sobota, 27 listopada 2010

Nasi idioci górą!

Parę dni temu, z okazji udanego zakończenia pewnego kursu, otrzymałem od grupy moich uczennic i uczniów kwiaty i prezent. Kwiaty jak kwiaty, natomiast prezent… hmmmm. Właściwie powinienem powiedzieć, że prezent też jak prezent, tyle że to by właściwie zarówno zaczynało tę historię, jak i ja kończyło, podczas gdy ja właściwie chciałem dziś trochę od tym prezencie i o paru refleksjach, jakie mi w związku z nim przyszły do głowy. Ale, nie będę tu ukrywał, że owszem – prezent jak prezent. Książka mianowicie. A jak by tego było mało, książka też jak książka, czyli najnowszy album z żartobliwymi rysunkami Andrzeja Mleczki.
Najnowsza kolekcja rysunków Mleczki, jest już, jak czytam na okładce, siódmym wydaniem jego dzieł. Powiem szczerze, że ta informacja mnie trochę zdziwiła, bo – o ile pamiętam – on publikował już w latach 70-tych w Szpilkach, a więc można by było sądzić, że przy jego pracowitości, oraz coraz mocniejszej pozycji w establishmencie, mógłby mieć na kącie nie siedem, ale co najmniej 17 zbiorków z obrazkami. No, ale jest jak jest, więc mogę tylko jeszcze raz potwierdzić: jestem posiadaczem siódmej serii obrazków Andrzeja Mleczki.
Jeśli idzie o moje relacje z Mleczką jako artystą, są one, najłagodniej rzecz ujmując, mizerne. Jeśli mam go jakoś ustawić na tle wszystkich innych zasłużonych polskich karykaturzystów, to – zupełnie niezależnie od moich czy ich sympatii politycznych – o wiele bardziej zawsze wołałem Dudzińskiego, Krauzego, Czeczota, czy dziś Raczkowskiego. Weźmy chociaż najbardziej klasyczny, a w niektórych środowiskach, wręcz kultowy obrazek „Obywatelu, nie pieprz bez sensu”. Nie chcę tu się nad Mleczką znęcać, choćby dlatego, że na to jeszcze przyjdzie czas, ale od najbardziej żałosnej idiotyczności tego żartu, bardziej żałosna i bardziej idiotyczna może być tylko kariera, jaką akurat on zrobił w Polsce. Nie należy więc Mleczko w żaden sposób do karykaturzystów, którzy mają dla mnie jakiekolwiek, poza czysto socjologicznym, znaczeniem. Jeśli od czasu do czasu w mojej głowie pojawia się jego nazwisko, to albo właśnie przy okazji refleksji nad intelektualno-estetycznym poziomem, jaki my Polacy ostatnio osiągnęliśmy, albo, kiedy go widzę w telewizji, jak się mądrzy na tematy polityczne. Czasem oczywiście gdzieś zobaczę jego obrazek, ale z reguły, wzruszam na niego ramionami.
Książka, którą sprezentowali mi moi ukochani – a mówię to bez najmniejszej ironii – uczniowie, kazała mi co do Mleczki jako artysty zmienić bardzo radykalnie moje dotychczasowe podejście. Otóż, jak się okazuje, on jest jeszcze gorszy, niż dotychczas sądziłem. On jest gorszy – znacznie gorszy – nie tylko, jeśli idzie o merytoryczną stronę tego co on robi, ale również ściśle techniczną. O ile bowiem jeszcze kiedyś, on miał przynajmniej jakiś pomysł – marny bo marny – i potrafił go w miarę zgrabnie narysować, dziś, nie dość, że całość jego refleksji sprowadza się do cytowania gazet, to on w większości wypadków rysuje w sposób tak straszliwie niechlujny, że powiedzieć, że to wstyd, będzie bardzo ciężkim eufemizmem.
