Popularny piosenkarz George Ezra,
nawiązując do historii powstania swojego wielkiego przeboju „Budapest”,
opowiedział, jak to parę lat temu, podróżując po Europie, znalazł się w
Szwecji, gdzie akurat odbywał się festiwal Eurowizji, którym podejmujące go
dwie Szwedki były bardzo podekscytowane. Kiedy Ezra dowiedział się, co to za
festiwal, uznał, że czegoś podobnego na trzeźwo nie da się oglądać i postanowił
się uchlać. Ponieważ godzina była zbyt późna na to by tam gdzie akurat był kupić
alkohol, kupił flaszkę od jakiegoś menela w parku, no i ją pod tę Eurowizję wypił.
Na drugi dzień poczuł się tak źle, że nie chciało mu się wstawać, w związku z
tym, wbrew wcześniejszym planom, nie pojechał do Budapesztu, ale za to napisał
ową piękną piosenkę.
Byłem na koncercie Ezry w Warszawie, tam
właśnie wysłuchałem owej historii i nie muszę zapewniać, że w pełni się wczułem
w jego zarówno eurowizyjne, jak i
alkoholowe emocje. Festiwal Eurowizji, jak się zdaje, od roku, gdy zwycięzcą
została nomen omen szwedzka ABBA, stanowi nieszczęście, na które nie ma słów i
jestem przekonany, że większość Czytelników się tu ze mną zgodzi. Nie wiem
natomiast, jak by George Ezra zareagował dziś – zakładając oczywiście, że
wiedziałby, o czym mowa – gdyby wczoraj przybył do Gliwic i jakieś dwie
miejscowe ślicznotki by mu zaproponowały, by wraz z nimi obejrzał w telewizji
konkurs Eurowizji dziecięcej. Nie wiem też, czy gdyby przyszło mu obejrzeć w
telewizorze, czy tym bardziej na żywo, owo przedstawienie i wysłuchał choćby
części prezentowanych piosenek, poczułby potrzebę sięgnięcia po flaszkę, czy
może jednak by uznał, że dało się to przeżyć zupełnie spokojnie na trzeźwo.
Jeśli idzie o mnie, to ja, owszem, w przerwie meczu Sheffield United z
Manchesterem rzuciłem na to okiem i powiem szczerze, że moim zdaniem, oba te
konkursy, duży i mały, są w stosunku do siebie oddalone o lata świetlne. Przede
wszystkim, ja w życiu chyba nie widziałem tak spektakularnego widowiska, tak
kosztownego i przygotowanego z taką dbałością o oprawę i efekt, i tu muszę
stwierdzić, że prezes Kurski zdecydowanie zna swoją robotę, zarówno jako
menadżer, jak i polityk. Możliwe, że przede wszystkim jako polityk. Do tego
zresztą jeszcze wrócę, ale parę słów chciałbym powiedzieć na temat dzieci,
które tam wystąpiły. Owszem, one wyglądały jak wyglądały, te makijaże i stroje,
jakimi organizatorzy postanowili je przyozdobić robiły niekiedy wrażenie wręcz
upiorne, no ale zakładam, że to są nieuniknione koszta takiego, a nie innego
przedsięwzięcia. Natomiast to co zrobiło na mnie prawdziwe wrażenie, to to, że
praktycznie każde z nich było o niebo lepsze wokalnie i estradowo, niż nie
tylko znani nam z „dużej” Eurowizji artyści, ale w ogóle najbardziej popularne gwiazdy
estrady, nie tylko tu w Polsce. Wysłuchałem kilka fragmentów owych występów i
powiem uczciwie, ze nie umiałbym powiedzieć, który z nich zasługiwał na to, by
wygrać ten konkurs. I przyszła mi do głowy taka myśl, że najprawdopodobniej,
kiedy się ma 10, 12, czy 14 lat i chce się zakwalifikować do udziału w
widowisku na taką skalę, trzeba być absolutnie najlepszym. W późniejszym wieku,
w grę wchodzą naprawdę różne czynniki, z których talent jest być może najmniej
ważny. Albo trzeba kogoś znać, albo trzeba być czyjąś żoną, albo wreszcie
czyjąś kochanką, czy kochankiem i stąd później się biorą te wszystkie zaskoczenia.
