Na kilka minionych dni oddałem ten blog Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi. Zrobiłem to właściwie tylko z dwóch względów. Pierwszy powód był taki, ze coraz częściej ogarniało mnie dojmujące uczucie, ze ponieważ ten bloga ma tak wielkie ambicje, on zawsze zasługuje na więcej. A zatem jeśli spotyka się takie słowa, jak najświeższe słowa Rymkiewicza, one powinny tu trafić. Drugi powód natomiast był taki, że czasy które przezywamy tak bardzo potrzebują słowa, nawet jeśli nie pocieszenia, to jakiegoś objaśnienia, które pozwoli nam wszystkim odczuć ten tak wyczekiwany ład. A kiedy czytam Rymkiewicza, mam bardzo mocne przekonanie, że gdybym ja – a więc główny autor tego bloga – miał umysł Rymkiewicza, jego wiedzę i jego talent, to bym pisał właśnie takie teksty. Nie zajmowałbym się tanią publicystyka i jeszcze tańszą propagandą, ale bym stanął ponad tym wszystkim i… śpiewał.
Inna sprawa, że to własnie staram się od niemal już trzech lat robić, no ale, jak mówię – ten blog z cała pewnością zasługuje na więcej. Więc jeśli tylko nadarza się okazja, trzeba mu to dać.
A więc mamy ten tydzień rymkiewiczowski i on jeszcze trochę potrwa. Jednak zdarzyło się coś, co musiało – po prostu musiało – wprowadzić w ten śpiew szczyptę doraźności. Ale za to jakiej! Sprawa jest wcale nie taka nowa, ale w świecie, gdzie wolny głos opinii publicznej nie istnieje, nie można się niczemu dziwić. 11 listopada, jak co roku, odbyły się odpowiednie uroczystości związane ze Świętem Niepodległości, a ich w pewnym sensie kulminacją była Msza Święta w warszawskiej Bazylice Św. Krzyża z udziałem Prezydenta RP. No i jest tak, że ja od wczoraj – a więc od kiedy Don Paddington poinformował nas o całym zdarzeniu, a później przeczytaliśmy sobie wszyscy kazanie Księdza Pułkownika – myślę o tej godzinie, czy może półtorej, próbuję sobie wyobrazić ten obraz, tę atmosferę, tę podniosłość, te twarze, te oczy, ten nastrój… no i te grozę. Bo tam jest też groza. Autentyczna groza.
A więc wyobrażam sobie, jak zbliża się moment rozpoczęcia Mszy i do Bazyliki wchodzi On z tą kobietą i z całą świtą. I siadają w pierwszym rzędzie, w specjalnie na tę okazję przygotowanych miejscach. I siedzą. A później widzę, jak On wstaje, mruczy coś pod nosem, później siada, znów wstaje, znów coś mruczy, niby śpiewa, później znów siada… I widzę świetnie tę jego twarz, tak dobrze nam wszystkim dziś już znaną. Tę twarz. I te oczy. A więc oni znów siadają, a On przymyka oczy. Raz, ponieważ tak właśnie robi pewien typ ludzi w kościele w czasie mszy, kiedy chce pokazać wszystkim, jaki jest zadumany, czy może tylko pogrążony w modlitwie, a dwa, że po prostu się nudzi. No i spać się chce. No więc przymyka te oczy i głowa mu opada, bo już rzeczywiście zasnął. Widzę ten obraz tak bardzo wyraźnie, bo przede wszystkim umiem sobie pewne rzeczy wyobrazić, a poza tym, to nie jest wcale nic tak bardzo nowego. I obok widzę tę kobietę. I Ona też ma zamknięte oczy. I też śpi. I tak siedzą oboje, a wokół zwykłe odgłosy kościoła podczas nabożeństwa.
