czwartek, 25 listopada 2010

ks.płk Sławomir Żarski: Słowo

I znów okazuje się, że nigdy nie można być pewnym niczego. Choćby czegoś tak oczywistego, że są chwile, kiedy słowa kogoś takiego jak Jarosław Marek Rymkiewicz nie mogą zostać przerwane przez żadne inne słowa, żadne gesty, żadne wydarzenia. Bo tu tymczasem, kiedyśmy się wszyscy tak zasłuchali, pojawiła się, wspominana wcześniej, informacja o tym, jak to Bronisław Komorowski dostał autentycznej furii na słowa jednego księdza. Furii takiej, że się zwyczajnie zapomniał. Jak dziecko. Gorzej – jak dziecko szczególnej troski. A może jeszcze gorzej – jak ten kibic, który po przegranym meczu wziął i zabił swoją małą córeczkę.
Udało mi się dotrzeć do słów, które tak wzburzyły tego nieszczęśnika. Jak się zastanowić, wzburzyły go jak najsłuszniej. Nie dziwmy się mu. On nie miał innego wyjścia. On musiał tak zareagować. Jestem pewien, że , gdyby chodził uzbrojony, jak niegdyś Fidel Castro, wyjąłby ten pistolet i księdza zastrzelił. Czemu nie? Czemu nie? Komorowski to dziś już ktoś, komu pozostały wyłącznie odruchy.
Poczytajmy słowa księdza. Do Rymkiewicza i tak wrócimy.


