Ponieważ
akurat spędzałem czas we wrocławskiej Hali Ludowej i nie bardzo miałem czas
śledzić tego co się dzieje na zewnątrz, o tym, że Olga Tokarczuk wygłosiła w
Sztokholmie mowę, która automatycznie uczyniła z niej czołowego intelektualistę
– przy czym określenia „intelektualistę” używam wyłącznie dlatego, by zwrócić
uwagę na fakt, że ona podobno wygrała nie tylko w konkurencjach kobiecych, ale
w ogóle, jako przedstawiciel gatunku – dowiedziałem się dopiero w niedzielę
wieczorem, kiedy już było po wszystkim. Przeczytałem więc wszystko, co w tym
temacie miał do powiedzenia portal tvn24.pl, włącznie z tym, że wystąpienie
Tokarczuk było najwybitniejszym noblowskim wystąpieniem w całej historii
nagrody i że zebrani w sali słuchacze do teraz nie mogą się ruszyć z wrażenia,
no i w końcu odtworzyłem je sobie na youtubie. Jednak po to by nie zapomnieć
się, nie zagapić i wyjść z mojego pociągu na stacji Katowice, po paru minutach,
do których jeszcze to wrócę, puściłem sobie piosenki i tak już, ogłuszony i
oniemiały z wrażenia, dojechałem do domu.
Następnego dnia jednak znalazłem na Twitterze następującą ocenę owego
wystąpienia:
„Przemówienie Olgi Tokarczuk było jak w
świątyni. Ten jej głos, spokojny, ale brzmiący. Ten kosmos. Ziemia, holistyczne
czucie świata w czasach, kiedy świat jest krojony na kawałki, na wynos.
Krzesła, a na nich ludzie, którym zmieniają się miny, kiedy ona mówi. Ona była
boginią”.
Z tego
co zdążyłem zauważyć, nie była to w żaden sposób ironia, a o tym, że faktycznie
owa słowa mogły być wypowiedziane zupełnie na poważnie przekonałem się chwilę
później, gdy okazało się, że w międzyczasie wspomniany portal tvn24.pl, nie
dość że przedrukował w całości gadkę Tokarczuk, to jeszcze przeprowadził
rekonesans po polskich szkołach, gdzie wszyscy zagadnięci nauczyciele
jednogłośnie stwierdzili, że wielkość owych słów jest tak intelektualnie porażająca,
że od dziś one będa tworzyły kanon programów szkolnych we wszystkich możliwych
przedmiotach nauczania, zaczynając od języka polskiego, przez wiedzę o
społeczeństwie, etykę, plastykę, informatykę, po biologię.
Przeczytałem – przyznaję bez bicia, że niezbyt dokładnie – owo
półtoragodzinne wystąpienie i chciałbym się dziś tutaj podzielić swoimi
wrażeniami, a myślę, ze uczynię to najlepiej, przedstawiając jego wybrane
fragmenty:
„Świat jest tkaniną, którą przędziemy
codziennie na wielkich krosnach informacji, dyskusji, filmów, książek, plotek,
anegdot”;
„Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych
narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum”;
„Życie tworzą wydarzenia, lecz dopiero wtedy,
gdy potrafimy je zinterpretować, próbować zrozumieć i nadać im sens, zamieniają
się one w doświadczenie. Wydarzenia są faktami, ale doświadczenie jest czymś
niewyrażalnie innym. To ono, nie zaś wydarzenie, jest materią naszego życia.
Doświadczenie jest faktem poddanym interpretacji i umieszczonym w pamięci.
Odwołuje się także do pewnej podstawy, jaką mamy w umyśle, do głębokiej
struktury znaczeń, na której potrafimy rozpiąć nasze własne życie i przyjrzeć
mu się dokładnie”;
„Czytanie jest dość skomplikowanym
psychologicznym procesem percepcji. Upraszczając: Najpierw najbardziej
nieuchwytna treść jest konceptualizowana i werbalizowana, zamieniana w znaki i
symbole, a potem następuje jej ‘odkodowanie’ na powrót z języka na doświadczenie.
Wymaga to pewnej kompetencji intelektualnej”;
„Nie chcę szkicować tu jakiejś całościowej
wizji kryzysu opowieści o świecie. Często jednak doskwiera mi poczucie, że
światu czegoś brakuje. Że doświadczając go przez szyby ekranów, przez aplikacje,
staje się jakiś nierealny, daleki, dwuwymiarowy, dziwnie nieokreślony, mimo że
dotarcie do każdej konkretnej informacji jest zdumiewająco łatwe”;
„W natłoku informacji pojedyncze przekazy
tracą kontury, rozwiewają się w naszej pamięci i stają się nierealne, znikają.
