piątek, 10 października 2008

Czy świński ryj potrafi uczynić cud?

Od czasu, kiedy poseł Platformy Obywatelskiej, Janusz Palikot walnął ryjem w stolik państwa Walterów, bacznie obserwuję wszystko, co się dzieje wokół tego wydarzenia. Początkowo wierzyłem, że mój salonowy wpis będzie jedynym przejawem mojego zainteresowania tą sprawą. Wydawało mi się, że, tak jak to dotychczas bywało, pan przewodniczący Chlebowski wygłosi standardowe oświadczenie dla mediów, że Palikot przekroczył kolejną granicę, premier Tusk bąknie coś na temat dobrych obyczajów, a jeśli - broń Boże - zajdzie taka potrzeba, to może nawet Janusz Palikot otrzyma jakieś partyjne upomnienie. Myślałem więc, że będzie, jak zawsze, tyle że głupiej i nudniej - bo bez nadziei na światło.
Tymczasem, od pierwszych chwil po telewizyjnym wystąpieniu lubelskiego posła, stało się oczywiste, że tym razem będzie inaczej. Jeśli ktokolwiek ma do Palikota pretensje, to, przede wszystkim dziennikarze TVN-u, którzy prawdopodobnie - nie zważając na bardzo piękne intencje pana posła - nie potrafią przełamać tego dysonansu w postaci ich pięknych oszklonych wnętrz i ciężkiego chama wpadającego nagle do studia ze świńskim łbem. Więc się irytują. Poza tym cisza, przerywana przez łagodzące wypowiedzi polityków Platformy i kpiące uśmieszki posłów komunistycznych. PiS oczywiście w tej rozgrywce nie ma - ani tez pewnie nie chce mieć - nic do powiedzenia.
Przychodzi do TVN-u poseł Nitras - który, tak na marginesie, wyrasta ostatnio na gwiazdę formatu Seby - i mówi, że nic takiego Palikot nie zrobił i nie ma o czym gadać. Później przyłazi jakiś inny platformiany nieboraczek - Sikorski, o ile pamiętam i tłumaczy, że wcześniejsze występy Palikota były dużo gorsze, więc w sumie idzie ku lepszemu. Premier już w ogóle nic nie mówi, zajęty... no właśnie, nie bardzo wiadomo czym. Pewnie szukaniem odpowiedniego kąta między falą nadchodzącego finansowego kryzysu, a jego smukłym czołem. W sumie - plaża.
Jakby tego było mało, po tych niesłychanych batach, jakie rząd Donalda Tuska otrzymał od PZPN-u i samego Cappo di Tutti Cappi, zamiast się zamknąć, poszukać jakiegoś spokojnego kącika i spokojnie prowadzić pracę u podstaw, z myślą o odświeżeniu wizerunku, politycy Platformy prześcigają się w ekstrawagancjach. Donalda Tusk mówi Prezydentowi, gdzie ma jechać z wizytą, opowiada jakieś dyrdymały na temat tego, na czym Prezydent się zna, a na czym mniej - on, który, jeśli się zastanowić, to głównie się specjalizuje w malowaniu kominów, a i to nie do końca jest pewne - a całe stado innych działaczy tej przekomicznej partii z odpowiednim przytupem, objaśnia słowa premiera oszołomionemu narodowi.
Kiedy już się wydaje, że może wystarczy tej głupawki, do Moniki Olejnik przyłazi minister Sikorki i kładzie jej na stół jakieś ekspertyzy, które zaświadczają, że Prezydent może jechać za granicę, o ile Premier przyłoży mu na ten wyjazd odpowiednią pieczątkę.. Dobrze, że nie posadził jej na biurku talerzyka z dwiema zdechłymi rybami.
Myślałem więc, że będzie nudno i będę mógł Salonowi dać na jakiś czas odetchnąć, a tu okazuje się, że dzieje się i to bardzo. Platforma zdecydowanie złapała drugi oddech i to oddech nie byle jaki, bo wszystko, co dotychczas robiła osobno, obecnie robi na raz. Kopie, gdyzie, biega, skacze, rzuca nożami, kręci piruety, chodzi po linie - brakuje do tego jedynie kompletnie zaprutej piosenkarki Chylińskiej z teleturnieju Mam talent, która powie naszym władzom, że są zajebiści i pomacha w ich kierunku swą obtatuowaną rączką.
I zastanawiam się już bardzo poważnie, czemu oni to robią. Według absolutnie wszystkich sondaży, Platforma Obywatelska wyprzedza następny na liście PiS dwukrotnie, a czasem trzykrotnie. O cokolwiek by się nie spytać obywateli, bezwzględna większość wyborców twierdzi, że Platforma wszystko, co robi, robi znacznie lepiej od PiS-u. Lepiej dba o prostego człowieka, skuteczniej walczy z przestępczością, mężniej stawia czoła korupcji. Ostatnio nawet, kiedy zbliżał się moment upływu terminu ultimatum dla polskich władz w sprawie PZPN-u, olbrzymia większość badanych twierdziła, że nie wolno PZPN-owi odpuścić (czyli brawo Platforma!), a po tym, jak FIFA wzięła Drzewieckiego, wraz z jego nieszczęsnym kuratorem, za pysk, i pokazała Polsce, gdzie Polska ma stać, to natychmiast większość społeczeństwa oświadczyła, że to bardzo dobrze się stało, że kurator odchodzi (czyli jeszcze bardziej brawo Platforma!), a niemal 40% pytanych twierdzi, że to co się stało, to porażka PZPN-u.
