Oto
poinformował mnie mój syn, że Donald Tusk, wciąż, jak się zdaje, snując się to
tu to tam po Polsce i promując swoją książkę, zażartował, że polsce nie grozi ‘polexist”,
ale raczej „wypierpol” i ów bonmot zaczął nagle robić karierę na miarę niegdyś „ciepłej
wody w kranie”, potwierdzając w ściśle określonych środowiskach pozycję Tuska
jako najbardziej inteligentnego żartownisia polskiej polityki. A mnie
natychmiast naszły refleksje, nawet nie tyle związane z faktem, że on ów „wypierpol”
ukradł posłowi Konfederacji, Dobromirowi Sośnierzowi, który go wymyślił i użył
na Twitterze jeszcze rok temu, ale z tym, że sądząc po tym, co się dzieje w
ostatnich dniach, można dojść do przekonania, że z byłym premierem dzieje się
coś bardzo niedobrego. Ja oczywiście już dawno wiedziałem, że jest to człowiek
dość dramatycznie ograniczony, jednak nie ulega dla mnie najmniejszych
wątpliwości, że tak dramatyczne wykorzenienie z Polski i to na tyle lat, osłabiło
go jeszcze bardziej, a ostatnie dni wskazują na to, że ów zjazd robi się coraz
bardziej niebezpieczne.
Ponieważ
to co się stało chciałbym jakoś oryginalnie skomentować, a prawdę
powiedziawszy, mam wrażenie, że wszystko co miałem mądrego do powiedzenia na
temat tego dziwnego człowieka, już powiedziałem, chciałbym z tej akurat okazji
przypomnieć jeden z pierwszych swoich tekstów, jakie zdarzyło mi się mu
poświęcić, w nadziei, że tak będzie dobrze, by nie powiedzieć, bardzo dobrze. A
zatem, bardzo proszę.
Przydarzyła
mi się bardzo zabawna historia. Siedziałem sobie w domu i słuchałem muzyki.
Grał Bill Evans – pianista, razem z Tootsem Thielemansem na harmonijce. Kto się
interesuje, z pewnością wie, o co chodzi. Weszła najmłodsza Toyahówna, wydęła z
pogardą usta i spytała: „A co to za okropieństwo?’ Na to ja: „Organki”. Na co
moja córka: „Okropne”. I znów ja: „To Toots Thielemans – on jest wybitny”. I
wtedy moje dziecko: „Kto???? Tusk?”
Otóż
sprawa wygląda następująco. Oczywiście nie Tusk, tylko Toots. Toots Thielemans
– jeden z największych muzyków XX wieku. Można nie znać tego nazwiska, można
nie wiedzieć, kto to taki, ale wystarczyło żyć i mieć uszy otwarte, żeby od
czasu do czasu usłyszeć tę harmonijkę i jej nie zapomnieć. Wystarczyło te kilka
ważnych filmów, jak choćby „Midnight Cowboy”, żeby już nigdy nie zapomnieć tej
melodii. A więc nie Tusk, ale Toots. Wielki muzyk, znany głównie ze swojej
harmonijki, ale również gitarzysta i… gość, który potrafił pięknie gwizdać. A
więc bardzo zdolny człowiek. Nie Tusk.
Domyślam
się, że ktoś kto znalazł się na tym blogu po raz pierwszy, pomyśli sobie
zapewne, że tu się odbywa jakieś szaleństwo. Mało tego. Jestem pewien, że nawet
ci, którzy byli tu już wcześniej, mają święte prawo, żeby uznać, ze ja albo
ostatecznie straciłem siły, albo się po prostu zdemoralizowałem. Proszę
wszystkich o zachowanie spokoju. Aż tak źle nie jest. Atmosfera tylko z pozoru
jest głupkowata. Owszem, kiedy moja córka wyskoczyła z tym Tuskiem, to
wpadliśmy w nastrój zabawowy i zaczęliśmy się prześcigać w najróżniejszych
pomysłach, jak by to było, gdyby nagle się okazało, że Donald Tusk potrafi grac
ładnie na harmonijce, albo – nie daj Boże – jest okazał się wirtuozem w
artystycznym gwizdaniu. Włączalibyśmy sobie TVN24, na ekranie pojawiałby się
napis ‘na żywo’, kamery pokazywałyby nam rzecznika Grasia, który by z kolei
anonsował wystąpienie Premiera… i wtedy na mównicę wchodziłby Donald Tusk i
pięknie grał na organkach. Lub gwizdał. To byłoby coś. To byłaby prawdziwa
rewolucja. Oto mamy ten nasz polityczny świat. Tych wszystkich pieprzonych
prezydentów, ministrów, premierów, komisarzy, te wszystkie parlamenty, te strategie,
te gospodarki, te niespełnione obietnice, tę nieustanna walkę o głosy wyborców…
a tu nagle pojawia się, który gra na organkach, a następnie grzecznie się
wszystkim kłania i idzie do domu.