Zalew obrazów przemocy, głupoty, okrucieństwa, mowy nienawiści, rozpaczliwie
równoważone są przez wszelkie ‘dobre wiadomości’, ale nie są one w stanie
ujarzmić dojmującego wrażenia, które trudno jest nawet zwerbalizować: Coś jest ze
światem nie tak. To poczucie, zarezerwowane kiedyś tylko dla neurotycznych
poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się zewsząd
niepokojem”;
„Opowieść jest więc porządkowaniem w czasie
nieskończonej ilości informacji, ustalając ich związki z przeszłością,
teraźniejszością i przyszłością, odkrywaniem ich powtarzalności i układaniem
ich w kategoriach przyczyny i skutku. Biorą w tej pracy udział i rozum, i
emocje”;
„Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy.
Nie zauważamy, że świat staje się zbiorem rzeczy i wydarzeń, martwą
przestrzenią, w której poruszamy się samotni i zagubieni, miotani czyimiś
decyzjami, zniewoleni niezrozumiałym fatum, poczuciem bycia igraszką wielkich
sił historii czy przypadku. Nasza duchowość zanika albo staje się powierzchowna
i rytualna”;
„Jesteśmy wszyscy – my, rośliny zwierzęta,
przedmioty – zanurzeni w jednej przestrzeni, którą rządzą prawa fizyczne. Ta
wspólna przestrzeń ma swój kształt, a prawa fizyczne rzeźbią w niej
niepoliczalną ilość form nieustannie do siebie nawiązujących. Nasz układ
krwionośny przypomina systemy dorzeczy rzek, budowa liścia jest podobna do
systemów ludzkiej komunikacji, ruch galaktyk – wir spływającej wody w naszych
umywalkach. Rozwój społeczeństw – kolonie bakterii. Mikro i makroskala ukazuje
nieskończony system podobieństw. Nasza mowa, myślenie, twórczość nie są czymś
abstrakcyjnym i oderwanym od świata, ale kontynuacją na innym poziomie jego
nieustannych procesów przemiany”;
„Czy zastanawialiście się kiedyś, kim jest
ten cudowny opowiadacz, który w Biblii woła wielkim głosem: ‘Na początku było
słowo’? Który opisuje stworzenie świata, jego pierwszy dzień, kiedy chaos
został oddzielony od porządku? Który śledzi serial powstawania kosmosu? Który
zna myśli Boga, zna jego wątpliwości i bez drżenia ręki stawia na papierze to
niebywałe zdanie: ‘I uznał Bóg, że to było dobre’. Kim jest to, które wie, co
sądził Bóg?”;
„Należałoby więc uczciwie opowiadać tak, żeby
uruchomić w umyśle czytelnika zmysł całości, zdolność scalania fragmentów w
jeden wzór, odkrywania w drobnicy zdarzeń całych konstelacji. Snuć historię,
żeby było jasne, iż wszyscy i wszystko zanurzone jest w jednym wspólnym
wyobrażeniu, które za każdym obrotem planety pieczołowicie produkujemy w
naszych umysłach”;
„Kiedy piszę, muszę wszystko czuć wewnątrz
mnie samej. Muszę przepuścić przez siebie wszystkie istoty i przedmioty obecne
w książce, wszystko, co ludzkie i poza ludzkie, żyjące i nieobdarzone życiem.
Każdej rzeczy i osobie muszę przyjrzeć się z bliska, z największą powagą i
uosobić je we mnie, spersonalizować. Do tego właśnie służy mi czułość – czułość
jest bowiem sztuką uosabiania, współodczuwania, a więc nieustannego
odnajdowania podobieństw”...
No i na
koniec, żeby już nikt nie miał wątpliwości, z kim ma do czynienia, jeszcze o owej
„czułości”:
„Czułość jest tą najskromniejszą odmianą
miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach ani w ewangeliach,
nikt na nią nie przysięga, nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów ani
symboli, nie prowadzi do zbrodni ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą
i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest ‘ja’”.