W komentarzu pod wczorajszą notką zauważyłem, że to co się wydarzyło 11 listopada w czasie tej mszy i po niej, bardzo zdecydowanie przywołuje w mojej pamięci wydarzenia sprzed ponad już 40 lat, kiedy to w Warszawie odbywało się uroczyste przedstawienie mickiewiczowskich Dziadów, na sali, w pierwszym rzędzie siedział, wedle legendy, sowiecki ambasador, a faktycznie podobno jakiś człowiek od Gomułki – a więc tak czy inaczej Sowiet – a na scenie stał aktor, i w pewnym momencie okazało się, że wszystko co ów aktor mówi, mówi już tylko do niego. Do tego Rosjanina. I w pewnym momencie Rosjanin się zorientował…
Ja oczywiście tamtej sceny nie widziałem, podobnie jak nie widziałem tego, co się działo w czasie, gdy ks. Żarski głosił swoją homilię. Wszystko znam albo z opowiadań ludzi, albo z tego co potrafię sobie wyobrazić.
A więc wyobrażam sobie jego i ją, jak siedzą w tych pięknych wnętrzach warszawskiego kościoła, i wiedzą tak bardzo świetnie, On – że jest Prezydentem RP, a Ona – że jest Pierwszą Damą… i się zaczyna kazanie.
I wtedy On się nagle budzi. Ciekawy jestem bardzo, co go zbudziło. Które słowo z tej homilii powiedziało mu po raz pierwszy, ze dziś spać nie będzie. Myślę, że – tak jak to zwykle bywa – musiał na sekundę oprzytomnieć na samym początku, ale już chwilę później, też zgodnie ze znanym wszystkim standardem, głowa ponownie mu opadła. Może tylko Ona spała cały czas. Ale to bym chciał wiedzieć. Czytam po raz kolejny słowa księdza Żarskiego i chcę wiedzieć, w którym to dokładnie momencie On zrozumiał, co się dzieje. Czy to było może słowo ‘patriotyzm’, wypowiedziane po raz czwarty? Myślę że nie. On zapewne cały początek przegapił. W końcu, czym jest patriotyzm? No czym? Ludzie święci! Dajcie normalnemu człowiekowi żyć!
Więc myślę, że pierwsze minuty kazania wyglądały tak, ze kościół był kościołem, wokół czuć było ten piękny, jedyny, niepowtarzalny spokój, może czuć było zapach kadzidła i świec, no i głos księdza. A On siedział z przymkniętymi oczami i w skupieniu przyczesanym wąsem, a obok niego Ona… no, jak ona. Po prostu, znękana życiem kobieta, o plastikowej twarzy Karla Lagerfelda. I płynęły te słowa o grobach i patriotyzmie, a oni nie słyszeli nic. I myślę sobie, że jego obudzić mogło albo jednak to wciąż powtarzane słowo ‘patriotyzm’ – nie dlatego, że coś go nim nagle wystraszyło, ale przez swoją natarczywość i powtarzalność – albo któraś z kolejnych sekund:
„U podstaw III Rzeczpospolitej miejsce patriotyzmu, zajęło stwierdzenie jednego z pierwszych premierów nowej Polski, który powiedział, że aby zostać bogaczem, to pierwszy milion trzeba ukraść. Propagowanie podobnych haseł zaowocowało tym, że wartość została zastąpiona anty-wartością. Patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem, miejsce uczciwości zajęła nieuczciwość, prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniem, ofiarność i poświęcenie chciwością i pazernością, miłość nienawiścią. Natomiast z dziejowego doświadczenia Kościoła i Narodu wiemy, że prawdziwym bogactwem jest stan ducha i umysłu ludzkiego, a nie grubość portfela. Każda społeczność, która swe prawa opiera na anty-wartościach, napełnia się bólem i krzywdą”.
I myślę dziś bardzo o tej scenie, i wyobrażam sobie, jak nagle we wnętrzach tego kościoła rozbrzmiewa ten „pierwszy milion”, lub może „promowany kosmopolityzm” to „pomówienie i ofiarność”, a On otwiera oczy i czuje niepokój. To musiało być gdzieś wtedy, że On nagle się ocknął i poczuł ten wiatr. Kolejny fragment już mu z całą pewnością uprzytomnił wyraźnie, co się dzieje:
„Czy w czasie zeszłorocznych uroczystości Święta Niepodległości, ktokolwiek z nas przypuszczał, że prawo do własnej, niepodległej Ojczyzny oraz obowiązek ochrony i obrony jej niepodległości zostanie nam przypomniane krwią Prezydenta Rzeczypospolitej, Lecha Kaczyńskiego i 95 towarzyszących mu osób? Kolejny raz potwierdziła się prawda, że drogę do wolności i niepodległości, krzyżami się mierzy. Czy ktokolwiek przypuszczał u progu III Rzeczpospolitej, że aby Polska nie zginęła za naszego życia, to koniecznie trzeba nam uczyć się miłości do Polski i Polaków?”
