Głównie przez
ślub mojego dziecka, ale też różne inne wydarzenia, które mnie mocno
zaabsorbowały, dopiero dzić chciałbym przedstawić felieton z bieżącego numeru „Warszawskiej
Gazety”. Myślę, że on się idealnie nada do tego, byśmy w tych ciekawych bardzo
dniach nabrali odpowiedniej perspektywy. Zachęcam serdecznie.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z nastrojów, panujących po tej intelektualnie
bardziej zaawansowanej stronie sceny, gdzie emocjonowanie się takimi
„głupstwami”, jak najpierw wizyta prezydenta Trumpa, a dziś pary książęcej
Williama i Kate, pozostawia się tak zwanej „tłuszczy”, sam jednak biorę te
wszystkie szyderstwa na pierś, dedykując je takim mistrzom jak choćby Witold Gadowski,
który nazwał wystąpienie księcia Williama „dobrym, bo krótkim”. Jednocześnie
przyznaję, że sam obie wizyty i wszystko co się z nimi wiąże, uważam za
niezwykle dla nas ważne i tylko żałuję, że nie mogłem tam wtedy być i machać
jakąś choćby najmarniejszą chorągiewką.
Nie będę jednak dziś pisał ani o Trumpie, ani o liście, jaki do Polaków
skierowała królowa Elżbieta, bo mi się zwyczajnie nie chce, natomiast, owszem,
chętnie zwrócę uwagę na pewne całkowicie zlekceważone wydarzenie, jakie miało
miejsce podczas tak zwanego garden party
na trawniku w warszawskich Łazienkach na zakończenie pierwszego dnia wizyty
Williama i Kate. Oto, już po tym, jak najpierw brytyjski ambasador, a po nim
książe William, wygłosili swoje mowy i wszyscy ze swoimi kieliszkami przenieśli
się na trawę, by tam już sobie dalej gawędzić, nie mogłem nie zauważyć, że
wśród zaproszonych gości znalazła się również Irena Szewińska, wielki
sportowiec, mistrz olimpijski i rekordzista świata.
Gdyby ktoś nie pamiętał, chętnie
przypomnę. Otóż był czas kiedy Szewińska była najszybszą kobietą świata, i to
nie, jak by się nam mogło wydawać, a więc na jednym dystansie, ale najszybszą
zarówno na 100, 200, jak i 400 metrów. Jeśli mówimy o tych trzech dystansach,
ona biła rekordy dziesięciokrotnie i to przez 12 kolejnych lat, a więc, gdy
chodzi o lekkoatletykę, można powiedzieć, że przeszła do historii jako ktoś na
miarę Muhammada Alego.
I oto oglądam w telewizji
imprezę na łazienkowskim trawniku i w pewnym momencie widzę, jak niedaleko
księcia Williama stoi wspomniana Szewińska i pies z kulawą nogą na nią nie
zwraca uwagi. Otoczony wianuszkiem chętnych do pokazania się w jego
towarzystwie, a dla mnie kompletnie nieznanych, ludzi, książe William miło
spędza czas, a tymczasem skromnie, nieco w oddali, całkowicie samotna, stoi Szewińska,
niepewnie się uśmiechając, a ja powiem szczerze, nie mam pojęcia, co ona sobie
myśli. Bardzo liczę na to, że znajdzie się ktoś kto ją przedstawi księciu i
powie: „Oto kobieta, która przez 12 lat, kiedy pana nie było na świecie, na tym
samym świecie nie miała konkurencji. Pańska babcia ją musi pamiętać”. Jednak, z
tego co zdążyłem zauważyć, nie przyszedł nikt.
Książe William pogadał chwilę z
kim tam chciał, po czym zaprowadzono go do Macieja Gortata i Alicji Bachledy
Curuś, którzy, jak słyszę, są akurat parą. Szewińskiej już nie widziałem.
Zresztą i tak transmisja się skończyła, na ekranie został już tylko Krysztopa i
Gadowski, więc wyłączyłem telewizor i puściłem sobie Milesa.
Wszystkich
serdecznie zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do
kupowania nie tylko moich książek.
Też zwróciłem uwagę na obecność p. Ireny Szewińskiej, ale akurat własnym okiem nie zarejestrowałem obecności p. Macieja Gortata z aktorką, która – jak słyszę – aktualnie jest mu do pary. Możliwe, że ja po prostu nie potrafię p. Gortata rozpoznać w tłumie wszystko jedno jak zacnych postaci. Natomiast p. Szewińską bez problemu wszędzie i natychmiast.
