Ponieważ każdy dzień przynosi ostatnio
z różnych stron coraz to kolejne wypowiedzi, w których dzisiejsze czasy
zestawia się z tym, z czym mieliśmy do czynienia w Stanie Wojennym, pomyślałem
sobie że powinienem jakoś na tę falę szaleństwa zareagować i napisałem w tej
sprawie odpowiedni tekst do „Warszawskiej Gazety”. Od tego czasu jednak minęło
już kilka dni i wygląda na to, że felieton, który ukazał się ledwie co wczoraj
jest już w pewnym sensie nieaktualny. Otóż, jak się okazuje, między naszą
obecną sytuacją a tym co się działo pod koniec roku 1981 i w latach późniejszych nie ma
porównania. Dziś jest znacznie gorzej. Czemu? A choćby przez to, że taki
generał Jaruzelski na Sylwestra i Nowy Rok zniósł godzinę policyjną, a premier
Morawiecki ją wprowadził. Cóż więc ja tu szukam z moją historią z tamtych lat?
Mimo to, tradycyjnie zapraszam.
Pamiętam, jak jeszcze w PRL-u do księgarń
trafiła napisana przez Jacka Fedorowicza książeczka zatytułowana „W zasadzie
tak”. Książka w swojej warstwie podstawowej stanowiła poradnik odnośnie tego,
jak przeżyć PRL, a jeden z jej rozdziałów poświęcony był temu, jak rozmawiać z
milicjantem. Fedorowicz swoje stanowisko wyłożył na przykładzie kierowcy, który
został zatrzymany za jakieś wykroczenie, a ograniczało się ono do tego, by pod
żadnym pozorem nie próbować z milicjantem wchodzić w jakąkolwiek dyskusję.
Należy każdą uwagę przyjmować z pokorą, kiwać ze zrozumieniem głową i – co
bardzo ważne – wciąż podkreślać, jaki to z nas bałwan i głupek. Na końcu,
zgodnie z sugestią Fedorowicza, nieodmiennie należało zadać milicjantowi to
jedno, kluczowe pytanie: „I co teraz ze mną będzie?”, tak by mu w ten sposób
najbardziej jasno zadeklarować naszą nieskończoną podległość. Po co? Oczywiście
wyłącznie w jednym celu. Żeby nie zapłacić mandatu i za zaoszczędzone w ten
sposób pieniądze kupić sobie coś ładnego.
Na temat Jacka Fedorowicza, czy raczej
tego co z niego po latach zostało, mamy tu wszyscy zdanie bardzo jednoznaczne,
ja jednak tamtą radę starałem się mieć w głowie przez wszystkie kolejne lata
życia w komunie i nie będę ukrywał, że kilka razy mi sie ona bardzo przydała, i
to nie gdy chodzi o głupi mandat drogowy, ale w sytuacjach znacznie poważniejszych.
Jednak, jak sądzę, przydała się nie tyllko mnie, bo myśmy w tamtych latach byli
bardzo czujni, no i znacznie mądrzejsi od tych, co na ówczesny Stan Wojenny
spóźnili się o dobre 40 lat.
Oto koleżanka studiowała w Sosnowcu, ale
w każdy piątek wieczorem wracała do swojego Radomia. Pociąg przyjeżdżał późno w
nocy, więc z dworca w tym jej Radomiu za każdym razem odbierał ją jej ukochany.
Któregoś wieczoru przyjazd się opóźniał, więc chłopak koleżanki podszedł do odpowiedniego
okienka, jednak pani z informacji zajętej plotkowaniem ze swoją koleżanką ani w
głowie nie było reagować na pytania chłopaka. W końcu, kiedy ten zniecierpliwiony
postanowił zapukać w szybę, pani wystawiła na zewnątrz głowę i zawołała do
przechodzących milicjantów: „Zróbcie coś, bo tu się jakiś pijany awanturuje”.
No więc oni przyszli i go zabrali. Wprawdzie go nie pobili, bo był grzeczny, nie
stawiał się i się z nimi nie kłócił, ale za pijackie awantury na dworcu w
Radomiu dostał zwyczajowe kolegium. Nie pamiętam, ile to wtedy było, ale dużo.
Kolegium to było nie byle co.
Czemu ja o tym opowiadam? Otóż mamy
rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego i ludzie, którzy dziś mają tyle lat co chłopak
koleżanki z tamtych lat, a ponieważ są od niego znacznie bardziej odważni, stają
naprzeciwko policji w poczuciu uczestnictwa w rekonstrukcji zdarzeń. Przed nami
natomiast stają poważni politycy i potwierdzają, że rzeczywiście mamy do
czynienia z rekonstrukcją historii. To dla nich ta moja opowieść.
@toyah
OdpowiedzUsuńPani Orjanowa zadała mi wczoraj interesujące pytanie: A gdzie teraz schowali się Rulewski i Mężydło?
@orjan
UsuńMężydło pare dni temu wypowiedział się w sprawie kandydata PiS-u na Rzecznika Praw Obywatelskich. Faszyzm nie przejdzie.
@toyah
UsuńJemu też nie przejdzie.