Przyznam, że niemal owo
wydarzenie przegapiłem, ale, owszem, udało mi się kątem oka dojrzeć, że doszło
do zapowiadanej od paru dni wielkiej debaty TVN-u , zatytułowanej z charakterystycznym
dla tych ludzi wdziękiem, „Arena Idei”, podczas której na wyeksplowatowany już
niemal do porzygania temat nienawiści, która rzekomo rozdarła Polskę na pół,
przed zgromadzoną publicznością, oraz pod czujnym okiem red. Kolendy-Zaleskiej,
dyskutowali ksiądz Boniecki, oraz profesorowie Łętowska, Bralczyk i
Zybertowicz. Jak mówię, choć odpowiednio wcześniej wiedziałem o szykowaniu
owego przekrętu, z czasem o nim zapomniałem i tylko zupełnym przypadkiem udało
mi się obejrzeć niewielki jego fragment. Może zanim przejdę do rzeczy, wyjaśnię
może, czemu wspominając o owej „rozdzierającej Polskę na pół nienawiści” użyłem
słowa „rzekoma”. Otóż rzecz w tym, że, choć oczywiście ów podział istnieje i w
pewnych swoich formach, jak choćby zabójstwo Marka Rosiaka, czy samobójstwo
Piotra Szczęsnego, przybiera postać prawdziwie upiorną, ma znaczenie, tylko dla
nas, natomiast dla ogromnej większości społeczeństwa stanowi coś tak
egzotycznego, że gdyby im kazać sprawę komentować, oni nie wiedzieliby nawet, o
co dokładnie chodzi. I dotyczy to nawet tych osób, które w codziennych plotkach
lubią rzucić to tu to tam, że „Kaczyński to stary pedał”, albo że „Tusk to rudy złodziej”,
jednak nawet im w głowie przeżywać jakąkolwiek nienawiść do kogokolwiek, poza
oczywiście nielubianym sąsiadem, czy szefem w pracy. A zatem, jeśli dziś TVN
organizuje wspomnianą debatę, podczas której wszyscy jej uczestnicy udają, jak
to oni strasznie przeżywają fakt, że społeczeństwo jest tak okropnie
podzielone, to robi to wyłącznie po to, by przedłużyć obu stronom, a sobie
przede wszystkim, alibi na dalsze lata
wykorzystywania tego, jako argumentu w walce o władze i pieniądze.
A zatem mieliśmy wczoraj ową
niby debatę zorganizowaną wokół tego niby problemu, gdzie każdy znakomicie znał
swoją rolę i robił wszystko, by nie doszło do niekontrolowanego wybuchu. I
pewnie wszystko to nie byłoby warte komentarza, gdyby nie obecni na
publiczności tak zwani „ludzie kultury”, z których rozpoznałem pisarzy Stasiuka
i Chwina, a wysłuchałem Chwina. Otóż w pewnym momencie Chwin zwrócił się do
Zybertowicza z pytaniem, czy on akceptuje pojęcie „gorszego sortu” jako część
swojego słownika. I proszę sobie wyobrazić, że uzyskawszy tak doskonałą pozycję
do tego, by zarówno Chwina, jak i całe to towarzystwo, zwyczajnie rozpędzić na
cztery wiatry, mówiąc, że ależ tak, podobnie jak wy od dziesięcioleci
traktujecie mnie, jako gorszy sort, tak samo i ja was uważam za sort
jednoznacznie gorszy, Zybertowicz najpierw zaczął się zarzekać, że on osobiście
korzystaniu w debacie z takich określeń się sprzeciwia i sam ich unika, a
następnie zaczął temu durniowi tłumaczyć, że kiedy Jarosław Kaczyński mówił o „gorszym sorcie”
jemu tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego, czym oczywiście natychmiast
sprowokował wrzaski pozostałych uczestników spotkania, oraz szydercze buczenie
i śmiech ze strony publiczności i już po chwili musiał się grzecznie zamknąć.
Mamy za sobą już niemal 30 lat
owego mordobicia, gdzie wszyscy o wszystkich powiedzieli już niemal wszystko,
zaczynając od pamiętnego „ciemnogrodu”, przez „moherowe berety”, czy „Januszów
z Rzeszowa”, po wreszcie obsrywające za pieniądze z 500+ nadmorskie plaże rodziny
z 500+ z jednej strony, czy „komuchów”, „zdrajców Ojczyzny”, „Żydów” i
„sługusów Sorosa” z drugiej i nagle się okazuje, że pisarz Chwin ma problem z
„gorszym sortem”? Czemu to zatem nagle dla Zybertowicza, wybitnego socjologa,
okazało się takie trudne, by wytłumaczyć tej durnej pale, że gdy dochodzi
miedzy ludźmi do poważnych sporów, jest rzeczą zupełnie naturalną, że w pewnym
momencie jedni zaczynają uważać tych drugich, w tym, czy innym punkcie, za
gorszych, głupszych, a niekiedy nawet podlejszych i że wówczas zaczynają nimi
gardzić?
