niedziela, 22 grudnia 2019

O ich mordach zdradzieckich, pod choinkę


       Wczoraj dotarły tu do mnie, niemal jak dwa prezenty pod choinkę, dwie wiadomości. Pierwsza z nich to taka, że poseł Borys Budka jednak się uparł, by zostać szefem Platformy Obywatelskiej po Grzegorzu Schetynie, a druga, że żona Budki pozwała kandydata tejże Platformy na prezydenta Gliwic Adama Neumanna, za to, że ten publicznie zarzucił Budce i jego żonie, że ci przyszli do niego z pieniędzmi, by Neumann, kiedy już zostanie tym prezydentem, żonę Budki zrobił swoim vice. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że Platforma Obywatelska to partia, gdzie Marsjanie musieliby specjalnie aplikować, by zostać tam choćby szarymi członkami, mimo to, ta druga wiadomość zwłaszcza, zrobiła na mnie wrażenie. Proszę spojrzeć na to, co tam się dzieje. Platforma wystawia w nadchodzących wyborach tego Neumanna – swoją drogą, oni muszą mieć chyba jakiś ciężki kompleks na punkcie tego nazwiska – ten natychmiast ogłasza, że Budka z żoną chcą go skorumpować, a Budkowa z tym oszczerstwem idzie do sądu, twierdząc, że Neumann kłamie jak bura suka. Ja tu widzę trzy możliwości: pierwsza to taka, że ten Neumann to jest kompletny wariat i nie wie, co się wokół niego dzieje, druga to ta, że Budkowie faktycznie do niego z tą kopertą poleźli, a trzecia, że to jest wszystko robota Schetyny, który w ten sposób umówił się z Neumannem, żeby Budkę ostatecznie z tego towarzystwa wymiksować. Mnie oczywiście najbardziej pasuje, jako najbardziej prawdopoodobna, wersja trzecia, ale również muszę brać pod uwagę, że Neumann mówi szczerą prawdę. Ja tę Budkową raz widziałem na żywo w sklepie z serami i powiem szczerze, że ona mi jak najbardziej wygląda na idelany odpowiednik owej żony rybaka ze znanej bajki o złotej rybce i bym się absolutnie nie zdziwił, gdyby ona zmusiła Budkę, by jej tę fuchę załatwił. Jak mówię jednak, każda z tych wersji bardzo mi odpowiada i każdą z nich przyjmuję w prezencie świątecznym, dziś natomiast – jako że nic więcej już do głowy mi nie przychodzi – przypomnę swój tekst sprzed dwóch lat, jak najbardziej poświęcony zdradzieckim mordom. Bardzo proszę.


      Mogę się mylić, ale na ile sobie potrafię wszystko w głowie poukładać, dotychczas chyba nie zwróciłem tu uwagi na bardzo moim zdaniem ciekawe zjawisko, a polegające na tym mianowicie, że ludzie, którzy wcześniej najpierw zmarłemu w Smoleńsku prezydentowi Kaczyńskiemu życzyli gwałtownej i możliwie bolesnej śmierci, a kiedy ona już wreszcie nastąpiła, nie potrafili się przez całe długie lata powstrzymać od odpowiednio głośnych okrzyków entuzjazmu, dziś nagle zaczynają wykorzystywać imię człowieka, którego przed laty wystawili na śmierć, jako argument w walce z jego – wedle niektórych teorii, cudem ocalałym – bratem.  Nie pisałem o tym, bo, jak już to podkreśliłem zaledwie wczoraj, nie bardzo lubię dzielić się refleksjami na tematy bieżące, które, jak wiemy, dziś są, a jutro nawet pamięć o nich skutecznie blednie. Stało się jednak tak, że podczas obrad Sejmu, które w tych dniach nas tak bardzo absorbują, poseł Platformy Obywatelskiej Budka zasugerował, że Jarosław Kaczyński ze swoim atakiem na władzę sądowniczą czekał do czasu aż jego brat, Lech Kaczyński, zejdzie mu z oczu, no i w tej sytuacji Prezes uznał, że nadszedł czas i powiedział to, co wszyscy już wiemy, a ja nie mogę sobie oszczędzić tej przyjemności, by całość jego wystąpienia powtórzyć:
      „Przepraszam bardzo panie marszałku, ale ja bez żadnego trybu. Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata, niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami”.
      Powtórzę raz jeszcze. Przez pięć lat, a więc od czasu gdy Lech Kaczyński został wybrany przez naród prezydentem, do dnia okrutnej śmierci w Smoleńsku, nie było jednego słowa, o którym ci, co go nienawidzili, mogliby powiedzieć, że żałują, że ono nie padło. Gdy chodzi o tak zwaną „mowę nienawiści”, ci którzy się nią od lat karmią, z całą pewnością muszą tu czuć pełną satysfakcję. Ale też, kiedy wreszcie padł ów ostateczny cios, nie było jednego słowa, co do którego ci, co cieszyli się z jego śmierci, mogliby powiedzieć, że żałują, że ono nie padło. I tu także, gdy chodzi o tak zwaną „mowę nienawiści”, ci którzy się nią od lat karmią, z całą pewnością musieli czuć satysfakcję. Wszyscy wszystko pamiętamy i tej pamięci nic nie zagłuszy.
     I oto na mównicę sejmową wchodzi jeden z nich i ogłasza, że gdyby Lech Kaczyński dziś żył, to nie pozwoliłby na hucpę, którą nam ufundowało Prawo i Sprawiedliwość? Przepraszam bardzo, ale takiej bezczelności świat nie widział.
     W tej sytuacji z najwyższą przyjemnością powtarzam słowa prezesa Kaczyńskiego, tym razem już jednak jako swoje: „Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem jego świętej pamięci brata, niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami”.




4 komentarze:

  1. Jarosław nawet w afekcie potrafi wypowiedzieć się bardzo precyzyjnie i, jak to mówią, w punkt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najserdeczniejsze życzenia Wesołych Swiąt dla Ciebie i Rodziny składają Pawłowscy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Her Man
      I wszystkim Pawłowskim ode mnie z podziękowaniem i radością nadejścia Pana.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...