Z tą techniczną strona jego dzieła zresztą jest akurat bardzo ciekawa sprawa. Pamiętam jak kiedyś przeczytałem gdzieś informację o amerykańskim rysowniku, który trafił do szpitala psychiatrycznego po tym, jak narysował parę tysięcy egzemplarzy identycznego żartu. Kobieta opuszcza klinikę porodową, a wypisujący ją lekarz pyta: „Zapakować, czy zje pani na miejscu?” Pomyślałem sobie wtedy, że jest coś niebezpiecznego w tym fachu. Przede wszystkim, jeśli człowiek zaczyna za bardzo grzebać w abstrakcji, na pewnym jej poziomie, może zwyczajnie zwariować. To jest trochę tak jak składanie tej bibułki na pół i na pół i na pół i na pół… i liczenie, jak ona będzie gruba, jeśli się ją złoży 50, czy 100 razy. Poza tym, jeśli ten sam człowiek zawodowo rysuje tego typu obrazki, po pewnym czasie popada w tak straszliwą rutynę, że on już nie umie nic innego robić, jak tylko rysować te głowy, te nogi, te ręce i kwestią staje się już tylko to, jak szybko potrafi produkować kolejne.
To co mnie zadziwia u Mleczki, to to, że on nagle, po tych wszystkich latach, coraz częściej pokazuje, że nie umie rysować. Mało tego. On udowadnia, że jemu rysowanie sprawia ból. Niekiedy to co widzimy, to najzwyklejsze bazgroły – i to w żaden sposób bazgroły zamierzone. Ta bezradność aż tam kipi. To jest dla mnie tak niesamowite, że kiedy się zastanawiam, co mu się stało, to jedyne co mi przychodzi do głowy, że on rysuje w stanie kompletnego, nieprzytomnego upojenia alkoholowego, albo z nim jest jeszcze gorzej. No ale wtedy już nie wolno się śmiać.
Popatrzmy dla bezpieczeństwa więc na to, nie jak, ale co on rysuje. Otóż w większości wypadków, mamy tam do czynienia z najbardziej podstawową publicystyką. A więc z czymś co już możemy zobaczyć na okładce tego albumu. Cztery drące mordy i wyglądające jak czarownice panie w beretach, ksiądz z kielichem mszalnym i podpis: „Wino, kobiety i śpiew”. Jeśli ktoś się tu złapał za głowę, to niech wie, że akurat najciekawsze w tym jest to, że to jest i tak najlepszy z wszystkich zamieszczonych w tym wydawnictwie żartów, a i też niemal najlepiej narysowany. Stąd pewnie i okładka.
Co mamy w środku? Proszę sobie wyobrazić, że jest na przykład obrazek przedstawiający czarną prezydencka limuzynę, z biało-czerwoną flagą, a w środku jakiś maleńki prezydent, z którego widzimy tylko czubek głowy. Dowcip polega na tym, że ta limuzyna ciągnie za sobą ubikację na kółkach. Jest też sklep z zabawkami, a w nim, obok zestawu ‘mały chemik’, ‘mały lekarz’, jest też coś, co się nazywa ‘mały prezydent’. Na pudełku widzimy samolot, a obok karykaturę Lecha Kaczyńskiego, biało-czerwoną flagę i flaszkę. Na jeszcze innym obrazku widzimy tego samego człowieczka, co poprzednio, jak siedzi przed lustrem i z kretyńską, zniekształconą twarzą, palcami próbuje rozciągnąć sobie usta w uśmiechu, podczas gdy podpis poniżej głosi, że chodzi o poprawianie wizerunku. Gdyby jednak ktoś myślał., że Mleczko zajmuje się tylko ś.p. Lechem Kaczyńskim, to się myli. Bardzo dużo obrazków jest o IPN-ie. Zapamiętałem najbardziej ten, gdzie jakiś zapluty menel nieprzytomnie pędzi między półkami wypełnionymi rzędami akt, a przed nimi, na smyczy i na czworakach, biegnie dwóch innych, jeszcze bardziej zaplutych i nieprzytomnych. Ten co ich prowadzi krzyczy: „Szukaj, szukaj!”. Jest też dużo obrazków o Radiu Maryja, o moherach, o Solidarności, o Kościele i o Polsce. Choćby taki. Rodzice spacerują z wózkiem, a w wózku małe dziecko z lizakiem. Ojciec do matki mówi: „Będziemy musieli mu kiedyś powiedzieć, że jest Polakiem”.
