Jak niektórzy wiedzą, staram się utrzymywać rodzinę z tego, że znam język angielski i wiem jak go uczyć. Moje życie zawodowe w związku z tym opiera się niemal wyłącznie na uczeniu języka angielskiego gdziekolwiek i każdego, kto zgłosi do mnie taką potrzebę. Pracowałem przez jakiś czas w szkole, ale głównie uczę na zlecenie, a w związku z tym nie mam do czynienia wyłącznie z dziećmi i młodzieżą, ale przede wszystkim może z ich rodzicami. A rodzice, jak wiemy, są ludźmi dokładnie takimi jak my, a więc ludźmi ze swoimi dorosłymi zajęciami, doświadczeniami i opowieściami. Dla kogoś takiego jak ja jest to bardzo interesująca perspektywa, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że te zajęcia, doświadczenia i opowieści siłą rzeczy są bardzo różne i od moich i od wszelkich innych.
Uczyłem w mojej zawodowej karierze ludzi najróżniejszych profesji, a więc i prawników i policjantów i muzyków i różnego rodzaju biznesmenów i lekarzy i dyrektorów, a nawet i innych nauczycieli. Uczyłem również właścicieli firm budowlanych, szefów tych firm i pracujących w tych firmach inżynierów. I choć wszystkie te kontakty pozwoliły mi się dowiedzieć o dzisiejszym świecie naprawdę wiele, dziś jakoś wciąż myślę o dniach, kiedy to pracowałem z inżynierami. Pamiętam dziś bardzo dobrze czasy, kiedy owo budowanie szło tak dobrze, że w pewnym momencie zacząłem nawet sobie myśleć, że to może szkoda, że ja i pani Toyahowa nie poszliśmy w swoim czasie na studia inżynierskie, bo byśmy dziś żyli jak pączki w maśle. Ale jeszcze pewnie lepiej pamiętam czasy znacznie późniejsze, kiedy myślałem sobie, że szkoda też, że nasza najstarsza córka postanowiła studiować biotechnologię, a nie budownictwo, bo już dziś by się mogła zatrudniać na praktyce w jednej z tych firm i sobie żyć. Ale też pamiętam moment, i to już było naprawdę niedawno, kiedy moi uczniowie – inżynierowie zaczęli mi mówić, że zaczyna się dziać coś bardzo niedobrego, a mianowicie praca stała się bardzo powszechnie przedmiotem najbardziej brutalnej kradzieży. Pamiętam, jak oni wszyscy łapali się za głowę, nie mogąc uwierzyć, jak to się dzieje, że ich firmy, startując w przetargach, przedstawiają oferty już tak niskie, że niższe już być nie mogą, że im już nawet nie chodzi o zarobek, ale o pracę, o wyjście na zero i o pozostanie na rynku, gdy nagle pojawia się ktoś, kto składa ofertę o 15% niższą i przetarg oczywiście wygrywa.
I to co tu relacjonuję, nie jest oparte na jednym czy dwóch przypadkach, ani na jednym czy dwóch miesiącach z najświeższego kalendarza. O tego typu zjawiskach słyszałem wielokrotnie i naprawdę od wielu pracujących w branży osob. I informacja była zawsze taka sama. Kiedyś wszystko układało się naturalnie i w miarę normalnie, ale nagle pojawiła się sytuacja nowa, gdzie wszystko runęło. Pamiętam, jak przychodziłem do pracy w pewnej dużej firmie budowlanej i oni wszyscy zajęci byli tylko jednym – pisaniem kolejnych ofert, składaniem ich gdzie się tylko dało, i obserwowaniem, jak nagle ktoś – często zupełnie nie wiadomo kto i według jakich procedur – ich wymiksowywał. Siedzieli tam przy tych swoich biurkach, nudzili się jak psy i kombinowali, jak można jeszcze obniżyć cenę tego, czy owego, żeby skoro już stracić, to przynajmniej nie zrobić z siebie przy tym durniów… gdy nagle okazywało się, że oto już wszystko skończone, bo pojawił się oto nagle ktoś od nich tańszy. I to tańszy nie trochę, ale tańszy w sposób całkowicie bezczelny. Bez najmniejszych skrupułów.
Pytałem, jak to możliwe. Przecież to wszystko są poważne umowy, poważne pieniądze i poważne procedury. W końcu musi przyjść moment, że robota stanie, bo zabraknie pieniędzy, albo na materiały, albo na wypłaty dla ludzi. Odpowiedzi były dwie. Pierwsza taka, że niektórzy składają te nierealne zupełnie oferty, bo liczą na to, że później się da je jakoś stosunkowo tanio renegocjować. Druga natomiast taka, że lepiej dla mnie, żebym tego wszystkiego nie wiedział. I do dziś tego czegoś nie wiem. I wiem, że tak z pewnością jest dla mnie lepiej. Dziś więc mam ten komfort, że najwyżej mogę sobie po amatorsku spekulować. A jest o czym.
