środa, 24 listopada 2010

Teraz Rymkiewicz - część 1

Kiedy na początku tego roku byłem w Warszawie, by odebrać nagrodę za blog, miałem okazję udzielić krótkiej wypowiedzi jakimś dwóm młodziakom z Onetu, i w trakcie tej rozmowy bardzo wyraźnie zaznaczyłem, że sukces tego bloga, to w bardzo dużej mierze sukces osób, które tu komentują. Że gdyby nie komentarze – komentarze tej a nie innej jakości – ten blog nie bylby tym czym jest nawet w marnym procencie. Od tamtego dnia, wiele się zmieniło i w Polsce i też tu u nas. Został zamordowany prezydent Lech Kaczyński, mafia w swojej wojnie z narodem radykalnie się rozepchała, a my w międzyczasie przenieśliśmy się z Salonu do siebie. Jedno pozostało z pewnością nietknięte – poziom komentarzy.
Od razu muszę wygłosić pewne oświadczenie. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to ja jestem głównym autorem tego bloga, że ja nim kieruję i że w ogóle to jest mój blog. Zdaję sobie też sprawę, że dla wielu osob, które tu przychodzą moje pisanie stanowi inspirację i jest źródłem wszelkiej satysfakcji. Moja wiara w to jednak, że bez tych komentarzy, ani to pisanie, ani to miejsce nie byłyby tym czym są, jest szczera i coraz bardziej niezachwiana. Jak stali czytelnicy zauważyli, ostatnio coraz częściej udzielam tu miejsca naszemu księdzu. Niedawno opublikowałem tu znakomity tekst Coryllusa. Wciąż myślę, jak by to zrobić, żeby tu mogli pisać inni, często - w moim szczerym przekonaniu – autorzy z pewnością nie mniej zdolni ode mnie. Dlaczego takie myśli chodzą mi po głowie? Przecież nie dlatego, że nie chce mi się pisać, albo, że nie mam o czym. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Po prostu co chwilę widzę gdzieś jakiś tekst, który jest tak wybitny, że nie mogę znieść myśli, że on miałby gdzieś się zagubić, a z drugiej – bardzo samolubnie – kombinuję sobie, że jak by to było dobrze, gdyby i on mógł uświetnić to miejsce. Jest jeszcze jedno. Ja tak bardzo bym chciał powiedzieć znacznie więcej niż potrafię, i ta moja bezradność tak często i tak bardzo mi dokucza, że kiedy widzę, jak ktoś nagle zechciał wyrazić to, czego ja nie jestem w stanie, a w dodatku umie to zrobić znacznie ode mnie lepiej i intensywniej – po prostu i zwyczajnie chcę to tu umieścić.
Tak dużo jest do powiedzenia. Tyle rzeczy się dzieje w jednej chwili, rzeczy tak ważnych i tak bogatych w znaczenia, że powoli robi się tu już pełny chaos. Nawet widać to w tych komentarzach, które coraz częściej stanowią pełne odbicie tych moich trosk, o których wyżej, a wśród nich tej głównej – że tyle jest do powiedzenia. Ksiądz pisze o Poznaniu, a nasz przyjaciel Orjan o Świebodzinie. Choćby coś takiego! A wszystko takie piękne!
I co chwilę ktoś zwraca uwagę na kolejną wypowiedź Rymkiewicza, który nam ostatnio tak cudownie się uaktywnił. Otóż to – Rymkiewicz. Ja wiem, co dla nas znaczy choćby Herbert. I ten szacunek w pełni podzielam. Jeśli jednak idzie o Rymkiewicza, muszę przyznać, że takiej intensywności czystej prawdy i tak niewzruszonej odwagi i bezkompromisowości w jej głoszeniu osobiście nie spotkałem chyba nigdy. Nie jestem – o czym tu już wspominałem – kimś bardzo oczytanym. Kiedy byłem znacznie młodszy, owszem, czytałem dość dużo, ale później jakoś mi się odechciało i teraz jest mi niezwykle trudno do tego sportu wrócić. Pamiętam jednak stare lektury i to, jak bardzo przeżywałem to moje czytanie. Pamiętam choćby jak siedziałem nad Pod wulkanem Lowry’ego i każde zdanie czytałem wielokrotnie, bo jego siła – i ta wspomniana tu już dziś dwukrotnie intensywność – nawet w tłumaczeniu, były tak porażające, że nie mogłem przejść dalej. Tego Lowrego czytałem jak wiersze Lowella, albo Delmore’a Schwartza, Pounda, czy Eluarda.
I nagle, po latach wziąłem do ręki Rymkiewicza i jego Kiderszenen… i właściwie cały czas płakałem. Dziś czytam z nim rozmowy, i to moje wzruszenie mnie nie opuszcza na wszystkich możliwych poziomach. I jeśli idzie o intensywność słowa, i o jego urodę i o samą myśl. Myśl, głoszoną – jak już wspomniałem – z bezkompromisowością wręcz na poziomie pierwszego, jeszcze sprzed okresu komercyjnego, punk rocka. Wiem, że Rymkiewiczowi by się to porównanie mogło nie spodobać, ale akurat on się na tym nie zna.. Choć gdyby się znał, wiedziałby jak ja bardzo go podziwiam. Czytam te wywiady z Rymkiewiczem i jest bezradny. Bezradny jako ktoś, kto by chciał umieć wyrażać swoje myśli tak czysto i na takim poziomie wręcz świętej powagi, ale też dlatego, że ja nie jestem w stanie zrozumieć, jak w tych naszych parszywych czasach mógł uchować się taki diament. Rymkiewicz mówi, a przed nami otwiera się obraz czegoś tak nieludzkiego – a może własnie tak bardzo ludzkiego, że aż egzotycznego – że myślimy sobie, że mamy do czynienia albo z szaleństwem, albo z Prawdą. Ewentualnie wyłącznie z talentem. Ale, z drugiej strony, jeśli to ma być tylko talent, to mi to też wystarczy.
Gdyby ktoś mnie kiedyś spytał, po co ja prowadziłem ten blog i na co liczyłem, to dziś już wiem, co bym odpowiedział – żeby spróbować wyrazić coś co uważam za prawdę i zrobić to tak poważnie i tak intensywnie, jak to tylko możliwe. Ja tu ani przez moment nie chciałem powtarzać tego, co można sobie poczytać w prawicowych tygodnikach, czy na prawicowych i patriotycznych blogach. Ja z każdym miesiącem coraz mniej chciałem, by ten blog służył doraźnemu komentowaniu wydarzeń. To na przykład z tego powodu, nie mam ochoty pisać dziś o tym, jak to Komorowski zaprosił do siebie Jaruzelskiego, czy analizować kolejne ruchy rusko-polskiej prokuratury w sprawie Smoleńska. Tak jak napisałem w notce obok, ja bardzo sobie zamierzyłem, żeby to – jeśli cokolwiek – była zwyczajna poezja konfesyjna. Taki bardzo poważny i najbardziej przejmujący skowyt. Choć trochę taki jaki znajduję i u Eluarda i u Rymkiewicza.
Wiem, że wielu z czytelników bardzo czeka na to, bym wreszcie powiedział coś od siebie. Zapewniam, że powiem, jednak jeszcze nie dziś. I nie jutro. Nawet nie pojutrze. Przede mną trzy ostatnio opublikowane rozmowy z Rymkiewiczem. Uważam jak najbardziej uczciwie, że byłoby grzechem, gdybym je w jakikolwiek sposób zlekceważył. Dla mnie grzechem, a dla tych, którzy z jakiegoś powodu, albo ich nie czytali, albo przeczytali szybko i niestarannie. Własnie dlatego, poniżej jeden f4agment z jednego z nich. W kolejnych kilku wpisach przedstawię kilka następnych. Jestem pewien, ze tak trzeba. To jest gest dla naszego wspólnego dobra.
Jak niektórzy wiedzą, trwa rozprawa, jaką Rymkiewiczowi wytoczył Michnik. O co? Nieważne. Cel jest zawsze ten sam. Powody też. Oto, co na ten temat mówi Rymkiewicz:

Prześladowanie i ograniczanie wolności słowa jest w naszym kraju rzeczą tak oczywistą, niemal codzienną, że właściwie nie warto już o tym mówić. W mojej mowie chciałbym raczej pokazać, w jaki sposób idee wczesnego komunizmu, czyli idee Róży Luksemburg, sformułowane na przełomie XIX i XX wieku, działają do dzisiaj i jaki mają wpływ na nasze życie. Róża Luksemburg była wybitną działaczką komunistyczną, najpierw w Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL), a potem w Komunistycznej Partii Niemiec, którą założyła. Siła jej idei była co najmniej równa sile idei Lenina. Potem nieśmiertelna Róża, jak ją nazywano (biessmiertnaja Roza), została trochę zapomniana, bo tak się złożyło, że ją zamordowano, a Lenin i Stalin potępili tzw. błąd luksemburgizmu, czyli wykluczyli jej pisma teoretyczne ze swojego dziedzictwa. Ale idee nieśmiertelnej Rozy, choć tępione przez komunistów, dalej działały. Gdy czyta się dziś jej arcyciekawe rozprawy, mówiące o tym, jak ma być rozwiązana w Europie kwestia narodowa, to widać, że jesteśmy u samych fundamentów Unii Europejskiej, że Unia Europejska została wymyślona właśnie wtedy, we wczesnym komunizmie. Idea stworzenia społeczeństwa globalnego, takiego, które nie będzie dzielić się na różne narody, a więc idea wynarodowienia, została sformułowana właśnie wtedy i właśnie przez Różę Luksemburg, i niemal nienaruszona, w różnych przebraniach, dotrwała do naszych czasów. Mamy więc obecnie do czynienia z ideami rdzennie komunistycznymi - zresztą nie tylko w tej dziedzinie życia, w innych też - które występują w przebraniach liberalnych, demokratycznych, socjaldemokratycznych, a niegdyś stanowiły fundament światowego ruchu komunistycznego. Biessmiertnaja Roza uważała, że Polacy nie powinni istnieć, nie powinni też domagać się niepodległości, ponieważ musi powstać w Europie jedna europejska klasa proletariuszy, a nie da się osiągnąć tego celu, jeśli będą istniały narody i narodowości. Roza przewidywała ponadto, że powstaną Stany Zjednoczone Europy, które będą początkowo tworem ‘burżuazyjnym’, ale potem, kiedy wybuchnie rewolucja, zostaną przejęte przez klasę robotniczą, przez proletariat. No i teraz trochę to się sprawdza, co prawda nie ma klas, nie ma proletariatu, nie ma nieśmiertelnej Róży, niby nie ma i komunizmu, ale wszystko układa się właśnie tak, jak to zaprojektowała ta wielka Roza. Coraz częściej słyszymy, że narodów nie będzie, bo nie są potrzebne. Wydaje mi się, że ludzie Adama Michnika są propagatorami właśnie tej idei, idei Europy ponadnarodowej, takiej Europy, która będzie się obywać bez narodów. To bardzo poważna sprawa, która dla mnie przybiera kształt pytania: czy Polacy mają szansę na przetrwanie, czy będą istnieli? […]
Pragnę coś przypomnieć, na co może nikt nie zwrócił dotąd uwagi. Otóż Order Orła Białego został ustanowiony na początku XVIII wieku przez Augusta II, naszego pierwszego króla z dynastii saskiej. Początkowo kosztował 10 000 czerwonych złotych i mógł go dostać niemal każdy, kogo było na to stać. Wśród jego pierwszych kawalerów byli dygnitarze carscy, Aleksander Mienszykow i Nikołaj Repnin. Order Orła Białego został więc zhańbiony już na początku swojej historii. Potem przyznawano go w bardzo różny sposób - niekiedy prawdziwym bohaterom, niekiedy wielkim łajdakom. Pod koniec wieku XVIII otrzymywali go targowiczanie, czyli Stanisław August, król zdrajca, dekorował nim zdrajców. To była już tradycja ruska, wedle której im większy łajdak, tym większy ma order. W ogóle przyznawanie orderów jest ruską tradycją, a w naszej I Rzeczypospolitej noszenie jakichkolwiek orderów było zakazane przez prawo. Dobrze byłoby wrócić do tamtych naszych obyczajów. Po Powstaniu Listopadowym, po roku 1831, Orzeł Biały został włączony do hierarchii orderów carskich. Był trzecim pod względem znaczenia orderem imperium rosyjskiego: po św. Andrzeju i po Aleksandrze Newskim. Jeśli więc tak spojrzymy na dzieje Orderu Orła Białego, to będziemy mogli powiedzieć, że i w tym wypadku historia Polski zatacza teraz krąg - wciąż mamy do czynienia z czymś, co już się kiedyś wydarzyło".

10 komentarzy:

  1. @Toyah
    Czytam wszystko Rymkiewicza. Uszczęśliwia mnie jego mądrość, prawdziwa czysta mądrość Starca. Tylu hunwejbinów pracowało na to żeby starość ośmieszyć i obrzydzić. Tylu paskudnych i złych dziadków wyzbyło się czci i rozumu, by im się przypodobać. A on z każdym rokiem niesie nam nowe perły.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Marylka

    może stąd ten skowyt, bo kogo oni mogą "wystawić" Gretkowską, Pilcha, a może tego od monopoly z Bogiem - jak mu tam... o nawet zapomniałem nazwiska ten od Mam Talent - ten mały...

    A wśród poetów to już jest przepaść.

    Przy takiej miałkości Systemu i intelektualnej mierności jego Pretorian nie ma się co dziwić, że tępią Cywilizację. Utopić wszystko w szambie to i Rymy przepadną i Słowo...

    Tylko jak powiedział wczoraj jakaś Pani Prof. w RM im więcej plugastwa tym bardziej nadzieja rośnie.
    I ja coś czuje że to ostatni dech Systemu "Cmentarny Dech"...

    To morze Krwi Męczenników XX wieku, a i XXI Owoc wyda!

    OdpowiedzUsuń
  3. @Cmentarny Dech

    Przecież uparcie powtarzam, że po dzisiejszych "wielkich, modnych" zostaną tylko tandeta (jak oni sami) i śmieci (jak ich twórczość).

    W literaturze ditto.

    Wzruszenia organów płciowych (inne są zbyt niedorozwinięte), to nieco za mało dla twórczości formatu powyżej pasa.

    OdpowiedzUsuń
  4. KOMUNA WRACA

    Sorry, że nie na temat, ale później mi umknie.

    Zadałem sobie pokutę, wysłuchałem konferencji prasowej naszego obecnego Prezydenta.
    Gros pytań skonfundowanych funkcjonariuszy medialnych dotyczyło, a jakże, obecności na posiedzeniu Jaruzelskiego.
    Oczywiście rozumnej, logicznej, czy choćby składnej odpowiedzi nie usłyszeliśmy.
    Lecz w pewnym momencie Komorowski wypowiadając się swoim specyficznym, kapralskim stylem, stwierdził, że tak uczciwie to on się lepiej czuje w towarzystwie Jaruzelskiego niż Kaczyńskiego.

    Wcale nie będę zdziwiony jeśli następnymi zaproszonymi do pałacu prezydenckiego, aby służyć radą, będą Kiszczak i Urban.

    OdpowiedzUsuń
  5. Toyahu,

    tak,Rymkiewicza można czytać wciąż od nowa. Nigdy dosyć go.Szczególnie w tych czasach,kiedy barbarzyńcy już są i rozdeptują swoimi brudnymi buciorami naszą cywilizację.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Orjan

    Ciągle mnie męczy ten Kamiński i ta cała "reszta kwasowa."

    Otóż gdzieś wyczytałem, że do rozmów z Begerową to właśnie on nakłaniał, przy czym nakłaniał to łagodne słowo.
    Czyli mamy przy bardzo przychylnej mu charakterystyce człowieka rządnego władzy i prestiżu za wszelką cenę.

    Kaczyński zwłaszcza po Smoleńsku stawia na rewolucję moralną widzi w tym jedyny ratunek dla Naszej cywilizacji - świetnie zresztą opisał to ostatnio nasz Ksiądz. Choćby w tym kontekście kampania prezydencka prowadzona przez tą "resztę kwasową" była skurwysyństwem w stosunku do Niego.

    Warto by się zastanowić co dalej... jak się najlepiej do tego zabrać. Pierwszy zapał ten Posmoleński został zmarnowany.

    A może tak miało być byśmy zobaczyli Komorowskiego z Gienerałem Wolskim, by każde oczy widziały i uszy słyszały...

    by nie było głupich wymówek...

    OdpowiedzUsuń
  7. @Cmentarny Dech
    Tak, plugastwo uwierzyło, że to jego czas i ujawnia się masowo. Plewy na oczach wszystkich oddzielają się od ziarna, jak przed Sądem Ostatecznym. Coraz mniej tajemnic, coraz łatwiej odnaleźć prawdziwych przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Cmentarny Dech

    Żaden zapał nie został zmarnowany. To zasiane ziarno.

    Tak samo Komorowski ze spawaczem.

    W glebie oprócz ziarna potrzebny jest nawóz.

    Rymkiewicz wie co mówi.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Cmentarny Dech
    Dziś nie mam niemal wątpliwości, że gdyby wtedy Jarosław wygrał, zostałby zgładzony. Po prostu by go zabili.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marylka
    Masz rację. Ta sytuacja bardzo oczyszcza przedpole.
    @All
    Przepraszam, że nie komentuję, ale chciałbym akurat w to się nie wtrącać.
    Niedługo napiszę coś swojego i znów będę rozmawiał.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...