I w tym momencie on już wiedział na pewno, że już nie zaśnie. A dalej mogło być już tylko gorzej. Jakoś mi się przypomniała ta historia z Dziadami sprzed lat, a przecież tych podobieństw wcale nie jest tak dużo. Poza tą opozycją On i Słowo, cała reszta jest inna. Przede wszystkim ówczesna inscenizacja, razem z tym ich Dejmkiem i tamtymi aktorami, nie miała żadnego szczególnego politycznego podtekstu. W dodatku, jak mówią źródła, całość przedstawienia podobała się nawet miejscowym Ruskim. I tylko ten jeden moment, kiedy ze sceny popłynęła ta fraza: „"Nie dziw, że nas tu przeklinają/ Wszak to już mija wiek/ jak z Moskwy w Polskę nasyłają/ Samych łajdaków stek", a po drugiej stronie okazało się, że siedzi ktoś, kto okazał się akurat w tym jednym momencie być tą własnie osobą, do której w gruncie rzeczy owe słowa były skierowane sprawił, że wszystko już nigdy nie było takie same.
A więc mamy te dwie strony przekazu, ale poza tym jednak wszystko pozostałe jest już inne. Kiedy próbuję sobie wyobrazić to co tam, w tym warszawskim kościele, się wtedy działo, wydaje mi się, że Ksiądz Pułkownik nawet nie patrzył w stronę Bronisława Komorowskiego. Tak naprawdę, to była zwykła Msza Święta, tyle że ze względu na okazję bardziej udekorowana, i może jeszcze zamiast wiernych było więcej publiczności. No i tych dwoje. Mogę się oczywiście mylić, ale sądzę, że dla księdza Żarskiego to kto tam siedział, mogło nawet nie mieć specjalnego znaczenia. On miał wygłosić Słowo Boże na Święto Niepodległości i je wygłosił. Na swoim blogu Vox, od którego czerpię część informacji, pisze, że po skończonej mszy, Bronisław Komorowski podszedł do Księdza i go zwymyślał, mówiąc między innymi, że: „jest zawiedziony i zaskoczony fragmentem kazania dotyczącym antywartości. - Jest ksiądz pułkownikiem, wojskowym, jak tak można - że Polska jest budowana na antywartościach!” krzyczał podobno Komorowski. I na to ksiądz Żarski miał Komorowskiemu powiedzieć, że on najwidoczniej nie zrozumiał kazania.
A zatem możliwe że moje skojarzenia z rokiem 1968 są nie do końca uprawnione, ale są – i na to nic nie poradzimy. Ja widzę tamtego, nazwijmy go umownie, Ambasadora, który zabłąkał się na tamto przedstawienie i pewnie przez większą jego część przysypiał, a później nagle się obudził, i dziś znów widzę kogoś z pozoru kompletnie innego, a jednak dokładnie takiego samego, może nawet podobnego do tamtego kogoś z wyglądu, który też zgubił drogę i znalazł się w miejscu sobie kompletnie obcym, gdzie otaczają go ludzie i rzeczy, których on ani nie rozumie, ani nie nawet nie czuje, a przy okazji oczywiście w ogóle nie potrzebuje. I ja chcę dziś tylko sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać; jak wyglądał ten moment, kiedy Bronisław Komorowski nagle zrozumiał, że coś się dzieje i ogarnęło go tak straszne szaleństwo. Czy on siedział nieruchomo, czy zaczął się nerwowo rozglądać, czy obudził panią Komorowską? No i jak on to w ogóle wytrzymał? Przecież słowa, które musiały go dotknąć jako pierwsze, stanowiły wciąż dopiero początek homilii. A ile ona mogła trwać? 20 minut? Może więcej? Próbuję sięgnąć w najgłębsze miejsca swojej wyobraźni i ujrzeć te oczy, kiedy przestrzeń Bazyliki wypełniają słowa o tym, jak to „nadchodzi bowiem czas, kiedy trzeba zdać sprawę ze swego włodarzowania przed Bogiem i Narodem”, a tu zwyczajnie nie ma jak uciec. Nie ma jak i nie ma dokąd.
