O pułkowniku Juriju Budanowie po raz pierwszy w życiu – a przynajmniej w taki sposób, by to nazwisko zapamiętać – usłyszałem w minioną sobotę. Dokładnie rzecz biorąc, nawet nie tyle usłyszałem, co przeczytałem w Rzeczpospolitej. I nie umiem powiedzieć, czy to wina moja i mojego braku zainteresowania sprawami ważnymi, czy może historia tego człowieka nie została potraktowana w Polsce z na tyle należną mu uwagą, by stać się własnością publiczną. Faktem pozostaje jednak to, że o Budanowie, jeszcze do soboty nie wiedziałem nic.
Dziś, jak czytam, Budanow nie żyje. Został zastrzelony przez niezidentyfikowanego zamachowca w centrum Moskwy. Zabity został w biały dzień, na oczach przechodniów, z całą pewnością przez profesjonalistów, którzy po dokonaniu egzekucji natychmiast zniknęli i ślad po nich zaginął. Patrzę na zdjęcie zamieszczone w gazecie, widzę leżące w kałuży krwi ciało w czarnych spodniach i w niebieskiej koszuli, obok jakichś dwóch, diabli wiedzą co za jednych, Rosjan, a wokół nich niewielkie żółte, policyjne tabliczki z oznaczeniami: 1, 2, 3. I tyle.
Pisze Rzeczpospolita, że kiedy Budanow wychodził z kancelarii notarialnej, z białego mitsubishi lancera wyskoczył okapturzony mężczyzna, strzelił do niego sześciokrotnie, następnie wskoczył do samochodu, gdzie już czekał na niego wspólnik, i obaj razem odjechali. I tyle. I tyle.
Kim był Jurij Budanow? Nie wykluczam, że wielu z czytających te słowa osób, odpowiedź na to pytanie zna świetnie, niemniej na wszelki wypadek krótko opowiem, co to za gagatek. Otóż jeszcze w roku 2000 na wojnie czeczeńskiej dowodził on pułkiem czołgów, i tak mu się któregoś dnia tak przytrafiło, że w miejscowości Tangi zatrzymał 17-letnią dziewczynę o nazwisku Eliza Kungajewa, uznał ją za ostrzeliwującego Rosjan snajpera, i w konsekwencji, czepiwszy się już tej diagnozy, najpierw to dziecko osobiście torturował, następnie osobiście zgwałcił, a w końcu, również jak najbardziej osobiście, udusił.
Przez jakiś czas wydawało się, że Budanow za to co uczynił, zgodnie z ruską tradycją, zostanie uznany za narodowego bohatera i dostanie medal, jednak jakimś cudem, dzięki zaangażowaniu przeróżnych broniących praw człowieka ugrupowań, Budanow został wyrzucony z wojska, zdegradowany, pozbawiony orderów, skazany na 10 lat więzienia, po 9 latach warunkowo zwolniony i wrócił na łono rodziny i niewykluczone, że i jakichś kochanek, które czuły potrzebę kontaktu z prawdziwym silnym człowiekiem.
Rzeczpospolita informuje, że przez całe lata, mimo swojej przeszłości – a może właśnie dzięki niej – był jednak Budanow uważany przez wielu Rosjan za bohatera, którzy nie mogli pogodzić się z tym, że Rosja wykazała taką słabość wobec Zachodu, że zgodziła się rzucić mu na pożarcie kogoś tak dzielnego i wybitnego, jak Budanow. Z drugiej jednak strony – i tu będziemy teraz przechodzić do sedna tych refleksji – w samej Czeczenii było mnóstwo ludzi, dla których to, że Budanow został wyrzucony z wojska, że pozbawiono go orderów, że wreszcie spędził 9 lat w więzieniu, i że ostatecznie przepieprzył swoje nędzne życie, to wszystko nie stanowiło żadnej jakościowej różnicy. Mam już osobiste dziś wrażenie, że dla nich nie miało nawet znaczenia to, że on ostatecznie zgubił ten jeden jeszcze rok odsiadki. Powiem więcej, mam osobiste przekonanie, że w Czeczenii wciąż żyli ludzie, dla których nie miałoby żadnego znaczenia, gdyby nawet Budanow w Rosji dostał 50 lat więzienia. Taką mam wiarę.