Przez kilka dobrych tygodni cała Polska żyła tym, że ów wielki plac budowy, jakim stał się cały nasz kraj na rok przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, i z którego jesteśmy tacy dumni, znalazł się, jak to pięknie określił portal TVN24, w „w proszku”. Dziś, kiedy wreszcie nawet nasi Chińczycy rzucili łopaty i przenieśli się gdzieś do Afryki, a nawet dziennikarze TVN-u machnęli ręką na te krzesełka i zamiast je dalej uroczyście przykręcać, poszli na wódkę, wygląda na to, że wszystkie drogi i stadiony, które są obecnie budowane, lub choćby nawet już kończone, nadają się wyłącznie do wyburzenia i ponownego stawiania. Nawet stadion w Poznaniu, który był zrobiony najszybciej, i z wielkim hukiem ogłosił swą potęgę, ściągając do Poznania samego Stinga, okazuje się być nie do użytku, bo cholera, trawa jakoś nie chce rosnąć, a jak słyszę z innych zupełnie źródeł, nagłośnienie tam też jest skandalicznie złe. Z kolei, jak idzie o inny stadion – nieważne zupełnie, który – okazuje się, że stwierdzono tam brak faktur na ciężkie dziesiątki milionów złotych. Akurat na fakturach się znam. I wiem, że jeśli nie ma faktur, to znaczy, że ich najprawdopodobniej miało nie być. A jeśli ich miało nie być, to musiał być ku temu jakiś bardzo jednoznaczny powód. A powodem tym mogły być, w ten czy inny sposób, tylko owe brakujące miliony. A to przecież tylko stadiony. Pozostają drogi, których już na pewno wiadomo, że nie będzie, no i kolej, której nawet owo kultowe już Pendolino bez wahadła nie pomoże. A więc mamy czyste, piękne zero, a przed nami rok 2012, który przynajmniej dla Polski może oznaczać autentyczny koniec świata.
A ja sobie myślę, że w tym wszystkim kluczowe musiały być dwa momenty. Pierwszy ten, kiedy to rząd Platformy Obywatelskiej przejął władzę w Polsce, a Donald Tusk zapowiedział, że teraz dopiero zacznie się budowanie, no i sytuacja może jeszcze bardziej znacząca, kiedy okazało się, że to Polska obok Ukrainy będzie organizowała te mistrzostwa. I zastanawiam się też dziś, jak na tę wiadomość zareagowały wszelkiego rodzaju firmy budowlane i wszelkie inne firmy związane w ten czy inny sposób z przemysłem budowlanym, a także wszelkie autoramentu biznesmeni, czy to bezpośredni powiązani z branżą, czy przeróżni lobbyści, lub wolni strzelcy, których jedynym zadaniem jest patrzeć tylko, gdzie jest coś do zarobienia. I jestem pewien, że w momencie, jak się okazało, że z jednej strony Polska stanie się już lada chwila owym wielkim placem budowy, z drugiej strony z całą pewnością na tę budowę zaczną napływać ciężkie europejskie pieniądze, a ze strony trzeciej – i wcale nie najmniej istotnej – tymi pieniędzmi będą dzielić sprawdzeni ludzie, którzy zawsze rozumieli, czym jest lojalność i w jaki sposób, jak to wczoraj pięknie w telewizji TVN24 określił sam marszałek Niesiołowski, lojalność oznacza uczciwość, a uczciwość wynika bezpośrednio z lojalności, w całej branży i w dalszych i bliższych okolicach musiało zapanować ogromne poruszenie.
Wszyscy się dziś emocjonujemy tak zwaną autostradą A2, której jeden z odcinków, został zlecony do wykonania firmie z Chin. Na ile potrafię ocenić sytuację, a nie wykluczam, że jednak nie potrafię, ciekawe są tu dwie kwestie. Pierwsza to taka, że padło akurat na tych Chińczyków. Ja nie wiem, jak wyglądają odpowiednie procedury, ale domyślam się, że nie jest tak, że ktoś tam ogłasza przetarg na jeden z odcinków autostrady, przychodzi jakiś Chińczyk z teczką dokumentów, jakiś Polak czyta te papiery i mówi: „Bierzemy!” Tam nie występują tylko te dwie osoby. Tam nawet nie występują tylko dwie komisje. Tam, wokół tego interesu, z cłąą pewnością kręcą się tłumy strasznie zaciekawionych sprawą osob. Tam się ustawiają kolejki. A w tych kolejkach panuje pełny porządek. Bo na pewnym poziomie porządek musi być. I jeśli w pewnym momencie to właśnie ci Chińczycy dostali ten kawałek tortu, to znaczy, że tak własnie miało być. Że tu przypadku nie było.
Druga kwestia, która mnie tu zainteresowała, to fakt, o którym dowiedziałem się jak najbardziej oficjalnie, bo z telewizji, że Chińczycy przedstawili ofertę o 40% niższą od wyliczonych wstępnie kosztów tej budowy. Moi uczniowie - inżynierowie wspominali o pięciu procentach, o dziesięciu, raz nawet o piętnastu. 40% - to już naprawdę wynik nie byle jaki. Poza tym, co przecież nie bez znaczenia, o ile tamte procenty pojawiały się niejaką półgębkiem, wręcz jako plotki, to dziś zaniżanie kosztorysów jest czymś jak najbardziej naturalnym i bezwstydnym. A zatem te 40% to wynik na miarę czasów i ludzi, którzy wzięli na siebie za te czasy odpowiedzialność. Te 40% to wręcz symbol tego, z czym mamy do czynienia na przestrzeni ostatnich lat.