Wbrew pozorom jednak, album Mleczki nie jest aż tak monotematyczny. Są tam bowiem żarty całkowicie pozapolityczne. Na przykład na jednym, na ławce w parku siedzi dwoje zakochanych. On się pyta: „Czy lubisz poezję?” Na co ona, wkłada mu rękę w rozporek i odpowiada: „Tak., ale w drugiej kolejności”. Albo, jakaś kobieta w ciąży pokazuje wściekła na swój brzuch, a stojący obok lekarz mówi do niej: „Ja pani nie przerywałem”. Przy barze siedzi człowiek ze szklanką i papierosem, a barman mówi do niego: „Odczep się człowieku. Ja nie jestem parą gejów, tylko ty widzisz podwójnie”. Następny - idą Trzej Królowie z prezentami dla Jezusa i jeden z nich zaczyna sikać. To już koniec.
Jak mówię, większość z tych obrazków jest bardzo niechlujnie narysowała. Niekiedy to niechlujstwo jest wręcz dramatycznie zastanawiające. Jest jednak jeden – autentycznie śliczny. Niemal jak dzieło Gwidona Miklaszewskiego. Słodki, czysty, kolorowy… no piękny. Gdybym był jeszcze bardziej złośliwy, pewnie bym powiedział, że akurat rysując go, Mleczko musiał być wybitnie przytomny. Wybitnie. Idą, trzymając się pod rękę, ładny pan i pani, a za nimi biegnie urna wyborcza z ładną, uśmiechniętą buzią i z europejską chorągiewką. Pan do pani mówi: „Popatrz, kochanie, jaka mądra”. Patrzę na ten obrazek i widzę Mleczkę jak go rysuje. A to musi być widok! No i historia na osobny wpis.
Jestem pewien, że ktoś się już od pewnego czasu zastanawia, po ciężką cholerę ja poświęcam osobny tekst, i to jeszcze tak długi, komuś takiemu jak Andrzej Mleczko i jego obrazkom. Proszę więc bardzo. Oto odpowiedź. Otóż ja nie tak dawno, wchodząc na wojenną ścieżkę z Gazetą Polską, napisałem, że to iż oni postanowili każdy swój numer przyozdabiać jakimiś debilnymi, propagandowymi obrazkowymi gniotami rodem z ruskiego krokodila, świadczy jak najgorzej o naszym całym projekcie. Że to iż redakcja Gazety Polskiej pokazuje całej Polsce, że środowisko, które ona reprezentuje to banda pozbawionych najbardziej podstawowego gustu durniów, to działanie jak najbardziej antypolskie. Że ten rodzaj satyry to policzek dla naszych aspiracji i naszej dumy. Powiem więcej, zgłaszając swoje pretensje do Gazety Polskiej, byłem przekonany, że to iż oni postanowili pokazać Polsce tę akurat twarz prawicowego wyborcy, mogło stanowić jeden z powodów, dla których przegraliśmy te wybory.
Dziś, gdy oglądam obrazki Andrzeja Mleczki, a więc rysownika jak najbardziej mainstreamowego, i to mainstreamowego na tym – jak słyszę zewsząd – najbardziej intelektualnie posuniętym poziomie, i widzę, co się tam wyprawia, dochodzę do wniosku, że ja się nie tyle pomyliłem co do Gazety Polskiej, ale gorzej – co do poziomu przeciętnego obywatela. I to całkowicie niezależnie od jego politycznej proweniencji. Dziś jestem niemal pewien, że jeśli te idiotyczne, tak straszliwie brzydkie rysunki z Komorowskim w ruskiej czapie, czy Tuska w czapce hitlerowskiej, robią na tamtej stronie złe wrażenie, to wyłącznie ze względów merytorycznych. Jeśli oni sobie o nas źle pomyślą, to najpewniej tylko dlatego, że ich zdaniem to nie Tusk jest zły, ale Kaczyński. Poza tym, jest calkiem prawdopodobne, że oni na widok tych kretyństw w Gazecie Polskiej zgrzytają z zazdrości zębami, że taki Mleczko na przykład – nie mówiąc już o Raczkowskim – by tak fajnie i dowcipnie nie potrafili. A więc, w efekcie, możliwe, że jednak redaktor Sakiewicz robi dobrą robotę. Pokazuje idiotom, że my mamy idiotów znacznie lepszych.
I byłbym więc go dziś skłonny nawet przeprosić. Jedno mi tylko chodzi po głowie. Czemu on się tak łatwo z tym pogodził?

29 komentarzy:

  1. Dzisiaj w programie WIDEOTEKA DOROSŁEGO CZŁOWIEKA Krzysztof Szewczyk opowiedział dowcip "dlaczego Lech wygrywa swoje mecze? bo obrońcy Lecha odeszli o krzyża".Hołdys w muzycznej audycji musiał coś walnąć o Kaczyńskim.
    Wtedy przypomniało mi się pewne zdarzenie.Wychodząc z sali zatrzymałem się w drzwiach by przepuścić pewnego zasłużonego działacza katolickiego.Jakie było moje zdziwienie,kiedy tenże zamiast spokojnie przejść, złapał mnie za łokieć i wepchnął w drzwi ze słowami "o nie- w skromności to ty mnie nie przewyższysz "
    Ze wszystkich stron słychać "Ja jestem większym gnojem ,a ja super chamem , o nie w skurwysyństwie to nikt mnie pokona".
    No cóż gdzie są trupy tam zdrajców i gonoji na pęczki.Ale takich super prawych, co to człowiek się zastanawia po której stronie stoją ,też.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Satyra w walce politycznej to armata wielokalibrowa. Wygłupy GP odebrałem pozytywnie. Czy Sakiewicz na poważnie wziął słowa Rochefoucauld: „Śmieszność hańbi bardziej niż hańba”, nie wiem. Co do jakości Mlaczko, cóż, że po ich stronie pozostanie tylko tandeta nie mamy wątpliwości. Ty drogi, przenikliwy Toyahu zaskoczony zostałeś?

    Przy okazji ostatnich wpisów wróćmy jeszcze do Rymkiewicza, by jeszcze zagościł. Przypomnę i zalinkuje dwa stare jego teksty tu warte przypomnienia, jeśli kto by jeszcze nie znał, na łamach TP.


    Czego nas uczy Adam Mickiewicz?
    http://teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2701&Itemid=113

    Tekst, po prostu... brakuje słów. Dokładnie trafia, to o czym my tu dyskutujemy, co myślimy, co wiemy i czujemy. Idealny wpasowany do poprzedniego Twojego wpisu.

    oraz

    O afirmacji polskości - rozmowa z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem

    Czyli pierwowzór i rozwinięcie tego co ostatnio powiedział dla Newsweeka

    http://www.teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1491&Itemid=113

    OdpowiedzUsuń
  3. ... muszę uważac na skróty, bo TP może się kojarzyc z Tygodnikiem pewnym ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jeszcze raz... Satyra, to to polityczna broń wilokalibrowa. Wygłupy GP oceniam pozytywnie. Może Sakiewicz na poważnie wziął słowa Rochefoucauld: „Śmieszność hańbi bardziej niż hańba”? A ze jakość Mleczko Cię zaskoczyła, to mnie dziwi. Nie mamy przeciez wątpliwości, że po nich już tylko tandeta pozostanie.

    A wracając do Rymkiewicza to polecam przypomnieć genialny jego opis obecnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. I jak doskonale to koresponduje z poprzednim Twoim wpisem Toyahu.

    Jarosław Marek Rymkiewicz dla Teologii Politycznej: Czego nas uczy Adam Mickiewicz?
    http://teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2701&Itemid=113

    Ponadto uzupełnienie, wcześniejsze i rozwinięte tego co ostatnio mówił dla Newsweeka

    O afirmacji polskości - rozmowa z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem
    http://www.rp.teologiapolityczna.pl/images/numery_tp/tp5/rozmowa_z_rymkiewiczemtp5.pdf

    mam nadzieję, ze teraz się zapisze...

    OdpowiedzUsuń
  5. No to jeszcze raz... Satyra, to to polityczna broń wilokalibrowa. Wygłupy GP oceniam pozytywnie. Może Sakiewicz na poważnie wziął słowa Rochefoucauld: „Śmieszność hańbi bardziej niż hańba”? A ze jakość Mleczko Cię zaskoczyła, to mnie dziwi. Nie mamy przeciez wątpliwości, że po nich już tylko tandeta pozostanie.

    A wracając do Rymkiewicza to polecam przypomnieć genialny jego opis obecnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. I jak doskonale to koresponduje z poprzednim Twoim wpisem Toyahu.

    Jarosław Marek Rymkiewicz dla Teologii Politycznej: Czego nas uczy Adam Mickiewicz?
    http://teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2701&Itemid=113

    Ponadto uzupełnienie, wcześniejsze i rozwinięte tego co ostatnio mówił dla Newsweeka

    O afirmacji polskości - rozmowa z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem
    http://www.teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1491&Itemid=113



    mam nadzieję, ze teraz się zapisze...

    OdpowiedzUsuń
  6. @Jerzy Sosnowski Watch
    Tego nigdy nie pojmę. "Wygłupy GP" Ci nie przeszkadzają, natomiast Mleczko - owszem.
    Myślę, że to może być dokładnie ten sam mechanizm, co po drugiej stronie. Oni Mleczkę lubią, natomiast o dowcipach GP mówią, że to tandeta.
    W sumie, w mojej ocenie, sytuacja jest dramatyczna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Toyah
    pełna zgoda - pozim edytorski, cały ten graphic design (jakże dziś ważny, bo przecież żyjemy w Epoce Obrazkowej) jest po prostu żenujący, to jakby tygodnik "Nie" tylko pisany przez innych dziennikarzy. Dlatego szlag jasny trafia jak się patrzy na "GW"! Bo wszystko jej można zarzucić, ale podawana jest fenomenalnie - od składu, typografii, grafiki, fotografii, jakości papieru po jakość samego druku - majstersztyk.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. @buzialski
    Cieszy mnie Twoj kometarz bardzo. Przez chwilę czułem się, jakby to całe moje pisanie nie miało sensu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Toyah
    sens, a własciwie Sens, Twego pisania jest naprawdę wielki. Dla mnie - jak specyfik produkowany przez czerwie z "Diuny" F.Herberta - rzadki, tajemniczy, trudny do zdobycia, magiczny...

    OdpowiedzUsuń
  10. @toyah

    Mleczko jest jednym ze współczesnych "ojców założycieli" tego, co pan określa mianem "rechotu".
    I ten rechot tak naprawdę wcale nie dotyczył/dotyczy komunistycznych absurdów, polskości, czy mało sympatycznych - z punktu widzenia pana Mleczki - polityków, czy instytucji. Ostrze mleczkowego rechotu jest bowiem wypadkową jego mizantropii. On ludzi po prostu nie lubi. W jego świecie nie ma dobrych i mądrych, są tylko źli i głupi. I jeśli - abstrahując od trafności jego obserwacji - owi ludzie dostają w skórę od komuny, biedy, polskości czy Radia Maryja, to wcale mu ich nie żal.

    To jest trochę jak z "Misiem" Barei, w którym to filmie wszyscy ludzie są wewnętrznie brzydcy i każdy jest upstrzony misiowym gnojem. Tyle tylko, że u Barei rechoczemy z rozmaitych grepsów i dostrzegamy w tym obrazie jakąś prawdę o tamtych czasach, ale jednocześnie reżyser - byśmy nie zwariowali - współczuje prostym, dręczonym i psutym komuną ludziom, oraz daje nam nadzieję, kierując nasze myśli ku temu co jest naszą, często zapoznaną, tradycją.
    U Mleczki nie ma żadnej nadziei. Jest tylko rechot i towarzysząca temuż rechotowi satysfakcja, że dzięki temu iż są w świecie brzydcy ludzie, można spokojnie utrzymywać się z jakichś opisujących ich rysuneczków.

    A "Gazeta Polska". Cóż... To jest po prostu kiepskie, bo zbyt łopatologiczne, chamskie i bez polotu. A przez to mało dowcipne.
    Ale, być może, to wcale nie ma być dowcipne?...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ksiądz jak zwykle uchwycił sedno sprawy. To jest właśnie "rechot". Nie jakiś czysty śmiech o lekkim zabarwieniu intelektualnym lub zaskakujący absurdem, lecz głupi niechlujny śmiech jak przy skórce od banana lub torcie na gębie. Komorowski jeszcze do tego dokłada humor koszarowy o silnym zabarwieniu skatologicznym.
    I tyle. Oto jak się obecnie kształtuje nasze słynne poczucie humoru.
    Gdy chcę się głęboko i radośnie pośmiać to po raz setny sięgam po "Paragraf 22", albo czytam o czarodziejach Terrego Prachetta, lub akademikach Toma Sharpe.
    Jedyna nasza pisarka pisząca ku rozweseleniu gawiedzi, mianowicie Joanna Chmielewska też połamala skrzydła i bezczelnie się powiela.

    A rysownicy? Cóż, najlepsi, wspomnieni przez Toyaha Dudziński, Krauze i Czeczot, po prostu wyemigrowali.

    To samo ze sceną kabaretową. To po prostu masakra.

    Czy nagle straciliśmy poczucie humoru? Nie sądzę. To po prostu potwierdzenie tez o wtórnej kolonizacji narodu. Ponownie zaczynają narzucać styl ruskie buce od krokodila plus ciężko - kloaczny styl niemieckich bambrów.
    Bo tacy są szefowie tych wszystkich gazet i telewizji. Bo tacy są decydenci mediów.

