Wczoraj dotarły tu do mnie, niemal jak
dwa prezenty pod choinkę, dwie wiadomości. Pierwsza z nich to taka, że poseł
Borys Budka jednak się uparł, by zostać szefem Platformy Obywatelskiej po
Grzegorzu Schetynie, a druga, że żona Budki pozwała kandydata tejże Platformy
na prezydenta Gliwic Adama Neumanna, za to, że ten publicznie zarzucił Budce i
jego żonie, że ci przyszli do niego z pieniędzmi, by Neumann, kiedy już zostanie
tym prezydentem, żonę Budki zrobił swoim vice. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że
Platforma Obywatelska to partia, gdzie Marsjanie musieliby specjalnie
aplikować, by zostać tam choćby szarymi członkami, mimo to, ta druga wiadomość
zwłaszcza, zrobiła na mnie wrażenie. Proszę spojrzeć na to, co tam się dzieje.
Platforma wystawia w nadchodzących wyborach tego Neumanna – swoją drogą, oni
muszą mieć chyba jakiś ciężki kompleks na punkcie tego nazwiska – ten natychmiast
ogłasza, że Budka z żoną chcą go skorumpować, a Budkowa z tym oszczerstwem
idzie do sądu, twierdząc, że Neumann kłamie jak bura suka. Ja tu widzę trzy
możliwości: pierwsza to taka, że ten Neumann to jest kompletny wariat i nie
wie, co się wokół niego dzieje, druga to ta, że Budkowie faktycznie do niego z
tą kopertą poleźli, a trzecia, że to jest wszystko robota Schetyny, który w ten
sposób umówił się z Neumannem, żeby Budkę ostatecznie z tego towarzystwa
wymiksować. Mnie oczywiście najbardziej pasuje, jako najbardziej prawdopoodobna,
wersja trzecia, ale również muszę brać pod uwagę, że Neumann mówi szczerą prawdę.
Ja tę Budkową raz widziałem na żywo w sklepie z serami i powiem szczerze, że
ona mi jak najbardziej wygląda na idelany odpowiednik owej żony rybaka ze
znanej bajki o złotej rybce i bym się absolutnie nie zdziwił, gdyby ona zmusiła
Budkę, by jej tę fuchę załatwił. Jak mówię jednak, każda z tych wersji bardzo mi odpowiada i każdą z nich przyjmuję w prezencie świątecznym, dziś
natomiast – jako że nic więcej już do głowy mi nie przychodzi – przypomnę swój
tekst sprzed dwóch lat, jak najbardziej poświęcony zdradzieckim mordom. Bardzo
proszę.
Mogę się
mylić, ale na ile sobie potrafię wszystko w głowie poukładać, dotychczas chyba
nie zwróciłem tu uwagi na bardzo moim zdaniem ciekawe zjawisko, a polegające na
tym mianowicie, że ludzie, którzy wcześniej najpierw zmarłemu w Smoleńsku
prezydentowi Kaczyńskiemu życzyli gwałtownej i możliwie bolesnej śmierci, a
kiedy ona już wreszcie nastąpiła, nie potrafili się przez całe długie lata
powstrzymać od odpowiednio głośnych okrzyków entuzjazmu, dziś nagle zaczynają
wykorzystywać imię człowieka, którego przed laty wystawili na śmierć, jako
argument w walce z jego – wedle niektórych teorii, cudem ocalałym –
bratem. Nie pisałem o tym, bo, jak już to podkreśliłem zaledwie wczoraj,
nie bardzo lubię dzielić się refleksjami na tematy bieżące, które, jak wiemy,
dziś są, a jutro nawet pamięć o nich skutecznie blednie. Stało się jednak tak,
że podczas obrad Sejmu, które w tych dniach nas tak bardzo absorbują, poseł
Platformy Obywatelskiej Budka zasugerował, że Jarosław Kaczyński ze swoim
atakiem na władzę sądowniczą czekał do czasu aż jego brat, Lech Kaczyński,
zejdzie mu z oczu, no i w tej sytuacji Prezes uznał, że nadszedł czas i
powiedział to, co wszyscy już wiemy, a ja nie mogę sobie oszczędzić tej
przyjemności, by całość jego wystąpienia powtórzyć:
„Przepraszam bardzo
panie marszałku, ale ja bez żadnego trybu. Wiem, że boicie się prawdy, ale nie
wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata,
niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami”.
Powtórzę raz jeszcze.
Przez pięć lat, a więc od czasu gdy Lech Kaczyński został wybrany przez naród
prezydentem, do dnia okrutnej śmierci w Smoleńsku, nie było jednego słowa, o
którym ci, co go nienawidzili, mogliby powiedzieć, że żałują, że ono nie padło.
Gdy chodzi o tak zwaną „mowę nienawiści”, ci którzy się nią od lat karmią, z
całą pewnością muszą tu czuć pełną satysfakcję. Ale też, kiedy wreszcie padł ów
ostateczny cios, nie było jednego słowa, co do którego ci, co cieszyli się z
jego śmierci, mogliby powiedzieć, że żałują, że ono nie padło. I tu także, gdy
chodzi o tak zwaną „mowę nienawiści”, ci którzy się nią od lat karmią, z całą
pewnością musieli czuć satysfakcję. Wszyscy wszystko pamiętamy i tej pamięci
nic nie zagłuszy.
I oto na mównicę sejmową wchodzi
jeden z nich i ogłasza, że gdyby Lech Kaczyński dziś żył, to nie pozwoliłby na
hucpę, którą nam ufundowało Prawo i Sprawiedliwość? Przepraszam bardzo, ale
takiej bezczelności świat nie widział.
W tej sytuacji z najwyższą
przyjemnością powtarzam słowa prezesa Kaczyńskiego, tym razem już jednak jako
swoje: „Wiem, że boicie się prawdy, ale
nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem jego świętej pamięci
brata, niszczyliście go, zamordowaliście go, jesteście kanaliami”.
Jarosław nawet w afekcie potrafi wypowiedzieć się bardzo precyzyjnie i, jak to mówią, w punkt.
OdpowiedzUsuń@Kozik
UsuńI to są pożytki z afektu.
Najserdeczniejsze życzenia Wesołych Swiąt dla Ciebie i Rodziny składają Pawłowscy.
OdpowiedzUsuń@Her Man
UsuńI wszystkim Pawłowskim ode mnie z podziękowaniem i radością nadejścia Pana.