Zastanawialiśmy się niedawno nad przedstawionymi nam wyliczeniami, z których wynika, że posłowie Platformy Obywatelskiej są ludźmi o najwyższym w branży majątku. Jednocześnie dowiadywaliśmy się, że ci sami, najbogatsi posłowie, są też osobami najbardziej zadłużonymi. I znów muszę powiedzieć, że na pewnych sprawach się nie znam, ale na niektórych, owszem, jak najbardziej. A więc nie znam się na tym, jak to jest mieć dużo pieniędzy, natomiast świetnie wiem, jak wygląda sytuacja, kiedy się jest w długach. Wiem też, jak to jest, kiedy te długi zaczynają już tylko straszyć po nocach. Ale też potrafię się domyślić, jak to jest, kiedy z jednej strony ma się naprawdę wielki majątek, a z drugiej strony są już tylko te koszmary. I mając te swoje przemyślenia, dochodzę do wniosku, że na tym naszym polskim froncie robót, który przed czterema laty otworzyli ludzie Platformy Obywatelskiej nie ma już żartów. Tam nie ma podskakiwania, tam nie ma tańczenia w ringu, uników, tam się już nie rozdaje uśmiechów i celnych uwag na tematy przeróżne. Tam, wszyscy już pozajmowali swoje miejsca i pędzą na łeb na szyję, jak na największym na świecie rollercoasterze, z zamkniętymi oczami, z zaciśniętymi na czym popadnie dłoniach, z nogami w drzwiach, z sercami z kamienia, bez dusz, bez myśli, bez żadnych właściwie planów. Chodzi już tylko o to, by nie zlecieć na mordę.
Jak widać, wpadłem w lekką poezję. A tu wcale nie ma poezji. Tu właściwie jest tylko to jedno zdanie, jakie usłyszałem od jednego ze wspomnianych na początku inżynierów, których kiedyś uczyłem języka angielskiego Chodzi o to, że lepiej dla nas pewnych rzeczy nie wiedzieć. Dziś już rozumiem wszystko znacznie lepiej, niż kiedykolwiek. I bardzo mi z tego powodu miło.
Tradycyjnie już, wszystkich, którym powyższy tekst sprawił jakąś satysfakcje, a którzy mają jakiś luźny grosz, bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
dwie kwestie:
OdpowiedzUsuń1. przesterowanie państwa
Prawo Zamówień Publicznych i niektóre instytucje kontrolne parzą na całą administrację, przedsiębiorców i obywateli jak nawet nie potencjalnych, tylko realnych złodziei.
Ale oni też dzłają na bazie pewnej filozofii systemu.
Aby urzędnik miał bezpieczny "dupochron" i nie został posądzony o stronniczość, korupcję i jeszcze nie wiadomo co, stosuje jedno kryterium w przetargu - cenę. Oczywiście może zastosować inne, ale one są "relatywne". Bo jak wybrać droższy projekt budynku, który jest po prostu ładniejszy? Widzą zatem urzędnicy wizję przesłuchań, ciągania po prokuraturach... I robią cenę jedynym kryterium.
Znam całą masę przykładów, ale nie o to chodzi. Sam byłem kiedyś przedmiotem próby udowodnienia korupcji za podobną sprawę. Wszystko skończyło się o.k. musiałem udowodnić tylko, że nie jestem wielbłądem i... postarzałem się o 10 lat. Pan prokurator stwierdził, że nie widzi we mnie żadnej winy. Ale jeśli przetarg za który odpowiadałem wygrała uczelnia, którą skoczyłem 15 lat wcześniej było przedmiotem jego dociekań, to znaczy, że państwo stalinowskie było niczym przy III RP.
2. Grzech zaniedbania
winni są wszyscy, nie tylko PO. Wybieramy generalnie idiotów i figurantów oderwanych od życia, a prawdziwi społeczni liderzy, mają gdzieś politykę, bo to szambo. Ci łajdacy są winni szczególnie, bo przez cały czas swych rządów udowadniać, że wszystko jest O.K. O tym że Prawo Zamówień Publicznych, Prawo Budowlane, Drogowe i ciała masa przetrwanych regulacji nadają się do radykalnej zmiany wiadomo było od dawna. Nie zrobiono rzetelnej reformy państwa po PRL. Tylko przewodnim mottem rządów naszych umiłowanych przywódców jest polityczna poprawność: rządzić tak aby nikogo nie urazić, a zwłaszcza biurokratycznego lobby. A niestety, aby rządzić skutecznie trzeba mieć przekonanie o wyższym interesie i nie bać skutków swych słusznych decyzji. Mafia polityczno - urzędnicza przywieziona na sowieckich czołgach rządzi tym krajem. Zmiana tego wydaje się niemożliwa. To co zaproponowało PO, czyli wywalenie 10% urzędników bez odjęcia państwu jego zadań to nic innego jak rozszerzenie anarchii... Nam wydaje się, że to idioci, a to pozoranci realizujący pod spodem swą właściwą politykę.
Potrzeba nam zmiana modelu państwa i filozofii i jego funkcjonowania. A to nie przyjdzie łatwo.
Wybacz Toyah, za ten przydługi komentarz, ale wiem o pewnych rzeczach sporo, czasami sądzę, że za dużo. Wiem, że mój blog jest przedmiotem inwigilacji więc nie mogę tam napisać wszystkiego. Za to polecam to:
http://kolatka.blogspot.com/2011/02/ze-wspolnego-gara-rzecz-o-unijnych.html
ma to także związek z podjętym przez Ciebie tematem i pokazuje marnotrawstwo na skalę jakiej się nawet nie spodziewamy.
