piątek, 20 grudnia 2019

Jak upaść na zbity pysk


           O tym by to wreszcie powiedzieć, myślałem od dawna, ponieważ jednak nigdy nie było do tego dobrej okazji, jakoś to wszystko czekało. I oto wczoraj przyszło mi do głowy, że ponieważ, owszem, okazja się pojawiła, i to wcale nie byle jaka, przyznam się wreszcie, dlaczego szanuję Zbigniewa Ziobro. Otóż powodów było w naszej najświeższej historii parę, jednak to czym on mi zaimponował najbardziej, to jego zachowanie po tym, jak najpierw uznał, że upadający, jak mu się nagle wydało, Jarosław Kaczyński nie jest już mu do niczego potrzebny, następnie postanowił pokazać nam, że to on jest prawdziwym liderem, by w końcu, gdy tylko się zorientował, że zachował się głupio i kompletnie bez sensu, zamiast się nadąć, zacząć na Kaczyńskiego pluć, a następnie przyłączyć się do innych, bardziej od niego w owym pluciu doświadczonych, potrafił publicznie uznać swój błąd i skorzystać z tego, że Prezes – wbrew zresztą popularnej opinii – ani się nie obraża, ani tym bardziej nie jest człowiekiem mściwym. I to jest właśnie to, co mi u niego zaimponowało.
      A przecież, cokolwiek by o nim mówić, jest to polityk znacznie bardziej uzdolniony i o znacznie lepszej publicznej pozycji niż wielu innych, którzy zaczynali tak jak on i dziś się gdzieś tłuką po nakreślonych przez Grzegorza Schetynę i jego ferajnę marginesach. On naprawdę miał wszelkie powody, by się zawziąść, tupnąć nogą i skoczyć w otchłań, w przekonaniu, że tam na niego czeka ostateczne zwycięstwo. Nie zrobił tego, bo miał wystarczająco dużo oleju w głowie – i to zupełnie niezależnie od tego, jak szczere było to jego pokajanie – by zacisnąć zęby i stanąć mocno, na obu nogach tam gdzie jest siła i sukces. Dziś oczywiście, co wszyscy widzimy, podobnie jak Gowin – również człowiek rozsądny, choć akurat o zdecydowanie mniejszym przebicu – coś tam od czasu do czasu kombinuje, by się nie dać już tak kompletnie politycznie ubezwłasnowolnić, jednak absolutnie nie ma mowy o jakiejś znaczącej nielojalności. Bardzo ładnie zresztą opisał ich sytuację Adam Lipiński, mówiąc że PiS bez nich sobie świetnie poradzi, natomiast oni bez PiS- już nie. I Ziobro, jak sądzę, wie to znakomicie.
        Skąd mi dziś przyszedł do głowy ów Ziobro? Proszę sobie wyobrazić, że do tych myśli zainspirowali mnie politycy, że się tak wyrażę, Konfederacji, kiedy już w pierwszych głosowaniach w sprawie ustawy sądowej, postanowili głosować stając ramię w ramię z Lewicą, Koalicją Obywatelską oraz PSL-em. Kiedy się o tym dowiedziałem, pomyślałem sobie, że taki jest właśnie los ludzi, czy ugrupowań, którzy wychodzą z założenia, że ponieważ z ich punktu widzenia, kiedy już udało im się chwycić przysłowiowego Pana Boga za palec, to co dziś jest najważniejsze, to uzyskanie odpowiedniej pozycji i rozbudowa politycznych przyczółków. Im nie chodzi o prezentowanie programu, próby jego realizacji – zwłaszcza gdy wiedzą, że póki co, w ich wykonaniu to nikogo nie interesuje – że już nie wspomnę o czymś tak egzotycznym jak Państwo i Naród. Owszem, oni gdzieś tam z tyłu głowy mają może i jedno i drugie, jednak zawsze z tą myślą, że na realny patriotyzm jeszcze przyjdzie czas; najpierw trzeba zbudować odpowiednią bazę. Czemu zatem oni nie przyłączą się do silniejszych i w ten sposób nie spróbują zadbać o autonomię, którą tak cenią? Otóż tu jest problem: oni są zbyt zarozumiali, a więc, krótko mówiąc – zbyt głupi. Są głęboko przekonani, że wszyscy razem mają tak nieprawdopodobny spryt i inteligencję, że kropla za kroplą ostatecznie dojdą do miejsca, gdzie to oni będą decydować.
       No ale w tej sytuacji ktoś zapyta, czemu oni uznali za stosowne przyłączyć się do wspomnianych „plwaczy”? Otóż dlatego właśnie, że to jest część ich nadzwyczaj inteligentnie przemyślanego planu. Oni w tej egzotycznej kupie zaatakują przeciwnika dziś najpoważniejszego, a ponieważ ich argumenty będą na tyle dźwięczne, by porwać znaczną część prawicowej opinii, ostatecznie na polu bitwy zostaną tylko oni, no a cała ta nieudaczna opozycja, wraz z pisowskim żydostwem, wyląduje na marginesie.
       I znów wraca pytanie: gdzie w tym wszystkim Polska? Czy oni nie widzą, o co toczy się gra i jak bardzo jest ona zażarta? Już to wspomniałem: Polska jest oczywiście ważna, ale jeszcze nie dziś. Dziś chodzi o to, by zrobić ten jeden krok i pokazać wszystkim, gdzie raki zimują. Wtedy dopiero przyjdzie czas na Polskę. A co do gry, to owszem, gra jest i jest zażarta, tylko to jest zupełnie inna gra, niż ta o której myślą ludzie słabi i mali.
        I taki to jest los ugrupowań takich jak Konfederacja. Pamiętamy rok 2005 i kolejne dwa lata, kiedy Prawo i Sprawiedliwość postanowiło rządzić w koalicji z Samoobroną i LPR-em, a ja tu tylko jeszcze zaznaczę, że i jedni i drudzy oficjalnie uchodzili za  ugrupowania nadzwyczaj patriotyczne i polskie. I proszę sobie może przy tej okazji przypomnieć, że zarówno Lepper, jak i Giertych, od pierwszej niemal chwili przede wszystkim dbali o to, by pokazać wyborcom, że to oni, a nie Kaczyński, chcą dobrze dla Polski; że to oni w kolejnych wyborach powinni uzyskać władzę; bo to oni nie będą się bać tej bezbożnej i antyludzkiej Europy; oni, w odróżnieniu od PiS-u, nie będa służyć silnym. Wszystkim nam się wydawało, że kiedy udało się polskiej prawicy wygrać jedne i drugie wybory, kiedy Lech Kaczyński został prezydentem i kiedy ze strony Systemu w stronę Polski został skierowany tak straszny atak, oni – przecież w gruncie rzeczy politycy, którym ta szansa spadła jak manna z nieba – powinni uznać, że sukces Prawa i Sprawiedliwości to również ich sukces, zarówno osobisty, jak i polityczny, i że trzeba się tej szansy trzymać zębami i pazurami. A tymczasem oni uznali, że to nie im, ale PiS-owi powinno teraz bardziej zależeć... i skończyli jak skończyli. Leppera skrytobójczo zamordowano, a Giertych jest już dziś wyłącznie chłopcem na posyłki grupy ITI, jak nie przymierzając Ryszard Kalisz, czy Andrzej Olechowski, strasznie z siebie dumni, że jeszcze nigdy nie mieli tak dużo pieniędzy.
         No a teraz mamy tych głupców skupionych wokół Korwina i Brauna, a to co w tym pewnie najzabawniejsze, to jak sądzę fakt, że przez tę swoją bezmyślną ambicję, oni z takim samym zaangażowaniem uprawiają politykę zewnętrzną, jak i wewnętrzną. W końcu, jak to jest żeby taki Bosak był trzecim po Braunie i Korwinie? Czyż my nie jesteśmy lepsi i bardziej zasłużeni? Już tylko więc patrzeć, jak oni sami się wezmą za łby. Jesień roku 2007 tym razem się nie powtórzy, natomiast, owszem, to wczorajsze głosowanie, w ich przekonaniu, tak bardzo przenikliwie zaplanowane, zaprowadzi ich tam, gdzie trafili ich poprzednicy. Niewykluczone, że do samego TVN-u.