Listopadowe pielgrzymowanie po cmentarzach prowadziło nas nad mogiły tych, którzy przed nami byli pełni zatroskania o losy naszej rodziny i naszej Ojczyzny. Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to przykład mądrego, głębokiego i prawdziwie ludzkiego świętowania. To zastanawiające, że przebywając wśród zmarłych żyjących w Chrystusie, można nauczyć się życia mądrego i odpowiedzialnego. Wiele kamiennych epitafiów w naszych świątyniach i na cmentarzach przypomina, że nieśmiertelną jakością ludzkiego życia jest patriotyzm. To świadczy dobrze, że nie przechodzimy obojętnie nad grobami tych, którzy wypełnili swoje życie ofiarną służbą Ojczyźnie i służyli naszej Ojczyźnie swoim życiem, nic ze swego nie zatrzymując dla siebie.
Tak, patriotyzm, czyli umiłowanie ojczyzny ziemskiej, jest cechą mówiącą o jakości ludzkiego życia. Patriotyzm jest wartością świadczącą o jakości człowieka. Jest wartością dającą świadectwo również o jego świętości; o jego nadprzyrodzonym wymiarze.
Ostatnimi laty patriotyzm, jako wartość życia indywidualnego i wspólnotowego, przestał być uważany za konieczny dla egzystencji. Zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb i gromadzenia dóbr osobistych, nawet za cenę zniszczenia dobra wspólnego, stała się wartością. U podstaw III Rzeczpospolitej miejsce patriotyzmu, zajęło stwierdzenie jednego z pierwszych premierów nowej Polski, który powiedział, że aby zostać bogaczem, to pierwszy milion trzeba ukraść. Propagowanie podobnych haseł zaowocowało tym, że wartość została zastąpiona anty-wartością. Patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem, miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość, prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniem, ofiarność i poświęcenie chciwością i pazernością, miłość nienawiścią. Natomiast z dziejowego doświadczenia Kościoła i Narodu wiemy, że prawdziwym bogactwem jest stan ducha i umysłu ludzkiego, a nie grubość portfela. Każda społeczność, która swe prawa opiera na anty-wartościach, napełnia się bólem i krzywdą.
Czy w czasie zeszłorocznych uroczystości Święta Niepodległości, ktokolwiek z nas przypuszczał, że prawo do własnej, niepodległej Ojczyzny oraz obowiązek ochrony i obrony jej niepodległości zostanie nam przypomniane krwią Prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego i 95 towarzyszących mu osób? Kolejny raz potwierdziła się prawda, że drogę do wolności i niepodległości, krzyżami się mierzy. Czy ktokolwiek przypuszczał u progu III Rzeczpospolitej, że aby Polska nie zginęła za naszego życia, to koniecznie trzeba nam uczyć się miłości do Polski i Polaków?
Tak, drodzy Siostry i Bracia Polacy! Żeby Polska żyła w nas, żeby nie utraciła niepodległości, żeby Polska nie utraciła władzy nad sobą jeszcze za naszego życia i przez nasze życie, koniecznie natychmiast, od zaraz, musimy uczyć się miłości do niej i do siebie nawzajem; potrzeba od dziś uczyć się patriotyzmu! Ojczyzna nasza umiłowana nie musi być miejscem na świecie jękiem i gniewem drgającym, ale musi i może być krainą mlekiem i miodem płynącym. Dlatego garniemy się do Jezusa Chrystusa; garniemy się do Boga, który jest Miłością, by z Nim i od Niego nauczyć się patriotyzmu, czyli miłości do ojczyzny ziemskiej, która jest Bramą Niebios, dla pokoleń wędrujących przez polską ziemię. Ten, który był i jest odwiecznym Synem Boga Ojca, zrodzonym, a nie stworzonym, gdy nadeszła pełnia czasu stał się człowiekiem, który według ciała narodzonego z Dziewicy Maryi należał umęczonego Narodu Izraelskiego.
Lekcję patriotyzmu dostali od Jezusa Apostołowie, którzy otoczeni kilkutysięczną rzeszą głodnych Rodaków chcieli ich odprawić, aby zaspokoili głód chleba własną zaradnością. Jak czytamy w Ewangelii: „A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: ‘Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności!’ Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!” (Mt 14, 15-17) Zewnętrznym przejawem patriotyzmu jest dzielenie ciężarów codzienności bliźniego. Natomiast wyrazem braku miłości do Ojczyzny jest zrzucanie z siebie odpowiedzialności za innych na innych. O tym, jak bardzo Jezus był oddany sprawom Ojczyzny mówią słowa: „Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście". (Łk 13, 34) Tak, patriotyzm to przejaw wielkości ludzkiego życia. W skarbcu narodowego dziedzictwa znajdujemy liczne tego przykłady.
Rodacy! Sursum corda! (W górę serca!) Jest od kogo w ojczystym domu uczyć się miłości do Ojczyzny. Jak nie wspomnieć w dniu dzisiejszym, marszałka Jozefa Piłsudskiego, gorliwego i oddanego żołnierza, polityka, ale też wielkiego patriotę. Jak przejść obojętnie wobec premiera Ignacego Jana Paderewskiego, wspaniałego pianisty, kompozytora, polityka, porywającego mówcy i jednocześnie wielkiego patrioty? Jak nie zauważyć dziś wielkich miłośników wolnej i niepodległej Polski: Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa i wielu, wielu innych? Są ich tysiące - patriotów na miarę żołnierzy z pól Ossowa pod Radzyminem z sierpnia 1920 roku, często mniejszych od własnego karabinu, którzy bohaterstwem odpowiedzieli na wezwanie Za Boga i Ojczyznę, wypowiedzianego przez księdza majora Ignacego Skorupkę.
Prymas Tysiąclecia, Stefan kardynał Wyszyński, kamień węgielny powojennego patriotyzmu, przez całe dziesięciolecia przypominał i nauczał nas, swoich rodaków: „Dla nas po Bogu największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede wszystkim naszej Ojczyźnie, kulturze narodowej i polskiej. Stąd istnieje obowiązek obrony kultury rodzimej. Mamy obowiązek chrzcić i nauczać Naród polski oraz upominać się o uszanowanie naszej kultury rodzimej, narodowej, abyśmy nie musieli kochać najpierw wszystkich narodów, a potem dopiero na zakończenie, czasami od święta, i Polskę". (S.Wyszyński, Prosimy - wymagamy - żądamy, Kraków 12 maja 1974) Doświadczony w patriotyzmie Biskup Warszawy i Gniezna, Prymas Polski wiedział, że podstawą wszystkich cnót, jakimi ma żyć naród, jest miłość. „Miłość ku ojczyźnie uczy męstwa. A męstwo, wiemy, broni czasu wojny, służy słabym, potrzebującym opieki czasu pokoju. Miłość uczy roztropności, umiarkowania w wymaganiach dla siebie, uczy też wielkoduszności, gdy mamy myśleć o innych. Naród prawidłowo wychowywany i wychowujący młode pokolenie wie, że bez miłości nie przygotuje młodego pokolenia do wypełnienia przyszłych zadań. Miłość ku ojczyźnie jako wartość wychowawcza uczy też wspaniałomyślności i daje siłę ducha na chwile trudne, gdy trzeba zapomnieć o sobie. Miłość ku ojczyźnie uczy patrzeć daleko w przyszłość ojczyzny i pragnie jej istnienia i pomyślności nie tylko dziś, ale i w przyszłości. Uczy też przebaczać innym!” (S. Wyszyński,Bezimienny bohater symbolem ofiarnego poświęcenia dla Ojczyzny, Warszawa, 31 października 1975)
Nauka Prymasa Tysiąclecia to nauka wielkiego Biskupa i wielkiego Patrioty, która nie może leżeć w archiwum. Przyszedł czas, aby Prymas Tysiąclecia jeszcze raz przeprowadził nas przez czasy trudne! Gdyby nie miłość Prymasa Wyszyńskiego do Boga i Ojczyzny nie byłoby Polski; nie byłoby też Papieża-Polaka. Niech nam zostanie w pamięci widok wielkiego Ojca świętego Jana Pawła II klęczącego przed wielkim Prymasem i wielkim patriotą Stefanem kardynałem Wyszyńskim. Jan Paweł II, syn polskiej ziemi i Kościoła Chrystusowego, w dzień po inauguracji pontyfikatu, na spotkaniu z Rodakami uczył patriotyzmu. Mówił wówczas: „Miłość Ojczyzny łączy nas i musi łączyć ponad wszelkie różnice. Nie ma ona nic wspólnego z ciasnym nacjonalizmem czy szowinizmem. Jest prawem ludzkiego serca. Jest miarą ludzkiej szlachetności - miarą wypróbowaną wielokrotnie w ciągu naszej niełatwej historii”.(Rzym, 23 października 1978 roku
)Bracia i Siostry! Odpowiedzcie zatem, dlaczego posiadając tak wspaniałych nauczycieli patriotyzmu, na co dzień doświadczamy tak wielu braków, a czasami wręcz zaprzeczeń, podstawowej sprawności w życiu społecznym jaką jest miłość? Przecież Chrystus przez dzieło Odkupienia uzdolnił nas do miłości i zobowiązał do miłości nawet wobec nieprzyjaciół! Dlaczego wciąż odradza się w nas egoizm, nieuporządkowana miłość do samego siebie, zaspokajana kosztem bliźniego, często nawet za cenę jego zdrowia, cierpienia, a nawet życia?
Polityka to zadanie dla ludzi wielkich duchem, wielkich intelektem, wielkich kulturą osobistą i wielkich charakterem. Zadaniom polityki są w stanie sprostać tylko ludzie wielkiej miłości do Ojczyzny, a nie polityczni klauni" z antykościelnymi kompleksami. Przypomnę, że wszelkie nawoływanie do rasizmu i nienawiści wobec kogokolwiek nie jest politykowaniem, ale działalnością przestępczą. Takie zachowania zawsze poprzedzały krwawe akty przemocy człowieka wobec człowieka. Ernest Hemingway w książce pt.: Komu bije dzwon" opisuje wojnę domową w Hiszpanii w 1937 r., w czasie której z nienawiści mordowano: księży, policjantów, wojskowych, lekarzy, kolejarzy, burżuazję. Niech jej lektura będzie przestrogą dla tych, którzy wmawiają, że religia chrześcijańska jest przyczyną zniewolenia i wojen, gdy ona, tymczasem, prowadzi do miłości i pokoju.
Żadna Polka ani żaden Polak nie może być człowiekiem pozbawionym wyobraźni, szczególnie wyobraźni niepodległości i wyobraźni nieśmiertelności. Nadchodzi bowiem czas, kiedy trzeba zdać sprawę ze swego włodarzowania przed Bogiem i Narodem. Są takie decyzje, które umacniają niepodległość Polski i wolność Polaków. Ale są też takie postawy i zachowania, słowa i decyzje, które bezpośrednio zmierzają do utraty niepodległego bytu Narodu i państwa oraz pozbawiają człowieka łaski Odkupienia. Wyobraźnia niepodległości i wyobraźnia nieśmiertelności każą wejść na drogę miłości Boga i Ojczyzny. Do narodowego skarbca wielkich Nauczycieli Patriotyzmu, z dniem 10 kwietnia b.r., dołączyło 96 wielkich Polaków, którzy z niewyjaśnionych do dnia dzisiejszego przyczyn, zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, będąc w pielgrzymce pamięci o Katyniu. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, pan profesor Lech Kaczyński i towarzyszące mu w drodze do Katynia Osoby, kierując się wyobraźnią niepodległości, przypomnieli nam, że fundamentem miłości jest pamięć, nawet wtedy, gdy zachowanie pamięci może kosztować nawet życie.
W tegoroczne obchody Święta Niepodległości, w kolejną rocznicę wspaniałego dla nas 11 Listopada 1918 roku, ocalmy od zapomnienia piękną pieśń marzenie o Polsce wolnej, Polsce bez kłamstwa i krat. Pieśń powstała w latach sowiecko-komunistycznej okupacji, w więzieniu mokotowskim. Jej autorzy to uwięzieni, wspaniali patrioci. Słowa napisał Bohdan Rudnicki, żołnierz wileńskiej AK, muzykę stworzył kapelan AK w Powstaniu Warszawskim ks. Tomasz Rostworowski, który śpiewał tę pieśń współwięźniom:
Ojczyzna moja to malowane łany,
Wichry szarpiące całunami chmur.
To błękit fali srebrną pianą tkany;
To czarne hałdy i zielony bór.
[…]
***
Ojczyzna moja to nie spętane słowo,
Spiżowych haseł modlitewny dźwięk;
To myśl radosna, że już ponad głową
Nie załopocze czarnym skrzydłem lęk.
***
Ojczyzna moja to kęs pszeniczny chleba,
Podany głodnym z wszystkich świata dróg.
Słoneczna przystań na drodze do nieba,
Statek dla Bożych i człowieczych sług.
***
Takiej Ojczyzny daj nam dożyć Panie
I znowu klęknąć w progu naszych chat.
Wiemy, że dobroć Twa rozwalić może
Gmachy obłudy w plątaninie krat.