    I taki Mleczko, obok Hołdysa i ks. Sowy zostaje guru.
    Po ch... mu się wysilać? I dla kogo?

    OdpowiedzUsuń
  12. Jako przeciwwaga mówienia o głupocie i idiotach pozwolę sobie na małą dygresję.

    Onegdaj, w czasie smuty Dnia Zadusznego poprosiłem naszego Księdza o pomoc. I on mi pomógł. Wskazał mi mianowicie książkę, traktat wybitnego filozofa naszych czasów - Antony Flew'a, który będąc przez 50 lat wojującym ateistą, ale nigdy nie przestając być niezależnym myślicielem, doszedł drogą rozumu, że Bóg istnieje (to także tytuł książki, w oryginale "THERE IS A GOD: How the World's Most Notorious Atheist Changed His Mind", 2007, polska edycja wyd. FRONDA, 2010).

    Książkę tą czytam nieustannie od tygodni, ciągle do niej wracając. Każde słowo się liczy, a moc argumentów jest porażająca.
    Po platońsku idąc za rozumem (nie tylko za wiarą) dochodzi się do niezaprzeczalnej konieczności istnienia Boga. To jest wspaniałe, bo wydawało się, że stronie teistycznej brakowało argumentów.

    Jeżeli, są tu między nami ateiści, którzy mają wątpliwości, gorąco polecam tą książkę. Warto ją zdobyć.

    I jeszcze jedno; Flew uświadomił mi, że we współczesnym świecie, największa walka, która się toczy, to ta między teizmem i ateizmem. Reszta jest pokłosiem tej wojny.

    Przepraszam Toyahu, ale w końcu musiałem

    OdpowiedzUsuń
  13. @All

    Zastanawiałem się długo, co tu napisać w związku z tym Mleczką, żeby krótko uchwycić co się dzieje.
    Przecież tu nie chodzi tylko o niego, ale o całą obecną scenę tych „ludzi sztuki i kultury”.
    Jak to mawiał filmowy Talar: ile trzeba sztuki, żeby wobec nich zachować kulturę!

    W końcu przychodzi mi na myśl taka synteza, że:

    „Twórcy świecą tylko światłem odbitym. Z czym przestają, takimi artystami się stają”.

    Twórca potrzebuje bowiem idei, która go uwzniośli, a w gnojowisku jeszcze żadne arcydzieło nie powstało. To dlatego dzisiaj tworzy się same śmieci i tandetę, czego nie zamaskuje wzajemna adoracja towarzystwa twórczego.

    Talent też się na gnojowisku nie narodzi, a na nim nie przeżyje. Tu nie ma ofert faustowskich, bo z inspiracji diabła żadna katedra nie powstanie; obiektywnie niemożliwe!

    Dzisiejszy, celebrycki mainstream społeczno-obyczajowy jest, niestety, gnojowiskiem, co widać po manifestowanych w nim potrzebach myśli, ciała i po braku ducha.
    Owe anty-pisowskie skandalizowania są tylko rozpaczliwą pogonią za talentem. Natomiast twórczość anty-kościelna jest po prostu wyrazem stresu niczym u kota na dywanie.

    Poprzestając tu dla uproszczenia tylko na tzw. środowiskach twórców szeroko rozumianej satyry, chciałbym nieco powspominać. Mam jednak na myśli wszelkie środowiska twórcze.

    Otóż jedno z pierwszych moich wspomnień bezpośredniego uczestnictwa, dotyczy czasu, gdy jeszcze jako licealista, czyli jakoś w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku (o rany!), dostałem się do wypełnionej po brzegi auli Politechniki X na występ J.Pietrzaka.

    Wtedy ogromnym hitem było jego: „Za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie”. I tu od razu bezlik refleksji w tzw. temacie:

    - ta polibuda (tu nieważne, która) - bodaj największa erupcja sił twórczych była wtedy w środowiskach politechnicznych, więc wśród młodzieży, wydawałoby się, zafiksowanej gdzieś koło trzydziestej czwartej po przecinku cyfry w liczbie pi.
    Jak to wytłumaczyć? Pani Orjanowa twierdzi, że dla sztuki potrzebne są umysły, a nie mózgi i chyba to wyczerpuje potrzebę wyjaśnienia.

    - ten Jan Pietrzak, jak on proroczo zastrzegł, to „jak dobrze pójdzie”. Nie poszło!