Pisze rzeczpospolita dalej, że w roku 2001, specjalnie ze względu na osobę Budanowa… no i z całą pewnością też ze względu na pamięć o tamtym dziecku, czeczeńscy partyzanci zaproponowali Imperium pewien układ – otóż zwrócili się do Rosjan, żeby im wydali Budanowa, obiecując, że w zamian za niego, oni z kolei puszczą wolno kilkunastu rosyjskich żołnierzy, którzy wcześniej niefortunnie wpadli w zastawioną przez nich pułapkę. Rosjanie oczywiście – proszę zwrócić uwagę na to, jak oni są okropnie przywiązani do swojej tradycji – na układ nie poszli, Budanowa posadzili na dziewięć lat, Czeczeńcy rosyjskich żołnierzy, bez oczywiście mrugnięcia okiem, wymordowali i czas ruszył do przodu.
Dziś czytam w Rzeczpospolitej, że właśnie się zatrzymał. Dziesięć lat minęło od roku 2000. Dziesięć lat minęło od czasu jak Budanow zgwałcił i zamordował tamto czeczeńskie dziecko, sam zdążył jeszcze przez chwilę pożyć nadzieją, że jakoś może uda mu się wykręcić, następnie zdążył spędzić 9 lat za kratkami, potem jeszcze pewnie coś tam pokombinować z tym notariuszem, no i nastąpiło czyste i krystalicznie jednoznaczne „do widzenia z panem”. 10 lat – wydawałoby się, że to szmat czasu. Tyle że znów, z pewnego punktu widzenia – tak jak to było w przypadku tego relatywnie wcale nie tak małego wyroku – należy pamiętać, że są ludzie, którzy mogą czekać i dwa, i trzy i może i cztery razy dłużej.
Co mi strzeliło do głowy, żeby akurat dziś zajmować się sprawą tego mordercy? Powiem uczciwie, że wprawdzie mam pewne podejrzenia, ale tak do końca to nie wiem. Myślę jednak, że wpływ na to, że w ogóle zacząłem o nim pisać, miała przede wszystkim sobotnia wypowiedź Grzegorza Schetyny na temat zamordowanego w Smoleńsku Macieja Plażyńskiego, że niby on dziś z nieba patrzy na tę bandę gangsterów, która w pewnym bardzo szczególnym sensie go do tego nieba wysłała, i życzy im wszystkiego dobrego i, będący tej wypowiedzi konsekwencją, protest rodziny śp. Marszałka wobec tego rodzaju bezczelnej uzurpacji. Myślę, że jakimś dziwnym trafem, to właśnie to wszystko sprawiło, że pomyślałem o tym Budanowie.
Wielu z nas z całą pewnością zna piosenkę Jimiego Hendriksa ‘Hey Joe’ – to ta, co ją każdego roku na rynku we Wrocławiu, cała kupa gitarzystów gra by bić jakiś kolejny rekord Guinessa, czy coś w tym guście. Otóż warto poznać tekst owej piosenki. Jest on skandalicznie prosty, prosty wręcz prymitywnie. A brzmi on tak:
„Hej Joe! Dokąd się to wybierasz z tą spluwą w dłoni?
Hej Joe! No powiedz, dokąd to się wybierasz z tą spluwą w dłoni?
Idę zastrzelić moją kobietę za to, że kombinowała na boku z innym mężczyzną”.
No i tak dalej. Niby zwykle love story, ale ileż za tą przygodą uniwersalnych znaczeń! Ileż ukrytych przekazów na temat sprawiedliwości, prawa i na temat prastarej, czarnej jak Pismo Święte zemsty. Jak mówię, lub jak to mówią na boisku w Sopocie – krótka piłka.
A co my z tego mamy? Jaka to dla nas płynie nauka z tej opowieści? Otóż, moim zdaniem, podwójna. Pierwsza to taka, że wielu z nas przez te wszystkie doświadczenia minionych lat fatalnie stwardniało. Kiedyś naprawdę byliśmy grzeczni i otwarci na wszelkie możliwe propozycje. Wielu z nas dziś już z tamtych serdecznych uścisków nie zachowało nic. Stwardniały nasze serca i stwardniały nasze dusze. Czy to dobrze? Nie sądzę. Uważam wręcz, że to może i jest bardzo źle i w związku z tym modle się codziennie, by Dobry Bóg darował mi ten gniew.
