czwartek, 2 października 2008

Co Bogu, co Cesarzowi, a co Panu Prezesowi Listkiewiczowi?

Nie jestem kibicem ani piłkarskim, ani sportowym. Do tego stopnia wykazuję brak zainteresowania tym, co się dzieje w sporcie, i światowym i naszym rodzimym, że mój teść, na przykład, ma o to do mnie ukryte pretensje.
Nie było tak zawsze. Kiedy byłem dzieckiem, interesowałem się bardzo piłką nożną i kibicowałem Polonii Bytom. Pewnie trochę dlatego, że ojciec kolegi był prezesem Polonii, ale też dlatego, że jakoś Polonię lubiłem. Później kibicowałem Górnikowi Zabrze. Dlatego, bo Górnik był bardzo dobry. Byłem na słynnym meczu Górnika z AS Romą na Stadionie Śląskim. Byłem też na wielkim meczu polskiej reprezentacji z Anglią, jak im wlaliśmy, a McFarland sfaulował skutecznie Lubańskiego.
Miałem w szkole kolegę Stopę, który znał się na lidze angielskiej w stopniu zupełnie niezwykłym. Umiał wymienić wszystkie drużyny angielskiej ekstraklasy, i wszystkich zawodników każdej z drużyn. Kibicował za West Hamem i powiedział mi, że, jak chcę mieć swoją drużynę, to on mi poleca Everton. Więc kibicowałem też Evertonowi.
Oglądałem też z zapartym tchem tenis. Ze względu najpierw na Fibaka, a później tak w ogóle, bo to bardzo ciekawa gra i dość dobrze się w tym tenisie orientowałem.
Ale to było dawno. W pewnym momencie jakoś przestałem się interesować piłką, tenisem i w ogóle sportem. I tak mnie trzyma od tego czasu. Owszem - mogę oglądać dokładnie wszystko, co się dzieje na poziomie sportowym, a jak się napatrzę dłużej, to nawet umiem się wciągnąć. We wszystko. Nawet w gimnastykę sportową, albo curling. Moja córka bardzo się interesuje sportem. Jest na tym punkcie zupełnie nieprzytomna, a więc, jak mam czas i nastrój, oglądam z nią i mecze i wszelkie inne zawody.
Pewnie też i trochę przez Hankę, żyję dzisiejszymi sprawami związanymi z awanturą między polskim ministerstwem sportu, a europejską i światową mafią piłkarską. Kibicuję przy tym ministrowi Drzewieckiemu i wszystkim osobom trzymającym jego stronę i myślę sobie, że jeśli mu się uda bezpiecznie wywalić cale to bezczelne towarzystwo związane z PZPN-em, to będę Platformie bił brawo.
Czytam dziś jednak wpis w Salonie Igora Janke i nie mogę się powstrzymać przed paroma uwagami. Wpis pana Igora jest krótki i właściwie można by - a i pewnie wypadałoby - go zacytować w całości, ale ja jednak tylko przypomnę jego część:
To niebywałe co się dzieje z PZPN. Duże państwo w środku Europy od lat nie może sobie poradzić z organizacją, która wszystkim kojarzy się z korupcją, układami, kolesiami wódą i załatwiactwem. Z bałaganem na stadionach, kiepskimi klubami i kibolami na trybunach.
Do pewnego momentu nikt się nie chciał tym zajmować. Kiedy wreszcie Kaczyński z Ziobrą powiedzieli „dość" i chcieli pogonić kolesiów z PZPN, po kilku dniach musieli rakiem się wycofywać. Wystraszyli się.
Szczerze mówiąc nie wierzyłem, że obecna ekipa wykaże więcej odwagi. A wykazała. Odwagi i sprytu, bo podeszli Listkiewicza od tyłu, kiedy ten się najmniej spodziewał. Pierwsza runda: Listkiewicz na łopatkach. Ale ten błyskawicznie użył swoich wpływów, które okazują się silniejsze niż struktury państwa i dwa wielcy ludzie światowej piłki nożnej Blatter i Platini natychmiast stanęli za nim. Jak to możliwe, ze międzynarodowe organizacje o takim prestiżu wstawiają się za tak skompromitowana organizacją jak PZPN?
Co mi się we wpisie Igora Janke nie podoba? To mianowicie, że z jego słów niechybnie wynika, że kiedy Kaczyński z Ziobro postanowili się wziąć za mafię piłkarską, to nie dość, że się musieli wycofywać, to na dodatek jeszcze „rakiem". Ale i to nie wszystko. Oni nie dość, że się musieli wycofywać ‘rakiem', to robili to z tej prostej przyczyny, że się wystraszyli. Nie dlatego się wycofywali ze swojej wojny z PZPN-em, bo z mafią bywa niełatwo, ale po prostu ze zwykłego strachu.
Co innego dziś, w przypadku stanowczych i bohaterskich działań ministra Drzewieckiego. On się wziął za mafię piłkarską nie tylko z odwagą, ale też i ze sprytem. A więc teraz, kiedy jest obawa, że trzeba się będzie wycofać, to z całą pewnością już nie ‘rakiem', ale z honorem i przy zasłużonych brawach, bo on - jeśli oczywiście tak się stanie - przegra nie z tchórzostwa, ale z tego powodu, że Listkiewicz i jego koledzy-mafiozi wykorzystali swoje wpływy w UEFA i FIFA.
Listkiewicz tego nie zrobił dwa lata temu. On nawet nie myślał o wykorzystywaniu swoich koneksji i koleżeńsko-biznesowych powiązań za granicą. Nie musiał. Ziobro i Kaczyński nawet nie potrzebowali dowodów siły Listkiewicza. Oni wystraszyli się właściwie na zapas.
