środa, 1 lutego 2017

O błękitnym turbodoładowaniu i palącym smaku Komuni, czyli pożegnanie z Bolkiem

       Kiedy czytam komentarze na temat ostatecznego ogłoszenia przez Instytut Pamięci Narodowej faktu współpracy Lecha Wałęsy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa, odnoszę wrażenie, że główny ich nastrój jest taki, że co z tego? Czy myśmy o tym całym Bolku nie słyszeli przypadkiem wielokrotnie wcześniej? Czy dla nas fakt, że Bolek to Wałęsa jest jakąś sensacją? Oczywiście że nie. Myśmy to wszystko wiedzieli oczywiście już od dawna, natomiast ja mam wrażenie, że chyba nigdy wcześniej owa prawda nie uzyskała aż tak oficjalnego potwierdzenia.
      Ja oczywiście nie mam złudzeń. To, że fakt owej współpracy nabrał kształtu aż tak oficjalnego, nie sprawi, że z dnia na dzień cała ta straszna propaganda nagle umilknie, a następnie się bez pamięci rozpierzchnie. Dopóki z tego strasznego nieszczęścia da się wysysać całe to kłamstwo, oni nie ustąpią i będą tego durnia wyciągać za to co zostało z jego słynnego wąsa. Jeszcze wczoraj wieczorem w telewizji TVP Info wystąpili Janusz Onyszkiewicz i Jan Rulewski i wspólnie i w porozumieniu ogłosili, że wprawdzie Wałęsa faktycznie sprzedawał kolegów, ale on to robił po to, byśmy dziś mieli tę wolność, którą mamy, no a poza tym, jeśli ktoś zgłasza jakiekolwiek pretensje, nich się z nimi uda do Lecha i Jarosława Kaczyńskich.
     No ale my nie musimy się dziś jakoś szczególnie zadręczać, w związku z czym nie zaszkodziłoby strzelić choćby jednym korkiem. Myślałem zatem o tym, co by tu napisać i, tak jak to już bywało, pomyślałem, że przypomnę tekst sprzed lat. Ja o Wałęsie pisałem wielokrotnie, jednak wydaje mi się, że jeden z nich na okoliczność, którą dziś przeżywamy, robi wrażenie szczególne. Proszę więc, powspominajmy czasy szczęśliwie minione.


