czwartek, 25 listopada 2010

Teraz Rymkiewicz - część 4

Dziś dotarła do nas wiadomość, że Bronisław Komorowski – gdyby komuś udało się zapomnieć, prezydent RP – z okazji Święta Niepodległości wziął udział w Mszy Świętej, po czym publicznie zwymyślał księdza pułkownika Sławomira Żarskiego za to, że ten wygłosił kazanie, w którym Komorowskiemu nie spodobało się parę zdań. Przy okazji, w rozmowie z ministrem Klichem zapowiedział, że ów ksiądz zostanie za swój wybryk ukarany.
Czytajmy więc dalej Rymkiewicza.


"Oni nie potrzebują Polski. Albo - potrzebują jej po trosze. Potrzebują jakiegoś fantomu Polski, jakiejś zjawy. Jeśli na Polskę spojrzymy od tej strony, to będziemy musieli też uznać, że jej los nie rozstrzygnie się w najbliższym czasie, tak jak nie rozstrzygnął się w ciągu ostatnich 20 lat częściowej niepodległości. On się nie rozstrzygnie ani za 10, ani za 20 lat. Ten stan postkolonialny będzie trwał znacznie dłużej, może pół wieku, może jeszcze wiek. I Polacy muszą to przetrwać. A po drugie, trzeba powiedzieć, że jeśli w takim kraju, który dopiero co wyszedł spod jarzma kolonialnego, spod władzy kolonizatorów, powstała - w ciągu 20 lat jego postkolonialnego istnienia - niepodległościowa partia tubylców i jeśli tę niepodległościową partię popiera 30 procent tubylców, to jest to po prostu cud. Gdyby na niepodległościową partię Jarosława Kaczyńskiego, która reprezentuje interesy wolnych tubylców, głosowało 5 lub 10 procent Polaków, to też uważałbym to za cud.[…]
Jestem przekonany, że o tym, czym jest Polska, czym ona była i czym będzie, decydują ci, którzy chcieli, chcą i będą chcieli być Polakami. To znaczy ci, którzy rozumieją (lub tylko czują - to wystarczy), że ich życie uzyskuje sens dzięki temu, że są Polakami. Jest jakaś ogromna siła przymusu w tym naszym przekonaniu, że chcemy być Polakami. To jest stara, tysiącletnia siła, która ożywia pokolenie za pokoleniem. Nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego chcemy być Polakami, dlaczego to wydaje się nam najpiękniejsze, najlepsze na świecie, dlaczego to nam najbardziej odpowiada. Tak po prostu jest. Jest bardzo wielu ludzi, którzy od swojej polskości nie odstąpią, to jest oczywiste. Całe dzieje Polski to poświadczają. A jeśli są tacy ludzie, to polskość przetrwa wszystkie swoje dziwne (i niekiedy straszne) przygody.
Także i sprawę [tych, którzy wyjeżdżają masowo na Zachód] moim zdaniem, tłumaczy fenomen postkolonialnej sytuacji Polski. Sytuacja psychiczna hinduskiego lokaja obsługującego angielskich panów w Indiach czy sytuacja murzyńskiego tragarza, który w Rodezji czy w Nigerii nosił walizki za białym człowiekiem, była dwoista. Ci tubylcy jednocześnie nienawidzili swoich opresorów, a z drugiej strony podziwiali - ich siłę, ich przebiegłość oraz ich potęgę. To się łączyło z pogardą dla swojej słabości, dla swojej podrzędności. I to jest cechą wszystkich krajów postkolonialnych, że znaczna część zamieszkujących je tubylców (trzeba powiedzieć, że także znaczna część Polaków), po pierwsze, często nienawidząc swoich dawnych opresorów, jednocześnie podziwia ich siłę, potęgę, umiejętności. A po drugie, gardzi sobą i gardzi swoim podrzędnym krajem, który dał się podbić i stał się kolonią jakichś obcych mocarstw. Stąd właśnie bierze się polska ucieczka od polskości - wielu Polakom ich polskość wydaje się czymś podrzędnym, czymś gorszym, czymś godnym pogardy w porównaniu z siłą i potęgą kolonizatorów. Ci ludzie chcieliby uwolnić się od swojej (boleśnie odczuwanej) podrzędności, chcieliby uciec od swojej podrzędnej (w ich przekonaniu) polskości.
Ze mną jest całkiem inaczej, bo mnie od dziecka wychowano w przekonaniu, że polskość to jest coś najlepszego i najwyższego; do późnej starości, w którą teraz wkroczyłem, zachowałem przekonanie, że dane mi zostało coś wspaniałego. Nie mam żadnego podziwu dla rosyjskiej siły ani dla niemieckiego porządku, bo wiem, że moja polska istota, czyli moje polska wolność (bo uważam, że wolność jest w samym centrum polskości) - to jest coś najlepszego z tego wszystkiego, co człowiek może mieć na świecie. Więc choć jestem postkolonialnym pisarzem (bo piszę dla postkolonialnych Polaków), to jestem wolnym tubylcem w kraju postkolonialnym. Dlatego patrzę z żalem, a nawet z litością na tych, którzy mówią, że polskość to jest coś gorszego, podrzędnego. Wiem, że oni są nieszczęśliwi. Nie trzeba nimi gardzić, oni są godni litości. Nie chcą być Polakami, bo nie rozumieją, co zostało im dane.[…]
Jestem starym człowiekiem, 20 lat temu przez chwilę wydawało mi się, że umrę w wolnej Polsce, teraz wiem, że tak się nie stanie. Ale jestem przekonany, że moje wnuki - no może prawnuki - będą obywatelami wolnej Polski i będą szczęśliwe, że są Polakami."

