czwartek, 9 października 2008

PR, czyli świńskjim ryjem w społeczeństwo

Owszem. Też wczoraj widziałem w telewizji Janusza Palikota. I od razu przyznam, że jestem pod wrażeniem. Jestem pod wrażeniem i słów pana posła i tego świńskiego łba, który poseł przytargał ze sobą do studia, i znów jego słów, które z lubością relacjonują od wczoraj media. Przede wszystkim jednak słów. Łeb, jak mówię, mnie obszedł, ale jakoś mnie obszedł tylko troszeczkę. Myślę o słowach. Słowach wypowiedzianych przez Palikota i słowach, które Palikota komentują. Jak wiemy, poseł Palikot rzucił na stolik, przy którym siedział redaktor Rymanowski łeb świni i powiedział, że to jest taki mafijny gest, który on kieruje przeciwko prezesowi od piłki nożnej w naszym kraju, Listkiewiczowi. Że niby, jak się domyślam, Listkiewicz skończy, jak właścicielka tego łba.
Palikot, zresztą mówił dużo więcej. Rozgadał się już znacznie wcześniej. Przedtem, zanim przyszedł do studia opowiadał coś o Prezydencie, że jest jak kukielka wyciągnięta z szafy, że zachowuje się, jak zombie, i że Palikotowi jest wstyd. Już podczas wizyty u Rymanowskiego, błagał Lecha Kaczyńskiego, żeby jak najszybciej zrzekł się urzędu i takie tam. No a później sięgnął pod biurko i wyciągnął ten świński ryj dla Listkiewicza.
I cały czas przy tym mówił. Rymanowski, zachwycony słuchał, uśmiechał się szelmowsko, zadawał inspirujące pytania, a Palikot mówił dalej. Że PZPN to oczywiście banda gangsterów, że Listkiewicz planuje zabójstwo Drzewieckiego, że Drzewiecki w związku z groźbą zamachu musi jeździć trzema ‘beemami' na zmianę, i że za parę tygodni Listkiewicz i jego gang skończą, jak świnia, której ryj właśnie leży na talerzyku przed Bogdanem Rymanowskim, bo Palikot, razem ze swoim gangiem go po prostu załatwią.
Po Palikocie przyszedł do studia sam prezes Listkiewicz i po raz pierwszy w życiu pomyślałem sobie, że ten Listkiewicz to jednak równy gość. Co ja gadam! Równy? Mądry, kulturalny, dowcipny, szlachetny. Prawdziwy bohater. A jak w pewnym momencie pan prezes wspomniał coś o swojej zamordowanej mamie, to czułem już chęć zagłosowania na Listkiewicza w wyborach prezydenckich.
Oczywiście wszyscy wiemy, kim jest Janusz Palikot. Ale, gdyby ktoś zapomniał, to przypomnę. Palikot to czołowy polityk obecnie rządzącej partii, czyli Platformy Obywatelskiej. Platforma Obywatelska, natomiast, jak wiemy, to nie jakaś tam partia. Platforma to partia szczególna, partia nowego typu, partia, której dotychczasowe dokonania, której bieżące sukcesy i której powszechnie obowiązujący wizerunek wskazują na to, że słowo ‘Platforma' prawdopodobnie już niedługo zastąpi ‘wodnika' w opisie cywilizacyjnej fazy, w jakiej się ma już za chwilę znaleźć ludzkość.
Gadał więc wczoraj w telewizji Palikot, wcześniej gadał też w radio, jego słowa relacjonowały media i wszyscy, w najgorszym wypadku, chichotali, jaki to ten Palikot jest fikuśny. Mówię „w najgorszym wypadku", bo na przykład Onet, w swojej ogromnej większości, wydawał z siebie wyłącznie okrzyki zachwytu i podziwu w stosunku do człowieka, który jest i mądry, i dowcipny, no a przede wszystkim odważny. Wielu z nas - mam nadzieję, że bardzo wielu - wie dobrze, że jego odwaga ma raczej rozmiar tej muchy, która u Haska srała na portret najjaśniejszego pana, wiedząc, że to tylko portret i że srać może zupełnie bezkarnie. Faktem jednak jest, że w pewnym towarzystwie, to co robi Palikot, jest odwagą.
