sobota, 28 grudnia 2019

A co gdy zostanie już tylko kłamstwo?


         Świąteczny okres już nam pomaleńku mija, a mnie nie stąd ni zowąd na głowę spadł tekst niejakiej Klaudii Kolasy, zamieszczony w samą Wigilię na portalu Wirtualna Polska, a zatytułowany „Polskie tradycje wigilijne to dla obcokrajowców koszmar. 12 potraw, a według nich każda gorsza od poprzedniej”. Jak się możemy już nawet teraz domyślić, rzecz w tym, że Kolasa wymieniła bożonarodzeniowe wrażenia z którymś ze swoich zagranicznych znajomych, ten jej opowiedział, jak to się nacierpiał, zmuszony przez polskich gospodarzy do zjedzenia karpia, pierogów z kapustą i grzybami, barszczu z uszkami i makowca, a jej się w związku z tym zrobiło tak strasznie wstyd za Polskę, że postanowiła dokonać swoistego aktu ekspiacji i właśnie w Wirtualnej Polsce opublikowała tekst, w którym przedstawiła reportaż oparty o zebrane przez nią inne opinie na temat owego obrzydlistwa.
       A wygląda to tak:
       Peter pochodzi ze Szwecji. Spędza w Warszawie święta Bożego Narodzenia już po raz 11. Choć zdążył się już przyzwyczaić do obowiązujących w Polsce tradycji, nadal pamięta ten dzień, kiedy spróbował karpia po raz pierwszy. – To było 11 lat temu. Spróbowałem. Nie powiedzieli mi co to. Ten pierwszy kęs … Pamiętam, jakby to było wczoraj. Poczułem zapach akwarium. A później ości… jedna za drugą… i ten smród – wzdryga się. Wcześniej karp kojarzył mu się jedynie z jedzeniem dla kota. W Szwecji również nie jest to ryba spożywana przez ludzi”;
      Wujowie klepią się po brzuchach z radości, ciotki krzątają się po kuchni, donosząc kolejne talerze. Babcie zacierają szczęśliwie ręce z myślą, że wszyscy w końcu się najedzą, a zagubiony obcokrajowiec siedzi w kącie i ma myśli podobne jak Scott z Londynu, który w rozmowie ze mną zastanawia się: ‘skoro takie potrawy podają dziś na uroczystej kolacji, to co dostają tego dnia w więzieniu?’”;
       Okej. Postaram ci się to wytłumaczyć – zaczyna Daniele. – W krajach południowych karp nie jest uznawany za jadalną rybę. Żyje w słabych warunkach. Śmierdzi. Nie jest smaczny. Wy podajecie go w wigilię [mała litera w oryginale] i dodatkowo pokrywacie go galaretą. Serio? To nie poprawia sytuacji. Wiem, że w waszej kulturze to ważna ryba i w wielu innych kulturach również, ale dla nas nie jest ona smaczna”;
      Ramon lubi polską kuchnię i na co dzień odnajduje się tu świetnie. Jednak wigilia [jak wyżej] jest dla niego nie do zniesienia. W Brazylii tego dnia zaczynałby kolację o 22. Na stole znalazłby pieczonego indyka, pieczoną wieprzowinę i inne mięsiwa, różnego rodzaju sałatki oraz desery. Nie rozumie, czemu Polacy to sobie robią, bo przecież w sklepach jest tyle produktów. - Mogliby już odpuścić i iść z duchem czasu. Grzyby, kapusta i ryby. Przecież to istny koszmar! – zaznacza”.
        Prawdziwe fajerwerki pojawiają się jednak na koniec. Otóż wedle relacji Wirtualnej Polski w takich Włoszech „również 24 grudnia nie jadają mięsa, a 25 jest już dozwolone”. A my już rozumiemy, że to nie to co w Polsce, gdzie przede wszystkim we wszystkich domach, gdzie zainstalowane są kościelne kamery – a zwłaszcza w tych, które goszczą gości ze Szwecji oraz Wielkiej Brytanii – nie dość że w Wigilię wszyscy zmuszeni są do wpieprzania kapusty z grzybami i zagryzania karpiem w galarecie, to jeszcze w 25 grudnia można wyłącznie dojadać po kolacji wigilijnej i nawet zwykłej szynki nie można wziąć na twarz.
      No i runda honorowa:
      Chociaż kulinarne tradycje świąteczne są odmienne w każdym kraju, to każdy tego dnia chce spędzać czas z najbliższymi. Obcokrajowcy, którzy trafili do polskich domów, z pewnością mają powody, by tu być i żadne jedzenie nie zepsuje im tego wyjątkowego wieczoru. A Polacy nadal będą zagryzać karpia pierogiem z kapustą i grzybami, i kolędować w najlepsze”.
      Wbrew, jak sądzę, oczekiwaniom, nie będę komentował tego czegoś, bo jestem przekonany, że każdy kto ma tu zwyczaj przychodzić, może bez najmniejszych trudności zrobić to indywidualnie, a ja mam już tylko nadzieję, że zdecyduje się na to dziś, wyjątkowo również tu na blogu. Zamiast tego jednak przejdę do czegoś pozornie zupełnie innego, a mimo to, w pewien szczególny sposób z tematem związanego. Otóż proszę sobie wyobrazić, że w okresie okołoświątecznym, kiedy telewizja Canal+ transmituje mecze angielskiej ligi piłkarskiej, to zarówno w ich przerwie, jak i po ich zakończeniu emituje serię wyprodukowanych przez siebie krótkich filmowych nowelek, wszystkie niezmiennie w reżyserii niesławnego Mikołaja Lizuta, oraz z niezmiennym udziałem młodego Stuhra i Magdaleny Cieleckiej, a opartych na opowiastkach wybranych polskich autorów. Wczoraj więc, tuż po zakończeniu meczu Wolverhampton – Manchester City, zamiast tradycyjnego komentarza zaproszonych ekspertów, Canal+ przedstawił historyjkę autorstwa Manueli Gretkowskiej. Opowiem może: Otóż do kościoła, gdzie w centralnym miejscu nad ołtarzem widnieje wielka figura Matki Boskiej z Jezusem na piersi, wchodzi Stuhr, przyklęka, żegna się  niedbale i w momencie gdy, jak się można domyślić, pragnie się pomodlić, Matka Boska się materializuje i w tym momencie już aktorka Cielecka bardzo obcesowym tonem prosi Stuhra o „fajkę”. Ten się najpierw oczywiście dziwi, że oto przeżył cud, ale Cielecka natychmiast wybija mu te kaprysy z głowy i każe mu skoczyć do sklepu po papierosy. On znajduje jakiegoś skręta, daje jej zapalić, no i oboje dalej sobie rozmawiają, głównie o tym, że on jest jakimś strasznym dupcynglem, który zdradza kolejne partnerki i powinien się ustatkować. On oczywiście tłumaczy się przed Cielecką, że jemu jest bardzo ciężko zrezygnować z owych doczesnych przyjemności, jednak ta go konsekwentnie wyszydza tłumacząc, że ma przestać myśleć tylko o „dupczeniu” – tak, tak, to jest słowo, które z ust Matki Boskiej Cieleckiej jak najbardziej pada – no ale w tym momencie dzwoni telefon, Stuhr odbiera, błyskawicznie zakłada na siebie księżowską sutannę, mówi, że opłata będzie jak zawsze według cennika, Cielecka znów wraca do roli Matki Boskiej, a on pędzi udzielić komuś ostatniego namaszczenia. The End.
       O co chodzi? Otóż z jednej strony mamy tę Wirtualną Polskę i jej autorkę ubolewająca nad tym, że w Polsce Kościół każe jeść karpia z kapustą i grzybami nawet 25 grudnia i w dodatku śpiewać te głupie kolędy, z drugiej Manuelę Gretkowską oraz Mikołaja Lizuta we wspólnym geszefcie z Cielecką i Stuhrem, jadących, jak się zdaje, dzień w dzień na, nomen omen, pasku, dostarczanym im regularnie przez francuski Canal+, a ja w tej sytuacji nie potrafię jakoś nie zareagować. A więc reaguję i pragnę po raz kolejny już poinformować wszystkich, że nawet jeśli Jarosław Kaczyński nagle nieszczęśliwie odejdzie, a na swojego zastępcę wyznaczy samego Piotra Glińskiego, to ja będę trzymał sztamę z Glińskim. Bo, jak to ładnie kiedyś określił mistrz Dostojewski, nawet jeśli mu udowodnią, że Jezus jest kłamstwem, to on woli zostać z Jezusem – kłamstwem, niż z nimi. Bo tam jest już tylko piekło.


       


23 komentarze:

  1. Wow! Wiem, że nie w tym rzecz ale może w ramach europejskiej edukacji tych śmiesznych Polaczków Peter ze Szwecji zaprezentuje narodowy, bynajmniej nie wigilijny, przysmak Szwedów - zgniłe, śmierdzące śledzie? Danielle nich błyśnie walącymi jak szambo serami a Brazylijczyk olejem palmowym? Tak to już ostatni etap upadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Unknown
      Nie oni są problemem, zwłaszcza że nie możemy mieć pewności, czy ci ludzie w ogóle istnieją. Ja bym raczej miał oko na Kolasę i jej polskich znajomych.

      Usuń
    2. @Unknown

      Weź pomyśl jak głęboko wykorzeniona jest ta Kolasa. Gdyby bowiem wiedziała, że krytykuje karpia po żydowsku, to od razu by jej przeszło.

      Usuń
  2. Imigranci zawsze i wszędzie tęsknią za kuchnia mamusi i za panienkami z rodzinnego miasta. Kolasa tego nie wie?

    https://www.youtube.com/watch?v=CCVBegbvp24

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah
    Masz rację, że ci obcokrajowcy wybrzydzający na polskie potrawy wigilijne są całkowicie zmyśleni. Mogę to stwierdzić na podstawie własnego doświadczenia. Spędziłam kilkanaście spotkań wigilijnych ze studentami z różnych stron świata i wszelkich możliwych kultur. Oni są niezmiennie zachwyceni polskimi potrawami, atmosferą wigilijną i opłatkiem (nawet niewierzący, buddyści i ludzie innych wyznań). Jedyne, co im nie smakuje, to kompot z suszonych owoców.
    Zważywszy na moje doświadczenia, ci Szwedzi i Brytyjczycy cierpiący katusze na polskiej wieczerzy wigilijnej są nie do wyobrażenia. Strasznie się kobieta namęczyła, żeby swoje frustracje ubrać w te wymyślone postaci. Nie wiem tylko, czemu ma służyć to wmawianie, że łosoś jest lepszy od karpia, a indyk od pierogów i kapusty z grzybami? Że niby ta polskość taka zaściankowa, a Polacy zajadają się rybą dla kotów? Strasznie ograniczony ma ta pani ogląd świata i można jej współczuć, ze tak ją te polskie tradycje uwierają.
    Natomiast popis aktorskiej awangardy jest trudny do skomentowania, chociaż nie dziwi w świetle ich wszystkich dokonań z ostatnich lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ginewra
      Kompotu z suszonych owoców nawet moja żona nie lubi.

      Usuń
    2. @toyah

      A pani Orjanowa w tym roku taki susz wysuszyła, że jeszcze mnie suszy. Ale już ni ma ...
      Jakby zabutelkować, to z zazdrości cocacola się wypieni.

      Usuń
    3. @Ginewra

      Ja sobie zbudowałem pewną teorię historiozoficzną i co wezmę jakieś źródło, to na razie nie spotkałem jej zaprzeczenia. Sens jest taki, że polska kuchnia ukształtowała się jako niezmiernie bogata w obu znaczeniach, tj. zarówno różnorodności, jak i bogactwa.

