Podczas
wczorajszego codziennego przeglądu wiadomości, wszedłem naturalnie na tvn24.pl,
a tam na samej górze znalazłem zdjęcie jakichś biednych starych ludzi i
krzyczący tytuł: „Zdarzają się rodziny, w których są dwa złote dziennie na
osobę”. Ponieważ przede wszystkim o tym, że są rodziny, w których są dwa złote
dziennie na osobę wiedziałem jeszcze w czasach gdy załoga z Wiertniczej raczej
o tym nie miała pojęcia, poza tym ich to w ogóle nie interesowało, a nawet
gdyby jednak jakimś cudem zainteresowało, uznaliby, że każdy ma to na co sobie
zasłużył, moje zainteresowanie tym, co oni mi ów element ma do powiedzenia,
zamknęło się na samym tytule. Nie
przeczytałem też jednak tego co oni tam napisali z tego powodu, że naprawdę bez
dłuższego zastanawiania się wiedziałem, z jakimi intencjami oni dziś nagle
zaczynają chlipać nad losem ludzi wykluczonych, i do tego by się dobrze poczuć
wystarczyła mi refleksja, że chyba im się bardzo przydała ta ostateczna utrata
władzy, bo dzięki temu mogą przynajmniej przez jakiś czas poudawać, że jednak
są ludźmi takimi jak inni. A zatem, niech im ta satysfakcja wyjdzie wszystkimi
możliwymi otworami, a ja tymczasem chciałbym przypomnieć swój dawny tekst,
napisany jeszcze w kwietniu 2011 roku i zamieszczony w mojej, dziś już niestety
niedostępnej, książce o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji, o tej własnie
dwuzłotówce. Takiej wówczas zabawnej dla wielu. Bardzo proszę, przypomnijmy
sobie ten obraz.
Zwrócono mi uwagę na portal o nazwie
„Widelec”. O owym „Widelcu” wcześniej nie słyszałem, natomiast dziś wiem tyle,
że jest to projekt prowadzony przez spółkę Agora i jego celem jest rozbawianie
agorowej klienteli. A zatem, taki Joe Monster, czy Kwejk, czy może – z drugiej
strony – prowadzone przez Gazetę Polską „Pinezki”, tyle że dla dobrze
wykształconych z dużych miast. Przyznam, że moja wiedza o „Widelcu” jest w
dalszym ciągu minimalna, i mam wszelkie powody, by przypuszczać, że nadal taka
pozostanie, natomiast, jeśli dziś się nim zajmuję, to wyłącznie ze względu na
ich jeden, bardzo określony występ. Chodzi mianowicie o numer z CV.
Otóż w najświeższym wydaniu tego kącika
nowoczesnego humoru, opublikowano wyniki ogłoszonego przez ów portal konkursu
na „Najgorszą aplikację o pracę” i oto już tylko możemy się wsłuchać uszami
wyobraźni w tubalny rechot dochodzący z najczarniejszych gardeł naszej młodej
miejskiej inteligencji. Co tam jest takiego zabawnego? Standard. Agora
przedstawia nam siedem aplikacji o pracę, napisanych przez ludzi, którzy przede
wszystkim tej pracy desperacko szukają, a przy tym ludzi najprawdopodobniej
autentycznie ubogich i niewykształconych. Nie mam tu sposobu, żeby opisać przedmiot
tych szyderstw, choćby dlatego, że wstrząsający autentyzm tego dramatu jest nie
do opisania. Jeśli ktoś ma ochotę i odwagę, niech sobie do tego „Widelca”
zajrzy i wtedy może będzie wiedział, o czym tu dziś rozmawiamy. Ponieważ ja,
jak mówię, nie jestem w stanie, pozostaje to, lub już tylko osobista wrażliwość
i wyobraźnia każdego zainteresowanego problemem. Nie samymi aplikacjami, lecz
właśnie problemem.
A problem jest taki oto, że nie trzeba
się szczególnie intelektualnie wysilać, żeby wiedzieć, że każdy z nich, to tak
czy inaczej nasz sąsiad: człowiek, którego mijamy codziennie, czy to na ulicy,
czy w sklepie, czy podczas spaceru z psem, ktoś, z kim niekiedy zamieniamy
słowo, ale jednocześnie ktoś, o kim gówno, za przeproszeniem, wiemy. Bo każdy z
nich, staje na głowie, żeby nasza wiedza o jego, czy jej sytuacji była jak
najbardziej niedostępna. Dlaczego? Bo każda z tych osób, nawet jeśli nie ma już
prawie nic, to za to pozostał jej wstyd.
Skąd mi przyszło do głowy, że ludzie, z
których dziś Agora w tak straszny sposób szydzi i jednocześnie robi wszystko,
żeby to szyderstwo stało się maksymalnie powszechne, wiedzą, czym jest wstyd?