4 komentarze:

  1. @Krzysztof z Katowic

    Matko jedyna, ile to razy tu gadaliśmy o tym, że im ta Polska nie potrzebna, że uwiera, bo to trzeba coś robić, a duch spiryt łaknie świętego spokoju, grać w noge z chłopakami, i niech będzie tak ładnie, jak w Unii Wolności, niech ten świat się stanie Unią Wolności, bo tamci to wszędzie budują okopy Trójcy Świętej, a to przecież wystarczy napisać, i już się ma kredyt. Pieniądzory. Na wakacje albo płaski telewizor.

    Autorze, skompilować też trzeba potrafić. Ty potrafisz. Bardzo mi się podoba. Tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. @tayfal
    Cieszę się, że Ci się spodobało. Ja też jakoś się lepiej czuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych obserwowałem z olbrzymim niepokojem skutki "grubej kreski", szukałem czegoś, co zdefiniowałoby tę naszą sytuację. Usłyszałem wówczas o grożącej nam latynizacji, autorstwa panów Kaczyńskich. Od tego czasu po dziś dzień pilnie słucham, co mówi, niestety od 10 kwietnia, tylko pan Jarosław Kaczyński. W pełni utożsamiam się z jego poglądami czy diagnozami.
    Kiedy wybory do parlamentu wygrało SLD i premierem rządu RP został członek Biura Politycznego KC PZPR L.Miller, a prezydentem był Kwaśniewski, też próbowałem zdefiniować tę sytuację. Owszem, miałem swoje diagnozy. Ale brakowało mi słowa klucza, semantycznej syntezy. Uratował mnie pan Jarosław Rymkiewicz. Społeczeństwo postkolonialne.
    Kiedy ponad rok temu rozmawiałem ze znajomym psychiatrą o kondycji nie tylko psychicznej naszego społeczeństwa, powiedziałem, że Polska ma szansę stać się normalnym krajem, gdy do głosu dojdzie pokolenie mojej czteroletniej wówczas wnuczki. Znajomy powiedział, że jestem optymistą.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Bogdan
    Nikt z nas nie wie, jak będzie. Nawet nie wiemy do końca, jak jest.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...