      Weźmy taką kapustę, która np. u Orwella (1984) pełni funkcję smrodowej identyfikacji biedy. No, ale gdy kto powie, że polski bigos, czy gołąbki to są biedne dania, to tego nawet Bul Komorowski nie potwierdzi.

      Mój kumpel Jacek, także znajomy toyaha, robił sporo dla Szwedów na górnych piętrach pewnej ichniej korporacji i dziwił się, że Szwedzi na wystawnych kolacjach wszystko robią na słodko. Ci wyjaśnili mu, że cukier, czy miód w tradycji szwedzkiej są symbolami bogactwa i powodzenia życiowego. Taka tam była bieda nawet w średnich warstwach społecznych, że słodzili tylko nieliczni (aż się dosyć nakradli i upaśli na wojnach).

      Tymczasem w Polsce nawet warstwy ubogie jadały znacznie lepiej i obficiej, niż odpowiadające im warstwy gdziekolwiek w Europie. To ukształtowało polską kuchnię. Może gdzie indziej nieliczni wsuwali języczki skowronków na zmianę z piórkiem flaminga, ale reszta kombinowała już z resztkami, czy z innym frutti dla ubogich.

      No i teraz stawia się tutaj na ucztę jakiś, powiedzmy, Szwed i dostaje śledzika pysznie marynowanego. I co on ma pomyśleć, gdy cukru nie czuje.

      Kutią, wyłącznie kutią paść Szweda na wigilię! Albo makiełkami. Az padnie!
      Tyle, że to musi być polski stół wigilijny, a nie postępacki.

      PS. Z tym Szwedem cierpiącym z powodu karpia na słodko, to musi być jakaś ściema, albo to taki Szwed, jak z Kolasy Polka.



      Usuń
    4. @orjan
      Ginewra powinna zaprosić z Szweda ma moczkę. Gdy chodzi o zawartość cukru, to tu Ślązaków nikt nie przebił. Nawet szwedzcy królowie. Jestem pewien, że Ginewra potwierdzi.

      Usuń
    5. Ja moczki nie robię, ponieważ nie gustuję. Ale moczka nie musi być wcale słodka, wystarczy dać mniej rodzynek, a więcej orzechów i jest w porządku. Gorszy jest zdecydowanie jej wygląd. Myślę, że Szwed miałby opory.

      Usuń
    6. @Ginrwra
      Jadłem raz i z trudem to przeżyłem. W życiu nie wymuszono we mnie czegoś tak słodkiego.

      Usuń
  4. Tam jest już tylko kraina grzybów. I to nie tych z świątecznych uszek, tylko trujących.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Magazynier
    W Krainie Grzybów innych nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  6. @orjan
    Polskie potrawy wigilijne są mieszanką kuchni dla ubogich (barszcz, pierogi, kapusta z grzybami/ z grochem) oraz bogactwa (kutia, makowce i wszystkie słodkości). I na tym polega ich urok. Wieczerza wigilijna nie jest po to, żeby szpanować i epatować zamożnością.
    Nie mogę się tylko zgodzić z tym, że karp to taka ryba dla ubogich, bo cenowo nie odstaje za bardzo od łososia. W interpretacji postępowców karp to chyba ryba dla niewyrobionych kulinarnie prostaczków. Dla mnie jest królem wigilijnego stołu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ginewra
      O tak! Karp to dla mnie absolutny hit. Ja go uwielbiam w każdej postaci. Nawet - a może zwłaszcza - gdy trzeba wyciągać z niego te isci. Przednia zabawa.

      Usuń
    2. @Ginewra

      Przede wszystkim jednak symbolika poszczególnych składników potraw. Potrawy są właściwie nośnikiem tych symbolicznych składników. Np. ryba (obojętnie jaka) symbolizuje obecność Chrystusa i wiarę. Gdy jest to akurat karp, to dodatkowo symbolizuje długowieczność. Namawianie do skosztowania karpia wigilijnego to jest jak życzenia długiego życia w zdrowiu.
      W sumie nie ma więc znaczenia jak wigilijny karp jest przyrządzony, ale to "bardzo silny" symbol. Do tego dochodzi także zachowywanie w portfelu łuski wigilijnego karpia na wróżbę zamożności, itd.

