(dla Strażnika)
Przy okazji poprzedniego tekstu wspomniałem o tym ledwo jednym zdaniem i to prawdopodobnie dlatego też jego moc i istota umknęły większości z nas. Myślę sobie z tą smutną ironią, że i tak dobrze, że napisałem nazwę holenderskiego miasteczka Maastricht z błędem, bo w przeciwnym wypadku musiałbym przyznać, że to co nam umknęło, a nie powinno w żadnej mierze, umknęło nam wszystkim.
Dzieje się otóż tak, że od czasu jak żona moja wróciła z Kolonii, żyjemy właściwie myślą o dwóch rzeczach. Pierwsza to taka, że nasza najmłodsza córka, z powodu marnych wyników w nauczaniu, znalazła się na granicy powtarzania klasy, a ja w związku z tym muszę chodzić do tej jej szkoły i rozmawiać z innymi nauczycielami, co – jak ci z nas, którzy wiedzą, co to jest za gatunek człowieka – jest dla mnie wyczynem właściwie ponad moje siły. I to w sensie dosłownym. Myślę, że najlepszym symbolem tego o czym tu piszę, był wczorajszy wypadek, który mi się przydarzył, gdy wsiadałem do autobusu, by udać się na rozmowę z jednym z nich, i najszpetniej na świecie rozwaliłem sobie nogę.
Druga rzecz, która nas zadręcza, to te trzy fotografie, które pani Toyahowa przywiozła z Maastricht, i którymi właściwie pewnie powinienem się tu podzielić, ale myślę sobie, że lepiej będzie ich tu nie pokazywać. To już pewnie lepiej byłoby tu wstawić zdjęcie tej nogi. Są bowiem napięcia, którym zbyt duża dosłowność wyłącznie szkodzi. Jestem pewien, że ich prawdziwa siła zapłonie dopiero wtedy, gdy uruchomimy naszą wyobraźnię. Ale zanim wrócimy do tamtego zdania, parę faktów historycznych.
Dla większości z tych, dla których nazwa Maastricht cokolwiek mówi – a w tym i autora tych refleksji – to holenderskie miasteczko oznacza miejsce jakiejś europejskiej fety sprzed lat, o bliżej niesprecyzowanym charakterze, a dla części z nich oznacza jeszcze może to, że to tam właśnie w 1992 roku został podpisany traktat tworzący Unię Europejską.
Jeśli ktoś jest trochę bardziej zainteresowany światem, wie też pewnie, że Maastricht to stolica Limburgii i prawdopodobnie najstarsze miasto w Holandii, zamieszkałe nieprzerwanie od czasów rzymskich. Ktoś też jednak może wiedzieć, że to właśnie Maastricht było pierwszym biskupstwem w Holandii i to w Maastricht, tam właśnie, odbywał swoją posługę pierwszy biskup chrześcijańskiej Holandii, św. Serwacy, patron stolarzy, jeden z tak zwanych ‘trzech zimnych ogrodników’. To tam też, w Maastricht, znajduje się przepiękna bazylika św. Serwacego, z kryptą, gdzie spoczywają zwłoki owego świętego biskupa. To tam, do Maastricht, przez niezliczone wieki, przybywali pobożni ludzie z całego świata, by modlić się na grobie Serwacego; a wśród nich Karol Wielki i Henryk III. To tam też, do św. Serwacego, w roku 1496 przybyło aż 142 000 pielgrzymów. Takie to były czasy! Taka to była Europa!
To wreszcie do Maastricht, podczas swojej pielgrzymki do Holandii w roku 1985, zawitał Jan Pawel II, by nawiedzić pozłacany relikwiarz św. Serwacego i odprawić przy nim nabożeństwo.
Nigdy nie byłem w Maastricht, natomiast była tam, jak już zostało to wspomniane wcześniej, niedawno moja żona i to od niej właśnie się dowiaduję, że jest to oczywiście miasteczko niezwykle piękne, i w tym sensie przypominające choćby nasz Przemyśl, że stanowi niezwykle duże skupisko kościołów na tak okropnie niewielkim obszarze. Żona moja miała okazję, poza wspominaną bazyliką św. Serwacego, zwiedzić trzy jeszcze kościoły w tym maleńkim, pięknym, starym chrześcijańskim miasteczku. W żadnym z nich akurat nie odbywała się msza, ale też nie czuć było ani tego wiecznego zapachu nabożeństwa, które się niedawno skończyło, ani też nie słychać było atmosfery tego, co dopiero miało się odprawić. Nic. Czysta, sterylna, nowa Europa.
W jednym z tych kościołów mieściła się miejscowa kawiarnia, w drugim księgarnia, natomiast w trzecim plac zabaw dla dzieci. Tak zwany rura park.