      Gdyby ktoś mnie poprosił, bym jak najkrócej opisał swoje najbardziej istotne wspomnienie jak idzie o prezydenturę Lecha Wałęsy, prawdopodobnie powiedziałbym, że wciąż mi chodzi po głowie ów obraz, kiedy to widzę prezydencką kaplicę, za ołtarzem stoi ksiądz Franciszek Cybula, w pierwszym rzędzie siedzą Wałęsa i Wachowski, gdzieś trochę dalej Drzycimski, a obok Drzycimskiego któryś z wezwanych na poranne przesłuchanie ministrów.
      Ktoś kto jest zbyt młody, by te czasy pamiętać – dziś pytałem o to Coryllusa, i on przyznał, że nie bardzo wie, o czym ja w ogóle mówię – prawdopodobnie czyta te słowa jak jakąś abstrakcję, natomiast dla mnie jest to wciąż bardzo żywe wspomnienie. Spróbuję bardzo krótko opowiedzieć, o co chodziło. Otóż prezydent Wałęsa miał tego swojego kapelana, księdza Franciszka Cybulę, najważniejszego ministra, Mieczysława Wachowskiego, oraz rzecznika prasowego, Andrzeja Drzycimskiego. O ile sytuacja nie wymagała tego, by Wałęsie towarzyszył tylko Wachowski, cała ta czwórka wszędzie poruszała się razem. Wałęsa, tych dwóch, no i ksiądz. Skąd ja wiem, jak wyglądało w tej kaplicy? Otóż zwyczaj był taki, że każdego dnia, z samego rana, Wałęsa wzywał do siebie któregoś z ministrów, czy szefów którejś z państwowych instytucji, opieprzał go za to, że źle pracuje, a wszystko to nagrywała specjalna ekipa, zatrudniona przez Wałęsę po to, by rejestrować każdy jego krok. Następnie materiał był puszczany w wieczornych wiadomościach.
      Zanim jednak dochodziło do bezpośredniego spotkania z ministrem, wszyscy schodzili na dół do kaplicy i uczestniczyli w porannej Mszy Świętej. To o tych właśnie nabożeństwach swego czasu wspominał Mieczysław Wachowski, opowiadając, jak to on je bardzo lubi, bo może wtedy sobie „pojeść komunię”. Wspomniane Msze również były filmowane, a następnie, choćby w drobnym fragmencie, pokazywane w telewizji. Tak by każdy wiedział, że Lech Wałęsa, to człowiek bardzo religijny.
      Powiem szczerze, że dla mnie zawsze największą zagadką z tej grupy był ksiądz Cybula – oficjalny kapelan Lecha Wałęsy. Przede wszystkim dlatego, że ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak to się stało, że on był przy Wałęsie zawsze. Wałęsa spotykał się w jakiejś bardzo oficjalnej sytuacji z kimś równie oficjalnym, a obok Wałęsy już był ksiądz Cybula i go nie opuszczał nawet na krok. Ale było coś jeszcze. Ksiądz Cybula nigdy chyba się nie odezwał. Z nim nigdy nie ukazał się żaden wywiad, żadna choćby króciutka rozmowa. Ja przez te wszystkie lata chyba nawet nie zdążyłem się zorientować, jaki ten ksiądz ma w ogóle głos. To jedno. Druga rzecz była taka, że on robił wrażenie osoby wręcz karykaturalnie niesympatycznej. Nigdy się nie uśmiechał, nigdy nie spojrzał z jakimś weselszym błyskiem w oku. Był wiecznie ponury i zimny jak skała. A przez to, że siłą rzeczy kojarzył się bardziej z urzędem niż z kościołem, robił wrażenie przebranego za księdza urzędnika. I ja, powiem szczerze, zawsze się go bałem.
      Oczywiście, była jeszcze cała ta polityczna część prezydentury Wałęsy, a więc prześladowanie opozycji, kwestie związków Wałęsy ze służbami, ten nieszczęsny Wachowski, o którym powstawały wręcz legendy. A na tym tle postać księdza Cybuli robiła wrażenie jeszcze bardziej złowieszcze.
Ponieważ właśnie jestem w trakcie pisanie tej nowej książki, potrzebowałem w pewnym momencie poszukać czegoś na temat dzisiejszych losów księdza Franciszka Cybuli, byłego kapelana prezydenta Wałęsy. Niestety tu akurat panuje dość jednoznaczna nędza. Co dziś robi ksiądz Cybula – nie wiadomo. Najbliżej jak udało mi się sięgnąć, to wywiad, jakiego on udzielił portalowi Opoka jeszcze w roku 2009, zatytułowany „Jestem zwykłym księdzem”, w którym opowiada on, że pracuje gdzieś na jakiejś parafii w Sopocie no i że dla niego wzorem księdza jest ksiądz Wojtyła. Ale są też i wspomnienia. I oto, ksiądz Cybula poproszony o wyjaśnienie, czemu on stał się w praktyce kolejnym prezydenckim urzędnikiem, odpowiada w ten oto sposób:
      „Prezydent chciał, abym był z nim wszędzie, nawet na konferencjach prasowych. Buntowałem się, nie chciałem w nich uczestniczyć. – Szefie, to jest źle odbierane – przekonywałem. A on: chcę mieć zawsze duchowe wsparcie.
      Przed jednym z prestiżowych spotkań powiedział mi: nie mam dziś weny. Ja na to: włączam więc turbodoładowanie niebieskie. Zacząłem się modlić. Przerwałem modlitwę, gdy otrzymywał owacje na stojąco. Połączenie sił duchowych z jego intuicją, oryginalnym podejściem do wielu spaw, dawało efekty zaskakujące. Gdy rozmawiałem o tym z prof. Franciszkiem Gruczą, językoznawcą, germanistą, mówił o nim, on i jego koledzy po fachu: Das ist eine politische Tier – to jest polityczne zwierzę”.
      Trochę przydługi ten cytat i wcale nie wiem, czy w całości potrzebny. Bo tak naprawdę chodzi mi tylko o jeden fragment. Mianowicie o tego „Szefa”. Dla mnie świadomość, że kapelan prezydenta Wałęsy zwracał się do niego per „Szefie” jest autentycznie porażająca. Proszę zrozumieć, o co mi chodzi. Ksiądz Cybula prosi Wałęsy, by ten go ze sobą wszędzie nie ciągał, bo to jest publicznie źle odbierane, na co Wałęsa mu tłumaczy, że mowy nie ma, bez dyskusji, ksiądz ma być i kropka! Na co Cybula – jakoś tym razem, słowo „ksiądz” mi nie przeszło przez gardło – prosi, „Ale, Szefie!”, na co Wałęsa: „A co z niebieskim tubodoładowaniem?” No i sprawa załatwiona.
      Franciszek Cybula w wywiadzie dla Opoki nie wspomina, jak się do niego zwracał Wałęsa. W ogóle, mało już mówi. Tym bardziej też nie opowiada, jak wyglądała na przykład taka spowiedź i czy, kiedy on karmił Wachowskiego opłatkami, to Wachowski był wyspowiadany, czy mówił Księdzu, żeby dawał tę komunię i nie robił cyrku. No i może nie mniej ważne – czy on do Wachowskiego też się zwracał per „Szefie”?
      Myślę o tej całej przedziwnej sytuacji, i nie mogę przestać myśleć, że oto mamy za sobą 2000 lat Kościoła, a ksiądz Franciszek Cybula jest jednym z tego Kościoła kapłanów; że być może, teraz, kiedy piszę ten tekst, on tam siedzi na tej swojej sopockiej parafii i wspomina, jak to miał kiedyś swego szefa. Nie jakiegoś proboszcza, biskupa, czy papieża, a może nawet i bezpośrednio Jezusa Zmartwychwstałego, ale samego Lecha Wałęsę.
      I nagle przychodzi mi do głowy myśl taka oto, że, jak nam wiadomo, minister Wachowski to był z pewnością wesoły człowiek. I czy w tej sytuacji nie jest przypadkiem możliwe, że ta spowiedź, nad którą przez chwilę się tak zadumałem, nie wyglądała tak, że to Cybula przychodził do Wachowskiego, który – już najedzony tymi komuniami – siedział sobie w konfesjonale, a Cybula klękał i mówił „Ostatni raz spowiadałem się wczoraj rano”?
Na co Wałęsa odwracał się od telewizora i krzyczał do swojego duchowego przewodnika: „Ciszej tam, bo za cholerę nic nie słychać!”


Zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl  i kupowania moich książek. Naprawdę warto.

32 komentarze:

  1. Straszny jest ten tekst dzisiaj. Wtedy już był, ale dzisiaj jest straszniejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jarosław Zolopa
      To prawda. Ja się go do dziś boję.

      Usuń
    2. Mogę się tylko podpisać. Makabryczny opis tego co tam się działo i jak to mogło wyglądać.

      Usuń
  2. Kiedyś pani dr. Fedyszak Radziejowska napisała/powiedziała, że na jakość demokracji ma ogromny wpływ opozycja. Niby rzecz oczywista. Powołuję się na panią doktor bo było to powiedziane o demokracji za pierwszego PiS, która wg. pani Fedyszak Radziejowskiej funkcjonował wtedy bardzo dobrze.
    Dzisiaj trochę mnie zatrważa jakość opozycji. Sprawa "Bolka" jest tylko jedną z niewielu spraw pokazujących straszliwą degrengoladę umysłową, moralną, taktyczną oraz co sobie tam jeszcze dołożymy do tego by Polska mogła funkcjonować normalnie. Tak w zasadzie sami się skazują na niebyt - mówię o opozycji. Na tym tle mogą sobie spokojnie hulać TV Republika, red. Sakiewicz, bracia Karnowscy, prof Zybertowicz i wspomniany wcześniej Tarczyński (dobra kończę tę listę ale jest ona daleko nie wystarczająca). Rzeczywiście ten brak opozycji może się źle skończyć. Popadnięcie w samozachwyt ......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jerzy Komorowski
      Ja bym nawet nie mówił o zamozachwycie. Tu jest coś znacznie gorszego: zdziczała gnuśność.

      Usuń
  3. Wałęsa to uosobienie całej armii kapusiów i krzywoprzysięzców, którymi opleciono całe polskie społeczeństwo jak plechą. Życiowe doświadczenia sprawiły, że miałem okazje poznać skalę tego patologicznego tworu. Od sąsiadów zza przysłowiowej ściany poprzez funkcjonariuszy ich prowadzących, aż po sędziów i prokuratorów. Afera Wałęsy w jakiś sposób odwraca uwagę od tej wszędobylskiej powszedniości, z którą pozostaniemy na pokolenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Zrób coś, by Twoje komentarze nie były tylko podpisane nazwą "Anonimowy", bo giną wśród innych anonimowych komentarzy.

      Usuń
    2. próbowałem :) i spróbuje jeszcze, ale póki co ten googlowski system przerasta moje umiejętności

      Usuń
  4. Aż tak?

    Smutne, ale prawdziwe.

