Jak zapowiedziałem w jednym z niedawnych wpisów, pani Toyahowa pojechała na szkolną wycieczkę do Budapesztu i właśnie z niej wróciła. I jest tak, że oczywiście najlepiej by było, żeby ona sama siadła i napisała tych parę refleksji – bo, jak oczywiście, może my się domyślać, warto – ale też, co nie jest przecież tajemnicą, ona ten blog traktuje z sympatią bardzo szczególną, a mianowicie taką, z jaką ja na przykład traktuję sieć handlową o nazwie Tesco, a więc wyłącznie pod kątem specjalnych ofert na stosiku z alkoholem. A więc wszystko, jak zwykle, pozostaje w moich rękach, natomiast nie da się ukryć, że i niżej umieszczone zdjęcia, jak i wszelkie informację znalazły się tu wyłącznie dzięki jej spostrzegawczości, inteligencji i uprzejmości.
Na początek wypadałoby coś powiedziec na temat, który na pewnie interesuje najbardziej. Mianowicie, jak prezentują się Węgry po przejściu liberalnego huraganu, który przez minione 8 lat pustoszył ów piękny i bohaterski kraj. Otóż, jak relacjonuje moja zona, wszystko to wciąż widać. Oczywiście, Węgrzy zdecydowanie nabierają nowego oddechu, niemniej, jeśli porównać taki Budapeszt z Warszawą, czy nawet z Katowicami, widać zdecydowanie, że naszym specjalistom od naprawiania wszystkiego, co im wpadnie w ręce, jeszcze parę lat pracy pozostało. Budapeszt jest wciąż naturalnie wielki i piękny, natomiast w oczy rzuca się bardzo duża liczba tak zwanych szmateksów, stosunkowo dużo jakichś trabantów czy wartburgów, no i mnóstwo biedoty zalegającej ulice. Owa nędza leży na chodnikach, podpiera ściany domów i włóczy się w poszukiwaniu jakiegoś grosza. Jak twierdzi Toyahowa, to wszystko, a więc te trabanty, sklepy ze starą szmatą i ci biedacy, stanowi widok w pewnym sensie podstawowy, a nam pozostaje tylko, jeśli jesteśmy tylko w stanie użyć choć minimalnej inteligencji, dojść do wniosku, że faktycznie, przez te osiem lat węgierscy liberałowie nie próżnowali.
A więc to by było to, co możemy określić, jako krajobraz po węgierskim tsunami. Jednak jest coś jeszcze, czego, przyznam uczciwie, zupełnie się nie spodziewałem, co mi nawet się w mojej starej głowie nie zaczęło zalęgać, a co muszę uznać za Węgry wydaniu niemal bohaterskim. Mam tu na myśli kilka obrazów, które pani Toyahowa ze swojej wycieczki przywiozła i je przepięknie skomentowała, a ja tu te jej komentarze dziś tak jak tylko potrafię poszerzę i obdarzę pewną refleksją. Otóż w Budapeszcie znajduje się muzeum komunizmu, które jednak, w odróżnieniu od podobnych tego typu instytucji, czy to w Polsce, czy w Niemczech, czy może nawet i w Czechach, nie ma charakteru kabaretowego – gdzie można sobie zrobić zdjęcie w czapce ormowca, lub obejrzeć zdjęcie półek zastawionych octem, lub pośmiać się z Lenina – lecz stanowi gest jak najbardziej poważny, czy wręcz złowrogi. Już sama jego nazwa nie pozostawia wiele do dodania – Muzeum Terroru. I jak najbardziej słusznie. Bo komunizm to nie były dowcipy i milicjantach, to nawet nie był Che Guevara z domalowanym hitlerowskim wąsem. Komunizm to był terror w wersji jeden do jeden. Węgrzy najwyraźniej to rozumieją.