@Andrzej
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za ten i za wszystkie inne komentarze. One są tym cenniejsze, czym bardziej ja jestem to w tym, to w tamtym kompetentny tylko na zasadzie takiej, że staram się myśleć, czuć i wyciągać wnioski.
A to że nasze blogi są inwigilowane, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Najmniejszej.
Bądź zdrów!
@Andrzej
OdpowiedzUsuńJesli wg ciebie "...państwo stalinowskie było niczym przy III RP." - to znaczy, ze nie wiesz co mowisz czlowieku, chyba skonczyles jakas uczelnie w Moskwie.
@adam
OdpowiedzUsuńMasz rację, nieco przegiąłem pisałem w emocjach. Przepraszam. Tak się wtedy czułem nic na to nie poradzę. Poza tym poziom inwigilacji (bo to miałem na myśli), której jesteśmy w tej chwili poddawani jest tym, o czym tamten system mógł tylko marzyć. System kiedyś opierał się wyłącznie na donosicielach. W tej chwili wie o Tobie po prostu wszystko.
Dla Twej informacji nie skończyłem uczelni w Moskwie, lecz rozumiem Twoje oburzenie. Ale jeśli nie potrafisz wyczuć klimatu mojej wypowiedzi, śmiem domniemywać, że nie uczyłeś się zbyt pilnie. Wybacz.
@adam
OdpowiedzUsuńJednak jest pewien aspekt usprawiedliwiający Andrzejowe zawołanie, że "państwo stalinowskie było niczym przy III RP".
Otóż w państwie sowieckim, a Andrzej miał tu na myśli zainstalowane w Polsce, nikt chcący uchodzić za rozumnego nie "kupował" idiotyzmów na serio.
Gdy musiał, czy chciał się podporządkować i je znosić, to inna sprawa, ale "swoje wiedział".
Publicznie mógł rżnąć głupa, ale przynajmniej się potem upił.
O, właśnie,ten POciąg powrotny z Gdańska napawa pewną nadzieją!
Taką, że ta hołota czasem upić się musi.
Inaczej się udusi.
Gdyby nie ta nadzieja, to należałoby ocenić, że w stosunkach społecznych jest gorzej niż w Państwie stalinowskim.
Zwłaszcza prawda ma się gorzej. W odróżnieniu od "Prawdy".
@adam
OdpowiedzUsuńPS.:
Oczywiście, trupów na razie jest mniej.
Na razie!
Propozycja tematu zbiorczego
OdpowiedzUsuńpt."kłopoty medialne z":
- przesadyzmem kalisza ws blidy
-rasizmem kuby w. (kto oglądał dzisiaj śniadaniową dwójkę ten widział jak murzyn mamadou rozłożył na łopatki mr. figurskiego)
-urodą sylwii ługowskiej(za ładna aby nie zdradzić? i co na to górnośląskie jedynki na listach?!)
Tematy dla nich zbyt pop aby zmilczeć i zbyt niewygodne aby naświetlać trza się gimnastykować no i robi się gorąco.
@orjan
OdpowiedzUsuńFakt. Trupów mniej. Jeśli nie liczyć wzrostu samobójstw i zgonów z powodu raka i zawałów.
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńMógłbym napisać tak:
Mi to już od co najmniej dwóch lat cały ten bajzel widzi się tak, że Orliki to korytka dla drugiego i trzeciego garnituru, no a Euro 2012 to koryto dla waadzy. Wszystko to śmierdzi na milę a najbardziej te "przetargi" z ich "procedurami".
No i napisałem, jednak zwróćcie uwagę na kursywę - ja nie mam pojęcia o prawie o zamówieniach publicznych, o tych procedurach, postępowaniach i takich tam, więc ja tylko jak Toyah, tak po amatorsku czuję smród korupcji, bijący z tych inwestycji.
Żeby więc nie było, że piszę tu o czymś na czym się nie znam, to wspomnę jak to w 1995 roku rozpocząłem, jak to się mówi, karierę zawodową (hehe) w pewnym międzynarodowym koncernie co rozwijał skrzydła na polskim rynku. Z początku było miło i przyjemnie i nawet jeśli się słyszało, że ktoś gdzieś coś na boku, to były to drobiazgi i kiwało się głową z politowaniem dla ludzkiej pazerności. Po roku, dwóch obstawiono nas całą serią procedur, ścieżkami służbowymi postępowań i czym tam nie jeszcze. No to wtedy ci co gdzieś coś tam cwaniaczkowali zaczęli jechać po całości i zobaczyłem co to znaczy zbić majątek na lewiźnie.
Tak było, czy to ma coś wspólnego z dzisiejszym wpisem, pozostawiam ocenie szanownych.
A co do tego stalinizmum to, prócz tego, co ładnie napisał wyżej Orjan, ja lubię przypomniać, że proroczo wspomniał o tym Zbigniew Herbert w "Potędze Smaku": posłali nam bowiem kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha zamiast wnucząt Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkich dziewczyn o czerwonych rękach.
"Samogonnemu Mefisto" pewnie podobają się rezultaty.
Geszeft po rusku czyli ciekawostki XXI wieku.