Bardzo przejmująca jest ta chwila. Nawet kiedy widzimy ją tylko oczami naszej wyobraźni. Ona jest tak przejmująca, że jedyne co można zrobić, to w tym momencie przerwać tę historię i zakończyć cały wpis trzema kropkami…
Przejmująca notka, poleciał Pan prawdziwym Rymkiewiczem.
OdpowiedzUsuńGdzieś czytałam, że ks. płk. Sławomir Żarski nie otrzyma stopnia generalskiego jeśli będzie wskazany na następcę ks. gen. Płoskiego. Taki to jest nasz miłośnik zgody.
A na ostatnich rekolekcjach dla biskupów na Jasnej Górze, prowadzący bp. Ryczan, pytany o ową homilię wypowiedział sie o niej ciepło, uznając jej słowa za właściwe.
No cóż, w 68 roku po sławetnym przedstawieniu, Gomułka została wezwany na dywanik przez ruskiego ambasadora:
OdpowiedzUsuń- Co z reżyserem?
- Siedzi.
- Aktorzy?
- Już tam nie pracują.
- Autor?
- Nie żyje.
- Oj, towarzyszu, przesadziliście, przesadziliście.
Czytalem pana na salonie i ciagle zaluje ze nie ma tam pana.
OdpowiedzUsuńJestem prostym czlowiekiem i pisanie przychodzi mi z trudem.
Wiec krotko, jest pan porzadnym czlowiekiem i ma pan dar.
Czytajac widzialem te "posagowe" twarze,
widzialem zaskoczenie a potem zlosc.
Dziekuje.
Też z miłą chęcią zobaczyłbym jaką miał minę...
OdpowiedzUsuńSamą homilię można wysłuchać na stronie Radia Maryja i poczuć choć trochę klimat panujący w bazylice
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23532
Pozdrawiam
Autorze drogi,
OdpowiedzUsuńja nie wierzę, żeby on kazania słuchał. Pan Rezydent nie taki, żeby kazań słuchać. On się wzajemnie z kazaniami wyklucza. Jakiś przyboczny mu zapodał, od tego monitoringu, dyskretnie się pochylił, i przez ramię do ucha "szu szu szu, panie rezydencie, no skandal jest, oburzajmy się".
Jak ktoś kazań słuchania ma nawyk - a nie jest łatwo o złotoustego kaznodzieję - to nawyk trzeba mieć
jednak, albo, że tak powiem, chrześcijańską motywację - to nigdy nie zostanie Rezydentem. To się wyklucza ostatecznie.
@tayfal
OdpowiedzUsuńPewnie sufler podpowiedział coś ambasadorowi.
Czyli Sławku Nowaku puknął łokciem p.rezydenta. Ten się przeląkł, że zaspał, ale jeszcze bardziej się wyląkł, jak posłuchał ks. Żarskiego.
Nowakowi narracja nie pasowała...
A tak w ogóle, to ów Nowak, już wypuścił próbny balonik i powiedział o co p.rezyntowi chodzi.
Sławku Nowaku (u Olejnik w Radiu Zet): "Uważam, że w ogóle ordynariaty [polowe Wojska Polskiego] powinny być bardzo gruntownie zreformowane, nie ma potrzeby rozbudowanej struktury, kosztownej struktury dla państwa polskiego i tego rodzaju rzeczy powinny być redukowane w miarę, że tak powiem, zmniejszania się również stanu liczebnego polskiej armii i to jest mój osobisty pogląd w tej sprawie".
Czyli sprawa jasna. Chodzi o zredukowanie do minimum obecności Kościoła i ordynariuszy w Wojsku Polskim.