Oni to muszą rozumieć, a świadczy o tym choćby ten pozornie zupełnie pozbawiony sensu, kompletnie idiotyczny ruski pomnik w samym środku miasta, z ruskim sierpem i młotem i również, z jak najbardziej ruską gwiazdą. I proszę sobie wyobrazić, że pomnik ten jest na stałe, z każdej strony ogrodzony owymi specjalnym barierkami, dokładnie takimi samymi, jak te, które my ostatnio mieliśmy wielokrotnie oglądać na Krakowskim Przedmieściu. Różnica jest taka tylko, że u nas te barierki odgradzały ludzi od krzyża, by uniemożliwić im składanie pod nim kwiatów, palenie świec i modlitwę, podczas gdy w Budapeszcie, te barierki tam stoją, żeby Węgrzy nie pluli na tę gwiazdę i nie obrzucali jej jakimś brudem. Wokół tego niezwykłego pomnika od rana do wieczora i przez cała noc, 24 godziny na dobę, chodzą policjanci, którzy mają za zadanie to coś chronić przed naturalnymi emocjami ludzi. I to, uważam jest coś niezwykłego. To jest coś, co gotów byłbym nawet mieć w Polsce. Byleby nie pod specjalnym nadzorem obecnej władzy. Nie z nimi. Oni by cały efekt spieprzyli. Jak to oni.
Jest jednak jeszcze coś – o bardzo podobnym charakterze i kierunku – o czym opowiedziała mi moja żona, i co udokumentowała na poniższym zdjęciu.
To co widzimy przedstawia najprawdziwszy pomnik katyński, poświęcony Polsce i Polakom przez miejscowych Węgrów. Oczywiście, pomnik jak pomnik, może tylko ładniejszy od innych tego typu. Albo nie tak ładny, jak inne. Mnie się podoba bardzo, ale to jest akurat nieistotne. To co w nim najciekawsze, to, pomijając to, że on nie stoi w Polsce, lecz na Węgrzech, to podpis. Poważny jak bezgwiezdna czerń, wykonany w trzech językach: po węgiersku, po polsku i po angielsku. Oto jego treść.
„Wiosną 1940 roku w Katyniu, na mocy decyzji najwyższych władz państwowych i partyjnych Związku Sowieckiego, NKWD zamordowało prawie 22 tysiące polskich jeńców wojennych, oficerów wojska polskiego, policjantów i osoby cywilne. Celem masakry katyńskiej było zniszczenie elity narodu polskiego i unicestwienie niepodległego ducha Polaków. Katyń to symbol tragedii i bohaterskiej śmierci tysięcy Polaków, a także symbol wartości wartościom i walki o prawdę, z zakłamaniem i zmową milczenia. To dramatyczne świadectwo złowrogiego oblicza rządów totalitarnych.
W hołdzie ofiarom, ku przestrodze potomnym, na pamiątkę wielowiekowej solidarności i przyjaźni narodów węgierskiego i polskiego
Samorząd dzielnicy Obuda-Bekasmegyer roku pańskiego 2008”.
W hołdzie ofiarom, ku przestrodze potomnym, na pamiątkę wielowiekowej solidarności i przyjaźni narodów węgierskiego i polskiego
Samorząd dzielnicy Obuda-Bekasmegyer roku pańskiego 2008”.
A więc tak. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że nawet gdyby jakimś cudem nasze władze państwowe samorządowe, czy dzielnicowe gdzieś w Polsce postanowiły postawić pomnik ku czci ofiar Katynia, Smoleńska, czy jakiegokolwiek miejsca polskiej męki na terenie Rosji, a miejski architekt, inne miejscowe, czy państwowe władze, ogólnopolskie i lokalne media, czy jakieś lokalne koterie tego pomysłu nie oprotestowałyby, i tego typu pomnik ostatecznie by stanął, to już tablica o takiej treści nie miałaby szans powisieć choćby przez jeden dzień. Każdy kto ma choćby minimum społecznej świadomości odnośnie tego, czym jest współczesna Polska, wie, że my Polacy na tego typu pamięć nie mamy co liczyć, a nawet nie mamy o niej dziś co marzyć. Nie dziś. Nie tu. Natomiast okazuje się, ze mamy to szczęście, że o tego typu gestach myślą, marzą i je robią Węgrzy. I to jest wiadomość i piękna i straszna.