Na to wszystko przychodza społeczni analitycy i tłumaczą bardzo mądrze, że Platforma odebrała PiS-owi wszystko, co było do odebrania, że nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek powstrzymanie Donalda Tuska i jego drużyny przed stałym marszem ku górze, a przy całym łańcuchu kompromitujących wydarzeń, w których grzęźnie PiS - Platforma pozostaje praktycznie jedyną realną siłą na scenie.
Patrzę na to, co się dzieje, obserwuje te sondaże, czytam analizy ekspertów i kompletnie nie umiem zrozumieć, czemu w tak komfortowej sytuacji, w jakiej znalazł się rząd Donalda Tuska, oni zachowują się tak nerwowo. Wysyłają Palikota z ta świnią, Nitrasa z idiotycznymi złośliwościami pod adresem Prezydenta, a jakby tego było mało, sam Premier nagle wchodzi w najbardziej tanią wojnę z Pałacem Prezydenckim. O wszystko. Prezydent chce zwołać Radę Gabinetową, Tusk grzmi, że nie życzy sobie. Prezydent chce jechać do Paryża, Tusk własną piersią zastawia mu drogę do samolotu. I jeszcze wynajmuje jakichś prawników, którzy mu mówią, że, jak Rada Ministrów podejmie decyzję, że Prezydent nie jedzie, to on nie pojedzie.
Przecież, jeśli sytuacja Platformy, i osobiście premiera jest tak komfortowa, poparcie tak bezpiecznie wysokie, a przyszłość tak jasna, to po co się tak napinać? Chce Kaczor jechać? Ależ oczywiście, panie Prezydencie, zapraszamy, może przy oknie? Chce rozmawiać o kryzysie? Już pędzę. Dla Pana, panie Prezydencie wszystko. Byleby Pan się nie musiał tak martwić, bo serduszko pęknie. Życzy sobie pan Prezydent referendum w sprawie prywatyzacji szpitali? Ależ nie mamy nic przeciwko temu. Do czasu, jak się to wszystko zorganizuje, po Panu już i tak śladu nie zostanie. Pan Janusz narozrabiał? A to huncwot z tego Janusza, już my mu powiemy, jak się należy wyrażać o prezydencie.
TVN zaprasza do studia pana marszałka Niesiołowskiego, a Niesiołowski - pełny luz i czar. Pytają się, jak tam prezydencki bal, a pan Marszałek - ależ bardzo mam nadzieję, że wszystko pójdzie, jak najlepiej. Sami, jeśli trzeba będzie, użyjemy naszych wpływów, żeby Polska odniosła i tu jakiś sukces. A jak nie wyjdzie, będziemy się martwić wraz z Panem, panie Prezydencie. I następna setka za zwycięstwo!
Jaka natomiast jest logika w ciągłym dostawaniu cholery, kiedy wszystko idzie tak gładko i pięknie? Ludzie nas kochają, dziennikarze są z nami, jak nigdy, koalicjant wierny jak najwierniejszy pies, sondażownie dzień w dzień zasypują nas samymi radosnym wiadomościami, socjolodzy, politolodzy, fachowcy od wizerunku nie mogą wyjść z podziwu, że polityka serdeczności zawróciła ludziom w głowach dokumentnie i na słodką wieczność. Żyć, nie umierać. Wystarczy rozsiąść się wygodnie, przybrać tępy uśmiech Buddy i kasować wpływy. Patrzeć spokojnie, z wyżyn piarowskiego geniuszu na politycznych frustratów, na tych wszystkich Suskich, Szczygłów, Kuchcińskich, na te wszystkie Piechy i Kępy, zatraconych na dodatek w tym swoim smutnym bojkocie TVN-u, i powtarzać w kółko: „Kochamy was".
Może ja jestem jakoś głupi. Nie sądzę, ale może i tak się dzieje, że ja, w tym moim PiS-owskim zatraceniu, zupełnie straciłem poczucie sensu. Robię jednak, co mogę. I kombinuję, jak potrafię. I znajduję tylko jedną odpowiedź. Ten cały rwetes z sukcesem Platformy, te wszystkie sondaże, te najprzeróżniejsze ekspertyzy socjologów, politologów i specjalistów od politycznego wizerunku, to wszystko czysty humbug, mający na celu podtrzymanie tego trupa, choćby na tyle długo, żeby tych kilku najbardziej zażartych wielbicieli tego czegoś, z czym mamy do czynienia od niemal roku, nie straciło swej nadziei, że jednak słońce świeci, jak dawniej.
Więc stąd te nerwy i ta histeria. Platforma musi doskonale wiedzieć, że tu już tyko pozostała wiara w te obiecane cuda. Niespodziewanie jednak cuda już innego typu. Zupełnie nie te cuda, co tak im dobrze kiedyś służyły. A właściwie tylko w jeden cud. Cud ożywienia trupa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...