(Homilia wygłoszona 11 listopada w Bazylice Św. Krzyża w Warszawie podczas Mszy św. za Ojczyznę w Uroczystość 92. rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości
prał. płk. Sławomir Żarski - Wikariusz Generalny Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego)

37 komentarzy:

  1. W "Ogniem i mieczem" był ksiądz Muchowiecki.

    Ale po świeckiej stronie jakaś pokraczna ta sukcesja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Toyahu
    Dziękuję Ci, że zamieściłeś cały tekst.Robi naprawdę ogromne wrażenie.

    Teraz się nie dziwię, że Bronek tak się wkurzył, kiedy usłyszał o wszystkich wartościach, którym zdążył się w ciągu kilku zaledwie miesięcy prezydentury sprzeniewierzyć.
    Szczególnie dobitny ten fragment o patriotach spod Ossowa w kontekście pomnika dla krasnoarmiejców.

    Ta homilia to był dla Bronka policzek, ale w tych groźbach wobec księdza Żarskiego pokazał całą swoją małość. On mi coraz bardziej przypomina takiego komunistycznego aparatczyka.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    Nie nadążam...
    Bezczelność drania Komorowskiego wręcz zatyka. Nowak nieważny, to tylko lokaj lokaja.
    A Kościół to potęga. Choćby się wszyscy hierarchowie sprzeniewierzyli, zawsze znajdą się w nim tacy sprawiedliwi, jak ksiądz Żarski. Są w tej kadrówce, o której mówił J.M.R.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Ginewra

    U początku prezydentury ksiądz kapelan pokazał mu drogę; taka misja.
    Okazuje się, że to perły przed Bronki.

    Jest w "Ogniem i mieczem" taka kwestia Zagłoby w oblężonym Zbarażu, o księdzu Muchowieckim:

    "myślę, że i samego chana potrafiłby nawrócić. Oj, mości panowie! musi się tam jego chańska mość sierdzić, aż wszy na nim koziołki ze strachu przewracają!"

    No, tutaj może nie wszy, a WSI, ale i tak pasuje do manier chana / chama (jak to leciało?).

    OdpowiedzUsuń
  5. @Orjan
    No właśnie się zastanawiam. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że wtedy po kościelnej stronie też było lepiej. Ale kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Ginewra
    A wiesz, co ja sobie pomyślałem? Że on się musiał się czuć jak ten ruski ambasador w 1968 na Dziadach. Fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Marylka
    Nooo... Dokładnie to samo mi przyszło do głowy. Wiesz o co mi chodzi? O te bramy piekielne, co go mie przemogą.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i ja, Toyahu drogi, dziękuję za słowa ks. Żarskiego.