I teraz, skoro już doszliśmy do kwestii i strasznych i pięknych, nie pozostaje nam już chyba nic innego, jak zakończyć te refleksje czymś najbardziej optymistycznym. A więc przede wszystkim, nie ma wątpliwości, że całe to gadanie, jakiego to tu to tam jesteśmy świadkami o tak zwanym „polactwie” i o tym, jak to nasze społeczeństwo znalazło się w wiecznym uścisku kłamstwa i terroru, i jak to System nad nami ostatecznie zwyciężył, to bajki i bzdury. Węgrzy – ci sami Węgrzy, którzy dziś stawiają naszym męczennikom pomniki, ci sami Węgrzy, którzy dzień i noc kręcą się wokół tamtych barierek z zaciśniętymi pięściami, ci sami wreszcie Węgrzy, 1.200.000 ludzi którzy, jak mi wczoraj opowiadał Janek Pospieszalski, dzień w dzień, wraz ze swoim Episkopatem, modlili się o to by Prawda i Wolność zwyciężyła – dawno, dawno temu, w demokratycznych wyborach oddali swój kraj pod opiekę bandzie liberałów, a następnie, przez osiem lat pozwalali im na wszystko, a dziś pokazują nam o wiele więcej, niż moglibyśmy się od nich spodziewać.
I jest jeszcze coś, już naprawdę na sam koniec. Oto jeszcze jeden obrazek, który pani Toyahowa przywiozła z dzisiejszych Węgier. Może i najskromniejszy, ale kto wie, czy nie mówiący najwięcej. Wsłuchajmy się w ten głos. Choćby i wtedy, gdy on będzie do nas dochodził aż z tak daleka. Poczujmy ten wiatr. Jeszcze raz poczujmy ten wiatr. I, jeśli tylko kto może, proszę bardzo mocno - niech skorzysta z podanego obok numeru konta, i zechce wesprzeć ten blog.
Piękne i wzruszające.
OdpowiedzUsuńWidzę tylko jeden problem. Już dawno odkryłem, że słowo "liberał" nic nie znaczy. Bo liberał to lewacki zwolennik rozwiązłości, wyzuty z wartość geszefciarz żądny kasy, za którą gotów sprzedać swoją matkę, ale też uczciwy zwolennik wolności wobec systemu, zwolennik ładu spontanicznego, wróg komunizmu i marnotrawstwa. To co łupi nasze kraje to sługusy globalnej lichwy, zadłużający nas, a przyszłe pokolenia pozbawiając możliwości rozwoju. To korporacje, które z wolnym rynkiem nie mają już od dawna nic wspólnego, a wszyscy stracili nad nimi kontrolę pustoszą nasze lokalne systemy gospodarcze pozbawiając nas miejsc pracy rozwarstwiając społeczeństwa na skalę w historii niespotykaną. Rację ma zatem Stanisław Michalkiewicz tytułując jedną ze swych książek "dobry zły liberalizm". Bo to w tym strukturalistycznym szaleństwie jest metoda, aby ludziom pomieszczać języki, aby nie mogli się dogadać i znaleźć prawdziwe źródło ich podłego losu. Chodzi o to abyśmy się tłukli między sobą. Ja nazywam to systemem odwracania uwagi. Kiedyś proponowałem aby podział sceny politycznej nie dzielić na lewicę i prawice, bo to także przestaje cokolwiek znaczyć. Lepiej po mojemu nazwać ludzi lojalistami i globalistami. Jedni cenią rodzinę, różnorodność, wolność (tę gospodarczą również) i mają gdzieś zbawianie świata. Troszczą się o siebie, swoich najbliższych, wspólnotę, naród i tradycję. Drudzy wolności nie potrafią rozróżnić od rozwiązłości, są zwolennikami otwartych granic, "tolerancji" i rozwiązywania wszystkich problemów za ludzi łupiąc ich przy tym nieprzytomnie. Preferują ład dekretowany we wszystkich przejawach ludzkiego życia. Nienawidzą religii, rodziny i wszelkich wspólnot. W ludziach widzą zwierzę pozbawiane dyszy, które chcą uczynić bezmyślnym konsumentem. Tych drugich kochają media i wielki kapitał pomimo tego, że jest ich garstka. Gdzie tu jest miejsce na liberałów i konserwatystów? Nie wiem. Sam czasami mówię o sobie, że jestem konserwatywnym liberałem. Ale to też niewiele znaczy.