@Kozik
OdpowiedzUsuńA ja dziś czytałem wywiad z Janem Tomaszewskim - który, tak na marginesie, niemal wyłącznie mnie irytuje - gdzie powiedział coś takiego:
"Stadion niemieckiego Hoffenheimu został zbudowany na trawie, czyli od podstaw. Jego budowa kosztowała 61 mln euro. Przebudowa stadionu w Poznaniu kosztowała nas, podatników, 180 mln euro, a od oddania obiektu jest tam już piąta lub szósta murawa".
I dalej:
"Stadion Schalke Arena to najnowocześniejszy obiekt świata – ma przesuwany dach, przenośną murawę, można tam organizować wszystko – koncerty, widowiska sportowe, obiekt może służyć jako hala. Jego budowa kosztowała Niemców 370 mln euro. Na Stadion Narodowy już teraz wydano pół miliarda, a to jeszcze nie koniec".
Dobre, nie?
@toyah
OdpowiedzUsuńCiekawa rzecz z tymi najtanszymi ofertami. O ile slyszalem, w Niemczech oferte najtansza sie w przetargach publicznych ODRZUCA. Bardzo prosta zasada, ktora jednoczesnie przestaje zamieniac przetarg w wyscig "kto taniej". Najtaniej to w najlepszym wypadku zaledwie najgorzej jakosciowo. W skrajnym - tak jak z tymi Chinczykami. Niemal zawsze - w oparciu o krzywde ludzka, jak tu nie zaplacic dostawcy/pracownikowi, pod byle pozorem wyegzekwowac kare umowna itd. Wszystko to "na sluch" wydaje sie takie banalne. Patrzac glebiej - w tym wszystkim wyraza sie rowniez strach panstwa przed podejmowaniem decyzji, na przyklad takiej jak "zrobimy troche drozej a solidniej". Zasada "lowest bidder wins" to wszak wyraz klasycznego liberalnego braku zaufania do urzednikow podejmujacych decyzje, to zamiana ich pracy w odwrocone Allegro.
Ten rzad mial prosta robote: 4 stadiony. Do jednego z nich (Wroclaw) autostrada juz byla. Do drugiego (Poznan) bylo pewne ze bedzie (dokumentacja juz byla, prace skoncza sie w grudniu br). Zarowno do Warszawy jak i do Gdanska, czyli tam gdzie byl element niepewnosci - autostrady nie bedzie. Nie bedzie jej rowniez do granicy z Ukraina. Stadiony sa, jak wiadomo, wykonane fatalnie. Brak szybkich pociagow (Warszawa - Gdynia to ponad 6 godzin). Weekendowej imprezy "one year to kickoff" jakos media nie naglasnialy, choc normalnie jest to duzy event. Czemu mnie to nie dziwi?
@Toyah
OdpowiedzUsuńUczestniczyłem, a właściwie tylko próbowałem uczestniczyć w przetargu.
Malutkim, nie z branży budowlanej.
Warunki były tak skonstruowane, że ten kto miał wygrać przetarg już z pewnością miał towar lub już go zamówił w Chinach.
Termin był krótki, drakońskie kary za niedotrzymanie. Specyfikacja zamówienia nie dawała szans firmie "postronnej".
Żeby wygrać, towar musiał być chiński, inaczej żadnych szans ze względu na cenę. Zamówienie w CHRL, produkcja + transport (kontener drogą morską)to min. 2-3 miesiące. Termin realizacji 1 miesiąc. Prosta sprawa!
Szybko się wycofałem (wadium), bo jak bym przypadkiem (a może nie przypadkiem) wygrał, to szybko byłbym bankrutem (kary).
Pozdr.
@james
OdpowiedzUsuńPrawo Zamówień Publicznych mówi, że zamawiający może dowolnie określić przedmiot zamówienia, więc jest to nienajlepszy na kręcenie lodów, wpływa na wybór wykonawcy i winduje ceny. Widziałem naprawdę cuda. Ale największym "cudem" jest artykuł 4 PZP. Jest tam napisana jakich zamówień ustawa nie dotyczy... Baaarodzo interesująca lektura.
a oto przykład:
"j) usługi finansowe związane z emisją, sprzedażą, kupnem lub transferem papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych, w szczególności związane z transakcjami mającymi na celu uzyskanie dla zamawiającego środków pieniężnych lub kapitału"
Innymi słowy, byle inspektorzyna w gminie ścigany jest przez przeróżne służby za zakup bez przetargu paczki ołówków, ale można spokojnie poza ustawą zaciągnąć kredyt na 20, 50 miliardów i nikt nawet nie piśnie.
Przypomina mi to stary dowcip o Icku, którzy modlił się w synagodze:
- "Panie Boże, ześlij mi 100$! Żona głodna, dzieci głodne."
I tak przez parę godzin na pełen głos. Aż przyszła pora narzeczeństwa. Zebrała się spora grupa starozakonnych. W końcu jeden z nich nie wytrzymał, podszedł do Icka i mówi:
- "Icek, masz tu te 100$ i spadaj. My tu się o większą kasę modlimy"
@Toyah
OdpowiedzUsuńAno właśnie! Ja też gdzieś tam jeszcze słyszałem, że kilometr autostrady wybudowanej w Polsce, na stosunkowo płaskim terenie jest znacznie droższy niż np. w krajach alpejskich (Austria, Szwajcaria), gdzie co chwila trzeba ryć tunele.
Ano, bolszewia, Panie, bolszewia czysta.
