Jest tak, że jutro żeni się mój ukochany syn , w związku z czym wybywam do Krasiczyna pod Przemyślem, a zatem zarówno jutro, jak i pojutrze, a niewykluczone, że i w poniedziałek, będę nieobecny. Swoją drogą, jeśli ktoś ma blisko, zapraszam. Kościół w Krasiczynie, sobota, godzina 14. Ja tymczasem pomyślałem sobie, że przez najbliższe trzy, czy cztery dni będzie tu wisiał tekst jeszcze z roku 2010, co do którego miałem kiedyś autentyczną nadzieję, że wstrząśnie nie tylko tym blogiem, ale w jakiś sposób i całą Polską, a jedyny jego efekt jest taki, że ja go tu znów przypominam, z coraz mniejszą nadzieją, że może w końcu znajdzie się ktoś, kto się przynajmniej zatrzyma i zapyta: „Przepraszam, ale czy to się dzieje naprawdę?”
Niewątpliwą zasługą jednego z przyjaciół tego bloga było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co odkrył dla nas nasz kumpel, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam że jest wyjątkowo niemądre.
A zatem to by były zasługi naszego znakomitego kolegi. Przejdźmy do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polską polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę i tak ja Wam opowiem.
Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed Katastrofy komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Tak czy inaczej, opublikował on ów komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i miano podpalić, pojawili się komandosi i ich uratowali. W 1911 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw, afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to utopiło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krwawą i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Niestety, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu malują obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – u mnie na tym blogu właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenie jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale słowem. Zwykłym słowem. To tu tak słychać owo przesłanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W odpowiedzi na te sugestie, wiele osób wpada w autentyczne oburzenie i zadaje pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego, a skierowane zostało do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak. Że słowo potrafi zabić. Jeśli komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie.
Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy pomysł. I staje się już wyłącznie ową desperacką próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek. Że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że on, to ktoś, kto nawet już za bardzo nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani o jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na jakimś pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i dowód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną, zwykłą polityką, zamiast wciąż rozstrząsać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w Rzeczpospolitej, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku przestało mnie interesować.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Polecam z całego serca.
Zatkało nas.
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
OdpowiedzUsuńChciałby, żeby to tak było. Obawiam się jednak, że ten tekst nas przerósł.
Młodemu gratuluję żoneczki, a im dwojgu wszystkiego dobrego, niech dobry Bóg im darzy!
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Y8HOfcYWZoo
Najlepsze życzenia dla Młodej Pary! To już drugie dziecko Pan żeni, gratulacje też i za to się należą :) Oby Bóg im błogosławił i dał dobrą rodzinę z dziećmi.
OdpowiedzUsuńCo do tekstu, czytałem go już albo w Pana książce o liściu (jeśli tam jest), albo na blogu. Bo ja czasem czytam stare teksty na Pana blogu. Kiedyś robiłem to nawet systematycznie, chcąc nadrobić czas, kiedy mnie tu jeszcze nie było. To, że słowa mogą pośrednio zabić, czyli przyczynić się do czyjejś śmierci wiadomo od dawna. Pomówienie i obarczenie winą szczególnie w dawniejszych czasach często było przyczyną śmierci. Np. w postaci linczu. I to w sumie spotkało też ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Ciągłe pomówienia i nieustanny lincz we wszystkich mediach oraz w popkulturze i istotnej części społeczeństwa. Co najgorsze ale i logiczne dotyczyło to też (i to pewnie najmocniej) administracji publicznej powiązanej z całą lewicą. Na czele z propagatorami polityki miłości. I ciepłej wody.
Tacy jak Palikot na szczęście szybko przemijają. Mam nadzieję, że marksiści udający solidarność podczas okrągłego stołu (dla których nawet komuniści w PRL byli za mało lewicowi) a teraz razem ze swymi wychowankami próbujący ciągle odwrócić nam świat do góry nogami i przy byle okazji wykrzywiający swoje gęby w dramatycznym proteście kłamstw kiedy to się nie udaje - mam nadzieję, że niebawem w końcu przeminą też. Przynajmniej w naszym kraju.
Gratulacje!
OdpowiedzUsuń@Ogrodniczka
UsuńWielkie dzięki.
Niech Bóg błogosławi młodym, a młodzi darzą Cię nowymi wnukami! Wszystko inne furda.
OdpowiedzUsuńPS. Z braku zasięgu nie udało mi się wcześniej złożyć życzeń.
Najlepsze życzenia dla syna i synowej Bożego Błogosławieństwa na nowej Drodze.
OdpowiedzUsuń