Zdjęcia świetne. Pozdrowienia dla małżonki.
@Andrzej
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało.Co do nazw - faktycznie nie mają żadnego znaczenia. Ponieważ jednak słowo "wolność" zużyło się niemal tak samo mocno jak "miłość", nie będę o sobie mówił, ani że jestem liberałem, ani też zwolennikiem partii miłości. To już lepiej chyba powiedzieć, że jestem "Polak mały".
Pozostaje mieć nadzieję, że u nas będą to 4 lata, a nie 8 - jak w przypadku Węgrów. I oby przebudzenie było u nas tak samo silne.
OdpowiedzUsuńJedyny komentarz do informacji o Pomniku Katyńskim: http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20110324&id=po02.txt
OdpowiedzUsuń@gerrero
OdpowiedzUsuńJa sobie nie umiem wyobrazić, żeby oni zostali jeszcze chwilę dłużej.
@mariusz
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że dałeś tu ten link. On jest okropnie ważny. Chciałem o tym wspomnieć, ale jakoś mi się ta informacja nie zmieściła.
@toyah
OdpowiedzUsuńCzytałem dzisiaj fragmenty wystąpienia D. Tuska - to jest coś niesamowitego, ten tekst "do klęczenia jest kościół" i wiele innych idealnie wpisują się w tezę, którą przedstawiłeś w wielu poprzednich notkach - tam już jest tylko jeden ogromny upadek.
Ja też nie umiem sobie wyobrazić kolejnych takich 4 lat.
@toyah
OdpowiedzUsuńZapomniałem jeszcze dodać o tym fragmencie o "polskiej Barcelonie" i Messim...
Po prostu geniusz.
@mariusz4478
OdpowiedzUsuńBrak słów. Gdyby jeszcze ta informacja dotyczyła czasów Bieruta, zrozumiałbym.
Teraz wydawałoby się, że obcy przynajmniej dbają o pozory. Nic z tego. Żadnych złudzeń. Dno.
@gerrero
OdpowiedzUsuńJa dzisiejszy dzień, jeśli o to idzie, muszę uznać za stracony. Znam tylko wypowiedzi Kluzik. Niby nie najgorzej. Ale to jednak nie to co Tusk.
Dodam, że w czasach liceum spędzałem wakacje u przyjaciół rodziny na ulicy Vajdahunyad, w Budapeszcie. Naturalną koleją rzeczy interesowałem się historią tego, co wokół oglądałem. (Przypomniało mi się zaraz nazwisko generała - Pal Malater, ktoś kojarzy? No i wcześniej ten 1920.)
OdpowiedzUsuńGdy czytam teraz, że tablicy za czyn sprzed ponad 90 lat boją się powiesić, umysłem nie ogarniam ich tchórzostwa.
To wynika chyba ze służbowych zależności - wolny człowiek nie posunąłby się tak daleko.
@2,718
OdpowiedzUsuńPal Malater. O tak! Bardzo Ci dziękuję za przypomnienie tego nazwiska.
