środa, 26 lipca 2017

Czy książe William interesuje się sportem?

Głównie przez ślub mojego dziecka, ale też różne inne wydarzenia, które mnie mocno zaabsorbowały, dopiero dzić chciałbym przedstawić felieton z bieżącego numeru „Warszawskiej Gazety”. Myślę, że on się idealnie nada do tego, byśmy w tych ciekawych bardzo dniach nabrali odpowiedniej perspektywy. Zachęcam serdecznie.          


     Zdaję sobie oczywiście sprawę z nastrojów, panujących po tej intelektualnie bardziej zaawansowanej stronie sceny, gdzie emocjonowanie się takimi „głupstwami”, jak najpierw wizyta prezydenta Trumpa, a dziś pary książęcej Williama i Kate, pozostawia się tak zwanej „tłuszczy”, sam jednak biorę te wszystkie szyderstwa na pierś, dedykując je takim mistrzom jak choćby Witold Gadowski, który nazwał wystąpienie księcia Williama „dobrym, bo krótkim”. Jednocześnie przyznaję, że sam obie wizyty i wszystko co się z nimi wiąże, uważam za niezwykle dla nas ważne i tylko żałuję, że nie mogłem tam wtedy być i machać jakąś choćby najmarniejszą chorągiewką.
     Nie będę jednak dziś pisał ani o Trumpie, ani o liście, jaki do Polaków skierowała królowa Elżbieta, bo mi się zwyczajnie nie chce, natomiast, owszem, chętnie zwrócę uwagę na pewne całkowicie zlekceważone wydarzenie, jakie miało miejsce podczas tak zwanego garden party na trawniku w warszawskich Łazienkach na zakończenie pierwszego dnia wizyty Williama i Kate. Oto, już po tym, jak najpierw brytyjski ambasador, a po nim książe William, wygłosili swoje mowy i wszyscy ze swoimi kieliszkami przenieśli się na trawę, by tam już sobie dalej gawędzić, nie mogłem nie zauważyć, że wśród zaproszonych gości znalazła się również Irena Szewińska, wielki sportowiec, mistrz olimpijski i rekordzista świata.
     Gdyby ktoś nie pamiętał, chętnie przypomnę. Otóż był czas kiedy Szewińska była najszybszą kobietą świata, i to nie, jak by się nam mogło wydawać, a więc na jednym dystansie, ale najszybszą zarówno na 100, 200, jak i 400 metrów. Jeśli mówimy o tych trzech dystansach, ona biła rekordy dziesięciokrotnie i to przez 12 kolejnych lat, a więc, gdy chodzi o lekkoatletykę, można powiedzieć, że przeszła do historii jako ktoś na miarę Muhammada Alego.
     I oto oglądam w telewizji imprezę na łazienkowskim trawniku i w pewnym momencie widzę, jak niedaleko księcia Williama stoi wspomniana Szewińska i pies z kulawą nogą na nią nie zwraca uwagi. Otoczony wianuszkiem chętnych do pokazania się w jego towarzystwie, a dla mnie kompletnie nieznanych, ludzi, książe William miło spędza czas, a tymczasem skromnie, nieco w oddali, całkowicie samotna, stoi Szewińska, niepewnie się uśmiechając, a ja powiem szczerze, nie mam pojęcia, co ona sobie myśli. Bardzo liczę na to, że znajdzie się ktoś kto ją przedstawi księciu i powie: „Oto kobieta, która przez 12 lat, kiedy pana nie było na świecie, na tym samym świecie nie miała konkurencji. Pańska babcia ją musi pamiętać”. Jednak, z tego co zdążyłem zauważyć, nie przyszedł nikt.
     Książe William pogadał chwilę z kim tam chciał, po czym zaprowadzono go do Macieja Gortata i Alicji Bachledy Curuś, którzy, jak słyszę, są akurat parą. Szewińskiej już nie widziałem. Zresztą i tak transmisja się skończyła, na ekranie został już tylko Krysztopa i Gadowski, więc wyłączyłem telewizor i puściłem sobie Milesa.

Wszystkich serdecznie zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do kupowania nie tylko moich książek.
            


28 komentarzy:

  1. Też zwróciłem uwagę na obecność p. Ireny Szewińskiej, ale akurat własnym okiem nie zarejestrowałem obecności p. Macieja Gortata z aktorką, która – jak słyszę – aktualnie jest mu do pary. Możliwe, że ja po prostu nie potrafię p. Gortata rozpoznać w tłumie wszystko jedno jak zacnych postaci. Natomiast p. Szewińską bez problemu wszędzie i natychmiast.