Wciąż słyszymy coraz to nowsze wiadomości o tym, że ktoś gdzieś kogoś zabił, pobił, oszukał, okradł, lub – dla odmiany – sprawił mu jakąś niewiarygodną przyjemność. Że tu ktoś coś wygrał, a tam znów ktoś inny coś przegrał. Że to tu to tam, stało się coś naprawdę strasznego, lub naprawdę śmiesznego. Coś bardzo dziwnego, albo coś zupełnie zwykłego. Raz na jakiś czas człowiek musi się udać do małego miasteczka na południu Holandii, czy, jeśli ktoś woli, na północy Europy, by poczuć prawdziwą miarę rzeczy.
I niech ktoś teraz zacznie się z nas śmiać, że jesteśmy ludźmi z obsesją.
To jeśli idzie o nich. Co do nas, to zmuszony jestem znów tradycyjnie apelować o wsparcie na podany obok numer konta. Jeśli tylko ktoś jest w możliwościach, no i czuje że warto, serdecznie proszę o tę uprzejmość. Bóg mi świadkiem, że gdybym nie musiał, to bym o tym nawet nie wspominał.
No właśnie. Ja mam taką obsesję, że z chwilą zmiany Związku Sowieckiego w Rosję w Europie wszystko już było gotowe na przejęcie pałeczki. Po co nieestetyczne wyrywanie paznokci, można przecież zrobić śliczne manikiury z tym samym efektem moralnym.
OdpowiedzUsuńByłam w Berlinie Wschodnim w latach 70. i okropnie się przestraszyłam wypalonych,opustoszałych kościołów. Gdzieby mi w głowie powstało, że to będzie symbolem nowej ery wolności.
@toyah
OdpowiedzUsuńNo to mnie rozbiłeś dziś zupełnie, już wiem co to są za zdjęcia.
W tym momencie przypomniałem sobie tą relację o pewnym miasteczku w Holandii czy Belgii gdzie nie ma ludzi starych, dokonywana jest tam eliminacja ludzi wiekowych, przy pomocy ich rodzin i lekarzy... .
Już z tego wszystkiego wolę ruiny kościołów zniszczonych na skutek działań wojennych, czy żywiołów.
Maastricht powiadasz..., jak tak dalej pójdzie, za niedługo będziemy żyli wśród minaretów, a ci wszyscy ateiści dopiero będą się mieli z pyszna, bo będą musieli zapełniać te muzułmańskie świątynie...
@Marylka
OdpowiedzUsuńTo jest w ogóle szerszy problem. Bo ja mam wrażenie, że my lubimy myśleć, że wszystko jest jednak oparte trochę na przypadku. A tymczasem przypadku nie ma. Z tej prostej przyczyny, że interesy naprawdę poważne nie mogą sobie pozwolić na to, by coś ich miało zaskoczyć.
@raven59
OdpowiedzUsuńA to jest jeszcze inna sprawa. Toyahowa była w tej Holandii przez chwile, ale zauważyła dokładnie to o czym piszesz. Tam się widzi niemal wyłącznie ładnych, odpowiednio wypasionych młodych ludzi.
Własnie tak. Te ex-kościoły i pełno młodych, zadowolonych z siebie młodych ludzi.
@Toyah
OdpowiedzUsuń@raven59
To też nowy, estetyczny wariant starych wzorców. Zamiast organizowania Wielkiego Głodu i łagrów. No i jeszcze pamiętacie opowieści o zwyczaju wywożenia starych ludzi zimą w las czy step, żeby sobie na zawsze zasnęli.
Do kanonu lewicowego należy zaprzeczanie, że historia jest magistra vitae i że się powtarza. Tylko że oni pilnie ją studiują i wykorzystują różne przydatne im pomysły.
A w ogóle życzę pani Toyhowej jakiejś wymiany z Włochami, najlepiej południowymi.
@toyah
OdpowiedzUsuń..parę lat temu byłam w Amsterdamie. W jednym z kościołów, co to już nie był kościołem, trwała właśnie wystawa fotografii. Ponieważ kościół był przykładem pięknej sztuki architektury gotyckiej, oglądaliśmy go z mężem dokładnie, także na zewnątrz. A na zewnątrz, jaka niespodzianka! w sąsiedztwie pięknego dawnego prezbiterium, dokładnie vis a vis, żywe, prawie gołe panie w oszklonych witrynkach, które, gdy pojawiał się klient, przysłaniały czerwonymi kotarkami.. nie uwierzyłabym gdybym sam nie widziała.. Być może nawet ten budynek był dawnym domem parafialnym. Proszę mi wierzyć, oniemiałam.. pozdrawiam.
@raven59
OdpowiedzUsuń"...jak tak dalej pójdzie, za niedługo będziemy żyli wśród minaretów, a ci wszyscy ateiści dopiero będą się mieli z pyszna, bo będą musieli zapełniać te muzułmańskie świątynie..."
Niestety taka wizja jest bardzo prawdopodobna. W zachodniej Europie Bóg, stał się dla zbyt wielu formułą retoryczną. Muzułmanie, którzy dokonują własnie cichej, imigracyjnej inwazji na Europę traktują Boga poważnie. I jeżeli nic się nie zmieni w chrześcijaństwie, to właśnie onizdominują Europę i tak jak to robili talibowie w Afganistanie - popędzą europejski zlaicyzowany motłoch kijami do meczetów.
