Świąteczny okres już nam pomaleńku
mija, a mnie nie stąd ni zowąd na głowę spadł tekst niejakiej Klaudii Kolasy,
zamieszczony w samą Wigilię na portalu Wirtualna Polska, a zatytułowany „Polskie tradycje wigilijne to dla
obcokrajowców koszmar. 12 potraw, a według nich każda gorsza od poprzedniej”.
Jak się możemy już nawet teraz domyślić, rzecz w tym, że Kolasa wymieniła
bożonarodzeniowe wrażenia z którymś ze swoich zagranicznych znajomych, ten jej
opowiedział, jak to się nacierpiał, zmuszony przez polskich gospodarzy do zjedzenia
karpia, pierogów z kapustą i grzybami, barszczu z uszkami i makowca, a jej się
w związku z tym zrobiło tak strasznie wstyd za Polskę, że postanowiła dokonać swoistego
aktu ekspiacji i właśnie w Wirtualnej Polsce opublikowała tekst, w którym
przedstawiła reportaż oparty o zebrane przez nią inne opinie na temat owego
obrzydlistwa.
A wygląda to tak:
„Peter
pochodzi ze Szwecji. Spędza w Warszawie święta Bożego Narodzenia już po raz 11.
Choć zdążył się już przyzwyczaić do obowiązujących w Polsce tradycji, nadal
pamięta ten dzień, kiedy spróbował karpia po raz pierwszy. – To było 11 lat
temu. Spróbowałem. Nie powiedzieli mi co to. Ten pierwszy kęs … Pamiętam, jakby
to było wczoraj. Poczułem zapach akwarium. A później ości… jedna za drugą… i
ten smród – wzdryga się. Wcześniej karp kojarzył mu się jedynie z jedzeniem dla
kota. W Szwecji również nie jest to ryba spożywana przez ludzi”;
„Wujowie
klepią się po brzuchach z radości, ciotki krzątają się po kuchni, donosząc
kolejne talerze. Babcie zacierają szczęśliwie ręce z myślą, że wszyscy w końcu
się najedzą, a zagubiony obcokrajowiec siedzi w kącie i ma myśli podobne jak
Scott z Londynu, który w rozmowie ze mną zastanawia się: ‘skoro takie potrawy
podają dziś na uroczystej kolacji, to co dostają tego dnia w więzieniu?’”;
„Okej.
Postaram ci się to wytłumaczyć – zaczyna Daniele. – W krajach południowych karp
nie jest uznawany za jadalną rybę. Żyje w słabych warunkach. Śmierdzi. Nie jest
smaczny. Wy podajecie go w wigilię [mała litera w oryginale] i dodatkowo pokrywacie go galaretą. Serio?
To nie poprawia sytuacji. Wiem, że w waszej kulturze to ważna ryba i w wielu
innych kulturach również, ale dla nas nie jest ona smaczna”;
„Ramon
lubi polską kuchnię i na co dzień odnajduje się tu świetnie. Jednak wigilia [jak
wyżej] jest dla niego nie do zniesienia.
W Brazylii tego dnia zaczynałby kolację o 22. Na stole znalazłby pieczonego
indyka, pieczoną wieprzowinę i inne mięsiwa, różnego rodzaju sałatki oraz
desery. Nie rozumie, czemu Polacy to sobie robią, bo przecież w sklepach jest
tyle produktów. - Mogliby już odpuścić i iść z duchem czasu. Grzyby, kapusta i
ryby. Przecież to istny koszmar! – zaznacza”.
Prawdziwe fajerwerki pojawiają się jednak
na koniec. Otóż wedle relacji Wirtualnej Polski w takich Włoszech „również 24 grudnia nie jadają mięsa, a 25
jest już dozwolone”. A my już rozumiemy, że to nie to co w Polsce, gdzie
przede wszystkim we wszystkich domach, gdzie zainstalowane są kościelne kamery
– a zwłaszcza w tych, które goszczą gości ze Szwecji oraz Wielkiej Brytanii –
nie dość że w Wigilię wszyscy zmuszeni są do wpieprzania kapusty z grzybami i
zagryzania karpiem w galarecie, to jeszcze w 25 grudnia można wyłącznie dojadać
po kolacji wigilijnej i nawet zwykłej szynki nie można wziąć na twarz.