I oczywiście z tego też względu obawiam się na granicy pewności, że większość
tych dzieci, mimo że dziś są często naprawdę najlepsze, kariery nie zrobi, a
zamiast nich będziemy tak jak dotychczas mieli tę nieliczną czołówkę i cały ten
popularny chłam.
Jak
mówię, z tego co miałem okazję wysłuchać i obejrzeć, uważam, że tam niemal
każdy mógł być zwycięzcą, również oczywiście nasza Wiktoria Gabor, naprawdę
wyjątkowo zdolne dziecko. Ale jednocześnie jestem pewien, że to iż to ona
akurat wygrała ten konkurs, stanowi faktyczny początek tego, co się z nią
stanie – lub właśnie nie stanie – w kolejnych latach. I tu wrócę do sukcesu,
jaki odniósł dla siebie, dla kierowanej przez siebie telewizji, ale być może
przede wszystkim dla powodzenia projektu pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość,
który chcąc nie chcąc będzie przez
najbliższe tygodnie, czy miesiące kojarzony z tym, do czego doszło wczoraj w
Gliwicach. Kiedy zatem myślę o tym, z jaką determinacją Jacek Kurski postanowił
zbudować coś tak wyjątkowego, że aby się to tak znakomicie udało, gotów był
wyłożyć na to naprawdę wielkie pieniądze, jest dla mnie nie tyle możliwe, ale
wręcz naturalne, że on do tych kosztów wliczył jeszcze starania o to, by
zwycięzcą owego konkursu nie została ani ta Francuzka, ani Hiszpanka, ani ten chłopczyk
z Kazachstanu, ale właśnie Polka, która urodziła się w Niemczech, mieszkała
przez kilka lat w Anglii, a teraz wróciła do Polski, żeby tu osiągać swoje
sukcesy. I niech mi nikt nie mówi, że ponieważ zwyciężczyni została wytypowana
przez międzynarodową publiczność, która na nią zagłosowała wysyłanymi SMS-ami,
to tu nie ma mowy o jakimkolwiek ustanawianiu wyniku. Oczywiście, może być i
tak, że to na nią faktycznie padło najwięcej głosów, bo i ona i piosenka i samo
wykonanie były naprawdę bardzo dobre, natomiast ja – wiedząc, w jakim celu i z
jakim zadaniem Jacek Kurski został wynajęty przez Dobrą Zmianę – bym się bardzo
zdziwił, gdyby się miało okazać, że on nie potrafił zadbać o każdy szczegół tego
wydarzenia.
A o tym, że tak mogło jak najbardziej
być, moim zdaniem dobitnie świadczy to, jakiej cholery na zwycięstwo tej
dziewczynki dostali ci, co na nim wyłącznie stracili. Pomijam już szydercze
komentarze w Internecie, natomiast bardzo mnie zaciekawiła reakcja portalu
tvn24.pl. Otóż oni na to, by poinformować o zwycięstwie Gabor nie mogli się
zdecydować przez jakieś dwie godziny. I znów, proszę mi nie mówić, że nawet
jeśli moim zdaniem ten konkurs ma publiczne znaczenie, to jest to tylko moje
zdanie. TVN24 to stacja poważna i dla nich ktoś taki jak Viki Babor to odległa
prowincja. Otóż nic podobnego. Ja, jak wszyscy wiemy, mam tych cwaniaków na oku
od lat i nigdy nie było tak, by oni lekceważyli znacznie większe idiotyzmy, niż
międzynarodowy konkurs piosenki dziecięcej. I wcale nie mam tu najbardziej na
myśli organizowanych przez siebie meczów dziennikarzy z politykami, polityków z
artystami, czy pisarzy z sędziami, które z ich punktu widzenia są zawsze
wydarzeniem najwyższej rangi. Oni potrafią, jako headline news dać informację zatytułowaną „Zamordował kochankę, bo z
pięknej istoty zamieniła się w potwora”, i co? Tu nagle uznali, że ta Eurowizja
to poniżej ich godności? Nie żartujmy.