Czytam teraz trochę powieści historyczne a konkretnie Mackiewicza "Nie trzeba głośno mówić". Okazuje się, że gdyby Hitler rozumiał nastroje narodów uciemiężonych przez Sowietów i np. natychmiast zlikwidował kołchozy na zajętych przez siebie terenach, to bardzo możliwe, że bolszewia już by głowy więcej nie podniosła. (Inna sprawa co by było gdyby Niemcy wygrali ale my tu nie o tym). Otóż wydaje mi się, że bolszewicy wyciągnęli jakieś tam wnioski z błedów Hitlera, fakt, że dopiero pod koniec XX w.
No ale mamy to co mamy i jakoś mi ta teoria pasuje do tego.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńDobrze że zwróciłeś uwagę na fakt, że to tak naprawdę była prosta robota. Dwie drogi. Cztery stadiony.
Ja mam wrażenie, że to jest to o czym już tu jakiś czas temu rozmawialiśmy. Oni fizycznie nie są zdolni do jakiegokolwiek realnego sukcesu. Oni są w takim stanie, że nawet gdyby im zlecić wbicie gwoździa, to oni by go zgubili, albo wsadzili do kieszeni i o nim zapomnieli.
@toyah, cz.1
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak jest z tymi przetargami, natomiast wiem, jaki jest ich skutek (notabene niedawno przez pana opisywany): „nie będzie wybudowana następna autostrada, pociągi będą jeździć dużo dłużej niż dotychczas, bo tory gdzieś szlag trafił, albo wagony się powyginały, stadiony trzeba będzie zbudować od nowa, bo to gdzieś trawa nie chce rosnąć, a gdzie indziej nie da się na stadion wejść, lub z niego wyjść…”
A propos stadionów: mniej więcej dwa tygodnie temu, rozmawiałem z pewnym rolnikiem imieniem Stanisław, o państwowo-ustrojowych generaliach i rustykalnych detalach. Gadało nam się całkiem przyjemnie, ponieważ rolnik ów, wspomniane generalia i detale delikatnie postponował, a ja w złośliwości swojej nie dawałem należytego odporu jego typowo polskiej a wieśniaczej skłonności do narzekania. Ostateczna konkluzja tej rozmowy była następująca: jest ciężko (i trudno się dziwić, gdy ma się zaledwie 15 ha ziemi kiepskiej klasy – z małym zagonem szparagów – a oprócz tego trochę krów, świń i kur), a nie ma widoków, że będzie lepiej. I wtedy włączyła się do rozmowy matka pana Stanisława – energiczna, 80-letnia staruszka. Zacna ta matrona wyraziła nadzieję na poprawę sytuacji ogólnie w państwie, a w rolnictwie w szczególności, ponieważ – jak wszyscy wiedzą – w 2012 roku będzie w Polsce EURO. Gdy zaskoczony tą uwagą bezskutecznie dokonywałem błyskawicznych operacji myślowych, by zlokalizować łańcuch przyczynowo-skutkowy łączący dokonania piłkarskich kopaczy z ekonomiczną kondycją drobnotowarowych gospodarstw rolnych, syn zgasił entuzjazm matki następującym twierdzeniem: „Co też mama księdzu opowiada! Przecież nie poprawi nam się przez to, że będziemy płacić rachunki w euro!”
@toyah, cz.2
OdpowiedzUsuńChciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że pan Stanisław (a mówię to w oparciu o 4-letnią obserwację) nigdy nie sprawiał wrażenia człowieka szwankującego na umyśle. Owszem, odznacza się on swego rodzaju dobroduszną poczciwością, ale to wcale nie oznacza, że pozbawiony jest zdrowego rozsądku. Wręcz odwrotnie. Gdy bowiem delikatnie zwróciłem uwagę, że zaszło małe nieporozumienie, bo EURO w Polsce w przyszłym roku to jak najbardziej, ale euro to już niekoniecznie – pan Stanisław popatrzył na mnie groźnie, a potem powiedział, że to nieładnie wyśmiewać się z prostego człowieka. Bo on oczywiście wszystkich rozumów nie pojadł i nie jest tak wykształcony jak ja i w ogóle - ale to wcale nie oznacza, że mogę go traktować jak jakiegoś głupka, który nie wie, że w przyszłym roku będą mistrzostwa w piłce kopanej. Jasne, że on o tym wie. Ale jeśli o tym euro gadają tak ważni ludzie – i premier, i ministrowie i różne mądrale w telewizji – to nie może tu chodzić tylko o jakąś tam piłkę czy nawet stadiony, bo niby dlaczego takim głupstwem ma się zajmować rząd? Rząd ma ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład: wprowadzenie w Polsce euro. Bo na pewno to mają na myśli, gdy mówią o tym euro w 2012. Piłka, to tak przy okazji i nie ma co tym gównem za dużo się zajmować, a euro to poważna, godna rządu sprawa. I on jako prosty człowiek chciałby wiedzieć, czy przez wprowadzenie w przyszłym roku tego euro będzie mu lepiej, czy gorzej. Od tego jest rząd, żeby to wytłumaczyć i żeby euro wprowadzić - jeśli ma być lepiej, albo nie wprowadzać - jeśli ma być gorzej. Krótko mówiąc, mam mu nie wmawiać, że cały ten ruch w Polsce: te wszystkie autostrady, drogi ekspresowe, dworce kolejowe itd. – są budowane dlatego, że ktoś chce rozegrać kilka meczy, a jeszcze ktoś inny chce te mecze zobaczyć. Aż tak głupi w tej Warszawie nie są.
