środa, 22 października 2008

demokraci.com

Kiedy powstała, już chyba dziś nieistniejąca, partia o cudacznej nazwie demokraci.pl, i ogłosiła narodowi, jak się wabi, większość komentatorów śmiała się i szydziła przede wszystkim z formy, jaką twórcy ugrupowania uznali za powabną, ale też z samej zawartości tego opakowania. Śmieszne bowiem bardzo było to, że te wszystkie wielkie, wręcz ikonowe, nazwiska, takie jak Lityński, Geremek, Frasyniuk, Mazowiecki, Wujec, Onyszkiewicz i kto tam jeszcze się wybrał, podejmują kolejną próbę zaistnienia na scenie politycznej, tym razem, jako kompletnie nieokreślona frakcja Komunistycznej Partii Polski, i to z tak kiepskim alibi. Ja się też śmiałem, jednak absolutnie ani nie z tego, że ktoś im tam wybrał tak głupkowatą nazwę, ani nawet z tego, że w swojej desperacji zawędrowali ci wieczni bohaterowie pod czerwone strzechy. W końcu ludzie, którzy tworzyli to środowisko i którzy to środowisko wspierali intelektualnie, nigdy nie byli zbyt inteligentni, a z kolei dążenie polityka nieważnego do tego by stać się politykiem ważnym, jest dla mnie rzeczą naturalną i całkowicie zrozumiałą.
Śmiałem się z merytorycznej zawartości tej nowej nazwy. Śmiałem się, bo jest dla mnie rzeczą niezwykle śmieszną, że ludzie, dla których demokracja miała zawsze wartość tylko o tyle, o pozwalała im niszczyć wszelką obywatelską inicjatywę i od samego początku stanowiła jedynie wymówkę dla działań ściśle antydemokratycznych, że ci właśnie ludzie, zupełnie obsesyjnie potrzebowali dobierać sobie nazwy ze słowem ‘demokracja', ‘wolność' lub ‘obywatelski', w tle.
Najpierw był to tak zwany Komitet Obywatelski, następnie ROAD, czyli - o ile mnie pamięć nie myli - Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, później Unia Demokratyczna, dalej Unia Wolności, a ostatnio właśnie demokraci.pl.
Dlaczego twierdzę, że dla takich ludzi, jak śp. Bronisław Geremek, czy Jan Lityński demokracja była zawsze tylko pustym dźwiękiem? Dlatego mianowicie, że przez te ponad 18 już lat ich systematycznego upadku politycznego, ale też i ściśle ludzkiego, każdy z nich udowadniał, dzień w dzień, bardzo dobitnie, że dla nich władza ludu jest piękna, jeśli tylko lud jest chętny dokładnie realizować polecenia swoich przedstawicieli na szczytach władzy. No i oczywiście, jeśli wcześniej, zgodnie z wolą tej właśnie obywatelskiej i demokratycznej inicjatywy, ich przedstawicieli w wolnych wyborach wybierze, jako swoich panów i mentorów.
Przez wszystkie lata wolnej już i niepodległej Polski, obserwowałem, najpierw z rosnącym niedowierzaniem, a później już tylko z coraz większą obojętnością, jak ci właśnie ludzie, którzy na co dzień machali nam przed oczami sztandarem z wielkim napisem ‘demokracja', potrafią znienawidzić jednego człowieka tylko za to, że okazał się - w ich mniemaniu - nieodpowiednio przygotowany do roli obywatela-wyborcy. Jestem przekonany, że gdyby znalazł się jakiś skrupulatny i pracowity badacz i zebrał wszystkie adekwatne wypowiedzi na tematy ogólnospołeczne, które padły dotychczas z ust takich tuzów polskiej polityki, jak Andrzej Celiński, Władysław Frasyniuk, czy Waldemar Kuczyński, można by było z tych wycinków skleić całą grubą książkę i nadać jej jakiś odpowiedni tytuł, na przykład „Dzieje polskiej bezczelności".
