Miałem być dziś pod Kopalnią Wujek,
jednak nasz kolega Kozik, z którym wczoraj spędziłem upojny wieczór, musiał
pędzić na umówione spotkanie biznesowe do Sosnowca i wygląda na to, że mu
pozostanie już tylko przeczytać poniższy tekst i w ten sposób spróbować
wchłonąć atmosferę tego dnia, a ja dziś tam owszem stawię się, jednak już znacznie
później, kiedy zapadną zimowe ciemności i przed Kopalnią pojawią się, jak każdego
roku w ostatnich latach, tłumy. Dziś więc chciałem przypomnieć swój bardzo już
dawny tekst, trochę po tych wszystkich latach zmodyfikowany, ale mam nadzieję,
że wciąż odpowiednio dźwięczny.
Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu
wojennego, a dziś mija kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni
„Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o
tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej
większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie
przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo
pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych
zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę
się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania,
grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania.
Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z
drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A
ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
W tej sytuacji ja opowiem historię o
Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś taki choćby Władek Frasyniuk
może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z
Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa
kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten
mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten
napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których
wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To
jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi
i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z
czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze
zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na
ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam
po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z
boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo,
żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój
nie byle jaki.
No i wreszcie nadejdzie czas, by się
ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do
znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie
powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami,
makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą
zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument
o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można
więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć
najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie
dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł
projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować
jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie
będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z
faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i
który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w
kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem,
nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania
świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że
owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I
że się nazywa Stanisław Płatek.
I oto, nadszedł właściwie idealny moment,
żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić
wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak
się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy.
Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:
„Stanisław
Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących
w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej
Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek
PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 –
1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący
KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany,
przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do
Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II
1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej
w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych,
w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W
II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986
pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w
Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter
pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na
terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ,
następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w
KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK
Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej
Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek
Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach
Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego
w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994
jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów
Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału
Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca
albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu
Odrodzenia Polski (2007)”.
Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem
i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście
spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na
wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści
lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w
ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie
formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w
okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników,
że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go
wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd
i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać,
ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem
zasłonił.
Opowie nam też Stanisław Płatek, że
jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak,
właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat
siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania
jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej
ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
Jak już wspomniałem wyżej, z tym by
Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest
miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się
spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i
bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł
się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy,
dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej
rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na
Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie
narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.
Kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą,
znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie,
nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to
nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys.
ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz
Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak
ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym
wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z
tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet
nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to
było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?
I to dopiero właśnie teraz jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo
czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A
to mi na sucho nie ujdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.