5 komentarzy:

  1. Dawno nie wchodziłem na tego bloga, ale widzę, ze Pana wszystko po staremu: prezes prowadzi nas od sukcesu do sukcesu i tylko niektórzy wkładają mu szpilki, to nie ludzie, to wilki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @karakuli
      No patrzę państwo, co za zbieg okoliczności. Po długiej przerwie decyduje się Pan wejść na ten blog, a tu proszę, jaki ciekawy temat. Czy to możliwe, że tam u was sami tacy sprytni?

      Usuń
  2. Codziennie jestem gościem Twojego bloga, Toyahu, nie komentuję, bo nie mam nic nowego do dodania, ale ze wszystkim, co piszesz się zgadzam i się nawet pod tym podpisuję:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakby to powiedzieć, byś po swojemu nie "dał mi w pysk", mówiąc "spier..." ☺

    Jestem jak najbardziej za chłopcami z Konfederacji. Kiedyś pisałem w komentarzach tu i ówdzie, że potrzebna nam nowa siła polityczna. Ludzi, nie umoczonych w tych wszystkich Wałęsach i Michnikach, tudzież Kaczyńskich, jak najbardziej. I popatrz, pojawili się. Po drodze urodził się jakiś Zandberg, jest więc z kim walczyć.

    Kibicuję Korwinowi (robi tam za błazna), Bosakowi, Winnickiemu, a zwłaszcza G.Braunowi. Jeżeli nie oni, to już nikt.

    Oczywiście, liczę sie z tym. Ale jak wiesz, mieszkam i mieszkać będę poza Polską. Tylko patrzę z oddali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @cbrengland
      Ciekawy jestem, czy miałbyś odwagę taki komentarz przedstawić Coryllusowi.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...