A zatem polityczny bój toczy się naprawdę
na ostro i w momencie, gdy widzę, jak zostają tu uruchomione naprawdę nieliche
fundusze, to na dalszy ciąg czekam z prawdziwym zainteresowaniem. A co do
Kurskiego, słyszałem, że w sytuacjach prywatnych on zachowuje się jak zombie,
zbierając już tylko siły na chwilę, kiedy pojawi się kamera. No cóż, każdy ma
to, na co zasłużył. Najwyżej na koniec się go wyciśnie, jak mokrą szmatkę i
wyrzuci gdzie bądź. Trzeba tylko doczekać czasów, gdy Prawo i Sprawiedliwość uzyska jeszcze mocniejszą pozycję niż Orban na Węgrzech i całą tę propagandę będzie można spokojnie poluzować.
U nas wszystko traktowane jest jak sport, zresztą, nie tylko u nas. A sam sport to już dla wielu niemal religia. Wybory to oczywiście sport, mamy ulubionych kandydatów i emocjonujemy się cyferkami, muzyka to sport, jaki kraj wygra w konkursie piosenki itd. Ja nie znoszę sportu i nie znoszę konkursów piosenki. One są dobre dla tych, którzy nie mają żadnych konkretnych zainteresowań, nie tylko muzycznych. Wybory traktuję bez emocji i tak wiem że wygra status quo. Nie interesuje mnie kto komu dokopał, zwłaszcza kiedy w pojedynku gigantów wygrywa jedna z dwóch prawie identycznych co do meritum partii (obsadzenie swoich, żadnych poważnych zmian, czyli zachowanie status quo). Jak długo będziemy stawiali sport na pierwszym miejscu, tak długo będziemy mieli to co mamy. Dużo symboliki, puste frazesy zamiast konkretów, no i igrzyska dla ludu.
OdpowiedzUsuń@Diz
UsuńTo prawda. Dopóki prezydentem nie zostanie Krzysztof Bosak, a premierem Robert Winnicki, zostaną nam tylko Duda, Kamil Stoch, Viki Gabor i emigracja do Nowej Zelandii.
Zapomniałeś o królu Korwinie
Usuń@Diz
UsuńNie zapomniałem. Ja mu oczywiście życzę wiele lat w zdrowiu i powodzeniu, ale obawiam się, że do czasu aż Konfederacja obejmie władzę, on może nie pociągnąć. Zwłaszcza że już dziś widać u niego pewne problemy z przytomnością.
A tak, swoją drogą, od jak dawna Ty czytasz mój blog? Czy to możliwe, że wszystko to jest jak kulą w płot? Na Twoim miejscu bym już stracił cierpliwość.
Z wiekiem staję się coraz bardziej cierpliwy.
UsuńToyahu czy Ty na Bosaka i Konfederację jesteś zadaniowany czy co ?
UsuńKrzysztof
PS I jak umiejętnie suflujesz PISowskiej gawiedzi, że Konfederacja to RN + stary JKM.
I już nie mogę się doczekać jak na wiosnę , przed drugą turą zmienisz ton....
@Unknown
UsuńOczywiście, że jestem zadaniowany. Od 2009 roku, jak dostałem laptopa od Sekielskiego. Szkoda że nie wiedziałeś tego wcześniej, bo byś nie marnował pieniędzy na te wszystkie prowokacyjne książki.
Ależ Twoje książki są fantastyczne.
UsuńBrak jednak logiki w Twoim wywodzie. Rok 2009???