No i runda honorowa:
„Chociaż
kulinarne tradycje świąteczne są odmienne w każdym kraju, to każdy tego dnia
chce spędzać czas z najbliższymi. Obcokrajowcy, którzy trafili do polskich
domów, z pewnością mają powody, by tu być i żadne jedzenie nie zepsuje im tego
wyjątkowego wieczoru. A Polacy nadal będą zagryzać karpia pierogiem z kapustą i
grzybami, i kolędować w najlepsze”.
Wbrew, jak sądzę, oczekiwaniom, nie będę
komentował tego czegoś, bo jestem przekonany, że każdy kto ma tu zwyczaj
przychodzić, może bez najmniejszych trudności zrobić to indywidualnie, a ja mam
już tylko nadzieję, że zdecyduje się na to dziś, wyjątkowo również tu na blogu.
Zamiast tego jednak przejdę do czegoś pozornie zupełnie innego, a mimo to, w
pewien szczególny sposób z tematem związanego. Otóż proszę sobie wyobrazić, że w
okresie okołoświątecznym, kiedy telewizja Canal+ transmituje mecze angielskiej
ligi piłkarskiej, to zarówno w ich przerwie, jak i po ich zakończeniu emituje
serię wyprodukowanych przez siebie krótkich filmowych nowelek, wszystkie niezmiennie
w reżyserii niesławnego Mikołaja Lizuta, oraz z niezmiennym udziałem młodego
Stuhra i Magdaleny Cieleckiej, a opartych na opowiastkach wybranych polskich
autorów. Wczoraj więc, tuż po zakończeniu meczu Wolverhampton – Manchester
City, zamiast tradycyjnego komentarza zaproszonych ekspertów, Canal+
przedstawił historyjkę autorstwa Manueli Gretkowskiej. Opowiem może: Otóż do
kościoła, gdzie w centralnym miejscu nad ołtarzem widnieje wielka figura Matki
Boskiej z Jezusem na piersi, wchodzi Stuhr, przyklęka, żegna się niedbale i w momencie gdy, jak się można
domyślić, pragnie się pomodlić, Matka Boska się materializuje i w tym momencie
już aktorka Cielecka bardzo obcesowym tonem prosi Stuhra o „fajkę”. Ten się
najpierw oczywiście dziwi, że oto przeżył cud, ale Cielecka natychmiast wybija
mu te kaprysy z głowy i każe mu skoczyć do sklepu po papierosy. On znajduje
jakiegoś skręta, daje jej zapalić, no i oboje dalej sobie rozmawiają, głównie o
tym, że on jest jakimś strasznym dupcynglem, który zdradza kolejne partnerki i
powinien się ustatkować. On oczywiście tłumaczy się przed Cielecką, że jemu
jest bardzo ciężko zrezygnować z owych doczesnych przyjemności, jednak ta go
konsekwentnie wyszydza tłumacząc, że ma przestać myśleć tylko o „dupczeniu” –
tak, tak, to jest słowo, które z ust Matki Boskiej Cieleckiej jak najbardziej
pada – no ale w tym momencie dzwoni telefon, Stuhr odbiera, błyskawicznie
zakłada na siebie księżowską sutannę, mówi, że opłata będzie jak zawsze według
cennika, Cielecka znów wraca do roli Matki Boskiej, a on pędzi udzielić komuś
ostatniego namaszczenia. The End.