Druga natomiast lekcja nadchodzi w sposób bardziej demokratyczny i obejmuje swoim zasięgiem nie tylko mnie, nie tylko nas, ale również i ich. Tych wszystkich, co tam się na nas zaczaili i warczą w naszą stronę i ostrzą swoje zęby i czekają na odpowiedni moment, żeby nas zabić. Otóż niech wiedzą, że nie ma takiego czasu, o którym można by powiedzieć, że jest zbyt długi, albo zbyt krótki. Z czasem jest bowiem tak jak ze wszystkim. Każdy go widzi i przeżywa na swój sposób. Podobnie jak i sposób w jaki zechce go wykorzystać, gdy rozlegnie się dzwonek.
I już na sam koniec gorąca prośba do przyjaciół. Skoro nie chce Wam się ze mną gadać, to przynajmniej wspierajcie ten blog (numer konta macie tuż obok) i wszystko co za nim stoi. Lub leży. Będę wiecznie zobowiązany.
To nie to ,że nie chce się nam z Tobą gadać.To to,że Ty ujmujesz dokladnie w zdania nasze mysli.
OdpowiedzUsuńWiedz,że czytamy iże dajesz nam nadzieję,że nie wszystko stracone.Do mnie czuj wdzięczności.To ja mam dlug w stosunku do Ciebie.
Mialo być nie czuj.Sorry.
OdpowiedzUsuńToyahu, jak tu dyskutować z własnymi poglądami? Ty piszesz doładnie to, o czym wiekszośc z nas mysli, ale w taki sposób, w jaki my bysmy nie potrafili. Dzieki za wszystko. Ja tylko mam nadzieję, że kiedy już zatryumfuje sprawiedliwość bedziemy potrafili naszym przesladowcom, prześladowcom naszej Ojczyzny okazac łaskę i pokazać jak wielkie jest serce narodu
OdpowiedzUsuń@kryska
OdpowiedzUsuńMiło mi. Tylko skąd ja nam to wiedzieć? Wbrew pozorom, nie jestem aż tak zarozumiały.
@galiusz
OdpowiedzUsuńJestem pewien że my akurat będziemy potrafili wykazać zmiłowanie. To tyko teraz ulegamy naszym drobnym ludzkim słabościom.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA i ja poczytałem w Rzepie o tym Budanowie. Naturalnie nigdy się nie dowiemy czy to zemsta Czeczeńców czy też robota służb, bo gdzieś tam komuś ten zbir już przestał pasować.
Naturalnie, lepiej byłoby, żeby to byli Czeczeńcy bo to oznaczałoby, że jest jeszcze czasem nawet w Rosji jakaś szczątkowa sprawiedliwość.
No i że ta sprawiedliwość dosięga różnych zbirów - bezgwiezdna i czarna jak Biblia.
O ile czytałem o Budanowie o tyle o tej hecy w Ergo Arenie nic poza tym blogiem, gdzie też ktoś zamieścił to zdjęcie Joanny Kluzik - brrrr.
A za artykuł o Węgrzech bardzo serdeczne Kesenem (jedyne słowo jakiego się nauczyłem podczas dwudniowego pobytu w Budapeszcie) dla Pani Toyahowej i Ciebie. Węgrzy dają więc nam nadzieję na rozliczenie pracodawców Donalda Tuska i całej tej bolszewii.
W tejże samej Rzeczpospolitej jest artykuł Wildsteina o Gruzji - i on też niesie optymistyczne przesłanie. Można się nie bać Ruska i żyć, rozwijać się godnie.
Poza tym dla mnie ten artykuł to jakaś składowa do wielkiego epitafium dla Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, które mu wszyscy jesteśmy dłużni.
Nieskładny komentarz wybacz - ale żeby nie było, że nie chcę z Tobą gadać.
Ukłony!
@toyah
OdpowiedzUsuńpocieszające jest to, że prędzej czy później sprawiedliwość dopadnie każdego, nawet jeżeli pochodzi z ręki osób które się danym człowiekiem "posługiwały".