    - wtedy, po występie posłyszałem parę kuluarowych komentarzy: „ten Pietrzak, się zrobił produkcyjniak”.

    To ostatnie nawiązywało do nieprzytomnej wprost promocji radiowo telewizyjnej dla tej piosenki. Przyszłość jednak pokazała, że Jan Pietrzak pięknie obronił się w sferze niepodległości ducha i wartości. Po latach uchylam kapelusz!

    A jego fochy? Niewybaczalne i śmieszne są u artysty, ale Artysta ma prawo je mieć.

    Tak samo pamiętam obiecujące przecież początki kariery Mleczki, Piwowskiego i wielu takich. I tu refleksja jest bardzo krótka. Dokładnie według słów w cudzysłowie wyżej.
    A ci? Oni już na zawsze produkcyjniaki, albo jeszcze gorzej.

    Dodam jeszcze, że przynależności organizacyjne, czy resortowe, można by u nawet przebaczyć, ale po prostu nie ma po co przebaczać. Jak się przebaczy to z tfu-rcy zostanie już tylko pusty zewłok. Talent dawno umarł.

    PS.
    Owe wątpliwości: „produkcyjniak” wobec piosenki J.Pietrzaka, nie miały nic wspólnego z jego ówczesną postawą. Po prostu piosenka zbiegła się w czasie z propagandą komunistyczną wskazującą na rok 2000 jako planistyczny horyzont świetlistej przyszłości Polski i ludzkości.

    Teraz też pętaki robiące przy polityce wskazują horyzonty 30 letnie, ale już wiadomo, że dobrze nie pójdzie!

    OdpowiedzUsuń
  14. @toyah

    Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem skąd macie (nazwisko to pada tu dwukrotnie w kontekście pozytywnym) aż tyle sentymentu do Czeczota.

    Tak jak Mleczce dawno temu, tak i jemu zdarzało się popełniać rzeczy śmieszne, ale dziś jest to facet, który mieszkając w USA rysuje dla "Nie" Urbana i dla "Polityki".

    Pism tych nie czytuję, ale to co znajduję w necie, nie wskazuje, aby poziomem mocno odstawały od opisanych przez Ciebie żartów Mleczki.

    Podaję link do jednego z takich dowcipów:

    http://jotesz.blogspot.com/2007/03/oko-czeczota_19.html

    Również w sferze poglądów nie różni się on chyba zbytnio od naszych salonowych elit. Wystarczy zajrzeć tu:

    http://www.tvp.info/opinie/wywiady/czekam-na-koniec-swiata/2303102

    No i to poczucie humoru:

    "-A nie śmieszą Pana przedstawiane przez media gafy Prezydenta Komorowskiego?

    Czeczot: Śmieszą, ale to jest śmieszność w wersji light, taka jakaś mimo wszystko poczciwa, w odróżnieniu od śmieszności hard po drugiej stronie."

    OdpowiedzUsuń
  15. @Don Paddington
    Jeśli nie ma być dowcipne, to jakie? Nie bardzo wiem.
    Kiedyś myslałem, że on kieruje swoje rysunki do "intelektualistów", podczas gdy my do "motłochu".
    Dziś mam kłopot nie tyle z nim i z GP, co z intelektualistami i motłochem.
    Dobre to porównanie z Bareją. Proszę jednak, przy wszystkich różnicach, zwrócić uwagę na to, że Bareja jest również kultowy - autentycznie kultowy - wśród młodych, wykształconych, z dużych miast. Zresztą nie tylko młodych.

    OdpowiedzUsuń
  16. @jazgdyni
    Oni nie wyemigrowali. Może Dudziński. Krauze żartuje dla Rzepy - zresztą na ogół strasznie byle jak - a Czeczot, podobnie jak Raczkowski, to kumpel Urbana et consortes. I też jest na miejscu

    OdpowiedzUsuń
  17. @Traube
    Co Ty! Ja mam sentyment do Czeczota??? Jedyne co napisałem, to tyle, że Mleczko z mojego punktu widzenia, jest znacznie gorszy od całej reszty żartownisiów dla establishmentu. Dodałem zresztą, że zupełnie niezależnie od ich postaw politycznych.
    A Czeczot? Choćby przez zilustrowanie Szwejka ma swoje miejsce w kulturze.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Traube & Toyah

    Panowie!