Czy da
się to jakoś skomentować? No nie. To są słowa, które każdy komentarz wyłącznie
osłabi, a tego byśmy nie chcieli, prawda? Jest jednak coś w tym szczególnym
wystąpieniu, w rzeczywistości długim na niemal 6 tysięcy słów, co na należne skomentowanie
bardzo czeka. Otóż Tokarczuk zaczyna od opisu jakiejś starej fotografii swojej
mamy, która jeszcze przed jej narodzeniem siedzi przy stole i słucha radia, i gada
tak:
„Mama siedzi przy starym radiu, takim, które
miało zielone oko i dwa pokrętła – jedno do regulowania głośności, drugie do
wyszukiwania stacji. To radio stało się potem towarzyszem mojego dzieciństwa i
z niego dowiedziałam się o istnieniu kosmosu. Kręcenie ebonitową gałką
przesuwało delikatne czułki anten i w ich zasięg trafiały rozmaite stacje –
Warszawa, Londyn, Luksemburg albo Paryż. Czasami jednak dźwięk zamierał, jakby
pomiędzy Pragą a Nowym Jorkiem, Moskwą a Madrytem czułki anteny natrafiały na
czarne dziury. Wtedy przechodził mnie dreszcz. Wierzyłam, że poprzez to radio
odzywają się do mnie inne układy słoneczne i galaktyki, które wśród trzasków i
szumów wysyłają mi wiadomości, a ja nie umiem ich rozszyfrować. Wpatrując się w
to zdjęcie jako kilkuletnia dziewczynka byłam przekonana, że mama szukała mnie,
kręcąc gałką radia. Niczym czuły radar penetrowała nieskończone obszary kosmosu
próbując dowiedzieć się, kiedy i skąd przybędę”.
Otóż ja
wiem, o co tu chodzi. Kiedy byliśmy dziećmi, a Kosmos, dzięki tym ciągłym
lotom, czy to Rosjan czy Amerykanów, zajmował nasze myśli w sposób absolutnie
pierwszorzędny, ktoś kiedyś nam powiedział, i ta wiedza towarzyszyła każdemu z
nas, nawet najgłupszemu i najmniej zainteresowanemu Kosmosem, że ów szum
dochodzący z radia to jest odgłos Kosmosu właśnie. Podobnie też, kiedy pojawiły
się telewizory, wierzyliśmy że ów szumiący obraz, kiedy kończy się program, to
też Kosmos. Czy to nas przerażało? Ależ skąd? Czy to wywoływało w nas dreszcze?
W życiu. Czy to nas w jakikolwiek sposób czyniło mądrzejszymi, lub bardziej
wrażliwymi? A niby z jakiej racji? Taka to była informacja i tyle wszystkiego. W końcu tak każdy z nas wracał do życia.
Tymczasem dziś po latach, pisarka Tokarczuk
jedzie do Sztokholmu odbierać swojego Nobla i opowiada jakieś farmazony, że jej
mama nasłuchiwała tych szumów starając się w tych odległych galaktykach
wypatrzyć swoje jeszcze nienarodzone dziecko. To jest, jak już wspomniałem, sam
początek tego rzekomo wybitnego wystąpienia, ale to nam w pełni wystarczy, byśmy
wiedzieli, że cała reszta nie może już być inna.
I to
tyle. Możliwe, że mogłem się w ogóle w tym temacie dziś nie odzywać, ale stało
się i mam tylko nadzieję, że ten mój głos usłyszy któraś z gwiazd i kiedy ona
będzie odbierała tę nagrodę, to spadnie gdzieś obok i ja tak przestraszy, że
jej się odechce tego pajacowania na szkodę Bogu ducha winnych ludzi, tak
strasznie dumnych z tego rzekomego polskiego sukcesu.
Przepraszam cię bardzo ale nie byłem w stanie przebrnąć przez te cytaty, które nam tu zaprezentowałeś. Pewnie jestem za głupi albo za mało wrażliwy.
OdpowiedzUsuń@piter
UsuńMyślę, że brakuje Ci czułości.
@toyah
OdpowiedzUsuńKażdy z tych cytatów polega na bełkocie. Nie chce mi się detalicznie udowadniać względem wszystkich więc pokażę to na przykładzie pierwszego z nich. Jeśli mi nie wierzysz, że wszystkie, to wybierz dowolnie który z następnych i też to udowodnię. Z łatwością.
No więc cytat pierwszy (zgodność na Twoją odpowiedzialność)
"Świat jest tkaniną, którą przędziemy codziennie na wielkich krosnach informacji, dyskusji, filmów, książek, plotek, anegdot.”
Dowód:
Pomyliła krosno z przędzą. Krosnem w tej koncepcji może być jej umysł lub intuicja, ale okazują się kiepskim krosnem. Ciekawe, czy słyszała o tkackiej osnowie (porządek) i wątku (logika).
@orjan
UsuńTo jest oczywiście fakt, jednak moim zdaniem rzecz w tym, że nawet gdyby ona nic nie pomyliła, filozofia jaką ona się w całym tym tekście popisuje, to poziom zbyt wyrośniętego dziecka.
@toyah
UsuńNo jak możesz! Przecież to poziom dorośniętej noblistki.
@orjan
UsuńSwoją drogą, to co mnie zupełnie już zadziwia, to fakt, że ona ten swój tekst - gruby na niemal 6 tys. słów - miała czelność prezentować tym siedzącym na sali nieszczęśnikom przez bite półtorej godziny, podczas gdy ci z miętoszonymi w dłoniach kartkami z napisanym na chybcika tłumaczeniem, usiłowali coś z tej paplaniny zrozumieć. Jak można być kimś aż tak zarozumiałym?