Konfederacja pojawiła się dobiero 9 lat później więc nawet Sekielski i jego komanda nie mają aż takich rozwiniętych profetycznych umiejętności😎
@Unknown
UsuńTo niewiarygodne, że Ty mnie podejrzewasz o aż taki brak logiki. Ja Ci tylko tłumaczę, od kiedy jestem zadaniowany.
Czyżby aż tak Konfederacja zagrażała Jarkowi.
UsuńNo tak . Pozornie tylko. Brakującym ponad milionem głosów dla zwycięstwa Prezydenta w pierwszej turze dysponuje - politycznie - Konfederacja.
Ale po co się wściekasz i kąsasz.
W drugiej turze dostaniecie te głosy. ... . Spokój zalecam więc.
Krzysztof
@Diz
OdpowiedzUsuńA nie sądzisz, że może lepiej byłoby ją zaoszczędzić na bardziej cenne okazje?
Ja jestem człowiekiem z misją. Skoro telewizja publiczna mająca wypełniać jakąś misję zawodzi, cóż pozostaje.
Usuń@Diz
UsuńNaprawdę? To powiedz nam, z jaką misją tu przyszedłeś? Żeby nam wytłumaczyć, że cała ta polityka to cyrk? Ja to już słyszałem w PRL-u.
Z grubsza chodzi o to, by ludzie się mniej emocjonowali, a więcej analizowali i wyciągali na podstawie tych analiz wnioski. Moją misją jest to, by ludzie wstydzili się przyznać do tego, że oglądają eurowizję. Nawet jeśli to robią.
Usuń@Diz
UsuńNawet jeśli to robią? Czy jeśli tego nie robią, to też? Pytam, bo nie wiem, jak się mam zachować wobec Twojej misji.
Są też tacy, co niby nie oglądają, ale czasem podglądną co się tam dzieje i... od razu zaczynają się emocjonować. Od razu wpadają w ten dziwaczny sportowy wir emocji. Sam się na tym łapałem jak podczas mistrzostw w piłce kopanej podglądałem wynik.
Usuń@Diz
UsuńBędziesz się musiał z tego wyspowiadać.
Z wielu innych rzeczy też.
Usuń@Diz
UsuńTak też podejrzewałem. Żyjący w grzechu misjonarze to zaraza naszych czasów.
"Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień"
OdpowiedzUsuń@Diz
OdpowiedzUsuńNo właśnie to mnie tak zafrapowało. Najpierw obrzucasz kamieniami ludzi którzy pasjonują się sportem i telewizyjną rozrywką, potem informujesz ich, że uważasz to za swoją misję, by w końcu skromnie przyznać, że sam masz wiele na sumieniu. Jak mówię, grzeszni misjonarze to prawdziwa plaga. Zwłaszcza ci kipiacy skromnością.
Nie obrzucam ich kamieniami. Ja tylko chcę by się zastanowili nad otaczającym nas światem. Wierzę, że np ci którzy odwiedzają tego bloga, są zdolni do takiej analizy. Nawiasem mówiąc, nie ma ludzi bez grzechu. Misjonarz nie misjonarz.
Usuń@Diz
UsuńDaję Ci słowo, że to iż Tobie sport, rozrywka i polityka odbierały zdolność do refleksji nad światem, nie upoważnia Cię do tego by ten problem przerzucać na innych. Osobiście znam wiele osób, w tym czytelników tego bloga, którzy emocjonują się teleturniejem "Jeden z dziesieciu" i jednocześnie zachowują przytomność umysłu nie gorszą od Twojej.
Uwielbiam to: Logika i brak emocji - głosuję na Konfederację. W tle geopolityka ;)
OdpowiedzUsuńTen art powyżej to nie ja.JKM przekonał mnie już 30 lat temu,aby trzymać się od niego z daleka.
OdpowiedzUsuń@Unknown
OdpowiedzUsuńPrzecież wiem, że to nie Ty. Ty jesteś Unknown. Jak każdy kto tu pisze nie rejestrując się.