    Toyah coś pisał o niechlujstwie warsztatowym Mleczki. Tego u Czeczota nie zauważam.
    Fakt - zaprzedał się kusemu.
    Ale jak oni tworzą dla New Yorkera to są perełki.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Toyah
    Po Katastrofie był nie tylko żal i rozpacz, była także wściekłość, i Sakiewicz chyba chciał tę wściekłość zaspokoić idiotycznymi krokodilami. Satyrą odpowiadającą jego poziomowi, a może jego wyobrażeniom o poziomie czytelników. A może autor rysunków jest jego kolegą i potrzebował trochę pieniędzy.
    A na marginesie, skoro mowa o GP, czasem myślę, że wśród dziennikarzy to, czy ktoś jest "nasz" czy "nienasz" jest kwestią przypadku lub chłodnej kalkulacji. Jak miękko Wierzbicki przetoczył się na tamtą stronę! A Sakiewicz przejął pismo z utrwaloną marką prawicową, w której tak wielu dobrych autorów chciało i chce pisać, bo nie ma dla nich gdzie indziej miejsca. Facet zna się na interesach i wiedział, że to, wraz z rzeszą ludzi głodnych wolnego słowa, to jest kapitał nie do zmarnowania. Gdyby poszedł w drugą stronę, GP już dawno rozmyłaby się w morzu mediów i zniknęła. I tyle. Oczywiście, Sakiewicz nie jest żadnym lewakiem, tylko że jakoś dziwnie łatwo mogę sobie wyobrazić jego równie gorące zaangażowanie po stronie PO. Sam zresztą deklarował w czasie wyborów 2005 r., że i tu i tam serce go ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. @toyah
    Ma Pan rację. Mechanizm jest podobny, ale z różnicą, że my stoimy po stronie prawdy, oni kłamstwa. Oni myślą podobnie, tylko że się mylą. Obrazek Tusk w uścisku Putina, może jest i głupi ale prawdziwy. Limuzyna z Lechem Kaczyńskim ciągnąca toaletę, jest głupia ale i nieprawdziwa. Ten sam obrazek tylko z pasażerem Bronisławem Komorowskim, byłby głupi ale prawdziwy. Tak to widzę.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Marylka
    Co do Sakiewicza, nie znam się. Natomiast mam wrażenie, że Wierzbickiemu poszło tak łatwo, bo on był znacnie bardziej umoczony w establishmencie.
    Jak by nie patrzeć, obaj byli tylko kolonialnymi dziennikarzami. A Sakiewicz nawet bardziej.
    Poza tym, oni są, tak czy inaczej, przede wszystkim kumplami. Zwróć uwagę na to, że wszyscy, bez wyjątku, są ze sobą po imieniu. Takiego skumplowania nie ma nawet wśrod artystów.
    A nas traktują jak motłoch.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Jerzy Sosnowski Watch
    Tak to prawda. To jest różnica. My stoimy tam gdzie prawda, oni tam, gdzie kłamstwo. Problem polega jednak na tym, że jeśli i oni i my jesteśmy idiotami, to nasze wybory są przede wszystkim kwestią przypadku.
    A to już jest z całą pewnością powód do zmartwień.

    OdpowiedzUsuń
  23. O!
    Akurat jeśli chodzi o Pana A.Mleczko, to mam podobną opinie na jego temat i również wole Pana Raczkowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  24. @biddkrrr
    Raczkowski jest akurat w ogóle najlepszy. Co by mogło świadczyć o dwóch rzeczach. Pierwsza to taka, że polityka nie ma tu nic do rzeczy, a druga, że wielu najwybitniejszych artystów zamieszka w najniższym kręgu piekła.

    OdpowiedzUsuń
  25. A widzieli Państwo przed chwilą w Faktach tvn porównanie "stalinowskiej kaczki" z "antyfaszystoskim Donaldem"?

    OdpowiedzUsuń
  26. @kwiecia
    Nie. A kto to był taki nowatorski?

    OdpowiedzUsuń
  27. Był to materiał na koniec serwisu. Taki niby żartobliwy o bajkach służacych propagandzie. No i jako przykłady zły i dobry, podano wyżej wymienione postacie. Śmieszy mnie najbardziej, że każdy temat jest dobry aby go użyć w bierzącej nawalance i że z krytyki propagandy tez da sie zrobić propagande:)

    OdpowiedzUsuń
  28. @kwiecia
    A więc typowe sączenie śliny. Trzeba żyć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...