    Chyba trzeba jednak samemu się wysilić - stale wysilać. Społecznie jakoś nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie postacią coraz straszniejszą jest Rulewski. Kiedy wspomnę marzec 1981 i prowokację bydgoską - zupełnie głupieję teraz.
    Bo z dzisiejszych wypowiedzi Rulewskiego można wysnuć wniosek, że to wszystko było ukartowane ŁĄCZNIE z pobiciem go. Znaczy ja wiem, że to była prowokacja ubecka ale wtedy nie wiedziałam, że z tym mógł być związany też Rulewski. Czyli - powiązany ze służbami. Wstawili mu potem nowe zęby, zoperowali szczękę i nos - i do roboty.
    To się nazywa chichot historii chyba...
    Ogrodniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co. Ja zrobiłem w swoim liceum strajk w obronie Rulewskiego i Jankowskiego w trakcie prowokacji bydgoskiej. Swoją drogą wiedziałem, że jeśli będzie strajk generalny to będzie po komunie. To się coś wreszcie ruszy. Ta Solidarność to szła jak koń ściągany cuglami. Po 89 patrzyłem na tych dwu bohaterów prowokacji bydgoskiej i jedno co mi się przypominało i myślałem sobie po co.
      Jeszcze jedno. Mój Ojciec - jakby to powiedzieć - stary AKowiec patrzył na to i wcale nie angażował się emocjonalnie. Jakby chciał powiedzieć: znów komuna nas rozgrywa.

      Usuń
    2. @ogrodniczka
      Ja go widziałem wczoraj w telewizji. Zrobił na mnie wrażenie obłąkanego. Podobnie zresztą jak Onyszkiewicz. Moim zdaniem oni obaj nie śpią po nocach.

      Usuń
    3. Jerzy Komorowski 16.08
      Tak, komuniści byli jednak chyba zaskoczeni tymi milionami członków I-szej Solidarności. No, ale trzeba przyznać po latach, że dobrze to rozegrali - dla siebie.
      Wtedy, w marcu tak samo się denerwowałam jak ostatnio w grudniu. Wtedy miałam gorzej - w kwietniu urodziła się moja córka - więc dlatego bałam się jak to dalej będzie...
      Ogrodniczka

      Usuń
    4. @toyah 18.42
      I jeszcze jedno. Głosował w Senacie przeciw obniżeniu emerytur ubekom. Nawet, jeśliby był legalistą (pt. państwo dotrzymuje zobowiązań)- w co zresztą nie wierzę - mógł spokojnie wyjść z sali i nie kompromitować się. Po prostu żenada...
      Ogrodniczka

      Usuń
  6. > Mieczysław Wachowski, opowiadając, jak to on je
    > bardzo lubi, bo może wtedy sobie „pojeść komunię”

    Nie zdziwiłbym się, gdyby Wachowski powiedział w pewnym momencie do księdza "mogę jeszcze jednego wafelka?"

    > A co z niebieskim tubodoładowaniem?

    Jak ktoś nie wie albo nie pamięta - w starych komputerach z pocz. lat 90tych był zwykle taki guzik "turbo". Że jak się wciskało guzik to komputer chodził szybciej. Przy Windowsie to nie miało znaczenia ale przy innych językach ponoć miało. Teraz czasem takie "turbo" jest w blenderze żeby się szybciej miksowało.

    Tak mi się skojarzyło z filmem z youtube'a na którym jeden bardziej religijny muzłumanim do takiego ciut mniej mówi:
    ----------------------
    "Nie zapomnij modlić się co piątek bo w piątek Twoja modlitwa zostaje od razu wysłuchana. Jeśli się modlisz co godzinę przez 24 godziny w piątek to wszystkie Twoje modlitwy zostaną wysłuchane. Np. jeśli powiesz "Dobry Boże daj mi..." albo "Boże uzdrów mnie" i powiesz że jesteś chory... Co godzinę co godzinę... wtedy Bóg Cię wysłucha i zrobi to o co prosisz".
    ----------------------
    film -> https://www.youtube.com/watch?v=NpN9NzO4Mo8

    Ok, tak to (ponoć) działa w islamie. Nie pytajcie mnie dlaczego piątek a nie środa albo sobota. Ale tak mi się od razu skojarzyłem "niebieskim doładowaniem" takim pilotem albo "dzwoneczkiem" jakim się przywołuje Boga aby spełnił zachcianki. Nie wiem.. dla mnie to chyba ociera się o bluźnierstwo i pychę. Ta matka Boska w klapie, to filmowanie mszy... I nie zdziwiłbym się gdyby Wałęsa mógł w swojej pysze w ramach "niebieskiego turbodoładowania" prosić o to, żeby np. Kaczyńskich szlag trafił.