@toyah tutaj to ci nieszczęśnicy są sobie sami winni
Usuń@ Uratowała ich drzemka.
Usuń@orjan
OdpowiedzUsuńNie znam zbyt wielu noblistek, wyrośniętych, czy mniej, ale znam kilka pisarek, więc to jest bardzo możliwe.
mi zdecydowanie brakuje czułości. Nie myślałam, że aż tak.
OdpowiedzUsuń@bozenan
UsuńZa dużo czytasz Ewangelii.
to chyba faktycznie przez to
Usuń@toyah
OdpowiedzUsuńSkoro nie wyznaczyłeś mi zadania, to kończąc swoje zainteresowanie tymi prowincjonalnymi wypocinami P.T. Noblistki, na ochotnika zajmę się jeszcze tą "czułością". Ona bowiem miała chyba stanowić koronę rozważań.
Kiedyś, bardzo dawno czytałem powieść, już nie pamiętam tytułu, ani czyją, w której jeden z rozmówców zaproponował pewne porównanie. Jego istota utkwiła mi w pamięci, choć nie dokładne słowa dialogu. Rozmówcom chodziło o zdefiniowanie dlaczego tak wiele Polek czuje się zawiedzionymi w miłości. I tu padło porównanie, które świetnie nadaje się do wskazania, gdzie jest źródło intelektualnego niezrozumienia (konfuzji) tego, co noblistka uważa za "czułość". Odpowiedź brzmiała jakoś tak:
Polki są często zawiedzione w miłości, bo przede wszystkim chcą być kochane. Natomiast Francuzki same chcą kochać i dlatego są mniej narażone na miłosny zawód.
Zgrabne? Ja przeciw tej charakterystyce oczywiście gorąco protestuję, choć pewnie istnieją jakieś egzemplarze potwierdzające. Nie będę się spierać. Chodziło mi tylko o pokazanie na czym polega bałagan umysłowy P.T. Noblistki. Czy także uczuciowy? Nie moja sprawa.
Natomiast, gdyby ktoś chciał się dowiedzieć na czym naprawdę polega filozofia czułości, to zdecydowanie polecam Karola Wojtyłę. Nobla wprawdzie w odróżnieniu nie dostał, ale ...
Może na próbę ten bryk:
https://kbroszko.dominikanie.pl/czulosc.htm
Jak przeczytałem "Czuły narrator" to mi się przypomniał "Czuły Wojtek" z Onetu i dalszy ciąg szlag trafił. To jest taki poziom trollingu. Banalne sprawy powykręcać za pomocą słowotwórstwa i mamy epickie dzieło dla aspirantów i ludzi z kompleksami.
OdpowiedzUsuń@crimsonking
UsuńJak ja przeczytałem "czuły narrator", to pierwsze skojarzenie było "smooth operator".
Tyle tylko, że zaoferowany bajer już jest zbyt pospolity, przez to nieświeży i jakiś taki wymuszony.
Natomiast Sade jest ponadczasowa.
https://www.youtube.com/watch?v=lgAmno8icDM
Litości! Za dużo tych cytatów! Przy czwartym rozbolała mnie głowa!
OdpowiedzUsuńW złą godzinę skomentowałem twój dzisiejszy tekst, drugi o p. Oldze. Teraz rozumiem twój wybór pseudonimu dla niej. Jednak upieram się, lepiej zostać przy imieniu chrześcijańskim.
W złą godzinę, dlatego że to wszystko niestety potwierdza moje najgorsze przeczucia. To nie jest sukces polskiej literatury, ale rusińskiej. A tu jest potwierdzenie:
"Wydarzenia są faktami, ale doświadczenie jest czymś niewyrażalnie innym." Ja mam Rusinów wychowanych w prawosławiu w rodzinie. I to jest właśnie to.
Kurcze, wykrakałem, jeszcze nie tylko założo rubachy tołstojowskiej ale i brody zapuszczo i zaczno chodzić do cerkwi. W Permie rzecz jasna. Rzecz jasna ten komitet sztoklholmski. Tarżestwo prawasławia.
@Magazynier
UsuńJaki pseudonim ja dla niej wymyśliłem?
Co do pseudonimów i gry słów to na Twitterze jeden kolega zaproponował nazwę - Komitern Sztokholmski. Po jego działalności pozostaje sztokholmski syndrom.
Usuń@toyah Pani Pierdołka.
Usuń@crimsonking
UsuńKomintern sztokholmski pasuje. Lepsze niż oryginał.