Jak
już tu informowałem, jeden z moich felietonów napisany z myślą o czytelnikach
„Warszawskiej Gazety” sprowokował takie oburzenie, że sam naczelny, Piotr
Bachurski, poprosił mnie o to, bym zechciał swoje opinie uzupełnić tak by
przynajmniej część Czytelników poczuła odpowiednią satysfakcję. Ponieważ ja
nigdy się nie wypowiadam w tematach, których sobie wcześniej dobrze nie
przemyślałem, a w związku z tym jestem w stanie ich bronić, zgodziłem się na tę
propozycję nadzwyczaj chętnie i owym oburzonym odpowiedziałem osobnym
felietonem. Dziś przedstawiam ową odpowiedź tutaj, licząc oczywiście na to, że
czytelnicy tego bloga przypomną sobie cały kontekst, no a być może przede
wszystkim zechcą zrozumieć, dlaczego moim zdaniem jakikolwiek atak na papieża
Franciszka to zło. Zapraszam.
„Na
to Jezus mu rzekł: ‘Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie
objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Skała, i na tej
Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I
tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie
związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie’”
Moja wiara w Kościół Powszechny
zbudowana jest na dwóch podstawach. Pierwsza z nich to oczywiście przekonanie,
że tylko tu i nigdzie indziej znajdę Drogę, Prawdę i Życie, drugi natomiast to
zacytowane na samym początku dzisiejszego felietonu słowa Jezusa, w których dał
nam Swój Kościół, Kościół Święty i zbudowany na Skale, a wraz z tym obietnicę,
że nie ma takiej ani ludzkiej, ani szatańskiej siły, która ową Skałę byłaby w mocy
skruszyć.
Gdyby ktoś nie do końca zrozumiał te
słowa, powtórzę je nieco dobitniej: Kościół w którym funkcjonujemy to Kościół
Jezusowy, a strażnikiem Jego potęgi jest Piotr, a więc Skała, której bramy
piekielne nie przemogą.
I to jest może jeszcze jeden filar mojej
Wiary. Otóż w moim głębokim przekonaniu wielkość Kościoła, który dał nam Jezus,
i Jego przewaga nad wszelkimi innymi, związana jest ściśle z Jego bezwzględną
hierarchicznością, uosabianą przez wspomnianą Skałę. W całej historii Kościoła podejmowano
próby Jej skruszenia – wszystko na nic. W efekcie, po tamtej stronie mamy albo
ciężką korupcję i chaos, albo owe 40 tysięcy denominacji, gdzie nikt już tak
naprawdę nie wie, która jest która. Tu natomiast, Skała stoi i zgodnie z Bożą
obietnicą stoi niewzruszona.
Wydawałoby się zatem, że skoro tak się sprawy
mają i wszystko wskazuje na to, że to się do końca świata już nie zmieni, ja w
żaden sposób nie powinienem się irytować na jakiekolwiek próby kwestionowania
słów Jezusa; można by było sądzić, że zachowując tę wiarę, ja każde słowo
skierowane przeciwko Kościołowi, jako Piotrowej Skale, powinienem lekceważyć w
przekonaniu, że owe słowa są zeschłe liście na wietrze. Podobnie bowiem, jak
przez minione tysiąclecia Kościół musiał się mierzyć z różnego rodzaju
wewnętrznymi wstrząsami, tak samo musiał tolerować ataki przychodzące z
zewnątrz i zawsze z tych konfrontacji wychodził zwycięsko. Dlaczego? Bo pozostawał
Skałą, której bramy piekielne nie przemogą.
A mimo to, jak zauważyli wzburzeni
Czytelnicy „Warszawskiej Gazety” na kwestionowanie słów Jezusa o Skale
zareagowałem i to zareagowałem bardzo ostro. Dlaczego tak? Otóż z jednego tylko
powodu. Ja mianowicie bardzo źle znoszę wszelkie próby promowania grzechu.
Dlaczego? Dlatego że on wprawdzie owej Skały nie skruszy, natomiast sprawi jej
ból, a przy okazji zgorszy tych wszystkich, którzy dotychczas pozostawali podobnie
nieskruszeni, jak ta Skała, a dziś nagle zaczynają się zastanawiać, czy może
jednak Ona wcale nie jest taka mocna.
Grzech ból sprawi przede wszystkim grzeszącym. A to wbrew pozorom nie jest tylko ich sprawa. A tych, którzy do grzechu nakłaniają zaboli najbardziej. Twoja reakcja jest oczywista, szkoda, że nierozumiana przez nominalnie najgorętszych katolików.
OdpowiedzUsuń"...na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.." - Jezus obiecuje, że Kościoła nie przemogą a nie Skały - a to nie to samo
OdpowiedzUsuńA jednak w sumie to samo. Bardzo trudno być jednocześnie heretykiem i Papieżem. Według mojej wiedzy to się nie zdarzyło. Czyli jest to niemożliwe przede wszystkim z racji organizacyjnych. Doktryna jest kluczem do zarządzania Kościołem. Heretykowi po prostu przepaliłyby się zwoje na starcie. Franciszek nie jest heretykiem, jest czasem mało sprawny w kontakcie z mediami i wielkimi tego świata. Niemieccy jezuici niestety go do tego nie przygotowali. A to jest slalom. Mało jest takich narciarzy jak św. Wojtyła. Nawet Benedykt wyłożył się na wirażu, a przecież ma łeb jak sklep. Ale i Franciszek potrafi zagadać że aż w pięty. Przywilej prorocki. Przecież on doskonale rozumie to co niejaki Osiejuk napisał w 39 wyprawach na 9 krąg. Już tak ma że raz na miesiąc musi walnąć w Rotszyldów et. consortes. On to wszak widział na własne oczy w Argentynie.
Usuń@Unknown
OdpowiedzUsuńTo jest interpretacja godna Świadków Jehowy.