    Na granicy pewności może być, że inni ludzie mają akurat odwrotnie. Co by nie kombinować, p. Szewińska jest częścią historii i - chyba bez nadmiernej przesady - jest częścią tworzywa, którego rezultat nazywamy polską tradycją. Nie uważam tego stwierdzenia za ryzykowne nawet, gdyby ktoś podnosił jakieś jej niejasne afiliacje z poprzedzającymi reżimami.

    Natomiast p. Gortat na razie jest zaledwie częścią popkultury, chociaż - jak wyrywkowo do mnie dochodzi - chyba jest na jak najlepszej drodze do podobnego usadowienia się w polskiej tradycji.
    Aktorami w tym kontekście w ogóle nie należy się zajmować, bo oni nie występują w imieniu Polski, lecz zbyt często wręcz przeciwnie.

    Przechadzki księcia i księżnej mogą być wystylizowane na luźny spontan, ale to jest tylko tak dla popkultury. Podchodzi tam gdzie ma podejść. Gdyby zaś przypadkiem dawano mu do wyboru, to podszedłby do popkultury, a nie do tradycji. Królowa zaś zapewne odwrotnie, choć akurat Ona potrafi poczuć bluesa. Po królewsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      Oczywiście, że ona jest częścią historii. Tak jak napisałem, to jest skala zbliżona do Muhammada Alego. Gortat jest zaledwie jednym z koszykarzy NBA, w dodatku mocno przeciętnym.

      Usuń
    2. @toyah

      Ale Gortat jest na najlepszej drodze. Stara się. Z tym, że on startuje w sporcie zespołowym ...

      Usuń
  2. Przecież to takie proste.
    Nieobecni/byli wielcy nie liczą się!
    Do kogo te pretensje- do księciunia?
    Przecież pana też nie było kilka dni i nikt nie ronił łez :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @logik
      W związku z tym, że Twoje komentarze stają się z każdą chwilą dramatycznie nielogiczne, każdy następny będzie usuwany.

      Usuń
    2. @logik

      Na logikę biorąc, zagadnienie nie dotyczy braku obecności, ale preferencji podejściowych do obecności.

      Usuń
  3. A mnie porazilo w internetach chwalenie sie zaproszeniem i obecnoscia na tym spotkaniu innej pary ... zaraz, zaraz, kto to byl... jakis Wolinski i jakas Krupa chyba...

    Ciekawe kto ustala liste gosci...

    Gratulacje z okazji powiekszenia rodziny. Alez maja Panstwo rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Tereska
      Moim zdaniem listę kompletowała brytyjska ambasada.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. @autor
    albo nadal jest pan na tzw kacu albo pan już odlatuje.
    Czytanie ze zrozumieniem całkowicie pan zatracił :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @sant
      A którego tekstu ja nie zrozumiałem?

      Usuń
  6. Pani Szewińska lansu nie potrzebuje. Może zaprosił ją ktoś, kto właśnie z nią chciał pogadać?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Jarosław Zolopa
    Zaprosił ją ktoś, kto chciał z nią pogadać? Słabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi o to, że może to jednak był książe. Albo księżna. Albo chociaż ambasador.

      Usuń
  8. Gdyby autor był na tym spotkaniu, to by zobaczył, że nie było tak źle. Pani Irena cieszyła się sporym zainteresowaniem i sporo osób z nią rozmawiało. Nie rozumiem, po co wyciągać błędne wnioski na podstawie kilku sekund relacji?

    OdpowiedzUsuń
  9. Szewińska to małe piwo. Napisz kochany autorze, co wyprawia Coryllus....bo strach się bać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      O tak. Na pewno. Dla mnie prośba anonimowych internautów to rozkaz.

      Usuń
  10. @bond
    Naprawdę? Sporo osób z nią rozmawiało? No to rzeczywiście sukces. Ona musiała się czuć zaszczycona.

    OdpowiedzUsuń
  11. Panie autorze. Może czas mniej pisać, a więcej chodzić na spotkania.
    Czyżby zapomniał Pan co dawniej pisał-TV kłamie, przeinacza, itp :)

    OdpowiedzUsuń
  12. @bond
    Na jakie spotkania każe mi Pan chodzić?

    OdpowiedzUsuń
  13. @bond
    Nie rozumiem. Pan chce się ze mną spotkać? Jestem już poumawiany. A Pan nie ma swoich znajomych?

    OdpowiedzUsuń
  14. Z Panem spotykałem się kilkakrotnie przy różnych okazjach :)
    Znajomych oczywiście posiadam!

    OdpowiedzUsuń
  15. @bond
    To chyba pomyłka. Ja nie znam nikogo o imieniu Bond.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bond to nazwisko. Na imię mi James.

    OdpowiedzUsuń
  17. @bond
    Tym bardziej sobie nie przypominam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety ośmieszyliście się razem z Coryllusem.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Tak? A w jaki to sposób ja się ośmieszyłem?

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...