A tu Zybertowicz miał zadanie
szczególnie łatwe, ze względu właśnie na osobę Chwina. To bowiem nie kto inny
jak Chwin przecież, o czym miałem okazję pisać przed wielu laty tu na tym
blogu, wziął udział w zorganizowanej przez media zabawie pod tytułem, „Czy
Polska jest sexy?” i przedstawił następujący opis Polaków: „Naród kurtkowców,
szalikowców, bereciarek, kłębiący się w przejściach podziemnych dresowaty lud z
lumpeksu, który siebie samego nie cierpi, bo wie, że jest pogardzany i sam sobą
pogardza, przekonany przy tym głęboko, że winę za wszystko ponoszą podli
inteligenci, agenci i aferzyści”.
Przepraszam bardzo, ale on chyba ludzi, o których nam z takim talentem opisuje,
nie uważał za równy sobie sort.
A, proszę zwrocić uwagę, Chwin nie gardzi nami za to nawet, że jesteśmy
faszystami i chcemy zniszczyć demokrację, ani nawet za to, że kochamy Polskę w
nieładny sposób, lecz wyłącznie za nasz „buracki” wygląd i charakter i niechęć
do aferzystów. Za to więc, co on nazwywa „polskością”. Ile więc kosztowało to Zybertowicza,
żeby zamiast się przed Chwinem bez sensu usprawiedliwiać, rzucić mu prosto w
twarz: „Jasne, że uważam pana za gorszy sort. Człowiek, który z taką wyższością
wypowiada się o ludziach, wśród których żyje, tylko za to, że ubierają się w lumpeksach
i instynktownie nie lubią złodziei, nie zasługuje na nic lepszego”. A potem
może jeszcze zwróciłbym się do Letowskiej z prośbą, by może doprecyzowała
kwestię owych „peryferii”, o których wspomniała w wywiadzie dla „Wyborczej”, mówiąc:
„I musimy zdecydować, czy chcemy być wschodnimi peryferiami Zachodu, czy
zachodnimi Wschodu”.
Ktoś
powie, że może Zybertowicz akurat tamtej wypowiedzi Chwina nie znał, tyle że to
nie ma najmniejszego znaczenia. Nawet gdyby on nie miał bladego pojęcia, kto to
taki ten Chwin, powinien przede wszystkim mieć rozeznanie w zasługach, jaką
choćby ci, którzy zaprosili go do udziału w tej debacie, mają gdy chodzi o
zbudowanie wokół znacznej części Bogu ducha winnej części społeczeństwa
atmosfery getta i morderczej wręcz pogardy, no a przede wszystkim miał znaleźć
w sobie tę uczciwość, by Chwinowi powiedzieć, co myśli o nim i o takich jak on. A przewidując,
że może być trudno, miał ze sobą wziąć do studia ów słynny tekst „Newsweeka” o
głupich, brzydkich i zdziczałych Polakach z 500 +, rozwalających się jak
robactwo na plaży we Władysławowie i poczytać im fragmenty.
No ale nie wziął i nie
przeczytał, a ja myślę, że to może i dobrze, bo jeszcze by się okazało, że
ksiądz Adam Boniecki ze sobą z kolei zabrał kilka ulubionych egzemplarzy
„Gazety Polskiej”, czy „W Sieci” i Zybertowicza trzeba by było stamtąd wynieść,
jak wierzga i przeprasza, ze to przecież nie on, tylko Sakiewicz z Pawlickim.
Moje książki,
jak zawsze są do kupienia w ksiegarni na stronie www.basnjakniedziwedz.pl. Zapraszam gorąco.
Zastanawiam się, czy jest ktoś "z naszych" kto w takiej dyskusji wypadłby lepiej. Może Fedyszak Radziejowska?
OdpowiedzUsuńChyba lepsza byłaby Magdalena Ogórek:)
Usuń@Leszek152
UsuńKażdy wypadły lepiej, nawet ja. Wystarczyło się przygotować i być szczerym.
https://krakow.onet.pl/pogrzeb-piotra-szczesnego-mezczyzna-spoczal-na-cmentarzu-salwatorskim/tb8qsw8 - konia z rzedem kto na biskupie znajdzie krzyż.
OdpowiedzUsuń@Maciek
UsuńPieronek, Boniecki i Lemański. Niezły zestaw. Nawet im nie pozwolono odprawić tej mszy w kościele.
Brakuje sowy. Zwykli szarzy ludzie na mszy. Berety na woim miejscu. Kaplica nieogrzewana.
UsuńI jeszcze brakuje mi zdjec jak zwykli szarzy ludzie jedza sobie komunie.
Usuń@Maciek
UsuńJestem pewien, że kiedy przyjmowali komunię, to jednak czapki zdejmowali.
Ja w ogóle na tych zdjęciach nigdzie krzyża nie widzę. Chyba, że ten dziwna wersja pana Jezusa na krzyżu w tle za ołtarzem. Bardzo dziwna. Musi jakiś nowoczesny artysta projektował. Co za ludzie, czysta hipokryzja.
Usuńhttps://ddak.wordpress.com/kaplani-adoptowani/l/ nie ma tam biskupa Pieronka, sa natomiast kaplani Boniecki i Lemanski. Nikt z wiernych nawet sie za tego biedaka regularnie nie modli.
OdpowiedzUsuń