    Mam też inne wrażenie że ta zabawa guziczkiem z "niebieskim turbodoładowaniem" i "podjadaniem komunii" wróciła zrządzeniem boskim teraz do niego rykoszetem i ze zdwojoną siłą. Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy.

    pzdr
    glicek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @jacek_wawa
      Na moje oko, taki Wachowski miał nad podorędziu całą kupę tekstów, od których oni się klepali ze śmiechu po brzuchach.

      Usuń
    2. Przy nich pewnie był jak profesor.

      Usuń
  7. Bodaj w 2014 r, Ksiądz Cybula, na zaproszenie mojego Proboszcza, prawił rekolekcje w mojej Parafii. Nie powiem, dosyć mądrze mówił, uśmiechał się i nawet dał mi komunię. Setakmyślę, że tym razem, zresztą nie po raz pierwszy, autor strzelił sobie w kolano, a może nawet w stopę :(
    Anyway, stare żydowskie przysłowie prawi, że "Jeśli sędzia upadnie na kamień, biada sędziemu. Jeśli kamień upadnie na sędziego, oj, biada sędziemu"...
    Pozdrawiam autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @emil akwar
      Rozumiem, że Ty mnie nie sądzisz?

      Usuń
    2. Ten tekst nie osądza ks.Cybuli. Opisuje tylko wrażenia autora z nim związane. Tak to przynajmniej odbieram. Takie np. udzielanie Komunii Św. panu Wachowskiemu mogło być odbierane jako publiczne zgorszenie, ale czy faktycznie nim było tego nie wiemy w sumie. I ks.Cybulę i autora osądzi Pan. Ale sądził będzie miłosiernie.

      Usuń
  8. Oczywiście, że nie osądzam, bo powiedziane jest, że
    Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?" Mt 7,1-3
    Od wielu lat jestem Pana czytelnikiem, większość tekstów mnie odpowiada, a właściwie moim przekonaniom. Dzisiejszy uważam za niepotrzebny, bo większość nie zrozumie roli tego "biednego" księdza, któremu narzucono taką rolę. Pan osądzi go, czy dobrze się z niej wywiązał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @emil akwar
      Ja jestem bardzo goorliwym przeciwnikiem prowadzenia dyskusji na tematy codzienne przy pomocy cytatów z Pisma Świętego. Ostatnio mam wrażenie, że stało się to plagą. A najzabawniej to wygląda, kiedy cytatami z Pisma próbuje się zgnoic Franciszka.

      Usuń
  9. Poza dzisiejszym temate, ale do wpisu sprzed niedawna. W sumie chyba do dalszego pośmiania się:
    http://krakow.onet.pl/anna-prokop-staszecka-jestesmy-chrzescijanskim-krajem-a-trujemy-siebie-nawzajem-wywiad/2gp247w

    Może jedyne co mnie tam nie śmieszy to nowy pomysł na myśl przewodnią, czyli bicie przeciwnika jego własną ręką. Typowa zagrywka. Ale generalnie zabawne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Autorze, jest ksiądz, to muszą być cytaty z Pisma Świętego. BTW,czy pomyślał Pan sobie chociaż przez chwilę jakie katusze musiał przeżywać ksiądz Cybula, przebywając non stop z Bolkiem?
    Proszę mnie wierzyć, że ksiądz Cybula, to nie "wiejski pleban".
    ps
    Zgnoić Papieża Franciszka-całkiem wiarygodne-ponieważ niedorzeczne... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. @emil akwar
    Nie. Nie ma takiej zależności: ksiądz - Pismo Śwęte. Nie mam też najmniejszych wątpliwości, że ksiądz Cybula przez te pięć lat znakomicie poradził sobie z wszystkimi katuszami. Gdyby był "wiejskim plebanem", wierzę, że by z Wałęsy zrobił Człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  12. No cóż, już Św. Augustyn zauważył, że "Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską."... a może się mylił? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @emil akwar
      Jestem pewien, że Św. Augustyn powiedział też mnóstwo innych rzeczy. Życze powodzenia w ich kolekcjonowaniu.

      Usuń
  13. @toyah
    Przepraszam, ale wrócę do tematu Franciszka na chwilę.
    Wie Pan co, jeszcze nauki taki ogrom przede mną, że czasem mnie to przygniata. Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem. Sam Pan przyzna, że próbowałem i z ową "dyplomacją" i z innych stron... Ale sprawa Zakonu Maltańskiego, to mnie przerasta o kilometr. Po prostu mówię pas.
    Może za jakiś - czas wezmę lupę do ręki i znowu zacznę szukać dobrej woli u papieża-dyplomaty...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Normalnie ferajna jak z "Mistrz i Małgorzata "
    Abdullah

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...