Otóż z bardzo prostego powodu. Nie mam bowiem wątpliwości, kiedy czytam te
wstrząsające swoją bezradnością aplikacje, że za nimi stoją ludzie, którzy w
normalnych warunkach – a więc choćby w intelektualnej i czysto ludzkiej
sytuacji twórców portalu „Widelec” – machnęliby ręką na tę całą pracę i zaczęli
się zwyczajnie kurwić, albo kraść. Gdyby którakolwiek z tych osób, a więc, czy
to ten „Dawit” – pracownik piekarni i
ochroniarz w hipermarkecie, czy może owa Edyta – marząca o podróżach fryzjerka
z Kielc, czy wreszcie ta kobieta, która „od
dziecka sprzedawała z ojcem warzywa na targu”, a dziś już tylko liczy na
to, że ktoś jej pozwoli „kłaść zażądany
kawałek ciasta na tackę” i ktoś jej za to zechce dać jakiś marny grosz,
miała umysł, wrażliwość i poczucie człowieczeństwa na poziomie intelektualistów
z Agory, dziś byśmy się z nich nie śmiali, lecz niewykluczone, że się ich bali.
Tymczasem, na całe nasze szczęście, każdy
z nich stoi kulturowo i cywilizacyjnie o niebo wyżej od tych, którzy z nich
dziś kpią. I to jest fakt , którego dyskutować nie ma sposobu. Żeby to
wiedzieć, wystarczy na spokojnie wejść w ten dramat i uruchomić choćby minimum
wrażliwości. Wystarczy na ułamek choćby chwili oderwać się od naszych
codziennych interesów i odrobinkę pomyśleć. Spróbować oczyma wyobraźni zobaczyć
tego człowieka, jak siedzi w swoim domu i błaga o uczciwą pracę, pewnie choćby
za każdy łaskawy grosz, której prawdopodobnie i tak wie, że nie dostanie. Bo on
jest, jaki jest, a zewnętrzny świat, też specjalnie dla niego się już nie
zmieni. Wygląda jednak na to, że dla pewnego typu wrażliwości, nawet coś tak
prostego, jest nieosiągalne.
Jakiś czas temu opowiadaliśmy tu sobie,
jak to w jednym z prowincjonalnych sklepów pojawiło się dwoje dzieci, które
przyszły kupić dwa jajka i kilogram ziemniaków za 2,40 zł. Myślę sobie, właśnie
przy okazji tego „Widelca”, również o tych dzieciach, i nagle przychodzi mi do
głowy, że pewnie ci kabareciarze o tamtych zakupach u nas jednak nie czytali,
bo w przeciwnym wypadku, jestem pewien, że by na tym swoim fantastycznie
wesołym portalu urządzili zawody na "najśmieszniejsze zakupy". I
przychodzi mi też od razu do głowy, że po raz kolejny wychodzi na to, że mamy
wyłącznie jeden problem. Problem nie polityczny, lecz kulturowy. Jeśli
dzisiejsza Polska pogrążona jest w tak fatalnym konflikcie, to nie z powodu
polityki, lecz ze względu na cywilizacyjną i kulturową zapaść. I to nie na
poziomie najniższym, ale właśnie tym pozornie najwyższym. A jeśli ktoś tego nie
chce zrozumieć, to ja nie mam już na to sposobu.
Zbliżają się Święta. Jestem już po
spowiedzi, w czasie której mocno się zadręczałem tą swoją pogardą do zła,
której nie jestem w stanie zwalczyć. Obiecałem poprawę, obiecałem, że będę się
starał. I nie jestem w stanie. Nadchodzi Wielkanoc, a ja sobie myślę, że bardzo
bym sobie życzył, żeby któryś z tych, co dziś się śmieją z ludzi z owymi rozpaczliwymi
aplikacjami w kieszeniach, szedł sobie wieczorem ulicą i został skutecznie
pobity i obrabowany przez tego jednego z nich. Tego, który już nie wytrzymał i
pomyślał sobie, że nie będzie pisał żadnych głupich CV, tylko inaczej
zatroszczy się o swoją teraźniejszość. Lub, żeby, korzystając z nieobecności
żony, sprowadził sobie do domu jedną z tych fryzjerek, czy sprzedawczyń warzyw,
które wprawdzie nie miały ani wykształcenia, ani podstawowych społecznych
umiejętności, ale uznały, że nie są najbrzydsze, i został przez nią najpierw
okradziony, a następnie wystawiony na publiczne pośmiewisko. Chciałbym tego
bardzo, bo każdy kolejny dzień spędzony na obserwowaniu ludzkiego upadku,
przekonuje mnie coraz bardziej, że dla wielu z nas jedynym ratunkiem może być
już tylko te 16 ton spadające na głowę.
Zbliżają się Święta, a ja z tej okazji
chciałbym tę notkę zadedykować tym wszystkim, którzy zostali wyróżnieni w
konkursie „Widelca”. Z miłością, podziwem i wstydem, że ja bym tak nie
potrafił. To dla nich jest każde słowo tych dzisiejszych refleksji. I dalej już
nic więcej, bo idę się pobeczeć.