Niedawno,
Hanna Gronkiewicz Waltz powiedziała, że, jak idzie o miasto, którym ona
zarządza, to właściwie nie trzeba już nic robić. Wystarczy, żeby wszędzie były
kwiaty i żeby w chodnikach nie było dziur, na których można by połamać nogi.
Ludzie będą chodzić jak naćpani i będzie git. Ja do tego bym jeszcze dodał takie
rozwiązanie, żeby wszędzie, wzdłuż ulic poumieszczać wielkie telebimy, na
których mieszkańcy miasta mogliby nieustannie oglądać, jak Donald Tusk gwiżdże,
lub gra na harmonijce.
Wbrew
pozorom, to nie jest obraz aż tak bardzo absurdalny. Właściwie, jak się dobrze
przyjrzeć, to wszystko zmierza dokładnie w tym kierunku. Wczoraj telewizja
poinformowała, że Premier przedstawił coś, co się nazywa Polska 2030 – Wyzwania
Rozwojowe. Chodzi o to, że – prawdopodobnie po to, by nas ostatecznie dobić –
postanowiono nam pokazać, jak to będzie za dwadzieścia lat pod rządami ludzi,
którzy nam dwa lata temu wskoczyli na plecy i nie chcą zleźć. Nie będę
opisywał, jak ta Polska w roku 2030 ma wyglądać. Po cholerę? I tak wszystko
wiadomo – domy mają być wysokie, ze szkła i stali, a pociągi mają jeździć
bardzo szybko. Chcę jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Otóż
najprawdopodobniej autorem tego szaleństwa był nie Donald Tusk, lecz sam Michał
Boni. Dlaczego tak myślę? Przede wszystkim dlatego, że mignął mi ten ubek
wczoraj w telewizorze. Ale jest tez drugi powód moich podejrzeń. Ja na Boniego
mam oko już od pewnego czasu. Dokładnie od dnia, kiedy przeczytałem z nim
rozmowę w Rzeczpospolitej, gdzie on opowiadał, jak to w przyszłości każdy
będzie miał komputer i będzie sobie z każdym rozmawiał na Skypie. To właśnie
wtedy uznałem, że nie ma takich słów, które by potrafiły opisać nieszczęście,
na jakie sami się zechcieliśmy skazać 21 października 2007 roku. Ale nie ma też
takich słów, które by w pełni sprawiedliwie mogły załatwić sprawę o nazwie
‘Michał Boni’.
Więc
już nic więcej nie napiszę. Pewnie puszczę sobie „Nocnego Kowboja” i może się w
ten sposób trochę uspokoję.
Kto? Jaki zaś Timmermans?
OdpowiedzUsuńWrzuca Pan znakomite perełki muzyczne,chylę czoła.Nigdy tego utworu nie skojarzyłbym z "Nocnym kowbojem",może dlatego,że film obejrzałem raz i zrobił na mnie przygnębiające wrażenie,chociaż nie tak przygnębiające jak facjata tego socjopaty Tuska.
OdpowiedzUsuńCzytam Toyaha od prawie 2 lat i uwazam, ze powinien zalozyc osobnego bloga muzycznego.
UsuńMimo w sumie niewielu wpisow poswieconych muzyce troche niezlej muzyki poznalem dzieki Gospodarzowi (niezla byla tez wymiana w komentarzach na SN w zeszlym roku).
@zkr
UsuńMam nadzieję, że ma Pan moją książkę o muzyce.
Ten fragment z telebimami...
OdpowiedzUsuńPoczulem sie nieswojo, zalecialo Orwellem.
Wyobrazilem sobie Warszawe w 2030 - niczym Pjongjang tylko, ze na telebimach Tusek zamiast Kim Dzong Una.
Tak mi się tylko skojarzyło technicznie, że takie długie nuty na "podciągu" jest bardzo trudno zagrać na harmonijce - w sensie fizycznie trudno. To wymaga wysiłku, no i lat treningu. A żyjemy w realiach rynku, który torpeduje jak może wysiłek i lata treningu.
OdpowiedzUsuń