I gdyby to nie dotyczyło również naszych dzieci - chciałoby się powiedzieć - dobrze im tak!
@melania
OdpowiedzUsuńStrasznie cierpliwy jest nasz Pan, prawda? Wprawdzie nam to też niewątpliwie niekiedy służy, ale czasem aż się prosi, żeby huknął.
Co za kaznodziejski ton Toyahu...
OdpowiedzUsuń@adam
OdpowiedzUsuńJa tu już piszę od ponad trzech lat, a Ty własnie przyszedłeś, zobaczyłeś, jakiem ja tonem piszę i postanowiłeś mi o tym powiedzieć? Muszę przyznać, że jesteś strasznie zarozumiały. Ja bym nie miał odwagi.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCoś mało komentarzy. Upał, a może temat niezbyt optymistyczny, mówiąc delikatnie?
Czasami tak jest, że jedne wpisy prowokują do zabrania głosu, a inne nie. I nie ma to nic wspólnego z ich oceną.
Żeby zmienić troszkę nastrój.
Stolen Child do słów W.B.Yeates'a
Loreena McKennit, arcyciekawa artystka, w Polsce prawie w ogóle nieznana. Warto posłuchać całego koncertu z Alhambry na YT. Późnym wieczorem, przy małej (koniecznie nie za dużej) szklaneczce Twojego ulubionego trunku.
http://youtu.be/Q7TkyxVIfuk
pozdr.
@James
OdpowiedzUsuńLoreenę McKennit znam. Bardzo dobra.
Co do tzw. feedbacku, rzeczywiście, ostatnio jest marnie. I już nawet nie chodzi o komentarze, ale w ogóle fatalnie zmniejszył się ruch.
Mam nadzieję, że to przejściowe, bo bardzo bym nie chciał, żeby się miało okazać, że to mi siadła siła.
Dziękuję za dobre słowo.
@toyah
OdpowiedzUsuńJa to wrazenie pamietam pierwszy raz sprzed chyba 15 lat, kiedy w Londynie koledzy zabrali mnie do tzw "klubu" (czyli odpowiednika tego co sie w latach 80-tych nazywalo dyskoteka), a klub miescil sie walsnie w starym gotyckim kosciele. Wiec po pierwsze nie podobalo mi sie w tym klubie (do dzis mi sie w nich nie podoba) - nie da sie rozmawiac, alkohol jest bardzo drogi, to sa miejsca do milczacego, prymitywnego tanca w stanie nacpania.
Ale przede wszystkim szokowal mnie ten kosciol. Ja wtedy bylem bardzo daleko od Kosciola, ale wlasnie tak - daleko od Kosciola. To znaczy rozumialem i akceptowalem ze Kosciol jest w naszym zyciu, ze jest punktem odniesienia. Wtedy do kosciola nie chodzilem, i chyba nawet uwazalem ze to wszystko bzdety, ale jednak kiedy zobaczylem ze Kosciola (i kosciola) moze nagle NIE BYC - to byl dla mnie szok.
Tak sie sklada ze wlasnie sobie koncze czytac list pasterski bl. Jana Pawla II "Ecclessia in Europa", a wienczy on serie listow dla wszystkich kontynentow, nawet Oceanii. Czy trzeba dodawac ze jest najsmutniejsza lektura? Ze tam gdzie w wypadku Afryki czy zwlaszcza Ameryki u Papieza dominuje radosc i nadzieja, tak opis sytuacji Europejskiej jest przygnebiajacy?
Na koniec - ktos tu wspomnial Amsterdam. Moja zona jezdzi tam w interesach wlasciwie co dwa tygodnie, wiec zna miasto i ludzi juz zupelnie niezle. I jedna rzecz jest bardzo niezwykla: oni nie maja lokalnej kuchni. To znaczy oczywiscie w internecie mozna poczytac o kuchni holenderskiej. Ale w miescie nie ma, albo prawie nie ma lokalnych knajp. Azjatyckie, francuskie, wloskie, steak houses, cokolwiek zechcesz, zwlaszcza orientalne. I po rozmowach biznesowych gospodarze zapraszaja wlasnie do takich knajp. To jest dla mnie ciekawe, bo jednak nie zwykle; Niemcy proponuja zawsze na starcie tradycyjna kuchnie niemiecka, o Francuzach i Wlochach to w ogole nie ma co gadac bo przeciez by sie smiertelnie obrazili jakbys odmowil pokosztowania ich kuchni; a kiedy przyjmujemy zagranicznych gosci w Polsce naturalnie tez zawsze pierwsza propozycja jest kuchnia polska, na ktora sie zazwyczaj zgadzaja, i ktora im zazwyczaj bardzo smakuje. A tu nagle narod, ktory z tego elementu tradycji jest juz calkowicie wyprany. Oczywiscie, nie bardzo nas to dziwi w kontekscie wszystkiego co juz wiemy.
Serdecznoci!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń