wtorek, 15 grudnia 2020

Kiedy media w Polsce ogłoszą po raz pierwszy, że Ziemia jest płaska?

       Myślę, że to jest moment równie dobry jak każdy inny, bym wyjaśnił, dlaczego w ostatnich tygodniach w tak dramatyczny sposób opuściła mnie wszelka chęć komentowania bieżących wydarzeń politycznych. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że wielu Czytelników bardzo by chciało, bym napisał choć parę słów komentarza na temat tego, co się dzieje z Polską, a więc tak naprawdę kolejnego, tym razem chyba najpotężniejszego z dotychczasowych, starcia między władzą Prawa i Sprawiedliwości a opozycją, czy to tutaj w kraju, czy w Brukseli, ja jednak, mimo podjęcia paru prób – moim zdaniem, zdecydowanie nieudanych – uważam, że nie ma na co liczyć. Dlaczego tak jest, opiszę może na przykładzie tego co zobaczyłem wczoraj w telewizji. Otóż mieliśmy kolejną uliczną awanturę, gdzie z jednej strony widzieliśmy policję próbującą nieporadnie zapanować nad tym chaosem, a z drugiej strony te często jeszcze dzieci, wyzywające policjantów od morderców, plujące im prosto w twarz, rzucające w nich czym popadnie, niszczące radiowozy, a wcześniej twitterowe wpisy wręcz zachęcające do ich fizycznej eliminacji, a tuż obok, polityków opozycji wzywających do jeszcze większej agresji, a na koniec tego wszystkiego tych samych polityków, dyskutujących z innymi politykami nad tym, do jakiego stopnia dzisiejsza Polska przypomina Polskę z roku 1981 i lat kolejnych. Oglądałem to wszystko, podobnie jak wcześniej niemal identyczne sceny to tu to tam, i, przepraszam bardzo, ale w jaki sposób ja mam to co się dzieje, komentować. I po co? Żeby kogoś tam gdzieś w Polsce ucieszyć tym, że udało mi się powiedzieć dokładnie to samo, co jemu czy jej, szumiało w sercu, tylko że oni nie potrafili tak celnie i tak ładnie tego oddać? Przecież to nie ma sensu. Z tego że ja powtórzę po raz kolejny najbardziej oczywiste oczywistości, nie powstanie jakiekolwiek dobro, nawet jeśli opowiem, co dziś sądzę o Tomaszu Terlikowskim, czy o Szymonie Hołowni.  Ani dobro, ani nawet zło. Nic. Jeszcze raz może powtórzę za Norwidem jego straszne słowa: „Jak się nie nudzić na scenie tak małej, tak niemistrzowsko zrobionej?”  

      Niedawno, gdy szukałem jakieś dawnego tekstu, który mógłby z odpowiedniej perspektywy przynajmniej skomentować to zło, które się na nas wylewa, ze smutkiem stwierdziłem, że przez te wszystkie lata, jak prowadzę ten blog, zapisałem na nim – nie licząc tego, co przez jakiś czas równocześnie pisałem w Salonie24 – niemal 4 tysiące osobnych refleksji, przeważnie odpowiednio oryginalnych i moim zdaniem ważnych. Otóż jeśli mamy przed sobą 4 tysiące myśli przedstawionych w formie często bardzo długiego felietonu, to przepraszam bardzo, ale co trzeba mieć w głowie, by po tym wszystkim znaleźć w sobie moc, by powiedzieć coś nowego, a przede wszystkim pożytecznego? A daję słowo, że nigdy ani przez chwilę nie było moim celem jedynie dostarczanie satysfakcji. Zwłaszcza tej najtańszej.

       Czy to znaczy, że zbliżam się do końca tego rozdziału w moim życiu? Oczywiście że nie. Każdy kto mnie zna wie, że ja chyba już do śmierci nie zamilknę, a tym bardziej nie zajmę się uprawianiem kwiatków na balkonie. Rzecz w tym, że moim zdaniem przesilenie jakie w tych dniach zdecydowanie nastąpiło, poza paroma krótkimi myślami, uniemożliwia formułowanie jakichkolwiek poważnych ocen. A mimo to od czasu do czasu pojawia się coś, czym chciałbym się podzielić, i to jak najbardziej w relacji do obecnego zamieszania. Otóż obejrzałem sobie niedawno na youtubie piętnastominutowy reportaż na temat ludzi żyjących w głębokim przekonaniu, że Ziemia jest płaska. Ja oczywiście wcześniej o nich słyszałem, jednak byłem przekonany, że to są jacyś nadzwyczaj ekscentryczni żartownisie, tacy jak członkowie owego stowarzyszenia, które dowodzi naukowo, że samoloty i pszczoły nie latają, bo są relatywnie zbyt ciężkie, by się utrzymać w powietrzu. Tymczasem, jak zupełnie jasno pokazuje ów reportaż, są to zupełnie zwyczajni ludzie, tacy jak większość z nas, w dodatku, wedle wszelkich znanych nam standardów, całkowicie rzeczowi i zrównoważeni, a na dodatek  całkiem sympatyczni, bez najmniejszego śladu owego słynnego obłędu w oku. Są to więc ludzie tacy jak my, tyle że głęboko pewni tego, że Ziemia jest dyskiem pływającym na ogromnej tafli wody, poza którą nie albo nie ma nic, albo, jak mówi jeden z nich, „Bóg jeden raczy wiedzieć, co”. Czy oni wszyscy – a z reportażu wynika, że ich jest na świecie coraz więcej i że są przy tym coraz bardziej aktywni – się tak tylko bawią? Otóż nie. Oni nie dość że swoją wiarę w płaską Ziemię traktują nadzwyczaj poważnie, to jeszcze uważają, że głosząc ją walczą z niewidzialnym wrogiem, który przez to straszne kłamstwo na temat Ziemi jako zaledwie jednego z nieskończonej liczby mikropunkcików w jakimś absurdalnym nieskończonym  kosmosie, chce człowieka zdeptać i uczynić z niego swojego niewolnika.

       I niech nam się nie wydaje, że oni tak tylko się spotykają i wymieniają opiniami.  Oni po swojej stronie mają bardzo poważne dowody oparte na bardzo solidnych naukowych obserwacjach, oraz równie poważnych analizach i niech się nam też nie wydaje, że gdybyśmy mieli możliwość, to byśmy każdego z nich w jednej chwili zagięli przy pomocy paru prostych pytań. Oni na każde z nich mają błyskawiczną odpowiedź i znów niech nikt nie myśli, że słysząc ją, w ich oczach zobaczymy choćby ślad szaleństwa, czy nawet złości. Wręcz przeciwnie: każdy z nich ze spokojnym uśmiechem nam odpowie, że on wie, co sobie o nim myślimy, ale jemu tylko pozostaje nam współczuć, że tak strasznie daliśmy się zmanipulować tym, którzy rządzą światem.  

      W tym momencie ktoś mi powie, że moje zapowiedzi, że oto dziś wreszcie powiem coś bardzo nowego i bardzo ważnego, są nic nie warte. To bowiem co opowiedziałem to jeszcze jeden przykład tego, co ludzie znacznie lepiej ode mnie oczytani od lat znają pod pojęciem post-prawdy. A ja mogę na to tylko odpowiedzieć, że ja świetnie znam ową teorię, tyle że jestem głęboko przekonany, że jej autorzy i główni teoretycy stanowią jak najbardziej owej post-prawdy nieodłączną część. I mojego przekonania nie zmieni żaden z nich, dopóki nie stanie przede mną i nie powie jasno, wyraźnie i możliwie dobitnie, że się przed nią nie obronimy, o ile nie zwrócimy się w kierunku Prawdy Jedynej, Prawdy Prostej, a sformułowanej przed wieloma, wieloma wiekami. Prawdy, której nie trzeba ani dyskutować, ani dowodzić, ani przede wszystkim bronić. A już na pewno kręcić na jej temat telewizyjne seriale.



2 komentarze:

  1. Czy Ty wiesz, że to jest zdjęcie z filmu o psudochrześcijańskiej sekcie w Usa? To tak miało być?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Integrator
    Oczywiście że wiem. A Ty myślałeś, że co ja chciałem przez to zdjęcie zakomunikować?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...