      Przechodząc na poważniejszy grunt, to nie tylko owa Kolasa bez względu zresztą, czy i w ogóle coś wyznaje, ale także i ten Szwed po jego 11 bolesnych wigiliach w Polsce muszą choć cokolwiek wiedzieć o takiej symbolice.

      Gdybym wiec miał strzelać w odpowiedzi, to postawiłbym, że Szwed jest retoryczną figurą fikcyjną. Natomiast wynurzenie tej Kolasy to jeszcze jedna z prób mysiego podgryzania tradycji polskiej, bo ona ochrania wiarę a przez to polskość.

      Usuń
    3. @orjan
      Bardzo podoba mi się stwierdzenie, że Szwed jest retoryczną figurą fikcyjną. Tak, on symbolizuje wszystkie lęki "postępowych" środowisk, które uwiera to, że Polacy dzielą się opłatkiem, jedzą te nieznośne postne potrawy, a do tego jeszcze biednego, zmaltretowanego, na dodatek niesmacznego karpia, który lepiej żeby sobie pływał w stawie. Polska, chrześcijańska tradycja uwiera ich okrutnie, ale żeby tego nie powiedzieć wprost wymyślają zdziwionego i zniesmaczonego Szweda. W zasadzie to ta pani i tak jest wyrafinowana, bo są i tacy, co walą prosto z mostu.

      Usuń
  7. nie no, Gretkowska to klasa sama w sobie....
    A tak serio, to ja w tym arykule wp widzę kolejną odsłonę litowania się nad cierpiącym karpiem.
    Co ci ludzie biedni mają w tych swoich głowinach....wiem, że to nic dla nich nie znaczy, ale żal mi ich naprawdę, nie tak jak im tych karpi, tak naprawdę mi ich szkoda.

    A my czekamy właśnie na jakichś młodzików z Czech lub z Niemiec, którzy mają u nas mieszkać podczas ESM Taize. Niestety karp w galarecie mi się skończył, nie będę miała jak potwierdzić empirycznie słuszności ww spostrzeżeń. Dam im parówki:-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. ja zrobilam kiedys eksperyment i opowiadajac Niemcom o polskiej Wigilii powiedzialam ze jest ona "postna" -Eeeee... (to byli ewangelicy).
    ALe gdy powiedzialam, ze jest "vegetarisch" -to bylo OK. Ogolny aplauz. Taki to podatny na sugestie narodek.

    ALe powoli już mnie solidnie wkurza, ze różne takie, niewiadomoskąd, ledwo to z kurnej chaty albo jurty wyszło, odkuło się darmowo w Polsce -i zaczyna szarogęsic. Zapominając, że innych a ZWLASZCZA GOSPODARZY sie nie krytykuje i ma siedziec cicho!
    A pogonić ich i zapędzić "do budy!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @HENRIETTA
      Spokojnie. Ta wariatka ich wymyśliła.

      Usuń
  9. "Mysie podgryzanie"! Święta prawda. Trzeba się nie bać tylko tępić myszy. A co do zdjęcia, to na stole nie powinny jednak leżeć ciasta i torty obok barszczu i ryb w tym samym czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Karp jako taki to nasze przyzwyczajenie z okresu PRLu. Jest to ryba tania i szybko rosnąca w hodowli. Nie było nic innego to opanowaliśmy przyrządzanie tej ryby na sto sposobów i tak zostało. Ta pani opisuje świat, który istnieje w jej głowie. Są coraz bardziej oderwani od rzeczywistości i tylko nie wiadomo czemu dalej w to brną? Może zjadając własny ogon nie są w stanie już nic nowego wymyślić?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...