Parę dni
temu trafiłem na informację, że jacyś dwaj nadzwyczaj pobożni katolicy weszli
do rzymskiego kościoła Santa Maria in
Traspontina, skradli stamtąd kilka figurek pozostawionych tam przez
przybyłych z Amazonii do Rzymu Indian, a następnie wrzucili je do Tybru. Czemu
oni tak postąpili? Odpowiedź jest prosta. Otóż owe figurki, jako symbole ściśle
pogańskie, z ich punktu widzenia stanowiły akt jednoznacznie bluźnierczy i w
rzeczy samej zasługiwały na takie właśnie a nie inne potraktowanie. Nie muszę
oczywiście wspominać, że o owym zdarzeniu dowiedziałem się od któregoś z jak
najbardziej, podobnie jak ci dwaj pobożni Włosi, pobożnego użytkownika
Internetu, wraz z towarzyszącym zresztą owej informacji komentarzem, że oto z
jednej strony papież Franciszek toleruje stopniowe przesuwanie się Kościoła w
stronę czystej bezbożności, a z drugiej, że w naszym Kościele, na całe
szczęście, są wciąż autentyczni bohaterowie, którzy są gotowi na poświęcenie
niemal życia dla obrony Wiary.
Ponieważ
mam taki zwyczaj, że gdy tylko trafiam na informację, która mnie w jakikolwiek
sposób porusza, sprawdzam dokładnie w czym rzecz, no i również tu znalazłem
coś, o czym chciałbym dziś poinformować. Otóż rzecz przede wszystkim polega na tym,
że owe figurki – tak na marginesie, przedstawiające nagą brzemienną kobietę o imieniu Pachamama, która dla rodzimych mieszkańców
Amazonii od wieków jest boginią płodności i dawczynią życia – któregoś dnia w
pielgrzymce do Rzymu zostały przywiezione przez świeżo nawróconych do wiary w
Jezusa Indian, jako dar uwielbienia dla Maryi i tam przyjęte przez miejscowego
proboszcza jako znak Wiary. Stały więc sobie owe dziwne figurki w bocznej nawie
owego kościoła bezpiecznie przez jakiś czas, aż wreszcie wspomniani obrońcy
czystości tej samej Wiary je stamtąd usunęli i wśród okrzyków entuzjazmu ze
strony równie jak oni rozmodlonych osób na całym świecie, utopili je w Tybrze.
Czytam więc internetowe komentarze
dotyczące tej sprawy i bez najmniejszego zaskoczenia stwierdzam, że na
celowniku jest przede wszystkim oczywiście papież Franciszek, który po raz
kolejny okazał się zdrajcą. Ów zgiełk jest tym bardziej wzmacniany komentarzami
części hierarchii, na czele z pewnym kardynałem, a ja w tym momencie chciałbym
machnąć na to szaleństwo ręką i przejść do wspominanego tu niedawno całkiem
Onetu, który publikuje wywiad na tematy różne z nieznanym mi księdzem.
Oczywiście sam fakt, że Onet bierze się za któregoś z duchownych, jest dla mnie
wystarczającym argumentem za tym, by owego kaznodzieję traktować z najwyższą ostrożnością,
i jak się okazuje, na ogół słusznie. W pewnym jednak momencie wspomnianej
rozmowy pojawia się coś, co robi na mnie na tyle duże wrażenie, że nie mogę się
powstrzymać przed komentarzem. Oto cytat. Pytanie i odpowiedź:
- W trakcie synodu amazońskiego
pojawiło się nawet nowe pojęcie grzechu - ekologicznego. Środowiska skrajnie
konserwatywne upatrują w tym synodzie koniec ‘czystości’ katolickiej doktryny.
Mówią wręcz, że Kościół umiera, ulega synkretyzmowi i staje się protestancki.
Mają rację?
- Tu znowu popatrzyłbym
na kontekst finansowy. Ameryka Łacińska (w tym Amazonia) to od dawna miejsce
wyzysku… Tam dochodzi do wymierania całych plemion na skutek gospodarki
rabunkowej. Wielki biznes (nie tylko z USA) jest zainteresowany tym, by nikt
się nie interesował sytuacją tych plemion, by nikt mu nie przeszkadzał. Zabito
już wielu misjonarzy w tamtym rejonie, gdy próbowali nagłośnić to ludobójstwo.
Za portalami atakującymi papieża Franciszka oraz obecnie Synod Amazoński stoi
również ten kapitał, któremu zależy na milczeniu wokół niszczenia przyrody i
ludzi”.
I to jest coś co mnie poderwało na równe nogi: „Za portalami atakującymi papieża Franciszka oraz obecnie Synod
Amazoński stoi również ten kapitał”.
Gdy chodzi o ekologię, to przyznaję bez bicia, że ją akurat mam głęboko
w nosie, w pełnym przekonaniu, że Matka Ziemia sobie ze wszystkim sama
znakomicie poradzi. Co do pieniędzy natomiast, moja dzisiejsza sytuacja jest
taka, że ja wiem, co oznacza 5 tysięcy i nic ponadto, a tym bardziej więc nie
wiem nic o kapitale, o którym wspomina ksiądz, którego nazwiska ani nie
pamiętam, ani też nie uważam, że ono jest w tym akurat kontekście istotne. Moje
doświadczenie natomiast gdy chodzi o stary bardzo myk z wędką i rybą każe mi
podejrzewać, że ów ksiądz w tym akurat wypadku może trzymać rękę na pulsie. A
jeśli i on i ja mamy rację, to znaczy, że ci dwaj, jak to tu to tam słyszę,
nadzwyczaj dzielni, tak okropnie zatroskani o czystość Kościoła, mężczyźni, którzy
utopili te Pachamamy, mogli nie mieć wcale tak czystych intencji, jak by się
nam wszystkim mogło wydawać.
Tyle zatem w kwestii ekologii i pieniądza. Co do ludzi, już od pewnego
czasu mam bardzo silne podejrzenie, że ci z nas co najbardziej kochają Pana
Boga, jednocześnie, kiedy widzą drugiego człowieka, w najlepszym wypadku
zaczynają ziewać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.