Ktoś tu pięknie pisał o husarii odprowadzającej lawety smoleńskie, jako symbolu dogorywającej polskiej armii i tradycji żołnierskiej.
Mamy krok kolejny. Husarii nie będzie juz towarzyszył pochylony ksiądz polowy...
@kazia
OdpowiedzUsuńCzytałem u Voxa, że podobno w rozmowie z Klichem, Komorowski zapowiedział, że nie da mu nominacji. Za karę.
@banita
OdpowiedzUsuńNie ma co żałować. Tutaj jest znacznie lepiej.
Proszę przychodzić.
@tozsamosc
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. To warto znać.
@tayfal
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że coś tam usłyszal. Coś tam. I to wystarczyło.
@toyah
OdpowiedzUsuńpod poprzednią notką napisałem o Komorowskim u Klicha itp.
@kazef
OdpowiedzUsuńNie ktoś, tylko Don Paddington. Nasz ksiądz.
@toyah
OdpowiedzUsuńTak myślałem, ale nie byłem pewien.
Ciekaw jestem co by powiedział na temat opinii Nowaka.
@@kazef
OdpowiedzUsuńZ tą narracją?
Ja myślę, że tu nawet i on byłby bezradny.
@toyah
OdpowiedzUsuńTu parę fotek. Przepuszczonych pewnie przez sito salonowych cenzorów, ale i tak ziewam, jak patrzę na p.rezydenta.
http://tiny.pl/hw4hr
http://www.rmf24.pl/foto/polska/zdjecie,iId,241619,iSort,1,iTime,1
Ale lepsze zdjęcia są tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://www.ordynariat.pl/pl/429_632.html
http://www.ordynariat.pl/pl/429_632.html
@kazef
OdpowiedzUsuńNudy na pudy. Ale ciekaqwe, że oni wszyscy musieli tam siedzieć i słuchać tej homilii. To się musieli pozłościć!
@Toyah
OdpowiedzUsuńZa dużo skromności Toyahu!
Teksty Rymkiewicza znałem już uprzednio i wysoce sobie je cenię.
Rymkiewicz jest wybitnym poetą, ale przyjmuję to jako zewnętrzne twierdzenie, bo na poezję jestem (czego żałuję) nieco głuchy.
Natomiast jego krótkie teksty nie przewyższają tego co TY piszesz.
Może pamiętasz, jak odkryłem ten twój blog, to byłem zaskoczony, czemu ty nie piszesz literatury. Masz naturalny talent operowania słowem i myślą. I co jest jądrem świetnej felietonistyki - trafiasz w sedno.
Nie znalazłem u Rymkiewicza czegoś, czego nie byłoby już u Ciebie.
Pozdrawiam
@Toyah
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno, nie dopisałem.
To jeden z twoich najlepszych wpisów. Iście conradowski i nie waham się powiedzieć - wybitny.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńJa z kolei mam ucho i do pozezji i do prozy. A zatem wiem lepiej.
Ale, owszem, staram się jak mogę.
Cieszę się, że to zauważasz.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod słowami @jazgdyni. Wyobraziłam sobie ten tekst jako rozdział powieści. Albo wstęp.
@Toyah
OdpowiedzUsuńSpośród zdjęć podlinkowanych przez Kazefa jedno byłoby świetną ilustracją do tego wpisu - jak K. przyjmuje Komunię Św.
@Marylko
OdpowiedzUsuńDlatego własnie dałem ten link. Fajnie, że zauważyłaś.
Jest jeszcze fotka z przekazywaniem znaku pokoju.
Pozdrawiam.
@kazef
OdpowiedzUsuńJa też pozdrawiam. Obejrzałam wszystkie. Ale fałszywe gesty to fałszywe gesty, a to jest naprawdę mocne. Świętokradztwo.
To jeszcze ilustracja filmowa.
OdpowiedzUsuńŚpiochy - film przedwojenny.
http://yarrok.blogspot.com/search?updated-min=2010-09-01T00%3A00%3A00%2B02%3A00&updated-max=2010-10-01T00%3A00%3A00%2B02%3A00&max-results=20