Wspomniałem Waldemara Kuczyńskiego. Gdyby ktoś nie pamiętał, o kogo chodzi, to przypomnę. To ten pan, który ostatnio głównie powtarza, że on by bardzo chciał, żeby Polska się publicznie porzygała, narobiła sobie wstydu na cały świat i żeby wreszcie można było zacząć wszystko jeszcze raz, od tego momentu, jak głupi lud przerwał tak pięknie rozwijające się rządy ludzi kochających wolność i demokrację. Więc Waldemar Kuczyński już nie jest człowiekiem stamtąd. On się właśnie zaangażował w budowanie nowej, silnej Polski ze stosunkowo nową formacją - formacją o nazwie Platforma Obywatelska. Oczywiście Kuczyński nie jest ryzykantem. On dobrze wie, na kogo można postawić, żeby się za bardzo się nie ubrudzić. Owszem, jak ktoś jest skuteczny, to tym lepiej, ale najważniejsze, żeby ci jego nowi kompani nie byli za bardzo naiwni. To znaczy, żeby nie wydawało im się, broń Boże, że ludzie mają coś do gadania. I że można im na zbyt wiele pozwalać.
W moim przekonaniu, zresztą, Kuczyński trafił idealnie. Bo raz, że ma wreszcie kogoś kto ma realną władzę, kogoś kto potrafi o tę władzę walczyć, no a przede wszystkim z jednej strony gardzi motłochem, a z drugiej strony wie, że trzeba bardzo się starać, żeby ten motłoch, w miarę możliwości nieprzerwanie, oszukiwać. Albo przez własną inicjatywę, albo przez wynajęte firmy piarowskie, które znają się na tej robocie najlepiej. Udało mu się więc odnaleźć swoje dawne towarzystwo, tyle że w o wiele nowocześniejszym wydaniu i z o wiele ciekawszymi perspektywami.
Piszę więc dziś sobie o ludziach starej Unii Demokratycznej, ich fantazjach, kompleksach i ich nieustannym rozkładzie, jednak nie dlatego, że jakoś chciałem uczcić ich ostatnie telewizyjne występy, ani też po to, by jakoś nakarmić swoją nostalgię za latami młodości. Piszę dlatego, ze wczoraj do tej grupy, w pewnym sensie dołączył Ludwik Dorn, człowiek, który zawsze robił wrażenie porządnego populisty, a ostatnio - w momencie jak stał się częścią tak zwanego towarzystwa - z tak okropnym przytupem pokazał wszem i wobec, co on sądzi o demokracji.
Jak wiemy, Dorn jest ciężko skonfliktowany ze swoja partią i ze swoimi byłymi partyjnymi kolegami. Ja - jak już wielokrotnie tu zaznaczałem - mam swoja własną teorię na temat faktycznych przyczyn tego konfliktu, jednak dla dobra argumentacji, pozwolę sobie założyć, że jest dokładnie tak, jak mówi Dorn. Czyli PiS przegrał wybory, bo władze partii sknociły sprawę, a obecnie, zamiast wyciągnąć wnioski z porażki, jeszcze dalej brną w tę drogę bez wyjścia i jeśli dalej tak pójdzie, ukochana partia Dorna osiągnie absolutne dno i w ten sposób zakończy swój niechlubny żywot. Dorn nie chce do tego dopuścić, bo on bez PiS-u nie wyobraża sobie przyszłości, więc staje na głowie, żeby PiS ratować. On nawet ma gotowy plan. Trzeba z PiS-u jak najszybciej wywalić Kaczyńskiego, Gosiewskiego, Kurskiego, Lipińskiego, Kuchcińskiego, Suskiego, Karskiego, Brudzińskiego, Ziobrę, wpuścić trochę świeżej krwi, nawiązać jakieś normalne stosunki z Platformą Obywatelską, spróbować w pewnym momencie Platformę osłabić, być może przejąć z Platformy co bardziej wartościowych polityków, no i wówczas zacząć wreszcie rządzić pełną gębą.