Od czasu jak napisałem tamten tekst
minęło już grubo ponad osiem lat i mam dość mocną pewność, że większość z
tamtych dzielnych ludzi stanęła na nogi. Wiem też niestety, że niektórzy z nich
już pewnie nie żyją, jak choćby mój znajomy Józek, o którym też tu było, no ale
może przynajmniej Dawit ma upragnioną pracę, a kto wie, czy też w minione lato
nie pojechał z dziećmi do Władysławowa, by powkurwiać paru tak zwanych dziennikarzy.
To chyba najlepszy tekst, który czytałem na Pana blogu. Stanowi klucz do zrozumienia dlaczego oni nie rozumieją z jakiego powodu przegrali wybory
OdpowiedzUsuń@Unknown
UsuńBiorąc pod uwagę fakt, że tych tekstów do dziś ukazało się ponad 3 tysiące, ja bym akurat nie umiał powiedzieć, który jest najlepszy. Ale, owszem, też go lubię.
Myślę,że doskonale wiedzą dlaczego,tylko,że poczucie pogardy jest u nich tak potężne,że instynkt samozachowawczy przestaje działać.
Usuń@Dariusz
UsuńTeż tak myślę.
Być może niektórzy pracownicy TVN z Wiertniczej obejrzeli parę odcinków "Damy i wieśniaczki Polska" na kanale TTV (stajnia TVN). Krótkie wyjaśnienie - pierwsze odcinki DiW były kręcone w Rosji i na Ukrainie przez tamtejsze media. W skrócie - bierzemy sobie obrzydliwie bogatą niunię z miasta, która wymiotuje pinindzmi, jedną poczciwą dziewuchę ze wsi i zamieniamy je miejscami. "Wieśniaczka" ma żyć jak "dama" (party, zakupy, kosmetyka, fitness, gen. hajlajf) a "dama" jak "wieśniaczka" - wywozić gnój z obory, obierać ziemniaki i cebulę na obiad, grzać wodę do mycia, pracować w tych warunkach i za te stawki jak "wieśniaczka" np. za cały dzień stania na targu z rybami lub warzywami zarobić równowartość 10-15zł.
OdpowiedzUsuńNo więc TVN postanowił nakręcić polską wersję. Być może miało być śmiesznie, ale nie było. Kiedy "dama" ma 20 zł na podróż z Warszawy do jakieś wioski pośrodku łódzkiego i okazuje się, że po 17:00 w takim Sieradzu nie ma do tej wioski żadnego PKSu a ona z walizką na kółkach i w białych kozaczkach łapie stopa na traktorze a potem brnie po polnej lub leśnej drodze 3 km do domu "wieśniaczki" gdzie będzie mieszkała te kilka dni. Gdzie woda jest, ale w studni a toaleta na dworze. Z drugiej strony pokazują "wieśniaczkę", która ma z chorym i pracującym dorywczo mężem 1500-2000 zł/mies. na siebie i 2 dzieci. Albo kiedy "wieśniaczka" rozpłacze i trzęsie bo w mieście od "damy" dostała 3000 zł w kopercie na "drobne" zakupy i ona płacząc mówi, że "w życiu nie miała w ręku takich pieniędzy". Albo kiedy "dama" wywala 100 zł na nowe kredki dla dzieci "wieśniaczki" a jedno z dzieci mówi, że w sumie nigdy nie miało kredek i pisaków do szkoły, aby rysować i malować.
Oczywiście takie programy nie mogą się obyć bez dyskretnej misji pt. "te wspaniałe dziewuchy, które za lepszym życiem mogłyby i powinny się wynieść do miasta kontra ich beznadziejni i ch...wi faceci, którzy są balastem i których można bez żalu porzucić".
Nie wiem jaka była widownia tych serii, ale to chyba jedyny znany mi program w którym wielkomiejska telewizja pokazywała realnie życie tej ciemnej "pisoskiej" prowincji połaczonej z zamianą ról. Postały też inne wersje wg. tego typu pomysłu jak "Dżentelmeni i wieśniacy" oraz "Zamiana żon", ale to już nie było to.
A na der onet jest tzw. "infografika" o przyroście biedy w Polsce pomiędzy 2017 i 2018. Z grafiki wynika jednoznacznie, że poziom biedy w Polsce wzrósł pomiędzy 2017 i 2018. Autorem tej "infografiki" nie jest ani agora ani TVN ani inni wrogowie tylko stowarzyszenie czy tam co innego "dobra paczka" - chyba kiedyś prowadzona przez księdza Stryczka SJ. Także proszę przejęcie się biedą w Polsce dotyczy wszystkich
OdpowiedzUsuń@JK
OdpowiedzUsuńI to jest w pełni zrozumiałe. W końcu interes musi kwitnąć, a trudno sobie wyobrazić, żeby oni wycinali te serduszka w tostach za darmo.