Do czego zmierzam? Do tego mianowicie, że chciałbym się zastanowić, jak duże jest to towarzystwo, na ile jest ono zorganizowane i jak bardzo jest wpływowe. Jeśli się człowiek skupi na tym, co dociera do niego z tak zwanego medialnego szumu, może sobie pomyśleć, że poseł Palikot, rzucający na tefauenowski stolik łeb świni, reprezentuje środowisko silne i cieszące się znacznym autorytetem. Jeśli postanowimy zawierzyć temu, co mówią nam różnego rodzaju komentatorzy i eksperci, możemy uznać, że jeśli są w naszej polityce postacie skompromitowane i ciągnące w dół język i cały styl debaty, to jest to poseł Suski, albo poseł Karski, ewentualnie, Jacek Kurski, czy - powiedzmy - Joachim Brudziński.
Jeśli na naszej politycznej scenie należałoby dokonać jakiś poważniejszych przetasowań, oczywiście najlepiej byłoby zdelegalizować Prawo i Sprawiedliwość, a następnie przeprowadzić normalne wybory. Skoro delegalizacja PiS-u na razie jednak nie wchodzi w rachubę, to - jak słyszymy - można by było wykonać parę ruchów na rzecz ucywilizowania partii Kaczyńskiego. Jakich? Tu odpowiedź jest jednoznaczna. Wyrzucić z PiS-u Suskiego, Kuchcińskiego, Karskiego, Kurskiego, Brudzińskiego, Gosiewskiego, Mularczyka, Ziobrę, Putrę, Girzyńskiego, Kępę. Ich wyrzucić, Kaczyńskiego przesunąć na pozycję - powiedzmy - szefa klubu, prezesem (tymczasowo, aż się sprawdzi) zrobić Dorna, lub Zalewskiego i zobaczyć, jak jest.
Skąd się biorą te pomysły? Otóż okazuje się, że PiS dołuje (a że dołuje to przecież oczywiste) właśnie przez to, że nie umie zadbać o swój wizerunek. Społeczeństwo - według diagnoz ekspertów - byłoby na pewno o wiele bardziej życzliwe PiS-owi, dziennikarze z całą pewnością patrzyliby na PiS z większą sympatią, a pracownie badań społecznych niechybnie zaczęłyby dostarczać lepszych wieści zwolennikom Prawa i Sprawiedliwości, gdyby na czele partii stali ludzie kulturalni, inteligentni, wygadani, sympatyczni, wykształceni. Jak Palikot na przykład. A nie, jak ten wiejski buc Putra.
Sondaże nie kłamią. Platforma Obywatelska cały czas utrzymuje poparcie na poziomie około 50%, natomiast PiS krąży gdzieś poniżej jednej piątej społeczeństwa. Dlaczego? No wiadomo, dlaczego. Jeśli chcemy, żeby ludzie nas lubili, musimy się umieć ludziom zaprezentować. Musimy pokazać przyjazną, życzliwą, dobrą twarz, a nie twarz tępego woła, który nawet nie umie ładnie zbudować zdania.
Popatrzmy na prezydenta Kaczyńskiego, o którym najświeższa gwiazda mediów, Janusz Palikot, ostatnio powiedział, że to klasyczne zombie. Okazuje się, że poparcie dla Prezydenta jest tak niskie, bo on kompletnie nie umie zadbać o swój wizerunek. Weźmy przewodniczącego Chlebowskiego. Przecież ten człowiek, jak stanie przed kamerą, to powietrze aż śpiewa. Pani poseł Pitera - przecież ona jest stworzona do tego, żeby z ludźmi po prostu rozmawiać. Szczególnie, jak się przebierze za kowboja. Marszałek Niesiołowski... dlaczego społeczeństwo go lubi? Dlatego, że potrafi być grzeczny, uprzejmy i zwyczajnie życzliwy. Stąd sukces Platformy.
I na to wszystko przychodzi Lech Kaczyński. Człowiek, który z jakiegoś powodu uznał, że wizerunek się wcale nie liczy. Że wystarczy siąść i gadać. A społeczeństwo nie jest głupie. Społeczeństwo wie, że dopóki polityk nie pokaże, że człowieka szanuje, nie ubierze się ładnie, nie odchudzi, nie przyczesze odpowiednio, a przede wszystkim dopóki nie zrezygnuje z tępej agresji na rzecz prostej, ludzkiej życzliwości, to nie ma u wyborców żadnych szans. Spójrzmy na Krzysztofa Daukszewicza, bohatera Szkła Kontaktowego, sztandarowego programu ludzi wymagających i wybrednych. To jest własnie ten styl. Trzeba się uczyć. A tu ten flejtuch Kuchciński. Z czym do Polaków?