O co chodzi? Otóż z jednej strony mamy
tę Wirtualną Polskę i jej autorkę ubolewająca nad tym, że w Polsce Kościół każe
jeść karpia z kapustą i grzybami nawet 25 grudnia i w dodatku śpiewać te głupie
kolędy, z drugiej Manuelę Gretkowską oraz Mikołaja Lizuta we wspólnym geszefcie
z Cielecką i Stuhrem, jadących, jak się zdaje, dzień w dzień na, nomen omen,
pasku, dostarczanym im regularnie przez francuski Canal+, a ja w tej sytuacji
nie potrafię jakoś nie zareagować. A więc reaguję i pragnę po raz kolejny już
poinformować wszystkich, że nawet jeśli Jarosław Kaczyński nagle nieszczęśliwie
odejdzie, a na swojego zastępcę wyznaczy samego Piotra Glińskiego, to ja będę
trzymał sztamę z Glińskim. Bo, jak to ładnie kiedyś określił mistrz
Dostojewski, nawet jeśli mu udowodnią, że Jezus jest kłamstwem, to on woli
zostać z Jezusem – kłamstwem, niż z nimi. Bo tam jest już tylko piekło.
Wow! Wiem, że nie w tym rzecz ale może w ramach europejskiej edukacji tych śmiesznych Polaczków Peter ze Szwecji zaprezentuje narodowy, bynajmniej nie wigilijny, przysmak Szwedów - zgniłe, śmierdzące śledzie? Danielle nich błyśnie walącymi jak szambo serami a Brazylijczyk olejem palmowym? Tak to już ostatni etap upadku.
OdpowiedzUsuń@Unknown
UsuńNie oni są problemem, zwłaszcza że nie możemy mieć pewności, czy ci ludzie w ogóle istnieją. Ja bym raczej miał oko na Kolasę i jej polskich znajomych.
@Unknown
UsuńWeź pomyśl jak głęboko wykorzeniona jest ta Kolasa. Gdyby bowiem wiedziała, że krytykuje karpia po żydowsku, to od razu by jej przeszło.
Imigranci zawsze i wszędzie tęsknią za kuchnia mamusi i za panienkami z rodzinnego miasta. Kolasa tego nie wie?
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=CCVBegbvp24
@toyah
OdpowiedzUsuńMasz rację, że ci obcokrajowcy wybrzydzający na polskie potrawy wigilijne są całkowicie zmyśleni. Mogę to stwierdzić na podstawie własnego doświadczenia. Spędziłam kilkanaście spotkań wigilijnych ze studentami z różnych stron świata i wszelkich możliwych kultur. Oni są niezmiennie zachwyceni polskimi potrawami, atmosferą wigilijną i opłatkiem (nawet niewierzący, buddyści i ludzie innych wyznań). Jedyne, co im nie smakuje, to kompot z suszonych owoców.
Zważywszy na moje doświadczenia, ci Szwedzi i Brytyjczycy cierpiący katusze na polskiej wieczerzy wigilijnej są nie do wyobrażenia. Strasznie się kobieta namęczyła, żeby swoje frustracje ubrać w te wymyślone postaci. Nie wiem tylko, czemu ma służyć to wmawianie, że łosoś jest lepszy od karpia, a indyk od pierogów i kapusty z grzybami? Że niby ta polskość taka zaściankowa, a Polacy zajadają się rybą dla kotów? Strasznie ograniczony ma ta pani ogląd świata i można jej współczuć, ze tak ją te polskie tradycje uwierają.
Natomiast popis aktorskiej awangardy jest trudny do skomentowania, chociaż nie dziwi w świetle ich wszystkich dokonań z ostatnich lat.
@Ginewra
UsuńKompotu z suszonych owoców nawet moja żona nie lubi.
@toyah
UsuńA pani Orjanowa w tym roku taki susz wysuszyła, że jeszcze mnie suszy. Ale już ni ma ...
Jakby zabutelkować, to z zazdrości cocacola się wypieni.
@Ginewra
UsuńJa sobie zbudowałem pewną teorię historiozoficzną i co wezmę jakieś źródło, to na razie nie spotkałem jej zaprzeczenia. Sens jest taki, że polska kuchnia ukształtowała się jako niezmiernie bogata w obu znaczeniach, tj. zarówno różnorodności, jak i bogactwa.
Weźmy taką kapustę, która np. u Orwella (1984) pełni funkcję smrodowej identyfikacji biedy. No, ale gdy kto powie, że polski bigos, czy gołąbki to są biedne dania, to tego nawet Bul Komorowski nie potwierdzi.
Mój kumpel Jacek, także znajomy toyaha, robił sporo dla Szwedów na górnych piętrach pewnej ichniej korporacji i dziwił się, że Szwedzi na wystawnych kolacjach wszystko robią na słodko. Ci wyjaśnili mu, że cukier, czy miód w tradycji szwedzkiej są symbolami bogactwa i powodzenia życiowego. Taka tam była bieda nawet w średnich warstwach społecznych, że słodzili tylko nieliczni (aż się dosyć nakradli i upaśli na wojnach).
Tymczasem w Polsce nawet warstwy ubogie jadały znacznie lepiej i obficiej, niż odpowiadające im warstwy gdziekolwiek w Europie. To ukształtowało polską kuchnię. Może gdzie indziej nieliczni wsuwali języczki skowronków na zmianę z piórkiem flaminga, ale reszta kombinowała już z resztkami, czy z innym frutti dla ubogich.
No i teraz stawia się tutaj na ucztę jakiś, powiedzmy, Szwed i dostaje śledzika pysznie marynowanego. I co on ma pomyśleć, gdy cukru nie czuje.
Kutią, wyłącznie kutią paść Szweda na wigilię! Albo makiełkami. Az padnie!
Tyle, że to musi być polski stół wigilijny, a nie postępacki.
PS. Z tym Szwedem cierpiącym z powodu karpia na słodko, to musi być jakaś ściema, albo to taki Szwed, jak z Kolasy Polka.
@orjan
UsuńGinewra powinna zaprosić z Szweda ma moczkę. Gdy chodzi o zawartość cukru, to tu Ślązaków nikt nie przebił. Nawet szwedzcy królowie. Jestem pewien, że Ginewra potwierdzi.
Ja moczki nie robię, ponieważ nie gustuję. Ale moczka nie musi być wcale słodka, wystarczy dać mniej rodzynek, a więcej orzechów i jest w porządku. Gorszy jest zdecydowanie jej wygląd. Myślę, że Szwed miałby opory.
Usuń@Ginrwra
UsuńJadłem raz i z trudem to przeżyłem. W życiu nie wymuszono we mnie czegoś tak słodkiego.
Tam jest już tylko kraina grzybów. I to nie tych z świątecznych uszek, tylko trujących.
OdpowiedzUsuń@Magazynier
OdpowiedzUsuńW Krainie Grzybów innych nie ma.
@orjan
OdpowiedzUsuńPolskie potrawy wigilijne są mieszanką kuchni dla ubogich (barszcz, pierogi, kapusta z grzybami/ z grochem) oraz bogactwa (kutia, makowce i wszystkie słodkości). I na tym polega ich urok. Wieczerza wigilijna nie jest po to, żeby szpanować i epatować zamożnością.
Nie mogę się tylko zgodzić z tym, że karp to taka ryba dla ubogich, bo cenowo nie odstaje za bardzo od łososia. W interpretacji postępowców karp to chyba ryba dla niewyrobionych kulinarnie prostaczków. Dla mnie jest królem wigilijnego stołu.
@Ginewra
UsuńO tak! Karp to dla mnie absolutny hit. Ja go uwielbiam w każdej postaci. Nawet - a może zwłaszcza - gdy trzeba wyciągać z niego te isci. Przednia zabawa.
@Ginewra
UsuńPrzede wszystkim jednak symbolika poszczególnych składników potraw. Potrawy są właściwie nośnikiem tych symbolicznych składników. Np. ryba (obojętnie jaka) symbolizuje obecność Chrystusa i wiarę. Gdy jest to akurat karp, to dodatkowo symbolizuje długowieczność. Namawianie do skosztowania karpia wigilijnego to jest jak życzenia długiego życia w zdrowiu.