I znów, ja wcale nie zamierzam się z Dorna śmiać, szczególnie, ze robiłem to chyba wystarczająco intensywnie wczoraj. Nie chodzi mi też o to, żeby z nim polemizować i tłumaczyć, że jego plan jest absolutnie nierealny, choćby z tego powodu, że PiS sobie świetnie radzi i nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby podporządkowywać się fantazjom Dorna. Chodzi mi o coś dalece bardziej poważnego i w sumie wcale nie wesołego. Myślę bowiem sobie, ze PiS, przy wszystkich swoich błędach i głupstwach, jakie być może uczynił - również z winy samego Jarosława Kaczyńskiego - w czasie kampanii wyborczej zeszłej jesieni, dokładnie w tym zestawie personalnym, jaki tak dziś drażni Dorna, uzyskał ponad pięciomilionowe wsparcie wyborców. Co to znaczy? Nie mniej ni więcej, oznacza to tyle, że ponad pięć milionów Polaków, wbrew ciężkiej, często strasznie ciężkiej, antypisowskiej propagandzie, poszło do wyborów i zagłosowało właśnie na tych ludzi, którzy dziś, zdaniem Dorna, niszczą i hańbią jego partię.
Co jeszcze to znaczy? To mianowicie, ze mimo ciągłej intensywnej kampanii antypisowskiej, PiS w znakomitym stylu wygrał uzupełniające wybory do Senatu, a dziś wciąż utrzymuje względnie stałe poparcie społeczne.
I na to wszystko przychodzi Ludwik Dorn i mówi, ze on na to pozwolić nie może, bo on kocha swoją partię, ma swoje plany i już nie może się doczekać aż je będzie mógł zacząć realizować. A ja chciałbym wiedzieć, jak sobie Dorn wyobraża sekwencję zdarzeń? On przeprowadza odpowiednie zmiany w składzie osobowym PiS-u, Jarosława Kaczyńskiego oczywiście usuwa, a wyborcy PiS-u co na to? Co Dorn im wtedy zaproponuje? Czy on ich może przekona, że oni są w sumie świetni, tylko, że obstawili nie do końca właściwego konia? I co Dorn sobie wyobraża dalej? Że ci sami ludzie, którzy wcześniej głosowali na Kaczyńskiego, teraz zagłosują na Dorna, który im właśnie wyjaśnił, że Kaczyński jest do kitu? Te 5 milionów ludzi, którzy postawiło na PiS wbrew wszystkim możnym tego świata, zgodnie z własnymi wyobrażeniami o tym, jaka ma być Polska, zgodnie z własnym sumieniem, teraz przeniesie swoje głosy na Dorna, który właśnie przed chwilą zniszczył ich partię i twierdzi, że to wcale nie on? A do tego jeszcze, część zawiedzionych zwolenników Platformy się przyłączy do zwycięskiego Dorna, bo oni tak w gruncie rzeczy zawsze marzyli, żeby być z PiS-em, tyle że im przeszkadzali Gosiewski z Kaczyńskim?
Więc nie. Dorn aż tak głupi nie jest. Ale jemu też chodzi o coś zupełnie innego. Jemu chodzi o władzę. Czystą władzę. Bo on w ogóle dziś już nie myśli o wyborcach. On obecnie ma wyborców w głębokiej pogardzie. Jeśli idzie o kolejne wybory, to on wie, że na razie nie ma o czym gadać. A później się zobaczy. Jakieś rozwiązanie się znajdzie. On jest mądry. On zrobi to wszystko, co wcześniej nie udało się ani Michnikowi, ani Geremkowi, a później Tuskowi, i zrobi to lepiej. On już nawet ma gotową nazwę: demokraci.com.
Jak dziś premier Schetyna mówi, że Platforma gotowa jest nawet zlekceważyć wszelkie możliwe procedury demokratyczne, byle tylko móc prowadzić swoją politykę, to Dorn się z tego śmieje. On wie, że bez niego im się nie uda. Bo bez niego nie uda się nikomu. Taki to już jest przypadek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...