@toyah
OdpowiedzUsuńtak jak zapowiadałeś to co zobaczyła Twoja szanowna małżonka jest podnoszące na duchu. Jest tylko jedno a może nawet dwa ale:
Węgrzy przeżyli 1956 rok, najprawdziwszy terror w sowieckim wydaniu, stąd to Muzeum Terroru a jednak nie uchroniło to ich od 8 lat rządów lewicy do ubiegłego roku! Ot taki paradoks i jednocześnie przestroga.
Czy nam mieszkańcom Polski wystarczą te cztery lata rządów Partii Oszustów? Czy będziemy musieli czekać jeszcze cztery lata aby do końca nas upodlili.
Jeszcze cztery lata rządów ludzi nie widzących dalej niż czubek własnego nosa?
Polak, Węgier dwa bratanki...,
Rząd Polski konsekwentnie realizuje politykę zdrady, dobrze że jeszcze wśród zwykłych ludzi jest podtrzymywana prawdziwa przyjaźń i pamięć co znaczą słowa Bóg, Honor, Ojczyzna. Oni w naszym imieniu upominają się o naszą prawdę.
No i to Maria Radio - toż to piękna niespodzianka i ona mnie najbardziej podbudowała...
@raven59
OdpowiedzUsuńOczywiście, że oni w 56 mieli terror najprawdziwszy, niemniej traktowanie komunizmu jako kabaretu jest u nas dosyć irytujące. Prawda? Choćby na tych balach maturalnych, gdzie jeden przebiera się za księdza, inny za milicjanta, a trzeci za Lenina. Myślę, że gdyby im pozwolono przebrać się za Hitlera, przebieraliby się też za Hitlera. Takie jaja.
@Toyah
OdpowiedzUsuńkiedyś mój siostrzeniec (20 letni student) przyszedł do mnie w koszulce z napisem "CCCP" przyozdobionym sierpem i młotem - musiałem mu delikatnie wytłumaczyć niestosowność noszenia takiej koszulki...
Ciekawe, że nie wszyscy zauważają że i Hitler i Lenin, i Stalin to równoważni zbrodniarze - nawet Stalin z nich największy.
@raven59
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś. Gdyby nie Ty, trzeba byłoby uznać, że z wszystkich serdecznych przyjaciół tego bloga, dziś by się tu nie pojawił nawet pies z kulawą nogą.
Musisz przyznać, że ten typ obojętności robi wrażenie.
Zrobili sobie nową konstytucję. Zaczyna się ona tak:
OdpowiedzUsuń"Boże, błogosław Węgrów!"
Możecie nam skoczyć, i cmoknąć nas w końcówkę. Toyah ok.
"Boże, błogosław Polaków!"
A. Żeby nie było niedomówień. Węgierska konstytucja najlepsza.
OdpowiedzUsuń@tayfal
OdpowiedzUsuńO! Jesteś. A co tam u Ciebie? Byłeś na grillu?
@toyah
OdpowiedzUsuńAch, też mnie nie było prawie przez cały dzień...
PS. Coś mi się popieprzyło z odbiorem poczty na gmailu i nie dostaję zawiadomień o nowych komentarzach, nawet tych moich
@toyah
OdpowiedzUsuńTen napis na pomniku Katyńskim w Budapeszcie robi wrażenie, przede wszystkim tym, że tylko 73 słowa (około 500 znaków) wystarczają, aby dokładnie opisać to czym była ta zbrodnia. Jaki prosty tekst i jak jednoznaczny.
Muszę przyznać, że irytujący jest dla mnie ten "kult" filmów Bareji. Fragmentami są one nawet śmieszne. Ale sprowadzanie problemów życia w komunie do perypetii bohaterów "Alternatywy 4" przy jednoczesnej walce z lustracją to elementy tej samej składanki.
Wg "ONych" komuna, przede wszystkim dla młodych, ma kojarzyć się z kabaretem i absurdami.