OdpowiedzUsuńNa granicy pewności może być, że inni ludzie mają akurat odwrotnie. Co by nie kombinować, p. Szewińska jest częścią historii i - chyba bez nadmiernej przesady - jest częścią tworzywa, którego rezultat nazywamy polską tradycją. Nie uważam tego stwierdzenia za ryzykowne nawet, gdyby ktoś podnosił jakieś jej niejasne afiliacje z poprzedzającymi reżimami.
Natomiast p. Gortat na razie jest zaledwie częścią popkultury, chociaż - jak wyrywkowo do mnie dochodzi - chyba jest na jak najlepszej drodze do podobnego usadowienia się w polskiej tradycji.
Aktorami w tym kontekście w ogóle nie należy się zajmować, bo oni nie występują w imieniu Polski, lecz zbyt często wręcz przeciwnie.
Przechadzki księcia i księżnej mogą być wystylizowane na luźny spontan, ale to jest tylko tak dla popkultury. Podchodzi tam gdzie ma podejść. Gdyby zaś przypadkiem dawano mu do wyboru, to podszedłby do popkultury, a nie do tradycji. Królowa zaś zapewne odwrotnie, choć akurat Ona potrafi poczuć bluesa. Po królewsku.
@orjan
UsuńOczywiście, że ona jest częścią historii. Tak jak napisałem, to jest skala zbliżona do Muhammada Alego. Gortat jest zaledwie jednym z koszykarzy NBA, w dodatku mocno przeciętnym.
@toyah
UsuńAle Gortat jest na najlepszej drodze. Stara się. Z tym, że on startuje w sporcie zespołowym ...
Przecież to takie proste.
OdpowiedzUsuńNieobecni/byli wielcy nie liczą się!
Do kogo te pretensje- do księciunia?
Przecież pana też nie było kilka dni i nikt nie ronił łez :)
@logik
UsuńW związku z tym, że Twoje komentarze stają się z każdą chwilą dramatycznie nielogiczne, każdy następny będzie usuwany.
@logik
UsuńNa logikę biorąc, zagadnienie nie dotyczy braku obecności, ale preferencji podejściowych do obecności.
A mnie porazilo w internetach chwalenie sie zaproszeniem i obecnoscia na tym spotkaniu innej pary ... zaraz, zaraz, kto to byl... jakis Wolinski i jakas Krupa chyba...
OdpowiedzUsuńCiekawe kto ustala liste gosci...
Gratulacje z okazji powiekszenia rodziny. Alez maja Panstwo rok!
@Tereska
UsuńMoim zdaniem listę kompletowała brytyjska ambasada.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@autor
OdpowiedzUsuńalbo nadal jest pan na tzw kacu albo pan już odlatuje.
Czytanie ze zrozumieniem całkowicie pan zatracił :(
@sant
UsuńA którego tekstu ja nie zrozumiałem?
Pani Szewińska lansu nie potrzebuje. Może zaprosił ją ktoś, kto właśnie z nią chciał pogadać?
OdpowiedzUsuń@Jarosław Zolopa
OdpowiedzUsuńZaprosił ją ktoś, kto chciał z nią pogadać? Słabo.
Chodzi mi o to, że może to jednak był książe. Albo księżna. Albo chociaż ambasador.
UsuńGdyby autor był na tym spotkaniu, to by zobaczył, że nie było tak źle. Pani Irena cieszyła się sporym zainteresowaniem i sporo osób z nią rozmawiało. Nie rozumiem, po co wyciągać błędne wnioski na podstawie kilku sekund relacji?
OdpowiedzUsuńSzewińska to małe piwo. Napisz kochany autorze, co wyprawia Coryllus....bo strach się bać.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńO tak. Na pewno. Dla mnie prośba anonimowych internautów to rozkaz.
@bond
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Sporo osób z nią rozmawiało? No to rzeczywiście sukces. Ona musiała się czuć zaszczycona.
Panie autorze. Może czas mniej pisać, a więcej chodzić na spotkania.
OdpowiedzUsuńCzyżby zapomniał Pan co dawniej pisał-TV kłamie, przeinacza, itp :)
@bond
OdpowiedzUsuńNa jakie spotkania każe mi Pan chodzić?
Towarzyskie
OdpowiedzUsuń@bond
OdpowiedzUsuńNie rozumiem. Pan chce się ze mną spotkać? Jestem już poumawiany. A Pan nie ma swoich znajomych?
Z Panem spotykałem się kilkakrotnie przy różnych okazjach :)
OdpowiedzUsuńZnajomych oczywiście posiadam!
@bond
OdpowiedzUsuńTo chyba pomyłka. Ja nie znam nikogo o imieniu Bond.
Bond to nazwisko. Na imię mi James.
OdpowiedzUsuń@bond
OdpowiedzUsuńTym bardziej sobie nie przypominam.
Niestety ośmieszyliście się razem z Coryllusem.....
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńTak? A w jaki to sposób ja się ośmieszyłem?