Próbowałem tłumaczyć panu Stanisławowi, że to nie tak, ponieważ dzięki temu, że będzie EURO w Polsce, mamy większą motywację do budowania i dotacje mamy i w ogóle jakoś tak łatwiej robota idzie.
Zezłościłem wtedy pana Stanisława. Nie potrafił bowiem zrozumieć, dlaczego te mecze są tak ważne, że dzięki nim powstają nowe drogi i torowiska. Przecież te drogi są dla ludzi tutaj żyjących. Oni są ważni. I powinni te drogi mieć bez względu na to, czy jest jakieś EURO, czy go nie ma. A jeśli unijne dotacje na te drogi zależą od tego, że jacyś faceci chcą sobie w Polsce, w przyszłym roku pobiegać za piłką, to znaczy, że całą tę Unię trzeba o kant dupy roztrzaskać.
Nie wiem, jak tę rozmowę podsumować. Czy bardziej się śmiać, czy bardziej płakać. Dodam tylko jako ciekawostkę, że zasięgnąłem języka i spytałem kilku kolegów pracujących w innych rejonach diecezji, czy spotkali się z myleniem EURO z euro. Okazało się, że tak. Nie jest to nagminne, ale zauważalne.
Pozdrawiam serdecznie.
@toyah, cz.3
OdpowiedzUsuńDla pełnej jasności dodam jeszcze, że moje: "nie wiem czy bardziej się śmiać, czy bardziej płakać", nie dotyczy pana Stanisława i jego poglądów. Raczej mam na uwadze obecnego Zeitgeista i jego dyktaturę, która sprawia, że nie mamy odwagi, by rozumować tak jak pan Stanisław. W efekcie, to co drugo i trzeciorzędne, jawi nam się jako nasze być, albo nie być, a to co naprawde ważne, traktujemy jako prymitywne, śmieszne, niepotrzebne i nienowoczesne.
A pan Stanisław?
Może warto przypomnieć nasze rozmowy toczone chyba jeszcze na S24, o błogosławionej głupocie. Błogosławionej, bo nie-podatnej na manipulację.
Serdeczności.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńMogę się oczywiście mylić, ale mam bardzo poważne przekonanie, że ten zacny człowiek, o którym Ksiądz opowiada, ironizował. A więc sobie trochę z Księdza żartował. My, ludzie pobożni, lubimy sobie robić jaja z księży. To tylko bezbożnicy na widok księdza robią ze strachu w portki.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńNo i najważniejsze. Błogosławiona głupota! Niech żyje!
@Kozik
OdpowiedzUsuńMyślę, że cena kilometra autostrady u nas jest raczej zbliżona do ceny kilometra autostrady w Kalabrii.
@toyah
OdpowiedzUsuńKomęty osobników nabzdryngolonych a pamiętnych sklasyfikuj proszę w ustawieniach jako "spam".
Oprogramowanie firmowe weźmie się za nich w tej samej chwili, całkiem samoczynnie i z taką semantyczną wrażliwością, że np. osobnik ***juk będzie mógł potem dowolnie zmieniać kompy i ksywa, a i tak każdy jego następny spamentarz wyląduje w katalogu "spam", pozostając tym samym niewidocznym dla czytelników Twego bloga.
Powyższe działa już od trzeciego… czasem czwartego oflagowania agresywnego trolla jako "SPAM". Najciekawszy przypadek skutecznego zadziałania uruchomionej ok. miesiąc temu przez Google maszynowej analizy leksykalnej (inputem jest bloger wskazujący trolli, a rezultatem jest wyciachany z automatu równo z ziemią troll) zdarzył się koledze, który konsekwentnie wskazywał blogger.com jakiegoś trudno usuwalnego trolla; w sumie coś kilkanaście razy. Uprzejmy blogger.com starannie to wszystko przeanalizował, po czym wychlastał mu z bloga jeszcze trzech dalszych wyjątkowo namolnych rozbijaczy dyskusji. Razem ze wskazanym, do spammerów zaliczonych zostało przez oprogramowanie Google czterech podjudzaczy. Okazało się, że nasz milusiński logował się pod czterema nickami, nie ukrył się jednak przed algorytmem porównującym wpisy.
spray na trolle
Funkcja ta działa nawiasem mówiąc od tego dnia, gdy nastąpił zgrzyt na Bloggerze—pamiętny poślizg w dacie publikowanych wpisów, opóźnionych wtedy o jeden dzień. Pracownicy Google ustawili domyślnie usuwanie wpisów na blogach pozostawianych przez znane już z innych sewisów firmy zajmujące się profesjonalnym trollingiem, i zablokowali w ten sposób własną usługę!
@YBK
OdpowiedzUsuńNie. To nie działa ani za trzecim, ani za czwartym, ani za dziesiątym razem.
@toyah
OdpowiedzUsuńco tu dodać? Zastanawiające jest jak oni sobie z tym wszystkim nie radzą,
czasem nachodzi mnie takie wrażenie, że w tym szaleństwie jest metoda. W mętnej wodzie mniej widać..
Choć czasem wyskoczy im taki fajerwerk że aż zatyka bezczelnością.
Obejrzałeś wreszcie "Misia"?
@raven59
OdpowiedzUsuńJeszcze nie. Tylko we fragmentach. ALe jak już wymyśle, co napisać o Barei, to obejrzę.