A nie z KŁAMSTWAMI, nie ze strachem, nie z poczuciem beznadziejności, nie z życiem na niby ... One są potrzebne w "kreacji" obecnej rzeczywistości.
Węgrzy doświadczali na własnej skórze 8 lat rządów kłamców.
Czy my zmądrzejemy (dostrzeżemy te kreacje) szybciej? Wg mnie doświadczenia życiowe są w niewielkim stopniu przekazywalne. Niestety musimy sami dojść do punktu zwrotnego. Nie wiem kiedy, ale wierzę, że dojdziemy.
@Gracjan
OdpowiedzUsuńŚwietnie że wspomniałeś o tym Barei. Ja już od dawna się czaję, żeby napisać tekst o tych filmach i o tym kulcie, zwłaszcza wśród tak zwanych 'młodych, wykształconych z dużych miast'.
Chyba wreszcie to zrobię. Tyle że to mnie będzie kosztowało obejrzenie 'Misia' w całości.
@Gracjan
OdpowiedzUsuńNo i ten napis. Cieszę się, że zwróciłeś uwagę na tę zwięzłość i jednoczesną pełność przekazu. To jest niesamowite.
Co się z Tobą działo przez te dwa dni?
@toyah
OdpowiedzUsuńJestem i bywam - w taki sam sposób jak inni - czyli jestem tak jakby mnie nie było.
Wcześniej dzisiaj, na kiermaszu misyjnym wyłowiłem dwie książki:
- niemiecką propagandę z 1941 r. (pełną zdjęć z okupowanej Polski) "Deutsches Vorfeld im Osten"
- polskie tłumaczenie z 1909 r. działa autentycznej amerykańskiej feministki Charlotte Perkins Gilman - "Kobieta a stan ekonomiczny" (z 1898 r.).
Bardzo ciekawe, prawdziwe !!! książki.
Życzę dobrej nocy.
@Gracjan
OdpowiedzUsuńImponujące. Pomyśleć tylko, ile tego typu rzeczy można jeszcze gdzieś znaleźć.
Co do tej Gilman, jak znam życie, ona musi być z dzisiejszej perspektywy zwykłym homofobem. Czy nie?
@toyah
OdpowiedzUsuńWarto zwrócić uwagę na podtytuł książki Gilman:
"Studya nad ekonomicznym stosunkiem mężczyzny do kobiety, jako ważnym czynnikiem ewolucyi społecznej"
Póki co przekartkowałem mały tomik. Dziwnie brzmi to tłumaczenie na język (staro) polski z 1909 r. Chyba czytając oryginał w języku angielskim nie doznaje się takiego dysonansu.
Na kiermaszu znalazłem tom II działa Gilman. Ale szybko w internecie natrafiłem na tom I,
na stronie "www.ebuw.uw.edu.pl":
część 1:
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=762&from=publication&
część 2:
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=763&from=publication&
Można ściągnąć i zapisać całe książki w pdf.
Jednak to nie to samo, co trzymać w ręku kawałek historii.
@Gracjan
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, czasy mamy zupełnie inne. Tradycyjna ekonomia to nudy. Moja córka przyniosła mi tekst jakiejś Wolk cośtam, która udowadnia, że posiadanie dzieci to ekonomiczna porażka.
Dziękuję Ci Toyahu za ten tekst. Bardzo..
OdpowiedzUsuńTen podpis na pomniku wzruszył nie tylko mnie, bez wyjątku wszystkie osoby, którym przesłałem tego linka..
pomimo że, ocierasz się czasami o megalomanię, dla mnie osobiście jest to Twój najważniejszy tekst obok tego:
http://toyah1.blogspot.com/2010/04/koniec-balu-panno-lalu.html
@tompsi
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie i dobre słowo. Co do megalomanii, to są tylko pozory. A poza tym, nawet jeśli jest ona moim grzechem, to mam znacznie więcej, znacznie poważniejszych.