To takie memento dla wszystkich złych ludzi (niezależnie od tego jak delikatnie brzmi słowo - "zły")
@Kozik
OdpowiedzUsuńNaturalnie, jako ludzie doświadczeni, powinniśmy brać pod uwagę różne opcje. A więc i tę, że go stuknęli radzieccy towarzysze broni. Ale czyż to nie jest fabuła jeszcze bardziej fascynująca? Wypuszczają go rok przed terminem, tylko po to, żeby mu przypieprzyć. Bo pan w banku doradził takie rozwiązanie.
To by też mogło wyjaśniać, za co Tusk go tak nie lubi.
@raven59
OdpowiedzUsuńJak najbardziej. Patrząc na całą sprawę z pozycji teologicznych, nie na znaczenia, jaki mu koniec był przepisany. Jako miłośnicy dobrego horroru, wiemy, że to równie dobrze mógł być zerwany przez burzę piorunochron.
Dzień dobry Toyah - nawet nie wiedziałem, że tu można do Ciebie pisać :))
OdpowiedzUsuńNo ale ja w sprawie..za sprawą Twojego bloga. Otóż chodzi za mną ta piosenka "Hej Joe" ale za chiny nie mogę jej przetłumaczyć - tak żeby to można było zaśpiewać normalnie - masz może jakiś pomysł? A druga piosenka,którą pierwszy raz usłyszałem u Ciebie własnie to "Look What They Done To My Song" - też jestem ciekawa tego tekstu po polsku..
@Bard
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jej nie można śpiewać po polsku. Zbyt duże różnice kulturowe. Po polsku ona by brzmiała kompletnie niepoważnie. Swoją drogą, to Twoje pytanie, czy mam jakiś pomysł, też brzmi jak żart.
Co do Melanie, raven59 pod tamtym wpisem podał link do polskiego tłumaczenia. Tam są dwa. Pierwsze jest do bani, drugie dobre. Tyle że aby to zaśpiewać po polsku, trzeba by było mocno zmienić ten tekst. Próbuj.
Różnice kulturowe bardziej czasów chyba... Dzisiaj ani w Ameryce ani w Polsce chyba nikt by nie zabił swojej żony za niewiernośc. Nikt z naszego kręgu. A szkoda...
OdpowiedzUsuńCóż, ktoś uznał, że rachunki krzywd nie są wyrównane.
OdpowiedzUsuńPouczająca wiadomość.
Komentarz, niezawodnie - w samo sedno.
Pozdrawiam
Tłumaczenie mojego syna- właściwie nie tyle tłumaczenie co śpiewanie..:) Toyah- tylko u Ciebie, światowa premiera :)
OdpowiedzUsuńPatrz co zrobili z pieśnią mą
''
jedyna rzecz która wyszła mi
okazała się wielkim nic
patrz....
Patrz co zrobili z mózgiem mym
''
wyciągneli go jak pestkę
i chyba już świrem jestem
patrz co....
I znaleźć chciałbym księgę ksiąg
i znależć chciałbym księgę tą
i znalazłbym, przeczytałbym
i wiedziałbym jak żyć
patrz co...
''
może to wszystko skończy się
może nie będzie aż tak źle
Ludzie zaczną kupować łzy
stanę się bogaty
patrz co...
''
Do góry dnem w plastiku już
nie słychać serca burz
patrz co ..
Jedyna rzecz która wyszła mi
patrz co z nią zrobili!
patrz co..
@Bard
OdpowiedzUsuńChodzi o konwencję. Tego typu blues śpiewany po polsku jest wyłącznie śmieszny. Trochę tak jak to było w przypadku niektórych piosenek zespołu Jam.
@Mr
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wzajemnie i dziękuje z uprzejme słowo.
@Bard
OdpowiedzUsuńŁadnie. Jeśli to się dobrze śpiewa, to wręcz bardzo ładnie.
Tych wszystkich, co tam się na nas zaczaili i warczą w naszą stronę i ostrzą swoje zęby
OdpowiedzUsuńCzy kły, zamiast zęby - (PO angielski i PO niemiecku - TUSK) - nie kojarzyłoby się lepiej?
@PS24
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale wolę zęby. Brzmią bardziej dosłownie.