W sumie nie ma więc znaczenia jak wigilijny karp jest przyrządzony, ale to "bardzo silny" symbol. Do tego dochodzi także zachowywanie w portfelu łuski wigilijnego karpia na wróżbę zamożności, itd.
Przechodząc na poważniejszy grunt, to nie tylko owa Kolasa bez względu zresztą, czy i w ogóle coś wyznaje, ale także i ten Szwed po jego 11 bolesnych wigiliach w Polsce muszą choć cokolwiek wiedzieć o takiej symbolice.
Gdybym wiec miał strzelać w odpowiedzi, to postawiłbym, że Szwed jest retoryczną figurą fikcyjną. Natomiast wynurzenie tej Kolasy to jeszcze jedna z prób mysiego podgryzania tradycji polskiej, bo ona ochrania wiarę a przez to polskość.
@orjan
UsuńBardzo podoba mi się stwierdzenie, że Szwed jest retoryczną figurą fikcyjną. Tak, on symbolizuje wszystkie lęki "postępowych" środowisk, które uwiera to, że Polacy dzielą się opłatkiem, jedzą te nieznośne postne potrawy, a do tego jeszcze biednego, zmaltretowanego, na dodatek niesmacznego karpia, który lepiej żeby sobie pływał w stawie. Polska, chrześcijańska tradycja uwiera ich okrutnie, ale żeby tego nie powiedzieć wprost wymyślają zdziwionego i zniesmaczonego Szweda. W zasadzie to ta pani i tak jest wyrafinowana, bo są i tacy, co walą prosto z mostu.
nie no, Gretkowska to klasa sama w sobie....
OdpowiedzUsuńA tak serio, to ja w tym arykule wp widzę kolejną odsłonę litowania się nad cierpiącym karpiem.
Co ci ludzie biedni mają w tych swoich głowinach....wiem, że to nic dla nich nie znaczy, ale żal mi ich naprawdę, nie tak jak im tych karpi, tak naprawdę mi ich szkoda.
A my czekamy właśnie na jakichś młodzików z Czech lub z Niemiec, którzy mają u nas mieszkać podczas ESM Taize. Niestety karp w galarecie mi się skończył, nie będę miała jak potwierdzić empirycznie słuszności ww spostrzeżeń. Dam im parówki:-)))
@bozenam
UsuńKup im pierogi. Po prostu.
ja zrobilam kiedys eksperyment i opowiadajac Niemcom o polskiej Wigilii powiedzialam ze jest ona "postna" -Eeeee... (to byli ewangelicy).
OdpowiedzUsuńALe gdy powiedzialam, ze jest "vegetarisch" -to bylo OK. Ogolny aplauz. Taki to podatny na sugestie narodek.
ALe powoli już mnie solidnie wkurza, ze różne takie, niewiadomoskąd, ledwo to z kurnej chaty albo jurty wyszło, odkuło się darmowo w Polsce -i zaczyna szarogęsic. Zapominając, że innych a ZWLASZCZA GOSPODARZY sie nie krytykuje i ma siedziec cicho!
A pogonić ich i zapędzić "do budy!"
@HENRIETTA
UsuńSpokojnie. Ta wariatka ich wymyśliła.
"Mysie podgryzanie"! Święta prawda. Trzeba się nie bać tylko tępić myszy. A co do zdjęcia, to na stole nie powinny jednak leżeć ciasta i torty obok barszczu i ryb w tym samym czasie. :)
OdpowiedzUsuńKarp jako taki to nasze przyzwyczajenie z okresu PRLu. Jest to ryba tania i szybko rosnąca w hodowli. Nie było nic innego to opanowaliśmy przyrządzanie tej ryby na sto sposobów i tak zostało. Ta pani opisuje świat, który istnieje w jej głowie. Są coraz bardziej oderwani od rzeczywistości i tylko nie wiadomo czemu dalej w to brną? Może zjadając własny ogon nie są w stanie już nic nowego wymyślić?
OdpowiedzUsuń