżej przypuszczać, że serce toyaha zostało zatrute myślą podobnego mu nienawistnika, Błażeja Pascala: „Człowiek nie jest ani aniołem, ani bydlęciem. Nieszczęście w tym, że kto chce być aniołem, bywa bydlęciem”.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Nie wiem. Wyobrażam sobie jednak jak działa taki moloch. Ale to jest jednak mniej istotne wobec ostatniego akapitu - tam od "przed nami tylko rewolucja".

    OdpowiedzUsuń
  30. @2,718
    w komentarzach do któregoś z postów toyah'a napisałem, ze prędzej czy później tych zdrajców Polski czeka Trybunał Stanu (to w przypadku przegranych prze zdrajców wyborów - wariant optymistyczny), w przypadku wyborów sfałszowanych czeka ich karząca ręka Sprawiedliwości Ludu, a więc latarnie, drzewa czy bardziej wyszukane metody jak rozciąganie końmi - to wariant pesymistyczny),
    Tertium non datur!

    OdpowiedzUsuń
  31. Don Paddington, jak zwykle inspirujący, pobudził i mnie do porannej wypowiedzi.

    Co to znaczy, że świat się nie interesuje? To znaczy, czym miałby się zainteresować?

    Weźmy model w postaci bloku, w którym mieszkają sąsiedzi lepsi, gorsi i inni, pełna paleta, nawet tandeta. I raptem zdarzyło się nieszczęście: sąsiad postanowił udać się do sąsiada, właściwie wprosić się, bo ten drugi pierwszemu niechętny. A dlatego niechętny, że - wszyscy to wiedzą - na sumieniu mający i w dodatku, to on sam się wybiera do pierwszego czto nibud’ tam zarosjanić. To znaczy „wziąć, bo mu akurat się przyda”, tzn. mu „przysługuje” i kto nie chce tego słusznego prawa podmiotowego uznać, to ma w dziób na schodach lub gdziekolwiek. Tak było, jest i ma być na schodach.

    No więc widziano tego pierwszego na drugim piętrze, jak schodził, ale na niższe półpiętro spadły już tylko zwłoki. Co, jak, dlaczego? Nikt nie chce przyznać. Niby jest śledztwo, ale każdy widzi, że zwyczajnie w głupa lecą. A ten drugi sąsiad, to pewnie nawet łypie, kogo tu by jeszcze … zaprosić.

    A bliscy tego pierwszego się podzielili. Ci trzymający tam kasę i władzę coś wyraźnie kręcą. Kto wie, może popchnęli na tych schodach, albo czymś poręcz wysmarowali? Z daleka czuć smród. W każdym razie, odpychająca ferajna w tym znaczeniu, że lepiej chodzić drugą klatką schodową.

    Tak! Póki co, lepiej chodzić drugą klatką schodową. W sklepie „Nie Płacos Davos” zdawkowo kłaniać się, grzecznie odpowiadać o niczym. Przy kamerze patrzeć w inną stronę. Niech się samo najpierw wyprostuje, tzn. wyśmierdzi. Tymczasem, każda wymówka dobra. Na pogrzeb wyśle się kondolencje pocztą. Skoro bowiem u tego pierwszego takie rządy, to lepiej się nie wtrącać. Nie dawać się wciągać, bo smród się przylepi, a skunksy lepiej omijać z daleka.

    Rzecz w tym, że tam, gdzie mieszkał ten pierwszy sąsiad, pozostali całkiem porządni ludzie, nawet lubiliśmy ich i moglibyśmy dalej lubić, ale trzeba by do nich przechodzić obok tych skunksów … Nie da rady. Trzeba poczekać, aż ci porządni sami te skunksy wykopią za okno, tj. defenestrują, albo przynajmniej wykastrują gruczoły śmierdzące. Póki smród, nasza chata z kraja.

    I tak-to skunksy urządziły w bloku nowe stosunku sąsiedzkie.

    OdpowiedzUsuń
  32. @raven59
    Gorzej że gdyby nawet Ziemkiewicz, to też nie ma pewności, co by on polecił, tak by bezpiecznie się zmieścić na sofie.

    OdpowiedzUsuń
  33. @Don Paddington
    No i co ja teraz mogę powiedzieć, proszę Księdza? Chyba tylko tyle, że poczułem do wujka Księdza nić grzesznej sympatii. Jako do istnego anioła. Takiego jak ja i oni i my wszyscy.
    Jutro pójdę do spowiedzi. Dziś nie mam czasu, bo muszę się trochę poanielić.

    OdpowiedzUsuń
  34. @orjan
    No i proszę! Wystarczy porządna inspiracja i wszystko idzie jak z płatka. Czemu, cholera, tylko ja gonię w piętkę? Chyba przez tę anielskość.

    OdpowiedzUsuń
  35. @

    Jesli maja zamiar sfalszowac te wybory, to zrobia to na poziomie centralnym. Czyli postapia tak, jak najprawdopodobniej postapili 4 lipca

    OdpowiedzUsuń
  36. @Toyah
    Zgłaszam się po 3-dniowej przerwie. Pod względem dostępności internetu moja wieś w skali A-Z należy do kategorii Z. Czarna dziura. Tzn. internet jest i nawet można za niego płacić, i nawet drożej niż w Warszawie, tyle tylko, że trzeba się zadowolić otwarciem go w godz. 8-12, a jak się poczeka pół godzinki, to można próbować coś przesłać. Raz na parę dni to się udaje. Proszę więc o usprawiedliwienie mnie.
    Twój wpis powinien uświadomić tym, co jeszcze zastanawiają się nad stopniem wolności mediów, że wolne media to już pojęcie historyczne. Został tylko internet, tyle że nie pod każdą strzechą. A zanim dotrze wszędzie, zacznie obowiązywać chiński standard.

    OdpowiedzUsuń
  37. @tadeusz1965
    Oczywiście że tak. Lokalnie mogą kombinować tylko lokalni.

    OdpowiedzUsuń
  38. @Marylka
    Z chińskim teraz sobie poradzimy. Jakoś sobie poradzimy.

    OdpowiedzUsuń
  39. @orjan
    Dobrze ujęte - Twoja opowieść nadaje się na osobną notkę na Ekran - może opublikujesz?

    OdpowiedzUsuń
  40. raven59

    Miło mi, ale ja za leniwy jestem, żeby stale pisać i jeszcze samemu tematy wymyślać.

    Do tego trzeba mieć usposobienie jak sejsmograf. Toyah ma, a ja nie mam.

    Dlatego nadaję się tylko do komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  41. @orjan
    czy mogę wykorzystać z powołaniem na źródło?

    OdpowiedzUsuń
  42. @raven59

    Proszę bardzo, korzystaj na zdrowie. Co publiczne, to publiczne.

    Ale, żeby dom-Polska była publiczna?

    Tego skunksom nie przebaczę.

    OdpowiedzUsuń
  43. @orjan
    dzięki,
    a propos domu publicznego:
    nawet ku...y można sprowadzić na dobrą drogę a co dopiero dom schadzek - wystarczy przegnać alfonsów, wsadzić do pudła burdelmamę i tych co przymykali oko na jej bezprawną działalność, zdezynfekować, wyremontować wewnątrz i fasadę, zmienić kolory żarówek, urządzić na nowo pokoje i można mieszkać!!!

    OdpowiedzUsuń
  44. @orjan
    ale plama!
    zapomniałem dodać - poświęcić

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...