Ja sobie tu troszkę ironizuję, ale pamiętam też głosy przeciwników poprzedniego rządu, komentujących zarówno próby wzięcia tego całego PZPN-owskiego towarzystwa za pysk, jak i tę sytuacje, kiedy ostatecznie okazywało się, że po prostu się nie da. Pamiętam, jak przeciwnicy tamtego rządu się cieszyli, że oto widzimy, jak ci, którzy walkę z korupcją mają od lat na ustach, nie potrafią nawet przeprowadzić jednej skutecznej akcji w stosunku do jakiś tam piłkarzyków. Nie pamiętam, czy ktoś użył tryumfalnego zwrotu o wycofywaniu się ‘rakiem', ale nie miałem żadnych wątpliwości, że - ależ oczywiście - oni się wycofywali wyjątkowym rakiem.
Dziś już wiemy, że nawet jeśli się okaże, że cały ten krzyk o wprowadzeniu kuratora do PZPN-u, to wyciąganie krzesełek spod opasłych tyłków bandy bezczelnych - i tak nieprawdopodobnie bezkarnych - kombinatorów spełznie niestety na niczym, to tylko najbardziej sfrustrowani i samotni w swoich pretensjach zwolennicy poprzedniego rządu będą mówić, że proszę - oto skuteczność ekipy Donalda Tuska w działaniu. Mało kto będzie się cieszył, że minister Drzewiecki za mało widocznie wciągnął ogóreczków i dostal po nosie od Blattera i Platniego. Wszyscy - jedni i drudzy - będą się po prostu okropnie martwili, że, jak słusznie pisze Igor Janke, „duże państwo w środku Europy od lat nie może sobie poradzić z organizacją, która wszystkim kojarzy się z korupcją, układami, kolesiami wódą i załatwiactwem. Z bałaganem na stadionach, kiepskimi klubami i kibolami na trybunach."
A ja, osobiście, będę się dodatkowo martwił czymś więcej. Jak to jest, że w cywilizowanym świecie, gdzie i tradycja i najgłębsza myśl filozoficzna uznały, że uniwersalny ład świata opiera się na niezależności dwóch porządków - porządku kościelnego i porządku państwowego - niezależnych od siebie, a jednocześnie współpracujących ze sobą, pojawiają się systemy, gdzie ten porządek jest naruszany z tak nieprawdopodobną dezynwolturą? Oczywiście wiemy, na czym polegał i polega system określany potocznie, jako system mafijny. Wiemy, że ludzi, którzy uznali, że Państwo jest złe, a Kościół trzyma z państwem, a mieli wystarczająco siły, żeby zająć w tym układzie niezależne miejsce, można było i można do dziś znaleźć wszędzie na świecie. Czy to w postaci właśnie ściśle mafijnych grup, czy też tajnych stowarzyszeń, o których wiemy jeszcze mniej, niż o najbardziej mafijnych mafiach. Ale i o jednych i o drugich, jeśli się w ogóle mówi, to albo w kontekście egzekwowania prawa, albo pokątnie, na zasadzie plotkowania i wyśmiewania innych za ich obsesje.
Tu natomiast mamy absolutnie oficjalnie funkcjonujący układ. Układ nie dość, że powszechnie zaakceptowany i tolerowany, to na dodatek układ, który jest podczepiony pod Państwo ze wszystkich stron rurkami, przez które przepływ odbywa się wyłącznie w jedną stronę. I nie chodzi tylko o PZPN, ale o wszystkie możliwe związki sportowe, które funkcjonują całkowicie poza strukturami Państwa i - tym bardziej poza strukturami Kościoła - a jeśli kiedykolwiek coś od tego Państwa chcą, to tylko tyle, żeby Państwo zapewniło policyjną ochronę kibiców, albo, żeby wyłożyło trochę pieniędzy na stadiony.
A jeśli - nie daj Boże - Państwo zwróci się do któregokolwiek z tych związków, czy organizacji w jakiejkolwiek sprawie, która panom prezesom nie pasuje, to w jednej chwili okazuje się, że Państwo ma się zamknąć i siedzieć cicho do czasu, aż któryś z prezesów coś sobie zażyczy.
I to jest sytuacja w środku Europy. W cywilizowanym, demokratycznym kraju, Minister Sportu wydaje decyzję o umieszczeniu w Polskim Związku Piłki Nożnej (proszę zwrócić uwagę na to słowo - w ‘polskim' związku) kuratora, bo podejrzewa, że wewnątrz dzieją się sprawy podejrzane i niebezpieczne, a natychmiast międzynarodowe organizacje, których członkiem jest ten otóż PZPN, ogłaszają, że polskie Państwo jest tu elementem obcym i oni nie będą nawet odpowiadali na listy wysyłane przez polskie władze, o ile nie są to władze piłkarskie.
I koniec dyskusji. Jeśli polski rząd ma jakieś plany wkraczania w prywatne i biznesowe interesy związków sportowych, to niech nie zapomina, że to wtrącanie się skończy się w ten sposób, że jak Polacy będą chcieli, to będą sobie mogli sport uprawiać na przydomowych podwórkach.
W tej sytuacji, jest oczywiste, że wszyscy normalni ludzie, dla których ważniejsza jest Polska od znienawidzonego rządu, powinni kibicować tym wszystkim, którzy wezmą się z tą chorą sytuacją za łby, żeby byli dzielni, nieustępliwi i żeby w końcu zwyciężyli. A obecna władza powinna mieć świadomość, że tak komfortowej sytuacji w swojej walce nikt dotychczas nie miał i już mieć nie będzie.
Tylko ta, bowiem, opozycja gwarantuje szacunek dla wyższości interesu państwowego nad interesem partyjnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...