Sprawa Titskiego, czyli tajemnice Oxfordu
OdpowiedzUsuńAleż toyahu, oxoniano-bullingdonowe doświadczenie nie odbiega ani o jotę od tego rolniczo-wielkopolskiego, jakim podziełił się z nami Don Paddington. Nie tylko cały Pembroke wierzył, że pewien impostor był wnukiem generała Władysława Sikorskiego. Ja też. Do pewnej chwili, oczywiście. Taka jest siła skojarzenia.
To samo się tyczy środka obiegowego o nazwie euro, i kopaniny o szmaciankę. Ja sam nabierałem się, jak grysik na łyżeczkę, gdy wymawiano w radio tę nazwę, że chodzi zapewne o walutę - naprawdę! Taka jest siła skojarzenia.
PS
Titski © Marcin B. Brixen - przeźwisko przedziwnie pasujące
@toyah
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że nie działa. Zapytam się, skąd taki efekt. U mnie na pulpicie (dashboard) stoi jak wół dumny komunikat:
"We have enabled automatic spam detection for comments. You should occasionally check the comments in your spam inbox. Learn more about Blogger's spam detection or report issues."
Odpowiadają mi na wiadomości wysłane na to forum (vide drugi link) z reguły w ciągu 24h.
To musi zadziałać!
PS
Dla posiadaczy ajpodów uruchomiono na bloggerze parę dni temu "mobile templates" - pdobno blog jest dzięki temu bardziej czytelny na małych ekranach. Telefonuję niepomny na zew mód jakimś prehistorycznym aparatem, więc tego formatowania na własnej skórze nie sprawdzałem; ale dla wielu najmłodszych czytelników może to być atrakcyjna opcja.
@YBK
OdpowiedzUsuńU mnie też jest ta informacja. Tyle że co oni automatycznie za spam, jest nie do przewidzenia. Tam jest pełna dowolność. Ten nieszczęśnik jakiś czas temu jednorazowo wkleił tu chyba z 50 jednobrzmiących, jak najbardziej wulgarnych, komentarzy, i Blogger nawet palcem nie kiwnął, żeby je uznać za spam. Ani automatycznie, ani po tym, jak ja je wszystkie oznaczyłem jako span.
A więc - jak mówię, to nie działa.
@toyah
OdpowiedzUsuńPajonki, Śląsk, oksymorony.
Zawołanie do pewnej pani polityk, że oto nadchodzi dla niej chwila, gdy będzie musiała się w całości opowiedzieć za przedsiębraną opcją współpracy "palec pod Putkę, bo za minutkę zamykam budkę" było prorocze, a wejście Joanny K-R pod skrzydła Donalda T. uświadomiło ostatniemu sceptykowi, że PJN można czytać jako Program Jest Nieważny lub, od tego tygodnia, Partia Już Nieistniejąca. Chylę czoło przed tym proroctwem przypuszczając, że nikt za tą grupką nie zapłacze. Szkoda tylko Rybnika (albo Gliwic - bo i takie wiadomości do mnie dotarły) gdzie Kluzik ma zostać posłusznie zatwierdzona przez lokalną leminżerię.
Katowice pamiętam miało kiedyś 400 tys. ludności. Teraz ma 299 tysięcy. Docelowo (przeczytałem jakieś studium oenzetowskie, czy inne podobnie odległe od pospolitej naparzanki podmiotów lokalnych) ma mieć 200 tysięcy.
Co się porobiło?
Będą mieszkania, wiem. Tak już mówiono, gdy się zaczął bodaj w 1971 roku wielki exodus do Niemiec (Rodzice mi opowiadali, jak to partyjni uspokajali nastroje opowiadaniem Ślązakom o tych mieszkaniach, które teraz "wy dostaniecie"). Nie znam cyfr z lat 70-tych, ale podejrzewam, że prawdziwy exodus odbył się nie wtedy, kiedy wyjechał może i nawet milion mieszkańców, głównie zresztą z Opolszczyzny, lecz później, w latach 1989-2005, kiedy sumarycznie wyjechało ok. pięć milionów, a dziś do wyjazdu szykuje się kolejne dziesięć milionów.
I znowu rozgłaszane będą kolejne oszustwa przez płatnych propagandystów, przez partyjnych oszustów, i przez tych pozostających bez widocznej afiliacji. Chociaż... niektórzy z nich podczepili się pod Kościół, i zmieniają przesłanie głoszenia Wiary podsuwając w jego miejsce talmudyczne bajania. Ewangelizacja (chwiejnego obecnie) Kościoła czy urbanizacja (wyludniających się) miast to oksymorony. Co to za czasy są, gdy jedynie oksymoron opisuje konieczność?
Niestety muszę zaprotestować (odnośnie stalinizmu, III RP a raczej dzisiejszego świata): w żadnym razie nie zgodzę się, że obecnie zabija się mniej ludzi. Tak jest tylko pod warunkiem, że pominiemy dzieci nienarodzone. To tak, jakby omawiając hitleryzm pominąć mordowanych Żydów. I psiamać, tak jesteśmy przekonani, że to nie ludzie, że nawet nie pamiętamy
OdpowiedzUsuń@SilentiumUniversi
OdpowiedzUsuńFakt! Jeśli liczyć, to wszystko.
@Silentium plus orjan
OdpowiedzUsuńPełna zgoda.