    Natomiast Rymkiewicza udało mi się ostatnio poczytać w "Naszym Dzienniku". I, niech będzie Ci miło :), czytając go znakomicie mi się uzupełniał z Twoim blogiem.

    Kłaniam się, Toyahu i bardzo serdecznie pozdrawiam. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe słabego feedbacku (niech wszyscy wybaczą to słowo) z mojej strony. I tak niewiele mądrego potrafię napisać. Więc czytam, czytam. Zapewniam Cię jednak o mojej stałej obecności i życzliwości.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  10. @orjan
    Jest też fragment "Potopu". Bardzo znamienny.
    (proszę o wybaczenie - dłuższy cytat)
    -----------------------------

    - Cicho tam! książę chce przemówić! - poczęto wołać naraz w różnych końcach stołu.

    - Książę chce przemówić!

    Uciszyło się zupełnie i wszystkich oczy zwróciły się na Radziwiłła, który stał, podobny do olbrzyma, z kielichem w ręku. Lecz cóż za widok uderzył oczy ucztujących!…

    Twarz księcia była w tej chwili po prostu straszna, bo nie blada, ale sina i wykrzywiona jak konwulsją uśmiechem, który książę usiłował na usta przywołać. (...)
    - Co jest księciu? co tu się dzieje? - szeptano naokół niespokojnie.

    I złowrogie przeczucie ścisnęło wszystkie serca; trwożliwe oczekiwanie osiadło na obliczach.

    On tymczasem mówić począł krótkim, przerywanym przez astmę głosem:

    - Mości panowie!… Wielu spomiędzy was… zdziwi… albo zgoła przestraszy ten toast… ale… kto mi ufa i wierzy… kto prawdziwie chce dobra ojczyzny… kto wiernym mojego domu przyjacielem… ten go wzniesie ochotniev i powtórzy za mną:

    - Vivat Carolus Gustavus rex… od dziś dnia łaskawie nam panujący!

    - Vivat! - powtórzyli dwaj posłowie Loewenhaupt i Shitte oraz kilkunastu oficerów cudzoziemskiego autoramentu.

    Lecz w sali zapanowało głuche milczenie. Pułkownicy i szlachta spoglądali na siebie przerażonym wzrokiem, jakby pytając się wzajem, czy książę zmysłów nie utracił. Kilka głosów ozwało się wreszcie w różnych miejscach stołu:

    - Czy my dobrze słyszym? Co to jest?

    Potem znów nastała cisza.

    Zgroza niewypowiedziana w połączeniu ze zdumieniem odbiła się na twarzach i oczy wszystkich znów zwróciły się na Radziwiłła, a on stał ciągle i oddychał głęboko, rzekłbyś: niezmierny jakiś ciężar zrzucił z piersi. Barwa wracała mu z wolna na twarz;

    OdpowiedzUsuń
  11. cd. "Potopu"
    -------------
    następnie zwrócił się do pana Komorowskiego i rzekł:

    - Czas promulgować ugodę, którąśmy dziś podpisali, aby ichmościowie wiedzieli, czego się mają trzymać. Czytaj wasza miłość!

    Komorowski wstał, rozwinął leżący przed sobą pargamin i począł czytać straszną ugodę rozpoczynającą się od słów:

    "Nie mogąc lepiej i dogodniej postąpić w najburzliwszym teraźniejszym rzeczy stanie, po utraceniu wszelkiej nadziei na pomoc najjaśniejszego króla, my, panowie i stany Wielkiego Księstwa Litewskiego, koniecznością zmuszeni, poddajemy się pod protekcję najjaśniejszego króla szwedzkiego
    (...).

    I tak dalej czytał pan Komorowski wśród ciszy i zgrozy, aż gdy doszedł do ustępu: "…Akt ów stwierdzamy podpisami naszymi za nas i potomków naszych, przyrzekamy i warujemy" - szmer uczynił się w sali, jakby pierwsze tchnienie burzy wstrząsnęło borem. Lecz nim burza wybuchła, siwy jak gołąb pułkownik Stankiewicz zabrał głos i począł błagać:

    - Mości książę! Uszom własnym wierzyć nie chcemy! Na rany Chrystusa! także to ma pójść wniwecz dzieło Władysławowe i Zygmunta Augusta? Zali można, zali godzi się braci odstępować, ojczyzny odstępować i z nieprzyjacielem unię zawierać? (...) Mości książę! nie czyń tego, czas jeszcze!… Zmiłuj się nad sobą, zmiłuj się nad nami, zmiłuj się nad Rzecząpospolitą!

    - Nie czyń tego! Zmiłuj się, zmiłuj! - ozwały się setne głosy.

    I wszyscy pułkownicy zerwali się z miejsc swoich, i szli ku niemu, a sędziwy Stankiewicz klęknął na środku sali, między dwoma ramionami stołu, i coraz potężniej brzmiało naokoło:

    - Nie czyń tego! Zmiłuj się nad nami!
    (...)

    - Nie błagajcie go, to na nic! On tego smoka od dawna w sercu hodował!… Biada ci, Rzeczpospolito! Biada nam wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  12. @Kozik
    Wiem że jesteś. I bardzo Ci dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Kazef

    No, tośmy sobie historycznie ponawiązywali iście po rymkiewiczowsku!

    Taka sama rzeka, ale woda brudniejsza.

    PS. A kto robi za Kmicica? Czyżby pretendentem był sam Sławomiru?

    O tempora! O mores!

    OdpowiedzUsuń
  14. @Kazef
    "On tego smoka..."
    Jakież to ładne!

    OdpowiedzUsuń
  15. @Kazef

    Czy żyrandol Komorowski, to potomstwo tamtego potopowego?

    Bo były jakieś niejasności w narracji genealogicznej.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Orjan

    Ja tam w Belwederze Kmicica dostrzec nie mogę, bo Jędruś jaki był taki był, ale jego przysięga została przez Radziwiłła zdobyta podstępem. A potem przecież strasznie się biedaczyna szamotał.
    Czy wyobrażasz sobie, że jakiekolwiek dylematy zagościły kiedyś w głowie Sławka? Chyba tylko takie, czy lepiej założyć bordowy krawat czy granatowy?

    OdpowiedzUsuń
  17. @orjan, @toyah

    Nawiążę do bardzo ładnego porównania toyaha, który przypomniał słynne przedstawienie "Dziadów" i napisał, że Komorowski czuł się niczym ruski ambasador.
    Nic nie ujmując trafności owego porównania, przychodzi mi do głowy wersja hard, sienkiewiczowska dodam z miejsca, przy której toyahowa analogia sytuowałaby się jako soft.

    Otóż, myślę, że Bronisław Komorowski w trakcie kazania ks. Sławomira Żarskiego w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, 11 listopada 2010 r., poczuł się niczym cesarz rzymski Neron siedzący w rzymskim Colloseum i oglądający rzeź niewinnych chrześcijan.
    - Módlcie się, śpiewajcie, kazania głoście - pomyślał - i tak się z wami rozprawię.


    -----
    (trochę "pojechałem" też Rymkiewiczem)

    OdpowiedzUsuń
  18. @Kazef
    Jeśli tak, to czemu dostał takiej cholery?

    OdpowiedzUsuń
  19. @toyah

    Neron też dostawał...

    OdpowiedzUsuń
  20. @kazef
    W tej sytuacji, moje porównanie podoba mi się lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  21. toyahu,

    znalazłem dygresywny, zdumiewający komentarz do przypomnianego przez Księdza patriotyzmu, rozumianego jako waleczne, odpowiedzialne szukanie wolności w Ojczyźnie.

    Przytoczę go tu. Choć trochę się boję, bo raz, że on angielskim językiem sformułowany, w tej umierającej Brytanii, a dwa, że był on został pod zupełnie inną dyskują zamieszony; do tego jeszcze przez animowego autora. Oddaję mu głos:

    Comment: Visionaries #
    Posted Saturday 20th November 2010 14:14 GMT
    We have always been able to see that Facebook is part of the controlled demolition of society. They needed a way for society to be completely fractured, and yet people should still believe that they were connected to one another (lest they go insane - insane people cannot operate cash registers or broker insurance). They considered drugging us, hijacking education and breaking up the family. But now they have a much more efficient way that we can be trained to believe that we still have our humanity even as the last of it is loaded into the incinerator.
    They gave us a perverted caricature of social interaction. Perverted to make the goal of social interaction entirely about pleasing the self. I am only talking to you because it makes ME happy. Why would I talk to anyone otherwise? That's the world view that Zuckerberg et al push. Because selfish people buy more. No one spends £1,000 on an item of clothing unless they have been trained to believe that they are more important than anyone who is not wearing such clothing.


    Przeczytajmy to raz jeszcze:

    ...selfish people buy more

    Tak, to wystarczy aby rozpocząć, i kontynuować planowe i systematyczne niszczenie tkanki społeczeństwa. Jak w Auszwicu, gdzie wszystko było policzone, a i sami ludzie, pardon, siły wytwórcze, też byli ponumerowani. Wtedy trochę krótszym numerem, bo jeszcze nie PESEL-em, ale ponumerowani w tym samym celu.

    W materialnym starciu, takim zwykłym, ziemskim, nie pomoże rzucenie do walki większych sił, czy pieniędzy, by przekonać bezwartościowych ("devoid of values" - not "worthless"!) czy też raczej bezdusznych ludzi do akcji, do uzbrojenia się, do zebrania się w sobie, do re-kolekcji wartości duchowych. Tam, gdzie nie ma wody, tam nic nie urośnie. Oranie piasku na pustyni? Nie. Dopiero gdy spotkają się i ziarno, i żyzna gleba, będzie z pracy plon.

    Róbmy więc plany re-edukacji. Czyli nawodnienia. Reszta będzie i tak siłowa, męcząca i miejscami beznadziejna, ale gdy z każdym krokiem będzie nas więcej, siewców, nie będzie miało znaczenia, że jeden upadnie czy osłabnie. Żyjemy w czasach, gdy dzieje się ostatnia wojna prowadzona przy pomocy hardware - materii. Następna będzie wojną na przekonywanie, postępującą walką o szyfry do sejfów i o sposoby dotarcia do ludzi, aby otworzyć ich na wartości duchowe.

    cz. II nast.

    OdpowiedzUsuń
  22. cz. II (ostatnia)

    Mówiąc mniej wzniośle, a za to prościej: tak jak w wojnie bolszewickiej liczył się wywiad i artyleria, dekryptaż depesz w sztabie i zaopatrzenie żołnierza w polu, a dopiero ich połączenie (software+hardware) dało zwycięstwo i wolność, tak w przyszłości coraz to mniej istotne będzie obliczanie kiloton, a o wyniku wojny zadecyduje hart ducha, zdolność myślenia i decydowania, a w końcu i pracowitość nie przy tokarce, lecz przy przekonywaniu coraz to nowych sojuszników do wspólnej walki z kłamstwem.

    Przywołanie przez premiera Kaczyńskiego obrazu Gierka-licencjobiorcy, beneficjenta sztucznej koniunktury budowania "drugiej Polski" za lichwiarski procent, może być podwójną przestrogą — raz, by nie wpadać w myślenie o pomnażaniu materialnych korzyści, a dwa, by nie czekać jakiegoś "załamania" gospodarki, po którym rzekomo nastąpi przewrót, przesilenie propagandowe, reorganizacja społeczeństwa wokół wartości narodowych, i ogólna szczęśliwość. Nie nastąpi. Dziś można płynnie zmieniać podaż fungibilnych instrumentów wpływu na społeczeństwo tak, by ominąć przesilenia.

    Dowód? Ależ proszę — minimalnym nakładem zakłamano hekatombę Smoleńską (te nagle wyciągnięte, pozytywnie konotowane zdjęcia Pary Prezydenckiej!), rozmyto ją i zneutralizowano. Tupolej, i chlup w ten głupi dziób. Prawda, jakie to osobliwe było, że nagle wszystko się dało robić, mówić i pokazywać. No, prawie wszystko — tego, że państwo nieomal rozwiązano, i zastąpiono farsą, tego wyraźnie pokazać nie wolno było. Za to udało się Tuskowi zadrwić z Putina, wtedy, gdy to za jego sprawą wykpiono propozycję Rosjan powołania wspólnej komisji śledczej na szczeblu szefów rządów. Taka komisja to byłoby niechybne zagrożenie spokoju beneficjenta sztucznej koniunktury budowania "drugiej Irlandii" za lichwiarski procent.

    Dlatego nie można liczyć na takiego Komorowskiego, który nie jest w stanie porozumieć się ani ze społeczeństwem, ani z wojskiem, ani z Kościołem w sprawie powołania następcy poległego pod Smoleńskiem biskupa polowego WP, Tadeusza Płoskiego. Co akurat było powinno nastąpić w pierwszej kolejności. Ale nie nastąpiło. Biskup Polowy patriotycznie pracowity? Przecież to jest okazja do budowy struktur równoległych, do integracji, do zebrania się w siłę, do rozwijania kompetencji nie tylko w Kościele, ale i u żołnierzy. I tu wracam do angielskiego komentarza, który mówi o celowym rozbiciu spójności tak rodziny, jak i każdej struktury społecznej, oczywiście przy jednoczesnym stałym propagandowym serwowaniu "wieści o jedności, porozumieniu, zgodzie (która buduje), i miłości (do wszystkich kochających kredytowaną konsumpcję)".

    Liczy się koniunktura. Liczy się pożyczanie, liczy się wydawanie na produkcję prestiżu przez powszechną propagandę. Liczy się "róbta co chceta". Liczy się popieranie samolubnego gromadzenia pseudowartościowych przedmiotów. Co tam to jakieś wojsko, wojsko tylko kosztuje, niech się ono samo wyżywi i jakoś zorganizuje, tylko bez zbytnich roszczeń mi tutaj, bo rozwiążemy was do końca; i tak wam się to należy, ha ha.

    Za to każdy wejdzie sobie na fejsbuka, i założy profil na portalu. Żołnierz też. Nazwiska, adresy, kontakty. Wszystko.

    Księdzu Sławomirowi Żarskiemu moje najlepsze - szczęść mu, Boże!

    YBK

    OdpowiedzUsuń
  23. @Yagotta B. Kidding

    Anglik, którego cytujesz jest bystrym obserwatorem, lecz chyba zbytnim pesymistą. Ma rację, że te tzw. fejsbuki mogą atomizować społeczeństwo przez substytucyjne zaspokojenie potrzeby więzi międzyludzkiej. Z drugiej strony, nawiązują się w nich nowe więzi o wymiarze - że tak powiem - naturalnym, albo odtwarzają się stare. Ten drugi przypadek obserwowaliśmy np. na naszej-klasie.

    Pragnienia człowieka bywają sprzeczne, np. chce anonimowości, a jednocześnie upublicznienia się. Fejsbuki tego nie zapewniają. Co to bowiem za anonimowość z adresem (IP) znanym przynajmniej policji? Co to za upublicznienie się poprzez okrzyki w tłumie, albo na pustyni, w zależności od stopnia uwagi skoncentrowanej na danym blogu?
    Nie zaspokajają też fejsbuki ważnej dla człowieka potrzeby zbiorowości tego rodzaju, jak wytworzyła się pod Kryżem na Krakowskim, albo (toutes proportions … itd.) wytwarza się na stadionach.

    Wydaje mi się, że ten Anglik wyobraził sobie cele i skutki tych fejsbuków analogiczne jak w przypadku somy u Huxley’a („Nowy wspaniały świat”). Tak jednak nie jest. Celem podawania somy było otępienie indywidualnych uczuć wg totalitarnej potrzeby ”Gdy jednostka czuje, wspólnota szwankuje".

    Otóż każdy może zauważyć, że te fejsbuki wcale nie otępiają uczuć, lecz wręcz je podsycają. Najlepszym przykładem są kłotnie, albo trollowskie najazdy odbywające się w blogosferach.
    Problemem jest natomiast, JAKIE uczucia i postawy stają się w tych warunkach modne i przeważające. Na przykład u Toyaha, mimo braku narzędzi banowania porównywalnych z tymi na S24, udaje się zachować poziom. Czyli jednak można!

    Nie znam aż tak blisko społeczeństwa angielskiego, a już zupełnie nic nie wiem o konkretnym środowisku cytowanego Anglika. Możliwe jednak, że u niego sprawy mają się o wiele gorzej. Być może wyalienowanie jednostki (symbolizowane owym zdawkowym: How are you? i równie zdawkowym Thanks. I’m fine) jest już tam stanem naturalnym. Być może Anglika wziął strach, że wkrótce takie teksty będzie wymieniać tylko na fejsbukach i nawet nie popatrzy w twarz znajomego (znajomego?).

    A u nas? Dopóki nie ma wirtualnej wódeczki, to nie będzie źle! Fejsbuki nie zastąpią tu potrzeby face to face. Trzeba ją pielęgnować i nie dać się zwariować cukierkiem przez szybę.

    Jak zwykle, świat uratują prości ludzie. Ale, czy nie o nich mowa w Błogosławieństwach?

    PS. ta "wódeczka" to jest wspomniana sensu largo. Może być i piwko, a może być (znowu: toutes proportions … itd.) coś najwznioślejszego, np. pielgrzymka.
    W każdej z tych kategorii jesteśmy od Angoli lepsi (może za wyjątkiem piwka).

    OdpowiedzUsuń
  24. @Yagotta B. Kidding

    Anglik napisał kluczowe zdanie:

    "They considered drugging us, hijacking education and breaking up the family."

    Być może powinien był szczerze napisać:

    "They have succeeded drugging us, hijacking education and breaking up the family."

    i stąd jego pesymizm.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja słuchałam ,,na żywo" tego kazania i mszy (z 1-ki lub RM nie pamiętam) i zacieraliśmy w domu ręce - ,,nasza krew" ten Ksiądz. Zresztą słuchałam jego Słowa już wcześniej, wkrótce po Tragedii i wówczas dał pozytywną próbkę swoich możliwości (a propos, kto będzie następcą nieodżałowanego św. pamięci bp. polowego gen. Płoskiego? Oby ktoś GODNY!).

    @kazef, orjan
    Dzięki za przypomnienie Trylogii. W końcu Sienkiewicz pisał ,,ku pokrzepieniu serc" - jakże nam tego teraz potrzeba...

    OdpowiedzUsuń
  26. @All

    Nie wiem, ale mocno wydaje mi się, że
    zbyt przeceniacie p-rezydenta Komorowskiego.
    Jako osobę i człowieka.
    On nie dorósł do stanowiska wójta Ruskiej Budy (czy jak to tam), a bycie prezydentem państwa. Taki kaprys Donalda. Zostaliśmy nim pokarani.

    Najgorsze w nim jest to, jak wskazał jego znawca - Aleksander Ścios - daje się on łatwo sterować.
    Więc zawsze będziemy się zastanawiać, kto go właśnie w danej sprawie ustawia.

    OdpowiedzUsuń
  27. Piękne te określenia: ,,wyobraźnia niepodległości" i ,,wyobraźnia nieśmiertelności". Nawiązują do janopawłowej ,,wyobraźni miłosierdzia" z Błoń krakowskich z sierpnia 2002r. Byłam ,,na żywo".

    OdpowiedzUsuń
  28. @jazgdyni
    A tu ktoś zasugerował, że Komorowski nadaje się na prezydenta? I że jest politykiem samodzielnym? Ktoś go tu przecenił? Chyba nie. A więc do kogo kierujesz te oczywistości pisząc "All"?

    OdpowiedzUsuń
  29. @Toyah

    Może rzeczywiście to nie tak.

    Ja mam taką angielską zasadę, że o pętakach się nie dyskutuje. Nie roztrząsa się, cz on się wściekł, czy nie.
    On mnie nie może wnerwić, czy wzruszyć.
    I tyle

    OdpowiedzUsuń
  30. @Toyah

    A kazanie ks. Żarskiego i twoje uzupełnienie były fantastyczne.

    Tylko ten Komoruski.
    Ktoś już napisał - perły przed wieprze.

    OdpowiedzUsuń
  31. @jazgdyni
    Bronisław Komorowski jest Prezydentem RP, naszym wstydem i hańbą. Żadne żarty i szyderstwa tego nie zmienią. Tym bardziej udawanie, że to nie nasza sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  32. @All

    W kwestii Komorowskiego to jak mam jakieś mgliste przeczucie, że on został wybrany na kandydata by Polskę i Jej najwyższy Urząd ośmieszyć i zohydzić, w tym sensie blatowanie się z gienerałem wolskim mnie ani trochę nie dziwi. Pamiętam jak tworzył ta swoją kancelarię, jak mu wszyscy odmawiali - to swoją drogą jest pocieszające, że nawet taki Ćwiąkalski powiedział mu żeby spadał. Cynizm cynizmem, można grać, można klepnąć po ramieniu można liste i komitet zasilić, ale żeby od razu w Ruskiej Budzie Sylwestry spędzać... bez jaj panie i panowie. Na takie coś to może tylko Nałęcz&Unia Geriatryczna no i Nowak lecieć.

    Czyli każdy średnio rozgarnięty wie z kim ma do czynienia. Problemem jest tylko właśnie to szydzenie i ośmieszanie majestatu. Ale prowadziliśmy sobie z filipińską zarazą a właściwie to przetrzymaliśmy ją, to i teraz damy radę.

    Nie wiem tylko czy oni tam z tym wielkogłowym Miedwiediewem jakiejś zagrywki z Wawelem w tle nie planują? Tylko że to już są nic nieznaczące gesty...

    A wracając do Homilii, to wspaniała odtrutka, po tym jak w świstakach24 zobaczyłem Hartmana i Sowę jak sobie gadali z Morozowskim i jeszcze jakimś typem.
    O matko wyciszyłem to wycie, ale obraz nadal mnie frapował... No gdybym nie wiedział kto jest kto to za księdza uważałbym Hartmana, bo Sowa z całym szacunkiem to wygląda na bawidamka ze Stylowej.

    Oczywiści rozchełstana koszula... tak na marginesie ten Sowa to był w ogóle do Komunii? Krzyżyka, medalika nie dostał?

    Biskup ma w ogóle na niego jakiś wpływ? Ja rozumiem że kręci z Walterami, że telewizje robi dla światłych katolików, co to im invitro, gumki, panienki i grzybki nie obce, ale może by tą koszulę chociaż zapiął...

    OdpowiedzUsuń
  33. @jazgdyni

    Widzisz, w Polsce wprowadza się w tej chwili zamordyzm (delikatnie mówiąc). To nie jest jakieś czcze gadanie, to są rzeczy, które już się dzieją. I miał rację Rymkiewicz, gdy pisał, że nie ma już u nas wolności.

    Wkleję fragment komentarza osoby, którą się brzydzę, ale niech tam...
    Słowa Janiny Paradowskiej:

    "Aż chciałoby się zapytać, czy ksiądz pułkownik [Żarski] wiedział, co mówi? Tym bardziej, że przecież na co dzień chodzi w żołnierskim mundurze, którego chyba nie wypada mu profanować sugestiami, że żyjemy w jakiejś niewoli i dopiero musimy walczyć o niepodległość. Czyżby chciał dorównać, a nawet pokonać w radykalizmie arcybiskupa Głodzia? Ale pytanie podstawowe jest inne - czy Kościół rzeczywiście niczego się nie uczy? Czy dalej musi poniewierać prezydentem RP, bo tę homilię można odczytać wyłącznie jako prowokację wygłoszoną w obecności demokratycznie wybranego prezydenta RP? Czy uważa, że Komorowski jest prezydentem przez przypadek czy nieporozumienie, czyli mówi językiem Jarosława Kaczyńskiego? A swoją drogą ciekawe, czy ks. Żarski po takiej autokompromitacji ma jeszcze szanse zostać biskupem polowym Wojska Polskiego? Gdyby został byłaby to kolejna prowokacja".

    Warto przeczytać całośc wpisu tej Pani:
    http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=262

    Tam jest takie nagromadzenie nienawiści, zimnej złości i porażającego fałszu, że aż się gadać nie chce.
    Ale to jest własnie reprezentatywny głos dla tej mafii, która niewoli Polskę.

    Odniosę się tylko do tego cytowanego fragmentu, a właściwie do ostanich dwóch zdań. "Gazeta Wyborcza" już huczy, że ks. Żarski nie powinien być nowym ordynariuszem Wojska Polskiego, którą to funkcję pełni od czasu katastrofy smoleńskiej. Komorowski, który do tej pory nie wybrał nowego ordynariusza - widać tak mu wygodnie, ma zablokowac jego nominację.

    To oznacza tyle, że ks. Żarski mowiąc o patriotyzmie i broniąc wartości, właśnie stracił pracę. Własnie tak: stracił pracę.
    Jest oczywiście kapłanem, "pracuje", ale za swoją homilię zostanie pozbawiony możliwości objęcia stanowiska, które w tej chwili pełni.
    To jest cena, którą płaci się aktualnie w Polsce za głoszenie prawdy. To jest sprawa, o którą walczy Paradowska. To jest ta lekcja, którą wszyscy mają wynieść z tego zdarzenia. Zwłaszcza kapłani, ale wierni też.

    Na koniec fragment Wyborczej:

    „Jeszcze 11 listopada odbyła się ostra rozmowa prezydenta z szefem MON Bogdanem Klichem - formalnie zwierzchnikiem wikariusza-pułkownika. Według naszych informatorów prezydent, komentując kandydaturę ks. Żarskiego, przypomniał, że o nominacji decyduje papież, ale to prezydent przyznaje awans generalski (zwyczajowo ordynariusz polowy ma stopień generała).
    Z kolei 12 listopada prezydent spotkał się z nuncjuszem apostolskim abp. Celestinem Migliore. Według nieoficjalnych informacji temat obsady ordynariatu polowego był jednym z najważniejszych w tej dyskusji”.

    http://tiny.pl/hwlz1

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  34. @Cmentarny Dech
    Nie jeden Sowa. Nie jeden Hartman.
    W ogóle, jest ich wszystkich po kilka sztuk.
    Ale przyznaję, zobaczyć Sowę w tej koszuli - chętnie.
    Swoją drogą, nie zdziwię się, jak się niedługo okaże, że on też walczy z alkoholizmem.

    OdpowiedzUsuń
  35. Zajrzałam tutaj mając nadzieję,że znajdę coś ten temat Mszy z 11 listopada. Mnie trochę zaskoczyło (zanim czytałam kazanie), że Gajowy przy swoim intelekcie, był w stanie zareagować w miarę na bieżąco, na temat antywartości..
    Ja jednak obawiam się, że on obudził się dopiero na słów "krwią Prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego"...
    Ja za to lepiej oceniam pierwszą damę, jako lepszego człowieka, sądząc po dzieciach....
    Mam jeszcze pytanie co sądzisz o możliwości sfałaszowania wyników wyborów, np. o tym co napisał Janusz Wojciechowski

    OdpowiedzUsuń
  36. Zajrzałam tutaj mając nadzieję,że znajdę coś ten temat Mszy z 11 listopada. Mnie trochę zaskoczyło (zanim czytałam kazanie), że Gajowy przy swoim intelekcie, był w stanie zareagować w miarę na bieżąco, na temat antywartości..
    Ja jednak obawiam się, że on obudził się dopiero na słów "krwią Prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego"...
    Ja za to lepiej oceniam pierwszą damę, jako lepszego człowieka, sądząc po dzieciach....
    Mam jeszcze pytanie co sądzisz o możliwości sfałaszowania wyników wyborów, np. o tym co napisał Janusz Wojciechowski

    OdpowiedzUsuń
  37. @asia
    O tym już pisałem po wyborach prezydenckich. Mam wielką nadzieję, że się mylę. Że nie fałszują.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...