Społeczeństwo jest mądre. I to jest fakt. Zauważyłem jednak ostatnio, że pojawiła się grupa ekspertów - socjologów, politologów, czasem zwykłych dziennikarzy, którzy sugerują, że sukces Platformy Obywatelskiej jest wynikiem nie tyle wielkości polityków Platformy, co skutkiem działań pijarowskich. Że Platforma w gruncie rzeczy jest bandą nieudaczników, kłamców, leniuchów, którzy ani nie mają żadnego planu, ani żadnych ambicji, ani żadnych marzeń, poza tym jednym - jak tu utrzymać władzę jak najdłużej. Według tych specjalistów, Platforma będzie rządziła wiecznie, bo fachowcom od wizerunku, których ta szczególna partia wynajęła do roboty, udało się doprowadzić do sytuacji, w której cokolwiek się stanie, społeczeństwo będzie wierzyło, że Donald Tusk i jego ministrowie są absolutnie dokładnie tacy, jak to społeczeństwo sobie zawsze życzyło.
Że nawet jeśli minister Schetyna wyprowadzi na ulice czołgi i żołnierzy z psami, które będą obywateli gryźć po łydkach, a minister Rostowski każe każdemu obywatelowi wpłacić na konto Urzędu Rady Ministrów po tysiąc złotych, to i tak większość społeczeństwa będzie twierdzić, że w dotychczasowej historii naszego kraju nie było rządu, któryby tak dbał o prostego człowieka. Socjologowie nie mogą się nadziwić, że doszło do czegoś tak fantastycznego i że ich ulubiona partia w sposób tak bezwzględnie mistrzowski potrafiła przeprowadzić akcję ogłupiania społeczeństwa. Nie mogą powstrzymać się od manifestowania swojej radości, że oto głupi ludzie dają się tak fatalnie kiwać tak nieprawdopodobnym nieudacznikom. Reżimowy spec od wizerunku, Eryk Mistewicz, chodzi dumny jak paw po najróżniejszych redakcjach i opowiada, jak to prawda jest absolutnie nieistotna. Jak to kompletnie nie liczy się rzeczywistość. Jak to ludzie nie potrzebują faktów. Ważna jest story. Liczy się pic.
Ciekawe, prawda? Trochę tu sobie ironizowałem, no ale jak długo można pozostawać w nastroju żartobliwym? Teraz więc będzie poważnie. Mamy wszyscy do czynienia, z jednej strony ze społeczeństwem, z drugiej strony z całą potęgą tak zwanego eksperctwa, no i czymś, co stoi pośrodku i tak pięknie jest symbolizowane przez posła Janusza Palikota, który redaktorowi Rymanowskiemu wali świńskim ryjem w biurko. I chcemy wiedzieć, kto tu jest idiotą, a kto chytrym lisem. Czy rzeczywiście społeczeństwo to banda kretynów, którym można wszystko wmówić i którzy zrobią dokładnie każdą rzecz, jaką im wskaże pierwszy z brzegu specjalista od propagandy - tak jak to chcą widzieć publicyści i sami pijarowcy? Czy faktycznie, żeby zdobyć serca i umysły tego społeczeństwa, nie trzeba robić absolutnie nic, poza realizowaniem strategii podsuniętej przez ludzi, którzy wiedzą najlepiej na świecie, jak kłamać w taki sposób, by nie zostać wykrytym?
Czy rzeczywiście większość tego społeczeństwa uważa, że Palikot jest dobry i mądry, a Putra głupi i zły? Czy rzeczywiście to co mówią sondaże i to, co zapowiadają eksperci - ta historyczna porażka człowieka rozumnego - jest faktem i nieuchronnością?
Otóż nie. Tak się nie dzieje. Bywa różnie. Ale nie aż tak różnie. Jak podobno powiedział kiedyś bardzo mądry prezydent, Abraham Lincoln: „You can fool some of the people all of the time, and all of the people some of the time, but you can not fool all of the people all of the time".
Na koniec zła informacja dla złych ludzi. Ta granica już została przekroczona. Niedługo nawet wy to zobaczycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...